Rozdział 2
*Clary*
Z niecierpliwością wyczekiwałam przyjścia Vincenta. Starałam się nie pokazywać tego chłopcom, ale wiedziałam, że Aidena nie oszukam. Byliśmy parabatai, dobrze wiedział kiedy coś ukrywam, a kiedy nie. Byłam mu jednak wdzięczna, że mnie nie wypytuje i pozwala mi zebrać myśli. Przez ostatnie sześć lat wiele się zmieniło. Do tej pory nie wiem dlaczego przeżyłam, może to wina tego co zrobiliśmy, a może po prostu Ithuriel dalej nade mną czuwa. Mimo wszystko jestem wdzięczna losowi, że pozwala mi patrzeć na to jak moje maleństwa dorastają. Jednak są tego i złe strony. Każdy żyjący Nocny Łowca dalej mnie szuka. Myślałam, że szybko przestaną, a tu jednak dalej uparcie próbują mnie odnaleźć. Zapewne tak jak mnie dziwi ich fakt, że Królowa nie wykonała jeszcze żadnego większego ruchu.
- Powiesz mi co się dzieje? - głos Aidena wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Gdzie chłopcy? - spytałam próbując jakoś zmienić temat, mimo że wiedziałam, że się i tak nie uda. Podszedł do mnie ostrożnie i lekko uniósł mój podbródek.
- Bawią się w swoim pokoju. Clary co się dzieje? - wiedziałam, że teraz nie da za wygraną. Westchnęłam cicho, zbierając się na odwagę, aby w końcu powiedzieć co aż tak leży mi na sercu.
- Nie wiem w sumie od czego zacząć. W tym wypadku chyba od najważniejszego. Spotkałam Luke'a - patrzyłam jak jego twarz wykrzywia się w zdumieniu. Ja sama nie mogłam dojść do siebie po tym jak go zobaczyłam. Był jedyną osobą, która po moim zniknięciu starała się walczyć o moje dobre imię. Kiedy to wszystko się działo, Luke przebywał przez kilka miesięcy w jednym z Hiszpańskich instytutów, tamtejsze sfory powodowały wiele problemów i dlatego go tam wysłali O moim oskarżeniu i pojmaniu dowiedział się dopiero po powrocie, ale mnie już tam dawno nie było. Jako jeden z niewielu mi wierzył, ale jakoś nie mogłam się przemóc, żeby pójść go zobaczyć, nawet jak rozstał się z moją matką. Sama nie wiem czego tak bardzo się bałam, ale po prostu nie mogłam go zobaczyć.
- Jak to możliwe? Kiedy? Gdzie?
- W mieście. Poszłam po zakupy, tuż przed zamknięciem. Chciałam po prostu oszczędzić sobie niepotrzebnych spojrzeń. Los jednak chciał, że gdy wyszłam ze sklepu, zobaczyłam go. Rozmawiał z jednym z członków dzikiej sfory. Nigdy nie pomyślałabym, że nawet u nich będą szukać pomoc. Nie wiedziałam co zrobić, spanikowałam i uciekłam. Zorientował się, ale nie zdołał mnie dogonić. A teraz boję się cokolwiek zrobić, na dodatek mam mętlik w głowie, bo boję się, że mógł mnie wydać.
Przez chwilę się nie odzywał. Patrzył tylko z szokiem na jakiś punkt tuż za mną. Po paru minutach, które dla mnie były jak wieczność, przetarł twarz ręką, a ja zobaczyłam jak jego oczy ciemnieją. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy zdałam sobie sprawę co się dzieje. To był zaledwie ułamek sekundy. Wielki wybuch rozniósł się na zewnątrz domu, upadłam na ziemię , słysząc jak odłamki okna oraz ściany lądują obok mnie. Zaszumiało mi w uszach, po czym usłyszałam ryk. Nie zważając na Aidena szybko wstałam i pobiegłam w stronę pokoju chłopców. Na całe szczęście runy zadziałały. Obaj leżeli na podłodze uśpieni runami. Nie zważając na hałas za mną szybko zamknęłam drzwi i jak najszybciej ułożyłam chłopców na łóżku. Ze łzami w oczach ułożyłam obok chłopców ich ulubione zabawki i przykryłam ich kocykami.
Nie miałam czasu zastanawiać się dlaczego nas znaleźli. Możliwości mogło być wiele. Chociaż gdzieś w głowie zaczynała dręczyć mnie myśl, że musieli od lat obserwować Luke'a. W końcu był jedyną osobą, do której po tym wszystkim mogłabym się odezwać. Teraz jednak nie miałam czasu analizować, tego jak bardzo byłam nieostrożna. Najważniejsze były moje dzieci.
- Mamusia i wujek was ochronią. Znajdę was Kochani - ucałowałam ich czułka i w pośpiechu podbiegłam do okna. Zobaczyłam dziesiątki demonów i kilku faerie. Czułam jak dom wręcz się trzęsie, byłam pewna, że moje runy chroniące pokój długo nie podziałają i że kończy mi się czas. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po mojej twarzy, kiedy z ukrytej skrytki wyjęłam stelę i dwa średniej długości miecze. Sprawnie narysowałam sobie runy obronne oraz zwiększające siłę. Podeszłam do łóżka i spojrzałam ostatni raz na chłopców.
- Pamiętajcie, nie ważne co, Mamusia was Kocha, Najbardziej na Świcie - szybko narysowałam na ramie łóżka runy. Już zaledwie po chwili łóżko wraz z chłopcami zniknęło. Obawiałam się, że kiedyś coś takiego może się wydarzyć, dlatego wraz z Aidenem postanowiliśmy zrobić z sypialni dzieci małą twierdzę. Udało mi się też stworzyć nową runę portalu, aby w razie potrzeby chłopcom nic się nie stało. - Opiekuj się nimi Vincent - szepnęłam, chowając stelę.
Słyszałam zbliżające się kroki. Chwyciłam mocniej miecze i wybiegłam z pokoju napotykając się od razu na pierwszego demona. Byłam bez zbroi, ale wiedziałam, że muszę dać radę. Sprawnie powalałam jednego demona za drugim, co jakiś czas napotykając jakiegoś faeri. Słyszałam jak Aiden walczy zaledwie kilka metrów ode mnie. Pot powoli zaczynał się mieszać z moją krwią, a z każdym kolejnym przeciwnikiem czułam jak moje ciało zaczyna boleć i wręcz płonąc.
- Clary musisz uciekać - usłyszałam, tuż po tym jak wielki demon przygwoździł mnie łapą do ściany. Zaledwie po chwili demon padł, a ja spojrzałam na zakrwawioną sylwetkę Aidena. Zapewne wyglądałam teraz podobnie. Mojej odpowiedzi przerwał jednak kolejny wybuch i rozprzestrzeniający się po domu ogień. Oboje wylecieliśmy przez ścianę, pech chciał, że kilka wielkich odłamków szkła i metalu wbiło się w mój brzuch i plecy. Przez chwilę czułam jak ogarnia mnie ciemność. Szybko jednak zobaczyłam jak Aiden tworzy w powietrzu runę portalu - Znajdę Cię Clary - usłyszałam zanim wręcz wrzucił mnie do portalu. Zdążyłam jedynie zobaczyć jak jego oczy przybierają kolor krwi.
Ból jaki odczułam po wylądowaniu był niewyobrażalnie wielki. Nie wiedziałam gdzie jestem. Ledwo uchyliłam oczy i to co zobaczyłam sprawiło, że na chwilę zamarłam.
- Luke? - ledwo szepnęłam czując jak z moich ust wypływa stróżka krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top