Rozdział 13

*Simon*

Siedząc przy Isabelle ciężko było mi zebrać myśli. Co chwile mój wzrok lądował na śpiącej na łóżku niedaleko Clary. Po zajęciu się moją dziewczyną, białowłosa wręcz opadła z sił i po prostu położyła się spać. Jej sen jednak był wyjątkowo płytki, jakby cały czas musiała być czujna, co dziwniejsze jednak cały czas trzymała jedną z dłoni na runie parabatai. Ciężko było mi nawet uwierzyć w to co się wydarzyło. Z drugiej jednak strony byłem ciekawy kim jest człowiek, który ją uratował. Ciężko było się z tym pogodzić, ale niezaprzeczalnie musieliśmy mu podziękować. Zrobił coś czego żadne z nas nie zrobiło, uratował ją, trwał przy niej i dawał jej nadzieję na to, że może być szczęśliwa. Ukradkiem spojrzałem na Alec'a oraz Jace'a, który po krótkich ochłonięciu wrócił. Chyba do każdego z nas docierała myśl, że to może być chwilowa sytuacja i Clary niedługo postanowi nas opuścić.

Nie byłem do końca pewien ile czasu spędziliśmy na przyglądaniu się białowłosej. Chociaż zastanawiało mnie czemu się przefarbowała to czułem, że nawet nie mam prawa o to pytać. Gdy w końcu zacząłem dostrzegać wschód słońca, poczułem też jak Isabelle powoli zaczyna się budzić. Najpierw patrzyła na mnie w szoku, a potem zaczęła płakać. Widocznie musiała stracił przytomność po pojawieniu się Clary.

- Ona naprawdę tu jest? - spytała tak, że ledwo ją usłyszałem. W odpowiedzi jednak tylko lekko się uśmiechnąłem i wskazałem gestem dłoni, aby spojrzała w bok. Niepewnie przechyliła głowę w kierunku śpiącej białowłosej.

Zaledwie po kilku minutach zobaczyłem jak się budzi. Jej zielone oczy powoli analizowały sytuację. Przez chwilę miałem wrażenie, że nie jest zadowolona z faktu, że to rzeczywistość a nie sen.

- Luke i Magnus pojawią się koło południa - oznajmił w końcu Alec, uważnie śledząc jak Clary się podnosi i wyciąga runę. Widać było, że czuje się znacznie lepiej niż parę godzin temu.

- Mogę skorzystać z kuchni? Chciałabym zrobić sobie śniadanie - spytała w końcu. Po tym jak wszyscy na raz skinęliśmy głową na znak pozwolenia, wstała i przeciągnęła się, zdejmując po chwili część bandaży z rąk. Westchnąłem zaskoczony widząc całkowicie czystą skórę, pozbawioną jakiejkolwiek blizny.

Spojrzałem wymownie na chłopków i czym prędzej pomogłem wstać Isabelle, która również chciała jak najszybciej za nią iść. Ostatecznie po kilku minutach wszyscy siedzieliśmy w kuchni, patrząc jak z niepewnością białowłosa się po niej krząta. Nawet moja dziewczyna, mimo że dalej odczuwała skutki wczorajszej sytuacji, siedziała z wręcz zachwytem i patrzyła jak Clary stara się w spokoju gotować.

- Zapytacie w końcu czy będziecie tak siedzieć i patrzeć? - spytała w końcu, nie odrywając wzroku od miski. 

- Wybacz, po prostu chyba wszyscy jesteśmy w szoku. Dziękuję, że mnie uratowałaś - oznajmiła w końcu Isabelle.

- To naprawdę dla mnie nic nowego. Mój parabatai często wracał poraniony, więc nauczyłam się już jak radzić sobie w takiej sytuacji - odpowiedziała, uśmiechając się przy tym lekko.

- Jesteście ze sobą blisko, prawda? - spytałem, wiedząc, że w obecnej chwili Jace sam by o to nie zapytał.

- W końcu jesteśmy parabatai. Zresztą Aiden'a nie da się nie kochać - na dźwięk jej słów, Jace wręcz zaczął wychodzić z siebie. Domyślałem się, że może się tak stać, po tym jak zaczęliśmy drążyć temat, ale nie spodziewałem się, że Clary specjalnie będzie wzbudzać w nas poczucie winy.

- Jak długo się znacie? - spytał w końcu blondyn, wręcz powstrzymując się od uniesienia głosu.

- Właściwie poznaliśmy się przypadkiem. Przed tym jak zostałam uwięziona widzieliśmy się dwa razy, prawie ze sobą wtedy nie rozmawialiśmy. Z jakiegoś jednak powodu postanowił mnie uratować. A kiedy go potem zapytałam, dlaczego mnie uratował, odpowiedział tylko, że ktoś o tak czystym spojrzeniu jak moje, nie może być mordercą i prawdziwą zbrodnią byłoby pozostawienie mnie samej sobie. Od tamtej pory mi pomaga - odpowiedziała. Cały czas byłą skupiona na gotowaniu, a jednak starała się odpowiadać nam na pytania. Szczerze mówiąc prędzej spodziewałbym się, że będzie nas ignorować. Wyglądało jednak, że sama rozmowa o nim, pozwalała się jej czuć lepiej i pewniej.

- Domyślasz się, co mogło się stać po tym jak się rozdzieliliście? - spytał  w końcu  Alec.

- Znając go, zapewne jest teraz gdzieś na Jasnym Dworze... Pewnie próbują z niego coś wydusić, zapewne też nie zdają sobie sprawy, że im dłużej tam jest tym więcej zbiera informacji. Mianowicie na takie sytuacje stworzyłam specjalną runę, znacznie wyostrzając zmysły, ale również postrzeganie. Im dłużej tam jest tym bardziej orientuje się w sytuacji. Mówiąc krótko Aiden bardzo lubi bawić się w szpiega, dlatego w przeciągu kilku najbliższych dni powinien się pojawić. Do tego czasu jeśli nie macie nic przeciwko chciałabym tutaj zostać - oznajmiła, kładąc przed nami talerze oraz jeden wielki półmisek pełen placuszków.

- Naprawdę mnie zadziwiasz. Nie dociera do mnie, że traktujesz nas tak dobrze, po tym wszystkim co się stało - Alec wydawał się naprawdę coraz bardziej obwiniać. Nic nie mówiąc zrobiła dla nas śniadanie. Bycie miłym to jedno, ale okazywanie nam wręcz zainteresowania to drugie. Ten chłopak naprawdę ją zmienił.

- To nic. Pogodziłam się już z tym wszystkim i w sumie już nie mam żalu. Wiele wycierpiałam, ale też dużo zyskałam. Wyleczyłam się już z was, dlatego łatwiej spełniać mi prośbę Aidena. Zresztą jeżeli ktoś ma was za to wszystko zbesztać to jeszcze pewnie nie raz was to czeka.

Po tym co powiedziała już nikt nic się nie odzywał. Clary po prostu przysiadła się i nie zwracając uwagi na nas, skupiła się na jedzeniu. Jej mina jednak przedstawiała dziwną nostalgię. Byłem ciekaw jakie wspomnienia wróciły do niej, patrząc na miodowe placuszki. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top