rozdział 14: kochać a być kochanym
jak zawsze, dziękuję, że jesteście. fajnie was mieć.
gdyby nie wy, to nie ja.
⋆ ⋆ ⋆𓃰⋆ ⋆ ⋆
— Nie potrafimy ze sobą żyć.
Mike był widocznie zdruzgotany. Chwilę mu zajęło, zanim uniósł głowę i spojrzał na klęczącą przy wannie Lizę. Łkał, a z każdym słowem płakał coraz bardziej, przez co niewiele rozumiała z jego bełkotu.
— Tak jest już od jakiegoś czasu, Liza. Mówię jedno, robię drugie, chcę pomóc, a i tak wychodzi jak zawsze. Czyli nie wychodzi — dodał — I tak najzwyczajniej w świecie... ja po prostu nie wiem jak to ratować. Jak jej pokazać, że kocham ją wystarczająco i żeby ona czuła się przeze mnie kochana. To samo ze Spencerem. Nie wiem, jak mam pogodzić ze sobą tyle spraw, które wyślizgują mi się z rąk.
— Mike, ale... — próbowała mu przerwać, ale nie dał jej skończyć.
— Mam wrażenie, że jeszcze chwila, a wszyscy mnie zostawią, wiesz? A nie dość, że ona nic nie wie, to ja także. Nie wiem o niej nic, bo tylko się kłócimy... Jakie chce kwiaty na ślubie, nie wiem jakie obrączki sobie wymarzyła, nie wiem kto będzie jej druhną... I nie wiem, jak jej pokazać, że kocham ją wystarczająco i przede wszystkim, żeby ona czuła się przeze mnie kochana. A ja nie mogę jej zmusić do miłości, prawda? Oczywiście, że prawda.
— Michael — upomniała go, zwracając na siebie uwagę, by przestał na moment mówić — Dlaczego miałbyś ją zmuszać do miłości? Dlaczego w ogóle na to wpadłeś?
— Ona mnie chyba przestała kochać, Lizzy.
Gdy wypowiadał te słowa, od razu w głowie pojawiła mu się podobna sytuacja, kiedy to rozmawiał z Lauren. Momentalnie sobie uzmysłowił, że o tym też najpierw nie porozmawiał ze Spencerem. Znowu Alex nie był dla niego pierwszym wyborem...
Chryste, Mike był okropnym przyjacielem.
Liza nie wiedziała, co mu powiedzieć. Może i potrafiła z każdym rozmawiać i wysłuchać, bo wiedziała jaki to ból nie być odpowiednio zrozumianym, ale nie miała kompletnie pojęcia, jak ma się zachować.
— Jak ją poznałem, już wiedziałem, że chcę by kiedyś była moją żoną — kontynuował, wpatrując się w taflę wody w wannie —A teraz nawet nie wiem, czy my chcemy tego ślubu. Może to wszystko zadziało się za szybko — westchnął, jeszcze cichszym głosem — Mówię ci, Lizzy... Nic nie wiem. Wszystko niszczę i tylko ja za to odpowiadam. To wszystko to moja wina, Lizzy.
Ani Elizabeth, ani Michael nie mieli pojęcia, że rozmowie przysłuchuje się Alex, który siedział cicho w salonie za ścianą i zaczął powoli otwierać oczy na to, co mówił Mike. Sam uważał, że wszystko psuje i nie zasługuje na ludzi, którymi się otacza – natomiast nie miał pojęcia, że to samo w głowie ma Mike.
Jego Mike, który robi głupoty i rechocze ze śmiechu. Jego najlepszy przyjaciel Mike, któremu nie dało się pomóc. Nie było rozwiązania na to, co dotyczyło Robinsa i starszej Darling.
Czuł się okropnie bezsilnie i nieporadnie, co zabijało go od środka. Więc gdyby ktoś zapytał Alexa jak się czuje i co zamierza zrobić... nie odpowiedziałby dobrze, coś wymyślę.
Bo pierwszy raz od dawna, w tej sprawie... nie potrafił niczego wymyślić.
— To nie twoja wina, Mike. — odparła od razu, bez żadnego zastanowienia, bo była tego bardziej niż pewna.
— Więc kogo, jak nie moja? Kogo, co? — Nie wiem, jak mam ją wystarczająco kochać.
Liza również czuła się bezsilnie. Nie dość, że próbowała pomóc Mike'owi w przyjaźni ze Spencerem, to również kombinowała, by uratować związek chłopaka ze swoją siostrą. Znajdowała się między młotem, a kowadłem. Z jednej strony przyjaciel, którego szczerze uwielbiała i było jej go okropnie szkoda przez sposób, w jaki traktowała go Stassy. A z drugiej... z drugiej własna siostra, która mimo wszystko wciąż była jej rodziną.
A serce Lizzy szeptało ze środka jej ciała, że w tej sytuacji nie da się nikogo ocalić. A na pewno nie przez Lizę.
Patrzyła na nagiego Mike'a, który bezsilnie siedział skulony w wannie. Nogi wciąż miał zgięte, łokcie oparte na kolanach, a sam wyglądał, jakby uleciało z niego życie.
Przez głowę przeleciała jej myśl, że jej siostra była katastrofą, która spotkała tak dobrego chłopaka, jak Mike. Zastanawiała się, czy ona też taka była, jest czy będzie. Ale odpowiedź była jej dobrze znana.
— Okej, w porządku... — zaczęła, po dłuższej chwili ciszy — Zależy jej na tym, by być kochaną. Niekoniecznie, by samej kogoś kochać — westchnęła — I ją w tym rozumiem.
Mike zmarszczył brwi. Darling ułożyła płasko dłonie na krawędzi marmurowej wanny, od razu opierając na nich podbródek.
— Nie usprawiedliwiaj jej tylko dlatego, że jest moją narzeczoną — mruknął, powracając wzrokiem do blondynki, która patrzyła na niego tymi wielkimi, niebieskimi oczami — Nie powinnaś robić tego ze względu na mnie, żeby nie było mi przykro. Możesz mówić prawdę i to, co uważasz... — zająknął się, ale żadna łza już nie spływała po jego policzkach — Przecież wiem, że za sobą nie przepadacie.
Prychnęła pod nosem, przechylając głowę w bok.
— Nie robię tego ze względu na ciebie, a na nią. Jest moją siostrą... Mimo wszystko wciąż nią jest. A to, co powiedziałam, jest u nas chyba rodzinne.
— Co takiego? — zapytał, patrząc na nią krzywo.
Spojrzała na chłopaka, który wyglądał jak siedem nieszczęść. Złapała go za dużą dłoń, splatając palce, jakby chciała dodać mu trochę otuchy. Prawda była taka, że to jej ręce drżały jak oszalałe, a otuchy potrzebowała najbardziej ona. Mówiła mu coś, czego nikomu wcześniej nawet nie wspomniała.
— Nie chcemy wielkiej miłości, a choć przez chwilę czuć się kochane przez kogoś. To dwie zupełnie inne sprawy. Kochać a być kochanym.
— To w zasadzie samolubne myślenie — odparł Mike, nie do końca rozumiejąc, o co jej naprawdę chodziło.
— Na tym to polega — uśmiechnęła się do niego delikatnie, choć Mike zauważył na jej twarzy odrobinę gorzkiego bólu.
Chwilę milczeli, jakby analizowali, co się właśnie wydarzyło.
— Możesz mi coś obiecać, Lizzy?
— Postaram się — odparła, choć nie wiedziała na co się pisze.
— Nieważne, co się wydarzy między mną a twoja siostrą, nieważne, czy ten ślub dojdzie do skutku, czy nie. Nieważne, czy to będzie koniec mojej przyjaźni ze Spencerem, Lauren czy nawet Gold. Ty jedyna mnie nie zostawiaj, proszę. Tylko mnie nie zostawiaj.
To także było samolubne. Błagać kogoś o uwagę, o zrozumienie, o poświęcony czas. Może Michael był okropnym przyjacielem, bo gdzieś w środku wiedział, że Liza mu nie odmówi, bo jest za dobra.
Ale jeszcze okropniejsza była Liza, która się zgodziła na jego prośbę. Tylko mnie nie zostawiaj.
— Dlaczego mnie o to prosisz, Mike?
— Bo czuję, że wszystko zaraz się skończy... A ja pewnie zostanę w tym zupełnie sam.
Pokiwała delikatnie głową.
— Też mogę cię o coś spytać? — zgodził się — Co się takiego wydarzyło, że przyjechałeś do San Francisco?
Ciężko mu było o tym mówić, ale się przełamał. W końcu... spytała go o to jego Lizzy.
— Kłóciliśmy się od połowy sierpnia, niemal codziennie. O najmniejsze pierdoły, jakie istnieją. W pewnym momencie miałem wrażenie, że przyczepia się do mnie o byle co, byle na mnie pokrzyczeć — odparł — Aż w sobotę zapytałem, czy czuje się przeze mnie kochana.
— I co odpowiedziała?
— Że tak... Że czuje ode mnie miłość. Ale potem spytałem, czy jest absolutnie pewna, że mnie kocha.
— I?
— Nie odpowiedziała. I wyszła.
Uciekła.
Mimo że były od siebie tak różne, Liza doskonale rozumiała Anastasie. Bo to właśnie siostry Darling wszystko psuły i były czarnymi charakterami w historiach każdego, kto kiedykolwiek je kochał.
Bo czuły się kochane. Ale czy one kogoś kochały? Nie wiadomo.
Natomiast pewnym było, że zawsze uciekały.
⋆ ⋆ ⋆𓃰⋆ ⋆ ⋆
Dopiero koło piętnastej Mike przestał wyglądać jak siedem nieszczęść i zaczął powracać do normy. Co prawda godzina, którą dał mu Alex dawno minęła, ale nie był na niego zły. Liza rozmawiała ze Spencerem i wytłumaczyła mu, że najważniejszym jest to, że Mike jest w jednym kawałku i wcale nie musi im się spieszyć z powrotem do LA.
Co prawda, Darling nie mogła opuścić następnego dnia na studiach, ale wierzyła, że jakoś sobie poradzi. W końcu zawsze sobie radziła.
Elizabeth próbowała ubłagać Alexa, by jednak się zgodził na licytację obrazów, bo wiedziała, jak zależy na tym mamie Spencera. Mówił, że to się odbywa tylko w pierwszy poniedziałek października, więc tym bardziej czuła, że musi coś zrobić.
— Widzisz w jakim on jest stanie? — zapytał, wskazując na Mike'a siedzącego na kanapie. Po słowach Alexa wtopił się bardziej w poduszki, jakby chciał stamtąd zniknąć — Nie będę go zmuszał. Wracamy do Bradford i tyle.
— Ale Spencer!
— Powiedziałem, że nie idziemy na licytację — dodał, już nieco podkurzony. Spojrzała na niego jak zbity pies, tymi swoimi dużymi oczami — Nie, Liza.
— Gbur jesteś i tyle!
— Oo, to najsłodszy sposób, w jaki mnie kiedykolwiek określiłaś — mruknął, przewracając oczami.
— Ale on już się dobrze czuje! — kontynuowała, coraz bardziej piskliwym głosem — Da radę, a twojej mamie zależy na obrazie...
Od razu, jak wypowiedziała słowo twoja mama, poczuła ciężar spojrzenia Alexa. Miała wrażenie, jakby cały się spiął, a mięsień w żuchwie zadrżał.
— Uuu... zaraz ktoś tu walnie zgona i nie będę to ja — wtrącił Mike, przerywając ciszę. Tym razem Spencer spojrzał na Robinsa, a ten momentalnie ucichł — Nic nie mówiłem.
— Jeśli nie chcecie wracać na pieszo do Los Angeles... — zaczął, przerażająco cicho i powoli — To na razie tylko wam radzę, żebyście mnie nie denerwowali. Gorzej z wami, niż z dziećmi.
Spencer miał wrażenie, jakby w tamtej chwili w końcu zrozumieli, ale to było tylko wrażenie.
— Sama pójdę.
Wzrok Spencera i Mike'a momentalnie przeszedł na blondynkę.
Najgorsze, co spotkało Alexa z Lizą było to, że rzadko potrafił przewidzieć jej następny ruch. Był genialny w planowaniu i przechytrzaniu innych, a z nią... z nią się to nie udawało, przez co był na siebie jeszcze bardziej zły.
Ale postanowił, że w porządku. Nie miała nawet czym zapłacić za jakikolwiek obraz, bo nie były najtańsze, a wątpił, że studentka ma takie sumy na koncie.
— To idź.
Gdyby mogli, to pewnie strzelałyby między nimi pioruny. W tej ich zawziętości i dumie było coś uroczego. Coś, co sprawiało, że powietrze gęstniało, a oni nie patrzyli na siebie jak na przyjaciół, ale z takim żarem w oczach, że... no właśnie.
— Kurwa, co tu się dzieje w ogóle — zarechotał Mike, skacząc wzrokiem między Lizą i Alexem.
— Tak tylko ci doradzę — kontynuował Spencer — Skoro tak bardzo chcesz tam iść, musisz mieć zaproszenie.
Przystanęła w pół kroku, już chcąc wychodzić z pokoju. Obróciła się na pięcie i mrużąc oczy, skupiła uwagę na Spencerze. Ten wyciągnął w kieszeni portfel, a z niego zgiętą w połowie złoconą kartkę.
— Poradzę sobie bez — odparła, patrząc dokładnie na zaproszenie.
Zacmokał, kręcąc głową na boki. Oparł się o podłokietnik kanapy, spoglądając w dół na przyjaciela. Mike wyglądał, jakby oglądał jakieś reality show.
— Jak już wybierzesz ten obraz, to i tak nie sprzedadzą ci go na ładne oczy — dodał Alex, wypychając językiem policzek od środka — Chyba, że ich przekonasz? Dobra w tym jesteś, co?
Teraz to ona się denerwowała, a Lizę naprawdę rzadko ktokolwiek potrafił wyprowadzić z równowagi. Alex natomiast zajmował pierwsze miejsce na podium.
— Mój tata lubi inwestować w sztukę — stwierdziła — Na pewno się nie obrazi, gdy do niego zadzwonię z prośbą o sponsorowanie obrazu.
— Elizabeth — powiedział dosadnie, upominając ją, żeby dała spokój,
— Ale dlaczego tak bardzo nie chcesz tam iść?
— Bo już to załatwiłem — odpowiedział natychmiast — Zarezerwowałem obraz, wpłaciłem zaliczkę i mogę go odebrać kiedy chcę.
Była nieco zaskoczona, a emocje i upartość powoli opuszczały jej ciało. Złapała dłońmi torebkę i zwiesiła trochę wzrok, bo czuła się pokonana przez bruneta.
— Po prostu chciałam zobaczyć jak to wygląda.
Alex wstrzymał oddech, chwilę później wypuszczając głośno powietrze z płuc. Coś zakuło go w serce, gdy patrzył na Lizę.
— Pójdę tam z tobą, ale...
Niemal podskoczyła w miejscu, gdy wypowiedział te słowa.
— Ale? — dopytała podekscytowana. Zawsze musiał być jakiś haczyk.
— Musisz mieć sukienkę do ziemi i wyglądać jak ubrana na czerwony dywan, bo nie wpuszczą cię w kiecce w serduszka — dodał, lustrując sylwetkę Lizy.
Elizabeth się zaśmiała.
— Czyli mam ją zdjąć? Wtedy mnie wpuszczą? — dopytała.
Alexander się zaśmiał.
Wziął pod rękę rozbawionego Mike'a i ruszyli z Lizą przez hotelowy korytarz, aż do windy. Koło schodów stał elegancki baner z informacjami o aukcji. Darling, czekając na windę, skupiła się na wytycznych.
56. aukcja dzieł San Francisco.
Aukcja otwarta jest od godz. 16.00 do godz. 18.00.
Licytacja dziesięciu głównych obrazów odbędzie się o godz. 19.00 w Złotej Sali.
W trakcie aukcji będzie dostępny do Państwa dyspozycji bar z napojami bezalkoholowymi, jak i alkoholowymi.
Całość zebranych środków przekazana zostanie na Fundację Charytatywną Hotelu Fairmont.
Obowiązuje odpowiedni coctail dress-code.
Wejście na licytację jedynie z zaproszeniem.
Gdy zjechali na dół, Alex poszedł po kluczyki do samochodu, by kupić odpowiedni strój dla każdego. Mike zrównał z nią kroku w holu i szepnął Lizie na ucho:
— Wyciągnęłaś go na tę aukcję pierwszy raz od dziewięciu lat, Lizzy.
⋆ ⋆ ⋆𓃰⋆ ⋆ ⋆
— Lekarz, bokser, przyjaciel, kierowca, a na dodatek tragarz — zarzucał sobie pod nosem Spencer, gdy niósł torby Lizy. Bogu dzięki, że Mike jeszcze potrafił zabrać swoje.
— Nie przesadzaj. Ja też niosę torbę — dodała, pokazując na swoją torebeczkę, gdzie mieścił się telefon, portfel i może niewielki błyszczyk.
Na co ja się zgodziłem, myślał Spencer. Zaczął żałować swojej decyzji od razu, gdy Liza wpadła do pierwszego sklepu.
Mike mógł to porównać tylko do Lauren, która biła się z jakąś panią o obcasy z wężem wokół kostki. Wpadł także na teorię, że w każdej kobiecie jest pewien gen, odpowiadający za szaleństwo na zakupach. Miał zamiar to opatentować, ale nie powiedział tego głośno, bo ktoś mógł go wyprzedzić w tym genialnym odkryciu.
Było wpół do siedemnastej, gdy wrócili. Wszystko można było bez problemu załatwić w piętnaście minut, gdyby Liza potrafiła się zdecydować na sukienkę, którą wybrała na początku. Potem przymierzyła siedem kolejnych, by na końcu i tak wrócić do swojej pierwszej opcji. W pewnym momencie Alex i Mike nawet na nią nie patrzyli, tylko siedzieli na ławce i czekali, aż to się skończy. Robins chyba nawet zasnął.
Kiedy Alex i Mike byli od dawna ubrani i czekali zmęczeni w salonie, Liza biegała między łazienką a pokojem. Za każdym razem, jak słyszeli stukające obcasy o marmurowe kafelki, spoglądali na siebie i powracali wzrokiem do telewizora.
Dopiero kwadrans przed osiemnastą Liza zjawiła się w głównym pokoju apartamentu, stając przed chłopakami. Mike'owi od razu zaparło dech w piersi, a Alexowi...
Alex reagował tak samo, jak wtedy, gdy była w sukience przed kolano, w dresach czy sukience koktajlowej. To wciąż była Liza. Wiadomo, wyglądała inaczej niż codziennie, ale to nie zmieniało tego, jak na nią patrzył. Była śliczna bez względu na to, co miała na sobie.
Choć miała na sobie czarną, prostą sukienkę do ziemi, której ramiączka były zrobione z drobnych perełek i ciągnęły się aż na tył, do wyciętych pleców. Dopasowana do kolan, a niżej nieco zwiewniejsza. Włosy związała w niedbałego koka w stylu Pameli Anderson, przez co wyglądała jak modelka z prawdziwego zdarzenia.
— Idziemy? — zaczęła, spoglądając na siedzących wygodnie chłopaków. Gdy wstali, Liza na dosłownie sekundę zapomniała, jak się oddycha, gdy pierwszy raz zobaczyła Alexa w garniturze. Nagle zrobiło jej się trochę za gorąco.
Alex i Mike odwrócili od niej wzrok, a ona pomyślała, że może, jakby była ładniejsza i lepiej wyglądała, może wtedy spoglądaliby na nią chwilę dłużej.
Zjechali windą w dół i udali się w stronę Złotej Sali, do której zmierzało sporo osób. Niemal od godziny można było wypatrywać obrazów, które podobały się najbardziej, by później mieć możliwość je wylicytować.
Sala była ogromna, ludzi było naprawdę sporo, a rozmowy i dźwięk kilku muzyków było zapewne słychać poza hotelem. Gwar, śmiechy i sztuczne wrażenie sympatii wysoko postawionych osób. Coś, co Alex uwielbiał...
— Stary, co ci jest? — zapytał Mike, widząc, jak Alex chodzi cały spięty i wygląda, jakby naprawdę nie chciał tam być.
— Zapomniałem, jak bardzo tego nie lubię — mruknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni — Tego przepychu, wylewającej się ludziom z portfeli kasy, sztucznych uśmiechów i zadufanych w sobie żon biznesmenów.
Jego słowa usłyszała Liza, która szła dwa metry przed chłopakami i spoglądała na obrazy.
— Alex, wiem, że się uparłam, ale jeśli nie czujesz się w tym komfortowo, to nie musimy tutaj być.
Uniósł jeden kącik ust, przez co pojawił się w jego policzku dołeczek. Nie wyglądał na złego, co najwyżej znudzonego.
— Idziemy —odparł, wyciągając w jej stronę przedramię.
— Bo? — dopytała, choć się szeroko uśmiechała.
— Bo ci na tym zależało, Darling — dodał, spoglądając w oczy blondynki. Po chwili poczuł przez garnitur zimno dłoni Lizy, a pierścionek na jej palcu odbijał się blaskiem od kryształowych żyrandoli.
Ludzi było na tyle dużo, że robiło się coraz duszniej.
— Który licytujesz? —zapytała, patrząc na ogromne obrazy. Bez wątpienia miały wymiary w metrach, zajmując spore części ścian sali — Ten, co zarezerwowałeś, czy...
— A który najładniejszy? — prychnął, rozglądając się dookoła.
Nawet nie widział tych obrazów, bo jedynym, co było ładne na tej sali... wcale nie było obrazem. A dziełem sztuki.
— Wszystkie są piękne — odparła, nie potrafiąc zdecydować, który z tak wielu dzieł jest jej faworytem — Chociaż ten... — spojrzała na obraz, przy którym akurat stali — Chyba najbardziej mi się podoba.
Był w formacie prostokąta i stonowanych barwach. Nie wiadomo było tak naprawdę, co przedstawia. Z górnego rogu wyłaniała się czarna farba, a z przeciwnego, w lewym dolnym krańcu — biała. Barwy spotykały się na środku, w chaosie i mocnych pociągnięciach pędzla. Miała wrażenie, jakby...
— Wpadł państwu w oko ten obraz? — podszedł do nich jakiś mężczyzna w garniturze, stojąc obok.
— Ciekawy — odparła od razu Liza, przyglądając się brodatemu mężczyźnie.
— Tego jeszcze nie słyszałem — stwierdził z uśmiechem — Odbiegający od innych na sali albo nudny. Natomiast nie spotkałem się z ciekawym... Ale zapytam, ciekawy, bo...? — dopytał.
— Bo nie wiadomo, co przedstawia — prychnął Alex, któremu obraz niezbyt się podoba.
— Przesłanie jest banalne — stwierdził mężczyzna — Dwa spokojne kolory, które są swoimi przeciwieństwami, spotykają się na środku w chaosie. Przenikają się, tworzą nowy kolor, choć wciąż ze sobą walczą. Ciekawe.
— Jest pan autorem, prawda? — zapytała Liza, choć właśnie tak czuła. Nike nie zwracał uwagi na ten obraz, nikt przy nim nie stał, nikt go nie podziwiał zupełnie tak, jakby był gorszy od innych przez swoją prostotę i ciekawość.
Mężczyzna jedynie się uśmiechnął i gdy wymijał Lizę, dodał ciszej, by tylko ona usłyszała:
— Symbolizuje przepadanie poprzez wyrzeczenie.
Stała moment w bezruchu, a gdy się za sobą obejrzała, szukając artysty wśród ludzi, już go nie dostrzegła. Był zbyt duży tłum, by go znaleźć.
Spoglądała jeszcze chwilę na obraz z numerem 47, ale oderwała od niego wzrok i ruszyła dalej do kolejnego dzieła.
— Tamten zarezerwowałem — Alex zwrócił jej uwagę na wielkie płótno powieszone na przeciwległej ścianie. Skupiał wokół siebie najwięcej ludzi, którzy z podziwem obserwowali przedstawienie ogrodu na wodzie. Zapewne sporą inspiracją był "Staw z nenufarami" spod pędzla Claude'a Moneta, bo wyglądał całkiem podobnie.
— Piękny — przyznała Liza, obserwując z odległości, ponieważ niemożliwym było podejść bliżej. Wydawało się, jakby naprawdę był najważniejszym obrazem na aukcji — Twojej mamie na pewno się spodoba.
Chwilę później organizator zaprosił wszystkich, by zajęli miejsca na sali i chętnych do licytacji poprosił o zabranie tabliczek z numerami.
Alex nie podniósł ani razu plakietki, przez co Liza myślała, że wcale nie kupi obrazu. Widać było, że jest tym wszystkim zmęczony i ani trochę nie chce tam być. Dlatego, gdy zauważyła, że nie chce licytować żadnego dzieła, zaproponowała, żeby wyszli wcześniej i już wyjechali w drogę powrotną.
Alex załatwił jakąś małą sprawę z organizatorem, a gdy gdy wszystko już się skończyło, wrócili w trójkę do apartamentu, przebrali się, zabrali ze sobą wszystkie rzeczy i zeszli na dół, by w końcu wrócić do Los Angeles. Z tego co wiadomo, Alex zapłacił niemałą kwotę przy recepcji za to, co wyrabiał Mike i za to, ile alkoholu zamówił do pokoju. Mimo wszystko nie był zły ani zawiedziony, w końcu to był jego Mike.
nawigacja pokazywała, że na miejscu powinni być koło północy, co wcale nie było takim złym wynikiem. Darling miała wykłady kolejnego dnia, ale nie musiała się wyspać. Przecież i tak prawie nie spała.
Gdy jechali, a światła latarni i tysięcy wieżowców odbijały się od szyby, Darling sporo myślała o tym, co działo się przez ostatnie dwa dni. Najbardziej o pocałunku i o tym, że może, jakby była ładniejsza i lepiej wyglądała, może wtedy patrzyłby na nią chwilę dłużej.
Alex natomiast przypomniał sobie, czemu nie było go ani razu od dziewięciu lat na aukcji i zrozumiał powód. Czuł się okropnie samotny w pomieszczeniu pełnym ludzi, ale tym razem... przez cały wieczór patrzył na tylko jedną dziewczynę, która nieważne, czy miałaby na sobie dresy czy sukienkę pokroju tej, którą założyła... patrzyłby na nią w ten sam sposób. Bez przerwy. Przez cały wieczór.
Ale nikt nie miał o tym pojęcia, a zwłaszcza Liza, która może, gdyby miała tą świadomość... uważałaby się za trochę ładniejszą. Choć trochę.
Na uwagę zasługiwała też jedna, mała sprawa, którą załatwił Alex. Bo było dobrze, a on coś wymyślił.
Mimo że zarezerwował dzieło z ogrodem na wodzie, kupił obraz z numerem 47.
Bo ten podobał się Darling.
⋆ ⋆ ⋆𓃰⋆ ⋆ ⋆
Dojechali do Los Angeles po północy, a w dzielnicy Bradford znaleźli się dziesięć minut później. Liza uwielbiała to miasto nocą, uwielbiała, że nigdy nie śpi i błyszczy światłami z każdej strony. Od razu czuła się spokojniejsza...
Pod dom Diany, w którym każdy pokój był pogrążony w ciemności, podjechali już wtedy, gdy Mike zasnął na tylnych siedzeniach. Mało rozmawiali po drodze, głównie słuchali muzyki z kaset Alexa, a podróż minęła im na pewno szybciej, niż w tamtą stronę. Tym razem nie odwiedzili przypadkiem Charmington.
I mimo że Liza spędziła ze Spencerem tyle czasu bez przerwy, nie za bardzo chciała wracać do domu. Silnik zgasł, Alex oparł się wygodniej o zagłówek. Trzeba było przyznać, że Spencer był naprawdę przystojny. Blondynka nie była pewna, czy w całym swoim życiu spotkała kogoś tak nieprzeciętnie pięknego, jak on.
Alex dopił resztki red bulla, kolejnego już tamtego dnia, bo był tak zmęczony, jak nigdy. Nie spał, więc tylko energetyki trzymały go przy siłach. W końcu ponosił odpowiedzialność za Lizę i Mike'a i nie wybaczyłby sobie, gdyby coś im się stało z jego winy. Choć było na to trochę za późno.
— Lepiej, żebym już poszła, bo Diana pewnie będzie krzyczeć — zaczęła Liza, choć wcale nie chciała wychodzić z samochodu. Akurat leciała jej ulubiona piosenka z albumu ,,My dear melancholy," — Albo pójdę, jak piosenka się skończy.
Alex tylko zerknął na nią kątem oka, bo coś czuł, że szybko się nie pożegnają, ale mu to nie przeszkadzało.
Siedzieli w ciszy między sobą, TheWeeknd grał z głośników, a w tym wszystkim przeszkadzało jedynie ciche chrapanie Mike'a, który od czasu do czasu o sobie przypominał przez sen.
Nie mogła już wytrzymać i czuła się coraz bardziej niekomfortowo, tak po prostu siedząc.
— Wiesz, co? Jednak już pójdę. Dobranoc, Alex, zajmij się nim — dodała, spoglądając na Mike'a.
Spencer na nią spojrzał z tym swoim uśmiechem na ustach, któremu na pewno nie jednej dziewczynie nie udało się oprzeć. Lizie też nie do końca to wyszło.
— Nie patrz tak na mnie — dodała, Alex miał w sobie coś, co sprawiało, że od samego spojrzenia miękły nogi.
— Jak, Liza? — odparł, a jej natychmiast zabiło szybciej serce. Jak był zmęczony i wyczerpany po całym dniu, jego głos stawał się bardziej zachrypnięty, a jednocześnie cieplejszy — Jak?
I naprawdę... nie chciała tego mówić. Ale ona też była zmęczona i niewyspana. Dobrze, że mówiła to z uśmiechem, może nie wziął tego aż tak do siebie:
— Jakbyś chciał, żebym się w tobie zakochała, Alex. To nie takie proste.
Rujnowała go.
Spencer od razu się uśmiechnął, równe zęby zabłysnęły w półmroku, a on cały jakby od razu się trochę rozbudził. Wyglądał jeszcze piękniej, bo włosy miał w nieładzie, a na ustach uśmiech.
— Zdziwiłabyś się, Darling — mruknął, jakby chciał ją przekonać, że oboje są tego warci.
Głupotę Lizy i tego, co stało się później, można tłumaczyć tylko zmęczeniem. Ale czy na pewno ono ponosi winę?
— Ty byś się zdziwił.
W ułamku sekundy nachyliła się nad skrzynią biegów w stronę Alexa i chwyciła w dłoń jego policzki, delikatnie muskając wargi chłopaka swoimi. Odsunęła się od niego, zauważając, że ma przymknięte powieki i nieco rozchylone usta.
Mimo wszystko to, o czym myślała od poprzedniego wieczoru, zrobiła coś, co tylko spotęgowało jej rozmyślanie. Największą głupotę, jaką mogła wykonać.
Chłopak uchylił oczy, spojrzała na niego i od razu zwróciła uwagę na szare tęczówki, które nie przypominały grafitu, a raczej srebrne gwiazdy. Coś w nich błysnęło, coś, czego wcześniej tam nie było.
I już chciała wysiadać z samochodu, pociągając za klamkę i otwierając drzwi, kiedy Spencer pociągnął ją za falbankę sukienki w serduszka z powrotem do samochodu i tym razem... nie musnął jej ust, a naprawdę ją pocałował. Przed dłuższą chwilę, bez wyrzutów sumienia i żalu jak w Charmington, a z należytą pasją i oczarowaniem.
Alex na pewno nie przyznałby tego na głos... nawet przed samym sobą.
Oboje całkowicie oddali się tej chwili, która trwała krótko, ale mieli wrażenie, jakby mogła trwać w nieskończoność. Ułożyła dłoń na jego kościstym policzku, on wciąż trzymał w ręce krawędź jej sukienki.
Alex zawsze musiał mieć ostatnie słowo, ostatnie zdanie w sprawie... i nawet pocałunek z jego woli musiał być ostatni.
Odsunęli się od siebie, Liza spojrzała na niego przelotnie i od razu wyszła, bo bała się, że jeśli teraz nie wyjdzie, już nigdy nie wyjdzie z otoczenia Alexa. Szła do domu z uśmiechem, nieco spuchniętymi ustami i świadomością, że te dwa dni były zupełnie inne, niż przez całe jej życie. Jakie to urzekające, że tak mało czasu ze Spencerem przewyższało wagą dwadzieścia jeden lat życia blondynki.
— Hej, Darling!
Usłyszała za plecami, tak, jak robił to zawsze, gdy ją odwoził. Ledwo go widziała przez noc, ale obejrzała się za sobą i zauważyła, jak opiera się ręką o ramę drzwi.
— Czy ty musisz mnie wołać zawsze, gdy już wysiądę z samochodu?
— Tak — odparł bez zastanowienia. Miała wrażenie, jakby miał uśmiech na ustach.
— Co jeszcze chciałeś? — zapytała, próbując nie krzyczeć, bo zapewne wszyscy już spali.
Spencer uśmiechnął się, prychnął pod nosem i zastanowił się przez chwilę, czy na pewno dobrze robi. Ale szczerze, czy coś jeszcze miało znaczenie?
— Kiedy się widzimy?
Po jego pytaniu dziewczyna nic nie odpowiadała, bo nie wiedziała jak dobrać do siebie słowa. Najbezpieczniej było powiedzieć:
— Może już nigdy — zaczęła, przechylając głowę w bok — Nie sądzę, że pownniśmy — dodała, choć uśmiech nie schodził z jej twarzy ani na chwilę.
— Właśnie, że powinniśmy i dobrze o tym wiesz. W końcu muszę spełnić trzy życzenia Elizabeth Darling, prawda?
⋆ ⋆ ⋆𓃰⋆ ⋆ ⋆
miasto aniołów,
A.L.V
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top