❇️24❇️
-April, wstawaj!- Maghetiria krzyczała w mojej głowie.-To nie pora na spanie! Budź się!
Bardzo niechętnie otworzyłam oczy choć cały czas miałam ochotę dalej pogrążyć się we snie. Czułam, że nie leżę na ziemi. Ręce trzymałam w powietrzu. Obejrzałam się zauważając... ciemne skrzydła. Wyglądały jak u jakiegoś anioła. Za nimi stały dwa demony. To one trzymały mnie za ręce. Te same maszkary, które widziałam nad rzeką. Te z kocimi łbami.
Opuściłam głowę. Klęczałam. Ale... zaraz! Gdzie moje dżinsy? Zamiast nich miałam na sobie poszarpaną czarno-granatową suknię a strzępy sięgały za kolana. Górna część była twarda i niewygodna w kolorze szaro-czarnym przemieniający się poszarpanymi pasami. Na rękach aż za łokciami miałam ciemne rękawice. Spojrzałam znowu na skrzydła. One były moje!
-Co do...- zaczęłam.
-To moja zasługa- odezwała się Maghetiria.
-I zmieniłaś mnie w jakiegoś upadłego anioła?
-Musiałam. Żebyś wyglądała zabójczo przerażająco.
-Po co?
- Zaraz się dowiesz.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie widziałam zbyt wiele przez ogarniającą ciemność. W odległości dostrzegłam tylko jakiś tron, a na nim ktoś siedział.
Wstałam z kolan zauważając swoje buty. Skórzane, czarne szpilki. Nagle wokoło rozbłysły świece. Spojrzałam na nie i wtedy dobiegł mnie basowy, męski głos.
-Witaj, moja córko.
Skierowałam wzrok przed siebie. Z tronu zszedł mężczyzna o muskularnej budowie. Twarz była pokryta bliznami. Miał ciemne oczy oraz włosy z przedziałkiem po lewej. Miał ciemną, skórzaną kurtkę, spodnie w tym samym kolorze oraz glany. Wyglądał jak typowy Nocny Łowca co nie oznaczało, że nie był groźny.
-Shredder?- zdziwiłam się.
-To teraz zwykło się mówić do ojca w ten sposób?- spytał stając naprzeciw mnie.
-Nie jesteś moim ojcem!- krzyknęłam.-Moim ojcem był Kerbi O'Neil!
-Ach tak, Kerbi- przypomniał sobie.-Skończył marnie. Był zabawką dla moich demonów.
-Zabiłeś go!- zawołałam próbując się wyrwać.
-Nie lubię konkurencji- odparł.-A propos, jak tam jest z Maghetirią w jednym ciele? Nie za ciasno?
-Muszę dojść do twego narządu mowy-rzekła Maghetiria w moim umyśle.
-Żebyś mną zawładnęła, co?- syknęłam po cichu.
-Tylko na chwile.
Nagle poczułam, że jestem gdzieś daleko, a moje usta mówią wbrew mojej woli.
-Jest silna, ale ją złamię- powiedziała swoim głosem przeze mnie.
-Dobrze.- Shredder skinął głową.
Wtedy Maghetiria ponownie zamieniła się ze mną. Ta transformacja była o wiele bardziej trudniejsza i bolesna niż podejrzewałam.
-To dlatego, że jestem od ciebie silniejsza- wyjaśniła Maghetiria ponownie w umyśle.- By zamienić się ze mną musisz włożyć w to więcej wysiłku.
Ponownie padłam na kolana. Dawno leżałabym na glebie gdyby demony mnie nie trzymały.
-Bolesne, prawda?- rzucił Saki.-Może lepiej współpracuj.
-Czego ty ode mnie chcesz?- spytałam dysząc ze zmęczenia.
-Jedynie tego, abyś się do mnie przyłączyła- wyjaśnił.-Walcz u mego boku. Razem zawładniemy całym Mrocznym Światem.
-Ty chyba masz nierówno pod sufitem- syknęłam.-Nie licz na mnie.
-Ach, dlaczego muszę posuwać się do czegoś takiego- westchnął.
Pstryknął palcami.
Demony rzuciły na podłogę Donatello. Starał się podnieść.
-Donnie, nie!- zawołałam.
-Nie skrzywdzę go jeżeli zgodzisz się przejść na moją stronę- szatażował mnie.-Rodzina powinna trzymać się razem.
-April, nie rób tego- wyrwał Donnie podnoszony przed demony.-Nie poświęca się dla mnie!
Spojrzałam na niego, a później na Shreddera marszcząc czoło. Saki podszedł do Donatello.
-Co, znowu chcesz obronić swoją ukochaną?- zazgrzytał zębami.-Tak jak dwa lata temu? Jak jej tam było? Violet?
-Nie waż się nawet o niej wspominać!- krzyknął.
I wtedy oberwał pierwszy cios w brzuch. Gwałtownie się wyrwałam, ale i tak nie zdołałam się uwolnić.
-Mówiłem ci wtedy, lepiej się nie zakochuj bo to niczego dobrego z ciebie nie zrobi- ciągnął Shredder.-A szczególnie gdy czujesz to do mojej córki. Do tej, przez którą wszyscy cierpią.
-Nie!- warknęłam.
-Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że nie widziałeś, jak giną Kerbi i Clarissa- zwrócił się do mnie.- Co ty na to bym zobrazował ci, co tam zaszło.
Przerażona pokręciłam głową.
Starałam się uwolnić, ale było to daremne. Shredder ponownie zafundował mu cios w brzuch a potem w głowę. Donnie padł na podłogę.
-Proszę, przestań!- wolałam.
-To zależy tylko od ciebie- syknął Saki.
Patrzyłam ze strachem na niego. Nie mogłam poprzeć jego strony. Gdyby tylko udało mi się ruszyć tymi skrzydłami. Odwróciłam wzrok zamykając oczy.
-Jak tam chcesz- ciągnął wróg.-To teraz... patrz uważnie.
Ponownie skierowałam spojrzenie tym razem na Donatello. Podnosił się choć gdy napinał mięśnie, jego ręce drżały. Był zbyt silny by po kilku uderzaniach tak osłabnąć. Już wcześniej musiało go pobić.
W sekundę okrążyły go demony. Zaczęły go szarpać, popychać, gryźć, a w końcu wszystkie rzuciły się na niego dotkliwie bijąc i okaleczając. Donnie przeraźliwie jęczał, krzyczał, wył z bólu. Nie mogłam tego słuchać. Patrzeć zresztą też nie, choć i tak nie było jak bo potwory wszystko zasłoniły.
-DOŚĆ!!!- krzyknął Donatello.
Musiałam coś zrobić. Na skrzydła nie było co liczyć, ale miałam jeszcze umiejętności Nocnej Łowczyni. Popatrzyłam na demony znęcającymi się nad Donniem i zniszczyłam je w sekundę. Potem odwróciłam się obracając w pył te, które trzymały mnie. Wstałam szybko biegnąc do żółwia. Położyłam mu głowę na kolanach. Z kącika ust ciekła mu krew. Miał podbite oko, mocno zadrapany policzek a reszta ciała w opłakanym stanie. Ubranie poszarpane, skorupa przetrącona, lewe ramię mocno zrabione, a gdzieś jeszcze krwawiła rana. Odszukałam ją. Prawy bok.
-Boże- jęknęłam przerażona.
-To nic- uspakajał mnie.-Dostawałem już mocniej.
-Krwawisz- uświadomiłam go.
- Nie szkodzi.
-Przestań udawać, że nic się nie dzieje!
Nagle podszedł do nas Shredder. Spojrzałam na niego ze łzami.
-Dobrze, dołączę do ciebie- rzekłam.
Poczułam na ramieniu mocny uścisk.
-April, nie- jęknął Donnie.
-Ale pozwól jemu odejść- poprosiłam.-On nie przeżyje dnia jeżeli ktoś się nim nie zajmie.
-Już wolę umrzeć niż cię tu zostawić- szepnął do mnie Donatello.
-Proszę...- głos coraz bardziej nie chciał przejść- ojcze. Błagam cię, pozwól mu odejść.
-Co za różnica czy zginie tu czy gdzie indziej- syknał.- Zabierzcie go do celi.
-Co?!- przeraziłam się.-Nie! Tylko nie do celi!
Demony odsunęły mnie, a Donatello wywlokły z pomieszczenia.
-Błagam, on nie może umrzeć!- ciągnęłam.
-Walcząc u mego boku nie możesz być z nikim w bliskich relacjach- rzucił Saki.-Zginie by cię nie rozpraszać.
-Nie pozwolę na to!- krzyknęłam.
-April, zrób to, co słuszne- dodała Maghetiria.
Wyrwałam się demonem, zniszczyłam je, a potem dobyłam Smoczej Katany leżącej z boku. Rzuciłam się na Shreddera, ale on był szybszy. Zrobił unik, a później kopnął mnie na ścianę w wyniku czego ponownie straciłam przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top