❇️22❇️

Stałam pod prysznicem pozwalając by woda swobodnie spływała po mnie. Teraz była to moja jedyna forma relaksu. Strumień uderzał o mój kark obejmując się w tali. Odchyliłam głowę w tył i woda zmoczyła moje włosy. Nalałam na rękę szamponu po czym wtarłam go w nie. Gdy pukle były już zapienione, spłukałam je a następnie wyszłam z kabiny. Wytarłam się ręcznikiem. Później okręciłam nim włosy robiąc turban. Ubrałam się w piżamę- żółtą koszulkę na ramionka oraz purpurowe szorty. Wyciągnęłam z szafki pod białą umywalką suszarkę i szczotkę. Rozczesałam włosy.

〰〰〰〰〰〰

Zayn spał już dawno. Było około dziewiątej wieczorem, a mnie nadal nie możył sen. Poszłam do kuchni wstawiając wodę na herbatę. Zalałam ją po czym siadłam na fotelu przed telewizorem. Tym razem oglądałam jakiś horror o wampirach.

Około dziesiątej film dobiegł końca, a ja dopijałam herbatę.
Nagle usłyszałam jakieś szmery na zewnątrz. Wzięłam kubek i podeszłam do wielkich okien. Niczego nie dostrzegłam. Patrzyłam w ciemność panującą na zewnątrz. Czułam już za sobą czyjeś kroki. Chwilę później po moim karku przeszedł czyjś oddech.

-April- odezwał się ktoś.

Błyskawicznie odwróciłam się uderzając oprawcę w głowę i roztrzaskując na niej kubek. Tajemnicza postać upadła na podłogę.

-Jasny szlag!- jęknęła męskim głosem.

-Co do...-Zaskoczona podbiegłam do ściany włączając światło.

Tak jak podejrzewałam co nie zmieniło faktu, że byłam mocno zaskoczona. Znałam ten głos a właściciela jeszcze lepiej. Trzymał się za głowę.

-Donnie?- spytałam podbiegając do niego.-Co ty tu robisz? Nic ci nie jest?

-To teraz tak traktujesz przyjaciół?- odparł potrząsając głową.

-Myślałam, że to demon.

-A od kiedy demony potrafią gadać?

-A ja wiem.

Dostrzegłam, że na jego masce rozprzestrzenia się czerwona plama krwi.

-Uderzyłam cię chyba za mocno- stwierdziłam.-Idź na górę, do sypialni po lewej.

-Dobra- rzucił.

Podszedł w kierunku schodów, a ja pędem pobiegłam do łazienki. Nalałam w miskę wody, zabrałam apteczkę i też ruszyłamna górę.

Zastałam Donatello siedzącego na łóżku na złotej, satynowej pościeli. Zajęłam miejsce obok niego rozwiązując mu bandanę. Wzięłam wacik mocząc go w wodzie po czym przyłożyłam ją kolejnym kawałkiem gazy i plastrami.

-Będzie dobrze- powiedziałam.-Powinno się w miarę szybko zagoić.

-Dzięki- odparł.

-Wypiorę ci ją- rzuciłam biorąc maskę w ręce.

-Nie, zaczekaj- zatrzymał mnie łapiąc za dłoń.-Chcę z tobą porozmawiać.

Wolałam uniknąć tej rozmowy. W ogóle nie chciałam go teraz widzieć. Jego pobyt tu był mi nie na rękę bo strata go nadal bolała.

Usiadłam znowu na łóżku patrząc na niego. Zabrał mi bandanę odkładając ją na bok. Wziął moje dłonie w swoje.

-Przeczytałem twój list- oznajmił.-Podejrzewałem, że jesteś Shinobi od chwili, gdy powiedziałaś mi prawdę.

-Będę demonem- westchnęłam.

-Nie będziesz jeśli na to nie pozwolisz- odparł.-April... czy ty... czy ty naprawdę myślisz, że nic już dla mnie nie znaczysz?

-Przecież sam powiedziałeś, że nie chcesz mnie znać.

-Powiedziałem to w przypływie złości. Przepraszam. Ale to nie jest prawda. Gdy znalazłam ten list starałem się namierzyć cię na wszelakie sposoby. Było trudno, zważywszy, że twój telefon cały czas był wyłączony, ale w końcu się udało.

Wstałam podchodząc do okna. Zaplotłam ręce na piersi.

-Nie powinieneś był tu przychodzić- rzekłam patrząc na naturę spowitą ciemnością.

-Dlaczego?- nie zrozumiał stając za mną.

-Przebywając tu sprowadzam na ciebie niebezpieczeństwo- wyjaśniłam lekko kierując głowę w jego stronę choć wzrok nadal nie spoczywał na nim.-Dziś zaatakowała mnie cała chmara demonów. Shredder już zwietrzył mój trop.

-Jestem Nocnym Łowcą. Moim zadaniem jest chronić Heibon, zabijać demony i chronić bliskich. Ty jesteś jednym z nich.

Objął mnie w tali przywierając  torsem do moich pleców. Nie wiem czemu mu na to pozwoliłam. Może chciałam tego? A może chciałam i czegoś więcej... Na przykład poczuć go... ale tak fizycznie.

Położyłam swoje dłonie na jego. Wyczułam to. Też tego chciał. Plonął cały z żądzy.

-Brakowało mi ciebie- powiedziałam.

-Mnie ciebie też- odparł.

Pocałował mnie w szyję a potem w bark. Zamknęłam oczy wzdychając. Odwróciłam się w jego stronę oplatając jego szyję ramionami. Pocałowałam go w usta. Odwzajemnił to. Zaczęliśmy przez chwilę siłować się, kto z nas zrobi to mocniej.

Nagle Donnie schylił się nieco. Podskoczyłam oplatając jego talię nogami. Nie powiem, spotkałam się z twardym powitaniem, jednak ostatecznie szybko zapomniałam o bólu.

Nim się obejrzeliśmy, leżeliśmy już na łóżku. Donatello łaskotał mnie przesuwając swoją dłoń po mojej nodze coraz bliżej intymnych miejsc.

-Czekaj, Donnie- przerwałam.-Nie boisz się?

-Shinobi?- dopytywał.-Ani trochę.

-To też, ale chodzi mi głównie o to.-Złapałam za jego koszulkę odsłaniając skorupę.

Donatello spojrzał się na nią a potem na mnie.

-Jeśli ty się nie boisz, to ja też nie- odrzekł.

Znowu obsypał mnie pocałunkami. Ściągnęłam z niego kurtkę rzucając ją gdzie popadnie. Donnie już lizał moją szyję podciągnąć mi bluzkę. Byłam szybsza i ponownie jak wcześniej jednym ruchem ściągnęłam z niego T-shirt. Przesuwałam wargami po jego barkach czując pod rękami jego mięśnie. Donatello ściągnął ze mnie koszulkę dalej całując moją szyję, jej nasadę i stopniowo schodził niżej. Wbiłam w jego ramiona palce czując rozkosz. Jakiś czas później wszystkie ubrania poniewierały się po podłodze.

  Wkrótce leżeliśmy przytuleni do siebie.

-No i jak było?- spytał Donnie.

-Wspaniale- odparłam zataczając palcem kola na jego skorupie po czym puknęłam w nią.-I co? Zrobiłeś mi krzywdę?

-Raczej nie.

Przytuliłam się do niego mocniej. Wtedy poczułam jak Donatello przesuwa palcem po moim biodrze. Zaśmiałam się.

-Przestań- syknęłam z uśmiechem.-To łaskocze.

-Serio?- spytał.

Nagle zaczął dziubać mnie po tali, a ja śmiałam się próbując go odepchnąć. Przekręciłam się na plecy a on razem ze mną i skończyło się na tym, że zostałam przez niego wgnieciona w materac.

-No przestań- zaśmiałam się unosząc głowę i całując go namiętnie.

Donatello wplótł swoje palce w moje włosy.

-April, proszę cię, wróć do miasta- rzekł.-Wróć ze mną. Ochronię cię.

-Donnie, to ja muszę ochronić ciebie- odpowiedziałam.-Nie mogę znów siedzieć w Nowym Jorku i czekać na śmierć.

-To ja zostanę z tobą.

-Nie, nie pozwolę...

-I tak zostanę. Będę spokojniejszy wiedząc, że nic ci nie jest.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top