Rozdział 5
Rozdział dedykowany @CarmelSheep , która to dzielnie komentuje moje rozdziały :)
Opowiadanie to powstało jakieś 4 lata temu, więc pojawiające się tam tytuły takie jak np. "Apllause" Lady Gagy wówczas były popularne, więc wyjaśniam dla zaskoczonych, czemu coś tak "starego" leci w radiu w opowiadaniu :)
____________________________________________________________
W sobotni poranek stałam przed lustrem ubrana w jeansowe rurki, szary top i biały żakiecik. Właśnie zapinałam złoty naszyjnik, gdy spojrzałam na przygotowane szare szpilki. Średnio uśmiechało mi się chodzenie po galeriach w nich, ale gdy widziałam Rozalię po raz pierwszy, zwróciłam uwagę, że dość swobodnie poruszała się po sklepie w butach na wysokim obcasie i byłam niemalże pewna, że na zakupy też w nich pójdzie. Nie chciałam wypaść gorzej. W tamtej chwili byłam w stanie przerzucić swój styl na jej, byleby tylko pozyskać sobie jej przychylność względem mej osoby, mimo iż wiedziałam, że to tak nie działa. Na klamce drzwi do pokoju wisiały na wieszaku zawieszone, już uprasowane fioletowa sukienka przed kolano, o cienkich ramiączkach z zaokrąglonym wcięciem na dekolt, czarny sweterek wiązany w pasie i czarne szpilki.
Czas z dziewczynami w galeriach naprawdę szybko mi zlatywał, a ja miałam szczęście znaleźć przecenioną fioletową torebkę na ramię, która idealnie pasowałaby do sukienki na domówkę, toteż bez zastanawiania się kupiłam ją. W jednym ze sklepów przyglądałam się długo bluzce gdy podbiegła Rozalia trzymając jakąś sukienkę.
- Spójrz tylko! – krzyknęła przykładając ją do mojego ciała. – Pięknie byś w niej wyglądała.
- Faktycznie jest ładna – przyglądałam się czarnej sukience wiązanej na szyi, która u dołu była rozkloszowana, a przez talię przebiegała gruba, złota wstęga.
- Moim zdaniem powinnaś ją sobie kupić.
- Może innym razem, muszę trochę uważać z wydatkami. Mogę zadać ci pytanie?
- Jasne.
- Poznajesz może ten wiersz? – wyjęłam kartkę na której starannie przepisałam wiersz z odnalezionego przeze mnie notesiku, zatytułowany „Dla Rozalii".
- Pewnie. To od Leo. Napisał go dla mnie po pewnej kłótni na przeprosiny. Skąd go w ogóle masz?
- Po prostu znalazłam coś należącego do twojego chłopaka – uśmiechnęłam się.
Dziewczyna chyba chciała o coś zapytać, jednak w tej chwili zawołała nas Iris wyciągając jeden z wieszaków i zaoferowane tym co nam pokazała, zupełnie zapomniałyśmy o temacie. Mimo iż dobrze się bawiłam, musiałam wcześniej wrócić. Chciałam, by moje nogi choć trochę odpoczęły przed domówką, na którą umówiłam się z Mattem. W drodze powrotnej przechodziłam koło sklepu Leo i uznałam, że to idealna okazja, aby oddać mu jego notes. Weszłam do sklepu i podeszłam do odwróconego tyłem chłopaka, ustawiającego manekiny.
- Cześć Leo.
- No cześć Monika – delikatnie odwrócił głowę w moją stronę.
- Wiesz... przyjaciele mówią mi Kira...
Chłopak nic na to nie odpowiedział zaoferowany ubiorem manekinów, więc ponownie się odezwałam wyjmując z torby notes.
- Proszę. To chyba należy do ciebie.
- Słucham? – chłopak spojrzał zaskoczony najpierw na notes, a potem na mnie
- No... to nie twoje?
- Wygląda może i trochę znajomo, ale nigdy nie miałem takiego notesu, coś ci się musiało pomylić.
- Jak to? Przecież tu jest wiersz do Rozalii, który napisałeś... – byłam całkowicie skołowana.
- Monika... Ja nie umiem pisać wierszy, to nie ja. Ktoś napisał dla niej wiersz?! Pokaż mi go!
Dopiero zdałam sobie sprawę co być może zrobiłam. Praktycznie nie znałam Rozalii, czy była możliwość, że ma drugiego ukochanego, który pisze dla niej wiersze? Powiedziała, że ten napisał Leo, a on zaprzecza, zatem najlogiczniejszym wyjaśnieniem było, że ma kogoś na boku, a mi skłamała, żebym się na wszelki wypadek nie wygadała. Jeżeli tak było, a tylko takie coś przychodziło mi do głowy, to wpakowałam zarówno siebie jak i ją w niezłe bagno.
- Wiesz... Tam pisało „dla Róży" – skłamałam. – Na pewno w Lublinie jest ich mnóstwo.
- Monika, pokaż to! - stanowczy ton głosu i wymowa mojego imienia zamiast ksywki, do której tak przywykłam, sprawiały, że czułam się tylko coraz gorzej. Zrezygnowana podałam mu notes.
- Gdzie ten wiersz?
- Tu go masz – przekartkowałam notes. Spoglądałam z lekką obawą na twarz chłopaka, gotowa na to jak zacznie zmieniać się w napięcie złości, lecz ku memu zdumieniu na twarzy stopniowo malowała się ulga.
- Kamień spadł mi z serca. Teraz już pamiętam. Któregoś razu Rozalia obraziła się na mnie, bo czasem naprawdę ciężko okazać mi uczucia, więc poczuła się niekochana. Jak już mówiłem nie potrafię pisać wierszy, ale mój brat Lysander już tak. To jego notes, dlatego wydał się znajomy. Zapisuje tu teksty swoich piosenek. Wiesz, jest wokalistą. To nic wielkiego, ale już parę razy dał koncert. Napisał ten wiersz na moją prośbę i dałem go Rozali jako swój. Ot wszystko.
- Więc przynajmniej sprawa notesu się rozwiązała. Całe szczęście! – położyłam notes na blacie – Zostawiam go tu. Oddając mu, przeproś go w moim imieniu, że tak długo go próbowałam odszukać.
- Czekaj. Nie lepiej jak zrobisz to sama?
- Ale ja nic o nim nie wiem! Jak będę go szukać to znów zajmie mi to zbyt dużo czasu!
- Za moment zamykam i jadę do domu, więc od razu go poznasz. W sobotę zawsze wcześniej kończę pracę, a on sam przeważnie siedzi w domu ze swoim przyjacielem z którym razem ćwiczą. Myślę, że ich polubisz Monika.
- Cieszę się, ale możesz mówić mi Kira.
Chłopak dokończył strojenie manekina i wyszedł ze sklepu. Poprowadził mnie do swojego czerwonego fiata pandy.
- Przepraszam za bałagan wewnątrz, Monika.
- Jestem Ki... a nieważne...
Całe tylne siedzenia były zawalone szkicami projektów i katalogami wysyłkowymi ubrań. Leo zasiadł za kierownicą i zdjął z siedzenia obok klatkę dla gołębi i rzucił ją na tył mnąc przy tym kilka szkiców. Wolałam nie pytać czemu na siedzeniu na którym teraz siadłam przed chwilą była klatka na gołębie. Leo opuścił przysłonę przeciwsłoneczną po mojej stronie i posypały się na mnie jakieś kartki. Przeprosił mnie i wziął jedną z nich na której coś sprawdził i ponownie uniósł przysłonę upychając za nią papiery. Miałam tylko nadzieję, że jak ruszymy znowu coś na mnie nie spadnie. Koło skrzyni biegów kołysały się w trakcie jazdy dwa ołówki. Czyżby nawet w samochodzie szkicował? Droga nie była długa i w końcu znaleźliśmy się przed osiedlem domków jednorodzinnych. Chłopak zaparkował w garażu i chciał wejść przez boczne drzwiczki prowadzące bezpośrednio do jego mieszkania, jednak ja wolałam wyjść na dwór, by móc się przyjrzeć przepięknemu ogrodowi.
- Jestem pod wrażeniem, wasza mama wie jak się zajmować kwiatami.
- Tak w zasadzie to pomógł mi w tym znajomy. Jest ogrodnikiem i zaoferował się, że mi pomoże trochę w ogródku. Oczywiście moja mama też się na tym zna, ale ona ma swój ogród na głowie, bo widzisz ja mieszkam tu sam z Rozalią. Mój brat jeszcze ma do mnie klucze i co sobota wpada tu z kolegą by poćwiczyć, mają w moim mieszkaniu zdecydowanie więcej miejsca na próby.
- Rozalii to nie przeszkadza, że tak u was przesiadują?
- Nieszczególnie, znają się dobrze z liceum.
- Och to i oni muszą znać Nataniela! Boże mój, poznaję cały czas tę samą paczkę znajomych, to niesamowite!
- Chodźmy na górę – chłopak otworzył drzwi i poprowadził mnie drewnianymi schodami na półpiętro a z niego już nieco mniejszymi schodkami prosto do pokoju. Wszedł pierwszy, przesłaniając mi sobą widok. – Chłopaki możecie przerwać na chwilę? Chciałem wam kogoś przedstawić. Moja i Rozalii znajoma – Monika.
- To ty! – wykrzyknęliśmy jednocześnie z siedzącym w pokoju czerwonowłsoym chłopakiem, którego poznałam w zamku, gdy wpadł na mnie.
- Hej Leo, po co ją przyprowadziłeś? – obruszył się.
- To ty ją Kastiel znasz? Znalazła notes Lysandera.
- Masz mój notatnik?! – jego przyjaciel ożywił się, a ja poznałam w nim chłopaka, który tamtego dnia towarzyszył czerwonowłosemu i powiedział mi jak trafić do świątyni na zamku. Gdyby nie on i Nataniel, którego spotkałam nieco wcześniej, miałabym z tym duży problem.
- Tak, znalazłam go w kawiarence „Doris" kilka dni temu.
- Faktycznie, mogłem go tam zgubić. W każdym razie dziękuje – chłopak wyglądał na nieco zamyślonego więc spojrzałam na jego towarzysza.
- Słuchaj poznaliśmy się w dosyć nieciekawy sposób. Może zacznijmy od nowa. Wiesz, że znam twojego kolegę z klasy za czasów licealnych, Nataniela?
- Hha! – chłopak uśmiechnął się łobuzersko – Mam więc kolejny powód by za tobą nie przepadać. Nataniel jest cholernie denerwujący. Widać świetnie do siebie pasujecie.
- Wiesz co... Lepiej już nic nie mów...
- Monika, chcesz u nas chwilę zostać, czy wolisz do siebie wrócić? – spytał Leo. – Mogę cię odwieźć skoro Rozy nie ma, bo jest na zakupach... A właśnie zdawało mi się, że mówiła, że idziesz z nią i Iris.
- Tak było, ale wróciłam wcześniej, bo muszę się jeszcze przygotować na domówkę, na którą zabiera mnie znajomy. Bardzo bym chciała jeszcze tu zostać, ale sam rozumiesz... Przygotowanie się trochę mi zajmie.
- A ja myślałem, że musisz tylko wypchać stanik, desko – zaśmiał się Kastiel.
Raziło mnie jak piorunem.
-Trzymajcie mnie, bo go zabiję! Ty tania imitacjo Wiśniewskiego, ty czerwonowłosa małpo!
- Teraz to ty przesadziłaś! – chłopak gwałtownie podniósł się z łóżka na którym siedział z gitarą
- Ej, uspokójcie się, bo zaraz tu między wami dojdzie do rękoczynów. Po prostu odwiozę cię już do domu.
- Jeszcze raz dziękuję za notes – Lysander spojrzał na mnie lekko nieobecnym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się do niego. Nie miałam pojęcia jak tak wyglądający na spokojnego chłopaka i piszącego poezję ktoś jak on, może zadawać się z kimś pokroju Kastiela. To było dla mnie naprawdę dziwne.
Leo odwiózł mnie za co mu podziękowałam i wróciłam do siebie, na górę. Miałam jeszcze trochę czasu, więc się chwilę zdrzemnęłam, jednak na godzinę, na którą umówiłam się z Mattem byłam już wystrojona, umalowana, a włosy wyprostowałam. Czułam, że wreszcie wyglądam całkiem ładnie. Czekając na chłopaka, który się spóźniał, zabrałam się za mapę Lublina, próbując odtworzyć drogę, którą jechałam z Lysanderem. Nie znając zbyt dobrze miasta okazało się to trudniejsze niż sobie wyobrażałam, jednak jeżeli się nie myliłam, to oznaczało, że Leo ma dom całkiem niedaleko do Muzeum na Majdanku, gdzie znajdował się niemiecki obóz koncentracyjny. Było to miejsce nieprzyjemne w którym się prawie gotowałam chodząc po barakach. Później dowiedziałam się, że obóz celowo został postawiony w miejscu w którym latem jest szczególnie gorąco, a zimą zimno. Być może gdybym pokręciła się trochę po osiedlu zauważyłabym w oddali wielki pomnik ku pamięci uśmierconych ludzi.
Słysząc dzwonek do drzwi poczułam przyśpieszone bicie serca i pobiegłam otworzyć. Chłopak wprawdzie spóźnił się kwadrans, ale za to wyglądał naprawdę elegancko. Niemalże jak jakiś model. Stałam oniemiała z wrażenia i to on pierwszy się odezwał:
- Wow, jaka laska. Będę się mógł tobą pochwalić przed znajomymi.
- Ty też wyglądasz świetnie. To jak, idziemy?
- No raczej, jesteśmy już spóźnieni.
- Ja byłam gotowa na czas, to ty kwadrans się spóźniłeś.
- Zaskoczyłaś mnie tym... Spóźniłem się, bo dziewczyny nigdy nie są gotowe na czas, z naciskiem na „nigdy".
- No wiesz... Ja jakoś dałam radę.
- Wyjątek, potwierdzający regułę. Zresztą nieważne – chłopak zaczął schodzić na dół, więc zamknęłam drzwi, schowałam klucze do mojej nowo zakupionej torebki i zeszłam wraz z nim. Niepotrzebnie rano nakładałam szpilki. Zmęczenie nóg dawało o sobie znać teraz, gdy znów jakieś nałożyłam, jednak nie skarżyłam się. To ostatnie o czym myślałam. Po za tym w samochodzie mogłam je zdjąć, a przecież w mieszkaniu też nie będę w nich paradować.
Chłopak w samochodzie włączył radio i skupił się na drodze. Nie chciałam mu przeszkadzać. Ponownie poczułam się senna jak w drodze do szpitala i zasnęłam przy piosence „Applause" Lady Gagi. Matt obudził mnie gdy byliśmy prawie na miejscu. W radiu leciało już „The Rddle" wykonawcą, którego był Nik Kershaw. Ten utwór jak żaden inny kojarzył mi się z Lublinem ponieważ słyszałam go tu już chyba z pięć razy w różnych miejscach. Tym było to dziwniejsze, że był to utwór naprawdę stary. Chłopak zatrzymał się i chciał wyłączyć radio.
- Zaczekaj! – załapałam go za dłoń – Zaraz się kończy, chcę tego posłuchać do końca.
- Jak sobie życzysz – chłopak zacisnął palce na mojej dłoni co spowodowało, że na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Gdy utwór się zakończył wyszliśmy z auta i weszliśmy do bloku. Nawet gdyby teraz Matt zostawił mnie samą bez trudu trafiłabym na miejsce. Słychać było rozchodzącą się echem po klatce głośną muzykę z jednego z mieszkań. Była to jedna z nowych piosenek Katy Perry. Matt zapukał, ale nikt go chyba nie usłyszał i musiał to zrobić trochę mocniej. Po chwili otworzyła nam dziewczyna o długich, sięgających pasa blond włosach. Wyglądała przez nie niemalże jak nimfa. Krótka sukienka w morskim kolorze, tylko dopełniała tego wrażenia.
- Cześć Matt! – objęła chłopaka. – Ty musisz być Monika, tak? – spojrzała na mnie i podała rękę – Karolina.
- Miło mi.
- Wchodźcie do środka. Matt, ciebie nawet nie pytam, bo ty i tak się zgodzisz, ale ty Monika napijesz się może drinka?
- Jasne, chętnie.
- No to lecę zrobić. Jakby kto mnie potrzebował będę w kuchni! – krzyknęła i wyszła z pokoju do którego poprowadził mnie Matt
Na miejscu było już dużo osób, a pewnie wiele z nich miało się jeszcze spóźnić. Czułam się trochę głupio wchodząc w grupę nieznanych mi ludzi, jednak kilkoro z nich podeszło do mnie, przedstawiło się i zaczęło mnie zagadywać. Starałam się rozmawiać z różnymi osobami, jednak gównie trzymałam się Matta. Tańcząc z nim czułam się jak w raju. Moja sielanka niestety nie trwała długo. Jakoś po godzinie od przybycia, gdy siedzieliśmy przy stole zmęczeni tańcem i rozmawialiśmy, a on wypijał kieliszek za kieliszkiem, nagle zawołała go jakaś grupka dziewczyn.
- Już idę piękne panie – zawołał do nich i oddalił się w ich stronę.
Ku memu zaskoczeniu poczułam ukłucie zazdrości. Nie rozumiałam czemu tak mnie zabolało to, że tak do nich powiedział. Przyjrzałam się im dokładniej. Były to typowe długonogie piękności. Wcześniej próbowałam z nimi trochę porozmawiać, ale nasze zainteresowania całkowicie się różniły. Czekałam aż chłopak wróci, ale wydawało się jakby w ogólnie o mnie zapomniał. Co chwila ich grupka w której był jedynym chłopakiem wybuchała gromkim śmiechem. Wyjęłam komórkę i zaczęłam przeglądać obrazki nie mając nic ciekawszego do roboty. Wkrótce jednak i cała ich galeria się skończyła, a ja wpatrywałam się intensywnie w grupkę próbując usłyszeć co mówią. Po chwili koło mnie usiadła jakaś brunetka i zagadnęła:
- Ciebie też wkurza to co wyprawia? Mam już tego dosyć...
Wcześniej nie zauważyłam tej dziewczyny na imprezie. Nie odpowiedziałam jej, tymczasem ona nie zrażona kontynuowała:
- Zawsze jak zobaczy jakąś ładną dziewczynę... Do bani... Nie rozumiem czemu mu na to pozwalam...
Dalej milczałam przypatrując mu się. W pewnej chwili położył dłoń na udzie jednej z dziewczyn i wtedy brunetka gwałtownie się podniosła i podeszła do niego. Złapała go za ramię i poprowadziła do kuchni. Pomimo głośnych rytmów „Botty Call" dało się słyszeć krzyk dziewczyny. Ciężko było usłyszeć co mówi zagłuszana donośmy głosem Ke$hy wydobywającym się z głośników, jednak na pewno była wściekła. Mimo iż byli za ścianą widziałam w wyobraźni jej gwałtowne gestykulacje i skruszoną minę Matta, jednak zmieniło się całkowicie moje wyobrażenie, gdy usłyszałam jak ją przekrzykuje czymś mocno wzburzony. Zastanawiałam się czemu tak zareagowała na jego, co prawda zuchwały gest, ale raczej nie uderzający w nią. Po chwili wyszła z mokrymi od łez policzkami i obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Jak możesz być taka małpą?! – rzuciła do mnie i niemalże wybiegła z imprezy
Byłam już absolutnie pewna, że bez względu na przebieg kłótni zostałam w nią wplątana. Nie miałam pojęcia co mam do ich sprzeczki. Matt wrócił do dziewczyn i szybko odzyskał dobry nastrój, a ja zaczęłam się już na poważnie nudzić. Starałam się podejść nieco bliżej, by ich trochę podsłuchać i zdałam sobie sprawę, że flirtował z nimi! Być może nie powinnam, ale poczułam się oszukana. Ścisnęłam mocniej torebkę i na bosaka wyszłam z mieszkania na korytarz, na klatce schodowej. Podeszłam do okna przez które można było ujrzeć księżyc i pomyślałam, że gdybym paliła, właśnie teraz wyciągnęłabym papierosa. Ktoś otworzył drzwi i muzyka rozległa się znacznie głośniej, jednak zaraz ponownie ucichła, a w moją stronę zaczęła zbliżać się nimfa Karolina, która musiała zobaczyć jak wychodzę.
- Wszystko w porządku? Źle się czujesz?
- Nie, jest okay – spojrzałam na jej zatroskaną twarz i natychmiast trochę się uspokoiłam. Dziewczyny o jej imieniu źle mi się kojarzyły, jednak ona zmieniła moje nastawienie do Karolin.
- Chodzi o Matta? Nie powinien był cię tu zostawiać samą wśród praktycznie obcych ludzi, ale musisz mu wybaczyć. Dziewczyny kochają wręcz jego towarzystwo, a on uwielbia je zabawiać. Taki już jest, ale na pewno nie chciał cię zmartwić. Nie miej mu tego za złe. Chodź, wrócimy do reszty i po prostu będziemy się dobrze bawić, okay?
Dziewczyna uratowała mi tę zabawę. Gdyby nie ona i znajomi, których przywoływała zanudziłabym się na śmierć lub wyszła wcześniej, a tak dzięki jej towarzystwu bawiłam się dobrze, aż do końca. Ostatni goście zaczęli powoli znikać po trzeciej, na nocny autobus. Matt nie miał już kogo zabawiać więc i my mięliśmy wracać.
- Idę nałożyć buty – powiedziałam.
- Moment, tylko jeszcze kieliszek walnę.
- Dzisiaj wystarczająco dużo wypiłeś. Mój Boże, właśnie! Ty piłeś i zamierzasz prowadzić samochód?!
- A co to za problem? Przecież ulice są już puste o tej porze, a do ciebie wcale tak daleko nie mam.
- Człowieku, ty możesz na prostej drodze wbić nas w drzewo lub słup, a po za tym ode mnie musisz jeszcze wrócić do siebie!
- Najwyżej mnie przenocujesz – próbował zażartować jednak mi wcale nie było do śmiechu.
- Spokojnie, ja was odwiozę – zaoferowała się Karolina - Wprawdzie też miałam kieliszek, ale ledwo zmoczyłam usta, na pewno bezpiecznie was dowiozę.
Przez całą drogę powrotną słowem nie odezwałam się do chłopaka, który i tak zasnął chwilę po tym jak ruszyliśmy. Wychodząc mocno podziękowałam blondynce i przepraszałam ją za kłopot i bezmyślność Mata, jednak ona zdawała się nie być wcale zaskoczona jego zachowaniem. Widać nie pierwszy raz wpadł na tak głupi pomysł jak prowadzenie po pijaku. Byłam tak umęczona, że przed wejściem do kamieniczki zdjęłam buty i wchodziłam na górę boso. W domu zaraz zmyłam makijaż i wzięłam kąpiel, jednak jak się okazało tej nocy nie dane było mi zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top