Rozdział 14
*Clary*
Wręcz z niecierpliwością wyczekiwałam pojawienia się Luke'a. Po rozmowie z pozostałymi podczas śniadania, czułam się dziwnie. Nie zasługiwali na jakiekolwiek dobre traktowanie, ale jakoś nie mogłam zacząć zachowywać się inaczej. Aiden miał rację. Zawsze powtarzał, że jeżeli chcę sprawić by cierpieli muszę niszczyć ich poczuciem winy. Po dzisiejszym poranku widziałam, że jego sposób się sprawdził. Emocje wręcz roznosiły ich od środka, nie byli nawet w stanie patrzeć mi w oczy. Z drugiej jednak strony, czułam, że musze jeszcze bardziej wzbudzić w nich wyrzuty sumienia, tak aby byli w stanie zrobić wszystko abym im wybaczyła.
Równo w południe usłyszałam jak otwierają się drzwi, a do pomieszczenia wbiega Luke. Spojrzał na mnie z niedowierzeniem i podbiegł do mnie zgarniając w ramiona. Pierwszy raz odkąd tutaj byłam poczułam się bezpiecznie. Odwzajemniłam uścisk, czując jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. On jeden cały czas był po mojej stronie. Cały czas mnie szukał i bronił mojego dobrego imienia.
- Tak bardzo się cieszę, że jesteś bezpieczna - szepnął mocniej przytulając mnie do siebie. Nie puszczał mnie, zapewne nie dowierzają, że naprawdę tu jestem.
- Wybacz, że uciekłam. Przeraziła mnie wizja powrotu do dawnego życia - oznajmiłam, odsuwając się od niego. Z uwagą obserwował to jak się zmieniłam. Ja zresztą zrobiłam to samo. Widać było, że przybyło mu kilka lat.
- Może to źle zabrzmi, ale naprawdę w takiej wersji wyglądasz jak kopia Sebastiana. Skąd ta zmiana? - spytał, siadając wygodnie na kanapie. Zauważyłam jak kątem oka przygląda się pozostałym i Magnusowi. Chyba nie był pewien, czy na pewno pozostanę w pełni spokojna.
- Zapewne rozmawiałeś z Vincentem i wiesz - widziałam jak na moje słowa na jego twarzy pojawia się grymas. To było do przewidzenia, że z nim rozmawiali. Pytanie tylko, czy sobie czegoś nie dopowiedzieli.
- To co powiedział to prawda? - spytał. Wiedziałam, że chciał być pewien, ale prawda była bardziej skomplikowana niż myślał.
Podniosłam się i podeszłam do okna. W odbiciu widziałam skupione miny pozostałych. Widocznie chcieli najpierw się wszystkiego dowiedzieć.
- Prawda, chociaż nie cała. Dowiedzieliśmy się o tym właściwie przypadkiem. Nie pomylę się jeśli powiem, że Faerie przygotowywały się przez setki lat do unicestwienia Nocnych Łowców. Podzielili się na Jasny i Ciemny Dwór przez wzgląd na krew i jej wyznawców. Jasny Dwór należał do tych, którzy uznawali wyższość anielskiej krwi nad demoniczną, natomiast Ciemny Dwór uważał odwrotnie. Każdy z nich wiedział, że są potomkami zarówno aniołów jak i demonów, jednakże zaczęli się doszukiwać powodów na wyższość jednej krwi nad drugą. O ile Ciemny Dwór starał się zachowywać neutralnie w kierunku do wilkołaków, wampirów i czarowników, tak Jasny Dwór zaczął uważać te rasy za niegodne ich uwagi. Problem pojawił się jednak gdy pojawili się Nocni Łowcy. Anielskie dzieci, które odebrały im wyłączność do anielskiej krwi. I tak przez lata nienawiść rosła. Nie pomagał temu wszystkiemu fakt, że Nefilim otrzymali dary od Raziela. Kiedy hierarchia została zachwiana, poprzednia Królowa Ferie, zobowiązała swoją następczynię do zakończenia złotych wieków Nocnych Łowców - zacisnęłam mocno pięści czując rosnącą wściekłość. Zrujnowali rodzinę tak wielu ludziom. W imię krwi, która i tak w połowie zatruta była przez demoniczną krew. Wywyższali się nad Ciemnym Dworem, a tak naprawdę to oni byli największymi potworami.
- To dlatego Wojna Domowa była ich głównym priorytetem. Gdyby Nocni Łowcy sami się zdziesiątkowali mieli by znacznie ułatwione zadanie. To dlatego gdy Valentine próbował przejąć władzę, oni zaczęli się wycofywać. Chcieli usunąć się w cień, żeby ich nie dopadł. Poświęcili swoich żołnierzy w wyższej sprawie. Kto by przypuszczał, że ta cała sytuacja miała drugie dno - Magnus wydawał się zaciekawiony tym co powiedziałam. Zapewne zaczęło też do niego docierać jak skomplikowany i długotrwały plan przygotowali Faerie.
- Dlatego chcieli się mnie pozbyć. Królowa zaczęła się obawiać dnia, kiedy w pełni opanuję swoje runy. Najwidoczniej zdawała sobie sprawę z tego jak wielkie zagrożenie niesie ze sobą moje istnienie. Kiedy analizowałam księgę run, doszłam do wniosku, że wśród pierwszych Nocnych Łowców znajdował się ktoś kto posiadał dar do ich tworzenia. Runy były przystosowane do wieku, w którym powstała cała rasa Nefilim.
- Czy oni mogli się spodziewać, że znowu pojawi się ktoś posiadający dar tworzenia run? Coś musiało się przecież stać, że akurat teraz postanowili działać - uwaga Isabelle była całkiem trafna.
- To jest właśnie pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Od lat razem z Aidenem szukamy jakiejkolwiek informacji na ten temat. Jednakże jak na razie nie przyniosło to żadnego rezultatu.
- Trzeba więc założyć, że albo wiedza o tym została ukryta albo zniszczona. Jednak ktoś musiał mieć w tym jakiś cel. Pytanie tylko jaki - mruknął Simon dołączając się tym do rozmowy.
- Bądź co bądź sytuacja jest skomplikowana. Bez Aidena nie mogę oddać wam run, które przez te lata tworzyłam i opisywałam. Na wszelki wypadek zapieczętowaliśmy księgę i bez nas nie da rady jej otworzyć, no chyba żeby, któreś z nas zginęło. Wtedy byłoby to możliwe, ale tylko wtedy - wydawali się naprawdę zaskoczeni. Czy oni naprawdę myśleli, że przez sześć lat się obijałam? Z dwójką dzieci to nawet niemożliwe. Chociaż oni o tym nie wiedzą. Co oni są tak wszystkim tym zaskoczeni to ja nie wiem. Najprawdopodobniej nie tylko ja zmieniłam się przez ten cały czas.
- Mówiąc w skrócie mamy Ci pomóc go uratować? - spytał w końcu Jace.
- Niekoniecznie. Aiden uratuje się sam. Trzeba tylko stworzyć dla niego drogę ucieczki i przy okazji zaskoczyć wroga. Stąd też kazałam wam zając się Faerie i umieścić ich w celach. Pora, aby Królowa przekonała się co znaczy, gdy swój zabija swego - uśmiechnęłam się przy tym kpiąco, czując jak zaczyna przepełniać mnie energia. On też był gotów, aby przestać się ograniczać. Faerie zapłacą za krzywdę mojego braciszka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top