❇️14❇️
29 listopada 2000r.
Ból był coraz bardziej nie do zniesienia. Do tego w tej obskurnej, zabitej dechami dziurze nie było warunków do rodzenia dziecka. Wody odeszły już dawno, a Saki na zewnątrz miał na głowie coraz więcej demonów.
Ostrzegali mnie -on i Zayn -żebym nie szła na rozgromienie starego, drewnianego domu na skraju miasta, który był odwieczną kryjówką tych mrocznych poczwar.
Pewnie zajelibyśmy się już nią dawno gdyby nie problemy z Instytutem.
-Liah, spróbuj się uspokoić i wyrównać oddech - poradził mi Zayn.
-Chyba nie zamierzasz odbierać porodu? - zdziwiłam się.
-A mam wybór?- odparł. - Liah, wiesz, że nie odpuszczam nawet jak się boję. Nigdy cię nie zostawię.
-Zebrało ci się na wyznania - parsknęłam. - Idealny moment!
Nagle przyszła następna fala bólu. Zerwałam się na przemian krzycząc i jęcząc. Zayn położył mnie znowu na ułożonym stosie grubych szmat. Zdjął mi legginsy. Nie powiem, że czułam się komfortowo, ale było mi już wszystko jedno. Liczyło się tylko by April wreszcie przyszła na świat. Zayn ścisnął moją rękę mówiąc :
-Damy sobie radę. Przygotuj się.
Oddychałam w miarę spokojnie, choć nadal bałam się o zdrowie i życie Sakiego. Zayn zajął swe miejsce.
-Dobra, Liah. Teraz! Przyj!
Zapałam się z całej siły unosząc głowę i piszcząc. Mózg mi płoną.
-Spokojnie, oddech.
Opadłam na poduszki biorąc kilka wdechów.
-Jesteś wysportowana - powiedział Zayn. - Pójdzie szybko. Uwaga... Przyj!
Dwie szybkie wymiany powietrza i ponowne cierpienie. Ściskałam własną kurtkę by się skupić na czymkolwiek byle nie na bólu.
-Dobrze, wystarczy - zakomenderował.
Położyłam się chciwo łapiąc powietrze w usta.
-Już ją chyba widzę - rzekł. - Tak, to główka! Liah, ostatni raz! Przyj!
Krzyczałam wniebogłosy unosząc głowę.
-Mocniej, Liah!
Takiego wysiłku i bólu nigdy nie doznałam. Zrobiłam co tylko się dało. Wszystkie siły przełożyłam na to ostatnie parcie. Nagle poczułam, że cierpienie mnie opuszcza tak samo jak coś wewnątrz mnie. Opadłam przełykając ślinę i ponownie oddychając. Usłyszałam płacz dziecka.
-Mam ją! - zawołał Zayn po czym zwrócił się do niemowlęcia :- Już malutka.
Otarł ją kawałkiem szmaty a następnie przeciął pępowinę mieczem. Wyczyścił go zaraz po tym jak położył mnie na ziemi. Zdjął własną kurtkę okręcając nią moją córeczkę. Podał mi ją. Położyłam dziewczynkę przy swojej piersi. Zayn znalazł jakiś koc, którym mnie okrył. Patrzyłam na mój mały skarb i na jej niebieskie oczy.
-Moja maleńka - szeptałam. - Witaj na świecie. Moja malutka April.
Pocałowałam ją w głowę przutulając do siebie. Z oczu popłynęły mi łzy. Podniosłam wzrok patrząc na Zayna.
-Dziękuję - powiedziałam.
Uśmiechnął się do mnie.
Nagle do środka wszedł Saki. Zziajany, ale cały i zdrowy. Jego broń aż lśniła w blasku księżyca od ciemnych resztek po demonach. Jego czarne włosy spadały na czoło tworząc pomalowane wzory.
-Liah, czy ty... - zaczął.
-Choć - rzekłam cicho wyciągając do niego dłoń.
Wziął ją w swoją po czym klęknął przy mnie. Odsłoniłam kurtkę z twarzyczki dziewczynki by i ona mogła zobaczyć swego tatę.
-Jest piękna - stwierdził. - Jak jej matka. Ma twoje oczy, Liah.
-I twoje rysy twarzy - dodałam. - Gdyby nie Zayn, nigdy bym sobie nie poradziła.
Saki spojrzał na niego. Chłopcy nie pałali do siebie zbytnio sympatią, ale w walce potrafili się porozumieć.
-Dziękuję - rzekł bezbamietnie Saki podając Zaynowi dłoń.
-Zrobiłem to, choć wiem, że nie zasłużyłeś na takie szczęście - rzucił wrogo.
-Znowu zaczynasz?-warknął Oroku.
-Panowie, proszę - wtrąciłam.
Spojrzeli na mnie błyskawicznie się opanowując.
-Pójdę sprawdzić, czy żaden stwór się jeszcze nie kręci - powiedział Saki.
Wychodząc trącił Zayna w ramię. Pokreciłam głową. Nie znosiłam kiedy chłopcy darli między sobą koty. Gdy tylko zniknął za drzwiami, Zayn kucnął przy mnie mówiąc :
-Liah, proszę cię, zastanów się jeszcze. Masz czas na wybór.
-Zayn, rozmawialiśmy o tym wiele razy - odrzekłam. - Saki jest ojcem April i moim przyszłym mężem. Nie mam już czasu. Nie, gdy mam już córkę.
-Ale Liah...
-Nie mów tego. Nie psuj naszej przyjaźni. Wybacz mi, ale nie możesz liczyć na nic innego.
Zayn wstał odchodząc kawałek. Milczał. April wyczuwała mój strach i niespokojnie jęczała.
-Wybaczę ci - rzekł w końcu. - Ale nigdy się z tym nie pogodzę.
-Zayn, dokąd idziesz? - spytałam.
Wyszedł z rudery. Ostatni raz go wtedy widziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top