Rozdział 6



„ Wykreślić ze świata przyjaźń...

To jakby zgasić słońce na niebie

gdyż niczym lepszym ani piękniejszym

nie obdarzyli nas bogowie."

Cyceron

       Ciężko było mi zasnąć i w końcu dałam sobie z tym spokój. Zrobiłam kawę w dużym blaszanym kubku i wyszłam z nim na dwór siadając na stopniu prowadzącym do kamienicy. Kawa spożywana w ten sposób nawet jeżeli była przyrządzana jedynie przeze mnie zyskiwała na smaku. Miasto powoli budziło się ze snu. Promienie słońca odbijały się w szybach budynków. Blaszany kogucik na szczycie wieży dumnie wypinał pierś dając się ogrzewać pierwszym promykom. Wieża trynitarska nadal cicho drzemała. Bramy czekały otworem na pierwszych przechodniów. Koty wychodzące zza budynków przeciągały się i prężyły grzbiety. Taki był mój Lublin nad ranem. Wiedziałam, że to spokojne miejsce zaraz zapełni się przechodniami i zrobi się tłumnie. Dopiłam kawę i do głowy wpadł mi pomysł. Wróciłam do mieszkania, zagotowałam wodę i wsypałam zupę w proszku do termosu, który zalazłam gorącą wodą. Wiedziałam, że to co robię może i nie było zbyt mądre, ale chciałam po raz pierwszy wejść na punkt widokowy na którym jeszcze nie miałam okazji być i wręcz marzyłam, by móc tam zjeść śniadanie, a rozsądniej było przynieść sobie zupę w termosie niż iść przez miasto z kubkiem z zupą. Szybko zapakowałam łyżkę i miseczkę i wyszłam na dwór. Przeszłam przez całe stare miasto, zeszłam z mostu prowadzącego na zamek i zaraz znalazłam się po drugiej stronie ulicy, skąd widziałam już wzgórze Czwartek. Chwilę mi zajęło obejście drogi i wdrapanie się na górę gdzie znajdował się kościół. Nie chciałam tam zaglądać z bagażem, więc minęłam dzwonnicę i podeszłam do barierek. Widok był niesamowity. Mogłam stąd obserwować całe stare miasto łącznie z zamkiem. Panorama była naprawdę zachwycająca. Usiadłam po turecku, wyjęłam miseczkę i nalałam sobie do niej zupy z termosu. Nie byłam pewna czy jedzenie na terenie kościoła wypada, ale chyba Bóg nie mógł się na mnie obrazić za to, że chcę nacieszyć się jedzeniem obserwując dzieło Boże jakim było to miasto, bo przecież ludzie tworzący je dostali dar od Boga. Gdy już zjadłam i nacieszyłam się widokiem, postanowiłam wrócić do domu i naszykować się na wyjście. Chciałam wpaść jeszcze do Biura Promocji Miasta. Wiedziałam, że Mata na szczęście nie będzie, ponieważ jest niedziela i wszyscy mieli tego dnia wolne, a nawet gdyby to był normalny dzień i tak by nie przyszedł, bo teraz pewnie dopadł go ogromny kac. Musiałam wcześniej zadzwonić do Nataniela, bo prócz szefostwa, sprzątaczek i kobiety z recepcji klucze do budynku miał tylko on, a z tego co mi mówił przeważnie przesiaduje tam nawet w niedziele. Ja sama mogłam dzisiaj się lenić, jednak pomyślałam, że skoro i tak moja praca polega na siedzeniu przed komputerem i układaniu pasjansa, to przynajmniej mogę się na coś przydać i popracować solidnie nad przewodnikiem. Uprzedziłam Nataniela o tym, że przyjdę i tradycyjnie na miejscu byłam o dziesiątej.

- Cieszę się, ze zechciałaś pomóc. Podziwiam cię, że przyszłaś nawet w niedzielę.

- To nic wielkiego, cieszę się, że jestem przydatna – wzrost mojej rangi w oczach chłopaka wiele dla mnie znaczył.

- Proszę, przejrzyj to – podał mi plik kartek. – To szkicowe teksty, które pojawią się w przewodniku. Chciałbym, żebyś zerknęła na nie okiem i na ich podstawie wybrała teksty do których najlepiej zrobić zdjęcia i spisała je sobie.

- Jasne, nie ma problemu.

Zamknęłam się w swoim gabinecie i zaczęłam pracę. Muszę przyznać, że to były bardzo interesujące teksty i bardzo mnie wciągnęły. Praca tak bardzo mnie pochłonęła, że nawet nie zauważyłam kiedy wybiła godzina trzynasta i do pokoju wszedł Nataniel.

- Chciałabyś może wyskoczyć ze mną na drugie śniadanie? Ostatnio nikogo nie było, ale czasem wpadają tu firmy kateringowe sprzedając bułki, sałatki i inne przysmaki jednak dziś niedziela i sama wiesz...

- Bardzo chętnie z tobą gdzieś skoczę.

- Świetnie! Znasz jakieś miłe miejsce czy sam mam wybrać?

- Znam doskonałą kawiarenkę! Jest tuż pod moim mieszkaniem. Możemy tam pójść.

Nataniel dokładnie wszystko pozamykał i mogliśmy wyjść. Idąc przez deptak naprawdę dobrze nam się rozmawiało. W pewnej chwili znaleźliśmy się przed sklepem Leo i poprosiłam Nataniela, by poczekał na mnie chwilę i weszłam do środka.

- Cześć Leo.

- O, witaj Monika.

- Ty nadal nie uważasz, mnie za przyjaciółkę, prawda? W każdym razie... – starłam się szybko zmienić temat aby uratować go przed krępującym pytaniem, tym bardziej, że sama świetnie zdawałam sobie sprawę, że ledwo się znamy. – Chłopakom przydał się ten notes?

- Tak, mój brat miał tam zapisane nowe słowa do piosenki. Ma niezłą głowę pełną pomysłów, ale i strasznie krótką pamięć. Gdy ma wenę musi szybko zapisać słowa, bo zaraz je zapomni.

- Tak, właśnie zauważyłam, niektóre zdania były dla mnie wręcz nieczytelne. Jest może dziś Roza?

- Nie, w soboty i niedziele ma wolne, dlatego stosunkowo wcześnie wtedy zamykam.

- Ja to i tak cię podziwiam, że nawet w niedzielę masz sklep otworzony.

- Mój sklep jest położony w tak dogodnym miejscu, że aż grzechem byłoby nie korzystać.

- Chyba masz rację. Wybacz, ale kolega na mnie czeka, dlatego będę już lecieć, wpadałam tylko się przywitać.

- Jasne. Mój brat poprosił mnie, że jeżeli cię spotkam to abym jeszcze raz w jego imieniu podziękował ci.

- Przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia.

Powróciłam do Nataniela i już po chwili byliśmy w mojej ukochanej kawiarence. Udało nam się odszukać ostatni wolny stolik, przeznaczony akurat dla dwóch osób i zasiedliśmy na przeciwko siebie.

- Co byś mi poleciła? – spytał Nataniel

- Na drugie danie serwują bardzo dobrą sałatkę grecką lub gyros! Uwielbiam je! Chyba zamówię sobie właśnie sałatkę grecką i sernik.

- W czymś mogę pomóc szanowni Natanielu i Kiro – zażartowała kelnerka o płomiennych włosach związanych w warkocz.

- Iris! Ty naprawdę zaczęłaś tu pracę.

- Sama mnie tu zaciągnęłaś.

- To wy się znacie? – Nataniel nie krył zaskoczenia

- A i owszem.

- Nie wiedziałem, że pracujesz...

- To był pomysł Kiry i szczerze to muszę jej za to podziękować. Praca nie jest ciężka, a napiwki jakie dostaję są całkiem spore. Akurat trochę gotówki na studia się przyda.

- Więc jednak dostałaś się na edytorstwo?

- Tak i możliwe, że będę miała niektóre zajęcia z Peggy, bo ponoć na dziennikarstwie niektóre wykłady są te same. Przynajmniej tak słyszałam.

Nie byłam w temacie i nieco obawiałam się, że skoro już padło imię jakiejś ich znajomej o której nie mam pojęcia to zaraz zaczną dyskutować między sobą o swoich grupkach przyjaciół, których tylko oni znają. Miałam nadzieję, że uda mi się to przerwać.

- Iris, może kiedy indziej o tym porozmawiamy, bo lepiej, żebyś nie miała kłopotów, że rozmawiasz z klientami zamiast pracować.

- Racja, ale w zasadzie już kończę. Podajcie zamówienie i wam przyniosę i się dołączę jeżeli nie macie nic przeciwko. Muszę cię w końcu o coś spytać, Kira.

- Dwa razy sałatka grecka i sernik – wyprzedził mnie Nataniel.

- Tak jest.

Iris wróciła za ladę i zaczęłam rozmawiać z Natanielem na błahe tematy. Dziewczyna wróciła po kwadransie przebrana już w normalne ubrania, niosąc trzy sałatki i sernik. Postawiła je na stole i znów poszła na zaplecze z którego wróciła z rozkładanym krzesłem.

- Kira, opowiadaj jak tam domówka.

- Byłaś na domówce? – Nataniel zdziwił się.

- Tak, Matt mnie zaprosił. Tylko, że... po godzinie już mnie zostawił i gadał ze wszystkimi dziewczynami, a ja praktycznie nikogo nie znałam. Do tego za dużo wypił, flirtował z nimi... do bani... – wolałam nie wspominać o tym, że chciał prowadzić po pijaku przy Natanielu. Mógłby go zwolnić, tłumacząc, że niepotrzebny im tak nieodpowiedzialny pracownik, a tego bym mu nie życzyła.

- Co za kretyn... – żachnął się blondyn.

- N-nie, nie jest taki zły... Po prostu zrobiło mi się trochę przykro...

- Kira... on ci się podoba, prawda?

- T-to nie tak! – poczułam jak się rumienię

- Kira... Wiesz... Może czasem i zachowuje się jak kretyn, ale jeżeli ci się podoba, to nie skreślaj go. Ogólnie to całkiem spoko gość.

- Może i masz rację... Poza tym jutro idę z nim na most miłości...

- C-co?! Nie pośpieszyliście się?! Przecież ledwo go znasz! Nie możecie zawiesić tam...

- Nat, spokojnie. Pójdziemy zrobić tylko zdjęcia.

- A-a... O to chodzi... – teraz to chłopak pokrył się rumieńcem i po chwili szybko zasłonił się menu.

- A te dziewczyny... – zaczęła Iris po przełknięciu sałatki. – Nie próbowałaś dołączyć do nich w trakcie rozmowy gdy były z Matem?

- Chyba niezbyt mnie polubiły, więc wolałam nie... Próbowałam wcześniej z nimi porozmawiać nim go zawołały, ale stale rozmawiały o ciuchach, kosmetykach, lubelskich drogeriach, fryzjerkach i sklepach na mieście, a ja się słabo orientuję w tym temacie... Gdyby tak zaczęły temat Lubelskiej architektury starego miasta, zabytków, byłabym zachwycona, a tak, sama widzisz jak jest....

- Faktycznie Kira, nie wyglądasz na dziewczynę, która interesowałaby się ciuchami i kosmetyką – zaśmiał się Nataniel.

Oczywiście zrozumiałam, że chłopak miał na myśli jedynie to, że owe tematy nie należą do mojego hobby, jednak sam zdał sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało i znów się zawstydził.

- Znaczy... Uważam, że ubierasz się naprawdę super i pięknie umiesz podkreślić urodę delikatnym makijażem i ja miałem na myśli jedynie...

- Spokojnie, wiem co chciałeś powiedzieć. Ponadto, zawstydzony wyglądasz naprawdę uroczo, wiesz?

Iris zaśmiała się i zmieniliśmy temat. To był jeden z milej spędzonych dni. W towarzystwie tak wspaniałych znajomych z którymi ma się nadzieję być kiedyś przyjaciółmi każdy dzień jest czymś niesamowitym.

_____________________________________________

Rozdział spodobał Ci się? Może komentarz? Gwiazdka? :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top