Rozdział 3
„Nie rezygnuj nigdy ze swoich marzeń,
bo jeśli umrą marzenia, umrzesz i ty."
D.H
Rankiem ponownie obudził mnie gwar na dworze. Tego dnia czułam się wyjątkowo źle. Ziewnęłam spoglądając na budzik. Wstałam przed jego zadzwonieniem, więc miałam chwilę czasu na przygotowanie się do wyjścia. Musiałam powiadomić Nataniela o tym, że jednak nie będę mogła przyjąć pracy, którą mi proponował. Ta myśl sprawiała mi ogromny ból, jednak co miałam robić? Zostało mi trochę wolnego czasu. Jednak co po wakacjach? Co będę robić gdy wrócę? Nudzić się w domu czekając, aż znów się zapiszę na uniwersytet i być może znów się nie dostanę? Przerażająca perspektywa.
Zajrzałam do lodówki, jednak w ogóle nie czułam się głodna. Miałam wrażenie, że mój żołądek jest związany w supeł. Ponownie wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko, rozmyślając o tym, co tu przeżyłam, o ludziach, których poznałam i nawet całkowicie zapomniałam o notesie, który wciąż leżał na moim biurku. Sprawy które obecnie zaprzątały mi głowę, były znaczniej poważniejsze. Leżałam pogrążona w myślach naprawdę długo, toteż gdy się podnosiłam zdałam sobie sprawę, że zostało mi mało czasu do spotkania z Natanielem i wyjaśnienia mu sprawy. Szybko się ubrałam w białą koszulę i czarną spódniczkę, zrobiłam delikatny makijaż, wyprostowałam włosy prostownicą i wyszłam. Próbowałam z narysowaną przez Nataniela mapką dotrzeć na miejsce, co nie zajęło mi długo. Byłam na kilka minut przed godziną, na którą się z nim umówiłam. Myśl zbliżającej się rozmowy sprawiła, że rozbolał mnie brzuch. Drżącą ręką otworzyłam drzwi do budynku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po prawej stronie znajdowała się recepcja, o czym głosił wielki granatowy napis na ścianie. Podeszłam do kobiety, która tam siedziała czytając gazetę i delikatnie chrząknęłam, by zwróciła na mnie uwagę. Recepcjonistka natychmiast odłożyła czasopismo i spojrzała na mnie znad swoich okularów połówek.
- Mogę w czymś pomóc?
- Dzień dobry. Miałam dzisiaj spotkać się z Natanielem... – urwałam zdając sobie sprawę, że nawet nie znam jego nazwiska.
- Ach tak, uprzedził mnie. Już go proszę – kobieta wyszła zza biurka i ruszyła schodami na górę. Czekałam nie dłużej jak pięć minut, gdy znów ujrzałam ją jak schodzi, a za nią szedł blondyn, który na mój widok natychmiast się uśmiechnął. Najchętniej bym teraz uciekła, jednak wiedziałam, że muszę sprawę wyjaśnić.
- Chodź za mną – złapał mnie za przegub dłoni i pociągnął za sobą na piętro. Widać było, że jest niezwykle podekscytowany. Szybko otworzył drzwi do jednego z gabinetów. – Przy tym biurku pod ścianą zazwyczaj pracuję lub czytam jakiś kryminał gdy akurat nie mam nic do roboty.
Zauważyłam na blacie książkę „Śmierć na Nilu" Agaty Christie.
- Nataniel, posłuchaj...
- Zaraz mi powiesz, tylko ja sam muszę ci przekazać, że niesamowicie się cieszę, że cię wtedy spotkałem. Od kiedy wyszedłem od ciebie wpadło mi mnóstwo fantastycznych pomysłów na promocję w których widziałbym twoje zdjęcia! Nawet nie wiesz jak jestem podekscytowany!
- Naprawdę? To super – starałam się udać entuzjazm.. Chłopak tylko utrudnił mi rozmowę. Jak mogłam teraz ugasić jego zapał? Jak miałam powiedzieć, że muszę wracać? Nie mogłam mu tego zrobić, po prostu nie mogłam.
- Tata już o wszystkim wie. Teraz tylko... Wybacz na chwilę... – chłopak wyjął z kieszeni dzwoniąca komórkę i odszedł na bok odbierając.
Oparłam się plecami o ścianę. Naprawdę nie wiedziałam już co mam robić. Nataniel wyglądał na naprawdę szczęśliwego, a ja miałam teraz być tą która zrujnuje tę radość? Tylko co miałam robić? Mama wyraźnie powiedziała, że mam wrócić niedługo do domu.
W międzyczasie gdy Nataniel rozmawiał przez telefon, ja zaczęłam przyglądać się obrazom wiszącym na ścianie. Były naprawdę przepiękne. Na pierwszym z nich znajdowała się mgławica z białym napisem „Per aspera at astra".
- Przez trudy do gwiazd... – wyszeptałam cicho sama do siebie, tłumacząc łacińską sentencję. Na drugim z nich, znajdowała się dziewczyna z odwróconą w bok twarzą, z dłońmi wyciągniętymi przed siebie, na których wymalowana była galaktyka. Na kolejnym obrazie ponownie niby w mgławicy, ukryty Londyński zamek z wieżą zegarową Big Ben. Biały napis „London" nie pozostawiał wątpliwości, że to ona. Widząc ostatni obraz miałam wrażenie jak gdyby przemawiał do mnie. Na nim również znajdowała się jedynie mgławica, ale jedno zdanie wypisane na biało całkowicie we mnie uderzyło. „Follow your dreams". Wpatrywałam się w niego jak głupia. Przecież zamieszkanie tutaj, a także praca z aparatem były moim marzeniem. Czy moja matka miała prawo je niszczyć? Racja, kochałam ją i wiedziałam, że chce bym była przy niej, ale przecież nie potrzebowała tego! Ona swoją młodość przeżyła tak jak chciała, nadal była zdrowa i pełna sił, nie potrzebowała też więc opieki, a nawet gdyby, to przecież miała tatę i brata. Wiedziałam już na pewno, że tu pozostanę. Nie mogłam w tej chwili inaczej. Poczekałam chwilę, aż Nataniel zakończy rozmowę i uśmiechnęłam się do niego pogodnie, gdy tylko się odwrócił w moją stronę.
- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać.
- Nic się nie stało. Przypatrywałam się tym obrazom.
- Podobają Ci się? Kupiła je moja siostra.
- Twoja siostra musi być fantastyczną dziewczyną. Wrażliwą na piękno...
- Lepiej chodźmy dalej – Nataniel chyba nie bardzo chciał o tym rozmawiać. – Przedstawię ci osobę z którą będziesz pracowała. Jest od ciebie starszy. Chyba... W zasadzie ile masz lat?
- Wczoraj skończyłam dziewiętnaście.
- Serio? Wszystkiego najlepszego. Jesteś zatem rok ode mnie młodsza. Od niego trzy lata. Jestem pewien, że się dogadacie. W końcu jesteście w podobnej sytuacji.
- Co masz na myśli?
- On także nie pochodzi z Lublina. Przyjechał tutaj rok temu na wakacje i tak jakoś pozostał. Stale od pół roku powtarza, że niedługo wyjeżdża, ale coś go chyba mocno tu trzyma, bo do tej pory się nie zdecydował. W zasadzie to by była strata, gdyż jest dosyć profesjonalny. Myślę, że mógłby cię sporo nauczyć.
- Czegoś nie rozumiem. Macie już profesjonalistę, wiec po co jeszcze ja?
- Ponieważ potrzebne nam co najmniej dwie osoby. Jest dużo pracy, a przyda się różne spojrzenie. Rozumiesz?
- Być może. Tak w zasadzie to nadal nie wiem na czym moja praca ma polegać.
- On ci wszystko wyjaśni.
Chłopak poprowadził mnie wąskim korytarzem i wszedł do jednego z pokoi. Przy biurku pracował przed komputerem brązowowłosy chłopak. Widząc nas podniósł się. Był nieco wyższy od Nataniela. Jego niebieskie oczy spoglądały to na blondyna to na mnie. Ubrany był w niebieską koszulę w kratę z długimi, teraz podwiniętymi do łokci rękawami. Zauważyłam, że miał zegarek, na grubej, srebrnej bransolecie, jednak w przeciwieństwie do większości ludzi nosił go na prawej ręce. Jego brązowe włosy bardzo ładnie układały mu się przy twarzy, to był naprawdę przystojny chłopak.
- Cześć Mateusz. To jest Monika. To ona jest na zastępstwo poprzedniego fotografa. Mam nadzieję, że jednak tak szybko nie wyjedziesz, bo ktoś musi ją podszkolić.
- O nie, teraz na pewno nie wyjadę. Taka ładna dziewczyna!
Nataniel się zaśmiał, a ja poczułam się lekko zawstydzona, było jednak niezwykle miło to usłyszeć.
- Mam nadzieję, że udzielisz mi paru wskazówek. Jesteś ponoć profesjonalistą. Naprawdę musisz mieć talent – starałam się powiedzieć to jak najspokojniej.
- Calvin Coolidge zwykł mówić „Nie ma nic powszechniejszego niż ludzie utalentowani, którzy nie odnoszą sukcesu" – westchnął.
- Uważaj Monika, mówimy na niego Filozof. Nie ma dnia by nie rzucił jakiegoś cytatu, on chyba się ich na pamięć uczy!
- Po prostu zapamiętuje mądre słowa – wyszczerzył się, ukazując rząd białych ząbków. – Umowa podpisana? – spojrzał na mnie
- W zasadzie to jeszcze tego nie zrobiliśmy – Nataniel odpowiedział nim ja to zdążyłam zrobić.
- O dziewczyno... – Mateusz ponownie zwrócił się do mnie. – Weź go przypilnuj. Z moją umową zwlekał dwa tygodnie! Ja już byłem pewien, że chce mnie wystrychnąć! Gubi się we własnej papierkowej robocie.
- Bez przesady, wiesz ile miałem na głowie? Zdarza się. W każdym razie... Monika wolisz tu teraz z nim zostać i się poznać bliżej, czy wracasz ze mną?
- Zostaje tutaj! – chłopak odpowiedział za mnie i znów się uśmiechnął
- Dobra, niech będzie. Ja lecę. Jakbyś mnie szukała, to wiesz gdzie mam swój kąt. Przygotuję umowę.
Całe szczęście chłopak nie powracał do wczorajszego tematu z curriculum vitae, ponieważ nawet go nie przygotowałam, będąc pewną, że nie przyjmę pracy.
Mój przyszły towarzysz wrócił do biurka i zatopił znów wzrok w monitorze.
- Ciebie też zgarnął z ulicy, czy sama się do niego zgłosiłaś?
- Sam zobaczył moje zdjęcia, które zrobiłam w trakcie wycieczki. Bo wiesz, ja nie jestem stąd.
- Ja także nie. To skąd pochodzisz?
Zaczęliśmy rozmawiać o naszych miejscach urodzenia i o tym jak znaleźliśmy się w Lublinie. Pod pewnymi względami Matt, bo wolał by tak go nazywać, był bardzo do mnie podobny. Do tego zaczął opowiadać mi pewne anegdotki związane z jego pobytem w tym miejscu, przez co cały czas się śmiałam. Wystarczyło kilka minut bym zapałała do niego sympatią.
- Spójrz, pokażę ci coś super – chłopak przesuwał kursorem suwak strony internetowej, która widniała na pulpicie, pokazując zdjęcia gór, łąk, rozgwieżdżonego nieba i potoków.
- Wow, niesamowite. Te zdjęcia zapierają dech w piersi.
- Właśnie do czegoś takiego dążę! Chcę także móc uchwycić piękno chwili jak autorka tego bloga. Wiesz ile tysięcy odsłon ma dziennie? Ileż pracy muszę włożyć w to by kiedyś moje zdjęcia były tak samo dopracowane jak jej!
- Myślisz, że uda ci się to osiągnąć?
- Oczywiście! Goethe rzekł „Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię"!
- Tak jest! Więc i ja będę się starała ze wszystkich sił by dać z siebie wszystko! – jego entuzjazm udzielił się również i mi
- Zatem zaczynamy od jutra ćwiczenia! Masz czas po południu?
- Od jutra?!
- A na co mamy czekać? Więc jak?
- W zasadzie... Niech będzie.
- Świetnie! Podaj mi adres to wpadnę po ciebie. Pokażę ci fantastyczne miejsce, w którym będziesz miała okazję porobić naprawdę świetne zdjęcia.
Napisałam szybko adres na kartce i podałam chłopcu już nie mogąc się doczekać.
Do domu wróciłam w fantastycznym nastroju. Właśnie poznałam niesamowicie ciekawego chłopaka i zdaje się nawet, że mnie polubił. Przystojny i sympatyczny, z kimś takim pracować to marzenie. Usiadłam na chwilę przy biurku i dopiero zwróciłam uwagę na notes o którym na śmierć zapomniałam. Wiersze jakiegoś Lubelskiego artysty. Natychmiast przypomniał mi się Józef Czechowicz. Ten jakże znany poeta również pochodził z Lublina, a nawet znajdowało się tu muzeum z nim związane, chociaż jeszcze w nim nie byłam.
Otworzyłam notesik i zaczęłam powoli przekręcać strony. W pewnej chwili zatrzymałam się zszokowana. Przypomniałam sobie wreszcie skąd kojarzyłam ksywkę Rozy. Oto jeden z wierszy zatytułowany był „Dla Rozalii".
-Bingo! – krzyknęłam szczęśliwa.
Miałam ochotę pobiec do sklepu, złapać dziewczynę i zapytać do kogo należy ten notes. Nie było mowy, by chodziło o kogo innego. Odłożyłam na chwilę notesik, by ochłonąć. Po raz kolejny pomyślałam, że jednak ten świat naprawdę jest mały. Po chwili zadzwoniła Iris, która chciała w sobotę się spotkać ze mną i Rozalią, by wyjść razem na zakupy. Stan mojego portfela nie pozwalał mi zbyt zaszaleć, ale mogłam sobie pozwolić na zakup czegoś drobnego. Poza tym, przed powrotem do domu spisałam umowę, więc liczyłam na to, że zacznę otrzymywać pensję. Wszystko układało się niesamowicie. Jeszcze dwa miesiące temu gdyby ktoś powiedział mi, że dzięki temu, że nie dostanę się na studia marzeń tak naprawdę moje marzenia dopiero zaczną się spełniać chyba bym go wyśmiała.
Za trzy dni miałam się spotkać z dziewczynami na zakupach, okazja była idealna, by wtedy zapytać Rozalię o tajemniczego Lysandra.
***
Czwartkowe popołudnie zapowiadało się idealnie. Umówiłam się z Mattem pod Bramą Krakowską i stamtąd pojechaliśmy autobusem na jedną z dzielnic Lublina. Dużo się o nim dowiedziałam w trakcie podróży, chłopak naprawdę sporo mówił, ale nie przeszkadzało mi to, lubiłam go słuchać. W końcu doszliśmy do celu podróży.
- Widzisz ten budynek? – spytał pokazując odrapaną budowlę.
- Tak, tu coś kiedyś było?
- Bo ja wiem? – wzruszył ramionami – Wygląda jak opuszczony, albo nawet niedokończony biurowiec. Zresztą, czy to ważne? Grunt, że stoi na uboczu, chyba nikt tu nie zagląda i można wejść!
Faktycznie, otwór w ścianie w którym powinny być drzwi pozwalał na dostanie się do wnętrza, jednak porozrzucane na ziemi butelki po piwie wbrew temu co mówił Matt nie świadczyły o tym, że nikt tu nie zagląda.
- Tu chciałeś porobić zdjęcia? Przyznam, że ciekawe miejsce. Klimatyczne.
- Nie, pokażę ci coś znacznie lepszego. Chodź za mną.
Chłopak zaczął wspinać się po schodach na górę, a ja poszłam za nim. Wyglądały na dosyć stabilne, jednak pełno było na nich kamieni i naprawdę bałam się, aby się na nich nie poślizgnąć. Chłopak nie zatrzymywał się na żadnym piętrze i uparcie szedł w górę. Ja co chwila przystawałam, by się rozejrzeć, aż w końcu zostałam w tyle.
– Idziesz? – usłyszałam głos z góry odbijający się echem
- Moment!
Jeszcze raz rzuciłam wzrokiem na ladę znajdującą się we wnęce, która najpewniej miała robić za kiosk i ruszyłam na górę. Tym razem nie zobaczyłam kolejnego piętra, a coś na podobę małego pokoiku, ale za jego drzwiami znajdował się już dach budynku z którego rozpościerał się niesamowity wręcz widok.
- Chodź tu! – Matt krzyknął do mnie z drugiego końca dachu i natychmiast do niego podbiegłam
- O matko, cudownie! – przede mną rozpościerał się niesamowity wręcz widok na stare miasto i okolice
- Poczekaj, aż ujrzysz to miasto o zachodzie słońca. Wtedy to dopiero zacznie się czysta magia. Zdjęcia tu zrobione mogą być wtedy naprawdę świetne.
- Nawet by mi do głowy nie przyszło, że może być tu tak cudowny punkt widokowy. To miejsce jest fantastyczne, jak ty w ogóle je odnalazłeś?
- Niedaleko mieszka jeden z moich znajomych z Lublina, więc wielokrotnie tędy przechodziłem. Zawsze interesował mnie ten budynek, ale dopiero po miesiącu postanowiłem wejść do środka. Nie wiedziałem czego się spodziewać wewnątrz. Uznałem, że miejsce jest idealne do porobienia kilku fajnych zdjęć. Zaczęłam wspinać się coraz wyżej i aż dech mi zaparło w piersi, gdy wszedłem na dach. Zresztą nie ma się co dziwić. Nawet bym się nie spodziewał, że znajdę tak świetne miejsce do podziwiania starego miasta.
- Jest po prostu niesamowite! Mam nadzieję, że jeszcze nie jedno takie odkryję. Dobrze mieć kogoś, kto jest nieco bardziej obeznany w tym mieście, bo przecież w życiu do głowy by mi nie przyszło, że może być gdzieś tu taki budynek.
Chłopak dał mi kilka instrukcji jak ustawić aparat i jak uchwycić idealne zdjęcia. Siedzieliśmy na dachu naprawdę długo, aż w końcu mogłam ujrzeć ten niesamowity zachód słońca. Byłam pewna, że i bez zdjęć widok ten zapamiętam do końca życia. Już dawno nic nie zachwyciło mnie do tego stopnia jak barwy fioletu, czerwieni i pomarańczy zlewające się wraz z zabytkowymi budynkami Lublina. Nie ma słów, które zdołały by opisać ten widok. Chłopak cały czas mówił jak robić zdjęcia i w pewnym momencie, gdy sięgnęłam po obiektyw zrobił to samo i nasze dłonie spotkały się. Matt popatrzył mi w oczy i uśmiechnął się. Poczułam jak się rumienię. Stworzony przez zachód słońca nastrój zrobił swoje. Serce zabiło mi szybciej. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało i dopiero pisk gwałtownie hamującego samochodu gdzieś na jezdni wyrwał nas z magicznego nastroju.
- Ściemnia się – zauważyłam. – Zaraz trzeba będzie wracać.
- Tak, wiem... Kira, mam takie pytanie... W sobotę moja znajoma organizuje domówkę. Może byś poszła ze mną?
- W sobotę? Wybacz, ale tego dnia akurat nie mogę. Ja sama mam już plany. Koleżanki chciały ze mną pójść na zakupy, a ja już się zgodziłam i naprawdę nie chciałabym tego teraz odwoływać.
- Chyba nie będziecie cały dzień robić zakupów, prawda? Domówka jest wieczorem, więc nie widzę powodu dla którego miałabyś nie móc ze mną pójść.
- Będziemy się kręcić na pewno po centrum handlowym, przejdziemy mnóstwo sklepów i zapewne bez przerwy będziemy łazić. Pod wieczór to ja będę już wypompowana, a nogi na pewno będą mnie boleć. Poza tym na domówkę musiałabym się dłużej przygotowywać.
- Dobra wymówka nie jest zła...
- Słuchaj, ja naprawdę chciałabym pójść, ale zrozum, że nie dam rady.
- Tylko, że na zakupy możesz chodzić codziennie, a wiesz jak ciężko jest zorganizować imprezę żeby tylu osobom pasowała data i godzina?
Między nami ponownie zapanowała cisza, jednak tym razem stała się ona nieprzyjemna. Atmosfera była napięta, a ja naprawdę źle się z tym czułam. Dopiero po dłuższej chwili to Mateusz przerwał milczenie:
- Muszę już iść. Odprowadzę cię – w jego głosie dało się wyczuć chłód.
- Dziękuję, ale poradzę sobie sama.
- Po prostu chodź.
- Powiedziałam, że sama sobie dam radę.
- Jak chcesz.
Ciężko westchnęłam. Słyszałam za plecami oddalające się kroki chłopca, a następnie echo wydobywające się z budynku, które stopniowo zanikało, aż w końcu zapanowała kompletna cisza. Dzień zapowiadał się fantastycznie, a zakończył się kompletną klapą. Być może faktycznie byłam winna? Może miał prawo się obrazić? Dosyć długo biłam się z tymi myślami, gdy ponownie usłyszałam echo w budynku. Pomyślałam, że może jednak Matt wrócił, jednak dało się rozróżnić co najmniej trzy różne głosy rozmawiające ze sobą. Nieco mnie to zaniepokoiło. Odwróciłam się i po kilku dłuższych chwilach zobaczyłam czterech chłopaków ubranych w dresy, jeden z nich miał wygoloną głowę. Taki widok w nocy, na opuszczonym budynku nie należał do najprzyjemniejszych. Po raz pierwszy od przyjazdu tu poczułam zagrożenie. Do tego pojawiła się obawa, że stracę swój cenny aparat. Spuściłam wzrok i ruszyłam ku drzwiom prowadzącym na schody. Minęłam trójkę chłopaków, jednak ten z ogoloną głową zagrodził mi ciałem wyjście. I tak oto wpadłam w poważne tarapaty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top