❇️12❇️

-April! - wołała. - April!

-Liah? - zdziwiłam się.

Pobiegłam przodem za jej głosem. Widziałam z daleka jej jasną sylwetkę i rude, rozwiane włosy. Padłam w jej ramiona.

-Mamo - jęknęłam choć nazywanie "matką" kogoś innego niż Clarissę ledwo przechodziło mi przez gardło.

-Już dobrze- uspokoiła mnie gładząc po włosach. - Jestem przy tobie.

W tej ciemności byłyśmy jedynymi jasnymi istotami.

-Czy ty... Liah, mam dziwne odczucie, że jesteś prawdziwa - powiedziałam czując jej ciepło. - Czy to możliwe?

-To twój dar, April- wyjaśniła. - Rozwija się z dnia na dzień.

-Tak bym chciała coś zrobić by odnaleźć odpowiedzi na swe pytania - westchnęłam. - Mam dość tej blokady. Muszę wiedzieć kim jestem i jak mam pokonać Shreddera.

-April, nie szukaj. Nie ma sensu brnąć i marnować życia by szukać odpowiedzialności na sekrety, które powinny pozostać nieodkryte. Trenuj. Masz w sobie ogromny potencjał i dobrych nauczycieli. Pokonasz swojego ojca i bez świadomości o przeszłości.

-Co niby takiego się stało, że to przede mną ukrywasz?

Liah pokręciła głową. Musiałam załatwić to inaczej.

-Jeśli nie powiesz mi tego to pójdę do mojego ojca i się tego dowiem.

-Kerbi nic na ten temat nie wie.

-Nie mówię o Kerbim. Mówię o Oroku Sakim.

Matka wstrzymała oddech, a jej źrenice gwałtownie się zmniejszył.

-Nie możesz tego zrobić - rzuciła przerażona.

-Masz rację - przyznałam. - Ale jeśli mi nie powiesz, nie będę miała wyboru.

Liah westchnęła ciężko zamykając oczy. Milczałam czekając na jej wyjaśnienia. Byłam już tak blisko prawdy.

-Mamo - popędzałam.

-Znajdź księgę "Legenda ignotum". Rozdział 26.

  Zerwałam się z łóżka oddychając ciężko. Skóraw po tatułażu na klatce piersiowej jeszcze bolała, a tak po prawdzie bardzo uwierała. Zrzuciłam z  siebie kołdrę i w piżamie szybko napisałam sobie na kartce papieru tytuł i rozdział książki. Wzięłam świstek ściskając go w dłoni i po cichu  zakładając jakieś ciemne baleriny zamiast kapci od Shini wyszłam z pokoju. Zastanawiałam się czy mają tu bibliotekę albo jakieś miejsce na książki. Przeszłam korytarzem na palcach po czym otworzyłam drzwi prowadzące do pomieszczenia szpitalnego gdzie nadal przebywał Casey. Miał naprawdę mocny sen, więc nie przejmowałam się tym, że mogę go obudzić. Poszłam normalnym krokiem.
Nagle jednak zahaczyłam stopą o nogę łóżka Jonesa i runęłam jak długa na podłogę. Leżałam tak chwilę nasłuchując czy ktoś nie idzie, ale chyba nikt nie usłyszał hałasu. Podniosłam się obtrzepując z kurzu po czym poszłam dalej.

-April- syknął cicho Casey.

Rozszerzyłam oczy nabierając powietrza. Odkręciłam się w jego stronę podchodząc do łóżka.

-Przepraszam, obudziłam cię? - spytałam.

-Nie - odparł przecierając oczy palcami. - I tak nie spałem.

-Nie potrafisz kłamać - zaśmiałam się siadając na jego materacu.

-Dokąd ci tak śpieszno? - dociekał.

-Do kuchni - odrzekłam. - Zaschło mi w gardle.

Jones zaśmiał się cicho.

-Co? - nie rozumiałam.

-To pocieszające - wyjaśnił.

-Ale że co?

-Że nie tylko ja nie potrafię kłamać.

Westchnęłam ciężko chichocząc pod nosem. Jasne, że nie potrafiłam go oszukać. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny, więc próba wykręcenia jakiegokolwiek numeru była daremne.

-Dobra, przejrzałeś mnie - przyznałam.

-To mów. - Casey położył nie na bok podpierając głowę ręką. - Co się stało?

Rozluźniłam zaciśniętą dłoń patrząc na kawałek papieru zwiniętą w kulkę. Podniosłam głowę wzdychając ciężko.

-Przyśniła mi się mama - powiedziałam.

-Mama? - powtórzył. - Cóż... Nie dziwię ci się. Po tym jak zabił ją demon...

-Nie mówię o Clarissie. Mówię o Lii.

-O kim?

O kurde! Dotarło do mnie, że za mało czasu z nim spędziłam i o wielu rzeczach mu nie powiedziałam.

-Casey, wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale... - zawiesiłam się. -... jestem adoptowana. Moimi prawdziwymi rodzicami byli, a w zasadzie są- w połowie- Nocni Łowcy. Liah i... Shredder.

-SHREDD... - wydarł się.

-Cicho! - rzuciłam półszeptem.

-Shredder to twój ojciec? - spytał .

-Tak, sama dowiedziałam się niedawno.

-No i co? Co zrobisz dalej? A w ogóle... Co ty tu masz?

Odsłonił mi dekolt zauważając znak kwiatu.

-Zrobiłaś sobie tatułaż? - zdziwił się.

-Zostaw - powiedziała odsuwając się i przyciskając dłoń do materiału na piersi. - To... znak mojego wstąpienia do Nocnych Łowców Klanu Hamato.

-Znak wstąpienia? Co ty, chcesz zostać jedną z nich? Szlajać się nocą po mieście i łapać demony? To oni są demonami i przekabacili cię na swoją stronę.

Możesz przestać? To moje przeznaczenie.

-Przeznaczenie? Trzymają cię tu pod kloszem i manipulują tobą! Dziewczyno, otrząśnij się! To jakaś sekta a nie klan!

-Tylko w ten sposób dowiem się kim naprawdę jestem! I nie podnoś na mnie głosu bo jest środek nocy.

-Nic mnie nie obchodzi, że jest środek nocy! Jak oni są Nocnymi Łowcami to nie powinni spać!

-Casey, przestań!

Wstałam gwałtownie patrząc na niego z gniewem.

-Te demony chyba zrobiły ci wodę z mózgu. Nie poznaje cię, Casey.

-Ja ciebie też nie, April.

-Co tu się dzieje?

To nie był głos ani mój, ani Jonesa. Odwróciłam się w stronę drzwi widząc w nich zaspanego Mikey'go.

-Nic, właśnie wracałam dół łóżka - rzuciłam.

Podeszłam do Michelangelo idąc do następnego korytarza. Nawet się nie obejrzałam. Nie zamierzałam patrzeć na ofukniętą minę Casey'go. Będąc już przy pokoju żółwia zatrzymałam go pytając :

-Mikey'go, czy macie tu bibliotekę?

-Bibliotekę? Eee... Nie. Znaczy Donnie ma trochę książek, ale same naukowe.

-Hmm... To raczej one mi nie pomogą.

-A co?

-Potrzebuje takiej książki.

Dałam mu kartkę. Przeczytał go zastanawiając się.

-To chyba z łaciny. W tłumaczeniu chyba... "Nieznane legendy" czy jakoś tak.

-A ty skąd znasz łacinę?

-Jestem pojętnym żółwiem. Wbrew olśniewająco zabawnym i przystojnym pozorom.

-Dobra, dobra, Casanovo.

Wykręciłam oczami uśmiechając się. Taki był Mikey. Zabawny i niby pozbawiony rozumu, a jednak nadzwyczaj inteligentny.

-Dobranoc, April.

-Dobranoc.

Żółw oddał mi świstek znikając za drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top