Rozdział 34

Kennet

– No to powiesz mi, po co ci moje zdjęcie?

– Do dokumentu – odparł Kennet prawie zgodnie z prawdą.

Isabella ugryzła croissanta z czekoladowym nadzieniem, którego okruszki spadły na pościel. Nie było po co zwracać jej uwagi, bo ostrokostna zdążyła zadomowić się w jego mieszkaniu aż za bardzo.

– No co? Posprzątam. Tyle że później – burknęła i powróciła do oglądania komedii romantycznej.

Naprawdę przed Kennetem siedziała przywódczyni Rebelii? Nie mógł się sobie nadziwić, ale wbrew pozorom wolał jej obecną wersję niżeli nadąsaną panią Podziemi.

Układał w głowie jak i kiedy przekazać, że na absurdalnej prośbie wykonania fotografii się nie skończy. Isabella na pewno nie będzie zadowolona. Moment po treningu, kiedy wykąpana i z ręcznikiem na głowie zajadała się słodkościami na łóżku, nie wydawał się taki zły. Tylko teraz pojawiła się nieco ważniejsza kwestia.

– Dziś telewizor jest mój – odparł Kennet najpoważniej, jak potrafił.

Isabella wpakowała do buzi ostatnią część rogalika, z uwydatnionymi policzkami przypominała wiewiórkę. Dziką wiewiórkę, której wzrok mimowolnie powędrował na pilota, a potem znów na Kenneta.

– Nije – odparła.

– Zauważ, że to jest nadal moje mieszkanie! – warknął i rzucił się na pilota.

Isabella pochwyciła go szybciej, ale Kennet wykorzystał swoją przewagę w sile. Złapał ostrokostną za dłoń, a wtedy ta opluła go śliną z kawałkami croissanta. To wystarczyło, by zniechęcić go do dalszej szarży. Postanowił usiąść i przede wszystkim przetrzeć twarz.

– Należy mi się! – burknęła Isabella. – Od miesiąca zapieprzam na tych twoich treningach!

– Co jest trudnego w trzymaniu pistoletu?

– Jak się nim celuje od pięciu godzin, to uwierz, można mieć dość.

– Dobra, to jutro masz sparing na szpony.

Isabella skrzyżowała ramiona na piersiach.

– Był dwa dni temu – zauważyła. – Chciałabym mieć chociaż jeden dzień odpoczynku! Nie wszyscy w tym pokoju są ultra-zabójcami.

Kennet westchnął. Dziś na pewno nie powie jej, co czeka ją jutro. Właściwie to kiedy dopuścił do tego, by rozpieszczona Isabella wchodziła mu na głowę?

– Nie obżeraj się tak – rzucił.

Isabella zdjęła ręcznik z głowy, pod którym kryły się nadal mokre loki. Do nozdrzy Kenneta dotarł zapach miętowego szamponu. Na dodatek po kąpieli piegi Isabelli były podkreślone w uroczy sposób.

– Chcę dokończyć film...

– To mój pokój, więc będę oglądał, kiedy chcę. Idź do siebie, durna babo.

W odpowiedzi doczekał się poduszki na twarzy.

– Też zasługuję na telewizor w swoim pokoju!

Kennet wykorzystał chwilę jej nieuwagi i zdobył pilota.

– Pomyślimy nad tym.

Zbył jej kolejną uwagę i przełączył na swój ulubiony teleturniej. Dziś była tematyka kryminologii, więc nie mógł przegapić tego odcinka. Wygodnie ułożył się na łóżku, przesuwając batony Isabelli, by ich nie pognieść. Przy okazji poczęstował się jednym.

– Mogę chociaż z tobą pooglądać?

Patrzyła na niego z grymasem sugerującym, że Kennet uraził jej dumę w tym rutynowym pojedynku.

– Jak już musisz, to się kładź – odburknął, przegryzając czekoladowego batona z orzechami.

Jutro jej powie, będzie miała świetną niespodziankę.

*

– Ona chciała mnie zabić!

Isabella natarła z całej siły, jednak parowanie szponiastych ciosów wymierzanych pod wpływem emocji nie sprawiało Kennetowi żadnej trudności.

– Ręczę za Blue. Do takich spraw jak te podchodzi profesjonalnie.

Isabella wyprowadziła kopnięcie, ale wykonał unik. Wzięła głęboki oddech i naparła ponownie.

– Dlaczego mam z nią iść? I to jeszcze na jakiś bankiet dla ludzi?

Kenneta nużyło już to babskie gadanie. Baby ogólnie były irytujące, ale nadąsana Isabella przebijała każdą. Zabójca podciął jej nogę, gdy szykowała kolejny przepełniony złością atak. Ostrokostna runęła na posadzkę garażu, na moment tracąc powietrze w płucach. Kennet, na którego twarz wkradł się uśmiech satysfakcji, ukucnął tuż obok dziewczyny.

– Musisz nauczyć się wtapiać w tłum. Nie będę ratował cię za każdym razem, gdy przyciągniesz Fartuchy. Blue zbierze dla mnie wiadomości potrzebne do wykonania jednego zlecenia. Będziesz jej towarzyszyć. To nie będzie trudne. Masz obserwować, słuchać i się uczyć. Jasne?

Isabella z grymasem na twarzy kiwnęła głową. Kennet zawiesił wzrok na jej odsłoniętym brzuchu, a właściwie na napiętych pod wpływem wysiłku mięśniach. Miał ochotę się uśmiechnąć, gdy uświadomił sobie, jakim dobrym pomysłem było zakupienie krótkich spodenek i staników sportowych do ćwiczeń. Oczywiście zamówienie wykonał przez Internet, bo nie wyobrażał sobie iść z Isabellą do centrum handlowego. Samo przeglądanie stron z ciuchami zajęło jej cztery godziny. Obecnie jednak musiał przyznać jedno: ubrania prezentowały się na jego podopiecznej doskonale. Odsłaniały też efekty ćwiczeń, a Kennet chętnie je podziwiał. Kilka razy przyłapał się na rozmyślaniach odnośnie nagiego ciała Isabelli. Była irytującą babą, ale nadal babą.

Po garażu rozległo się dzwonienie telefonu.

– Idź się myć – rzucił Kennet.

Isabella wstając, wymamrotała coś pod nosem. W dość powolnym tempie nałożyła na siebie bluzę i opuściła garaż. Kennet ostatni raz omiótł wzrokiem pupę podopiecznej, odbierając połączenie od Arno.

– Moje ptaszyny przestały ćwierkać.

– Co?

– No te dwie z Rebelii. Byliśmy umówieni na dzisiaj w Podziemiach, ale nie przyszły. Od dwóch tygodni nie dawały żadnego znaku. Słuchaj, Isabella pamięta coś o Rebelii? Cokolwiek?

– Mało prawdopodobne.

– Ktoś mógł ją widzieć? Rozpoznać?

– Nie rusza się nigdzie poza terenem mieszkania i garażu. Poza tym Rebelia nie zapuszcza się do Szóstki, tak samo Rada.

Arno nie odpowiedział.

– O co chodzi? – upomniał się Kennet po dłuższej chwili.

– Jest jakaś akcja w Rebelii. Podział na białe i czarne maski. Białe bez skrupułów mordują ludzi w okolicach slumsów i nie tylko. Fartuchy wszystko tuszują. Uwierzyć, że nie było mnie w Podziemiach tydzień. Pięciu informatorów mi to potwierdziło.

Kennet upewnił się, czy na pewno został w garażu sam. Sprawa Rebelii nie powinna dotyczyć Isabelli. Przynajmniej nie bez jego aprobaty.

– To jakiś bunt? Szukają Isabelli?

– Bunt, demonstracja siły, zabawa w kolory... cholera wie, Ken. Milczenie moich informatorek martwi mnie najbardziej.

– Co ci ostatnio powiedziały?

– Że Raisa oficjalnie wstąpiła do klanu, ale znasz wszystko ze szczegółami. Nie wiem, co się teraz z czym łączy. Może i jesteśmy w klanie, ale cokolwiek się tam teraz dzieje, nikt nie chce naszego udziału.

– Taki los lizusów Rady.

– Niech Isabella idzie dziś na ten bankiet do Siódemki, ale jeśli chcesz ją utrzymać przy sobie...

– Nikt jej nie znajdzie.

Arno westchnął.

– Dobra. Czekamy już na was.

Blue

– Tym razem bez żadnych niespodzianek, rozumiesz?

Blue delikatnie przytaknęła głową.

– Wróci w jednym kawałku. Jestem pewna, że tym razem mamy dobry trop – powiedziała, usiłując zmienić temat.

Kennet strzepnął popiół papierosowy za balustradę balkonu. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że chce ukryć zdenerwowanie.

– Ufasz nam, prawda?

– Bez Arno i Nata nawet nie wiedziałbym o istnieniu takiego gościa. Ty też nigdy nie spartoliłaś swojej części roboty, a wystawna imprezka to jak najbardziej twój klimat.

– Wygrałam!

Odruchowo spojrzeli za siebie. Nawet przez przymknięte drzwi balkonowe wyraźnie dało się słyszeć okrzyk zwycięstwa Isabelli, która ograła Arno w szachy. Natanel poklepał przegranego po plecach i przybił piątkę ze zwyciężczynią. Co za wesoła gromadka. Kiedy Arno i Natanel zdążyli się tak zakumplować z byłą przywódczynią Rebelii?

Blue dostrzegła delikatny uśmiech na twarzy Kenneta, gdy zwrócił uwagę na podopieczną. Miała wrażenie, że ten gest nie wyrażał wyłącznie dumy z faktu, że pod jego okiem ostrokostna zrobiła znaczący postęp. Blue znała ten wyraz twarzy zabójcy, kiedyś patrzył na nią w podobny sposób.

– Wtedy... poniosło mnie trochę – przyznał. – Ale dałaś mi do tego powód – dodał pospiesznie.

Nigdy nie był dobry w tłumaczeniach się ze swoich błędów, choć Blue i tak była zaskoczona, że prawie doczekała się przeprosin. Z drugiej strony nadal daleko jej było do poczucia winy z powodu otrucia Isabelli.

– Dostaniesz dziś rekompensatę. Ten człowiek doprowadzi nas do Kolekcjonera. Nie muszę być Arno, by odkryć, że taka ilość powiązań nie jest zbiegiem okoliczności.

Kennet wyrzucił peta za balustradę balkonu.

– Nie wdrażaj Isabelli w szczegóły, ona ma się tam tylko uczyć. Zostaw ją najlepiej na straży, gdy będziesz robić swoje.

„Nie wdrażaj Isabelli w szczegóły" – Blue doskonale znała ukryte znaczenie tych słów. „Nie wyjawiaj niczego, co mogłoby przypomnieć jej o przeszłości". Nie mogła się doczekać, gdy Isabella odzyska pamięć. Istniała wielka szansa, że wtedy drogi jej i Kenneta w końcu się rozejdą, a Blue nie będzie musiała już znosić obecności Isabelli na swoim terytorium. Ta rozwydrzona ostrokostna nigdy nie będzie należeć do ich drużyny.

Jednak teraz należało zacisnąć zęby, Blue miała robotę do wykonania. Z Isabellą u boku czy nie, musiała podejść do powierzonego zadania profesjonalnie.

W końcu tego oczekiwał od niej Kennet.

– Szykujcie się. Musicie zarejestrować się w hotelu, dowody macie na stole – odparł Kennet na odchodne.

Isabella

Była zafascynowana nową suknią, odkąd pierwszy raz miała okazję przejrzeć się w niej w lustrze. Wyrazista czerwień potrafiła zwrócić na siebie uwagę, a co dopiero modny krój. Materiał opinał ciało w odpowiednich miejscach, uwydatniając wcięcie w talii i maskując drobne niedoskonałości figury. Isabelli przeszkadzały tylko szpilki. Zanim ubrała się w sukienkę, a Blue w przerażającym milczeniu zrobiła jej makijaż, uczyła się w nich chodzić z dobrą godzinę. I choć nogi optycznie wyglądały w nich na szczuplejsze i wydłużone, Isabella wiedziała, że prędko ponownie nie założy tego rodzaju butów.

Jednak teraz, w grupie tych wszystkich elegancików, nie mogła się w nich potknąć ani pozwolić na jakikolwiek błąd. Wyczekiwano od niej pełnego profesjonalizmu, ale czy przypadkiem nie przeceniono jej umiejętności?

Trenowała intensywnie przez cały miesiąc. Dni mijały szybko, a wraz z ich upływem Isabella nabierała siły. Walka wręcz, pojedynek na szpony, obsługa pistoletu – opanowywała każdą z tych umiejętności pod okiem rygorystycznego nauczyciela. Teraz wchodziła w nowy etap: poznawała sztukę wtapiania się w tłum.

Nawet jeśli działo się to w obecności trucicielki.

– Zapraszam, drogie panie – powiedział ochroniarz po sprawdzeniu zaproszeń.

Gdy Isabella ujrzała salę bankietową, zrozumiała, że Kennet posłał ją na bardzo głęboką wodę.

*

Pojedyncza łza z wysiłku spłynęła po twarzy, ale opróżnienie żołądka przyniosło ulgę. Isabella z ostrożnością podźwignęła się na nogi i spuściła wodę. To by było na tyle z jej wielkiego wejścia. Oraz usamodzielnienia. Blue z pewnością chętnie opowie Kennetowi o pierwszej porażce i braku podstawowej umiejętności panowania nad stresem.

– Długo? – Trucicielka stała tuż za drzwiami. Ton głosu zdradzał, że zaczęła się niecierpliwić.

Isabella podkasała suknię i wyszła z ubikacji. Zimne oblicze Blue wcale nie dodawało jej otuchy. Nie żeby oczekiwała jakiegokolwiek współczucia.

Trucicielka cmoknęła z niesmakiem i wyjęła z kopertówki puder.

– Masz się uśmiechać i odzywać, kiedy pytają. Resztę zostaw mnie – oświadczyła, poprawiając makijaż Isabelli. – Pamiętasz wszystko?

No dalej, misja dopiero się zaczęła.

Isabella przypomniała sobie niezbędne informacje. Celem był Kazuya Samaras – prezes firmy kosmetyczno-chemicznej, która w ciągu ostatnich dwóch miesięcy uchroniła się przed bojkotem. Teraz stała w czołówce najbogatszych przedsiębiorstw Miasta, a dzisiejszy bankiet miał uhonorować współpracę z firmą niejakiego Winsleta. Jaki interes miał w tym wszystkim Kennet? Tego Isabelli już nie powiedziano.

Podczas analizy informacji nawiedził ją ból głowy w postaci nieprzyjemnego kłucia w miejscu, gdzie znajdowała się blizna po feralnym wypadku.

Isabella zacisnęła dłonie. Musiała wziąć się w garść i okiełznać lęk. To tylko zwykli ludzie, nie żadne Fartuchy. Wypindrzone eleganciki, które omiotą ją wzrokiem tylko po to, by sprawdzić, czy kolor jej sukni współgra ze szpilkami albo czy złoty naszyjnik na jej szyi nie jest nędzną podróbką. Na dodatek wszystko zostało zaplanowane. Po zniewalający ubiór i makijaż do miejsca przy stoliku obok celu Blue.

Isabella nie mogła się wycofać ani zawieść samej siebie.

– Obiecuję, że nie zrobię niczego, co ci przeszkodzi.

Blue odgarnęła niesforny kosmyk kasztanowej peruki, po raz ostatni przeglądając się w lustrze. Na koniec obdarzyła Isabellę uśmiechem.

– A spróbuj zepsuć cokolwiek, wtedy nie wyjdziesz stąd żywa.

*

Wraz z opuszczeniem łazienki jej serce mimowolnie zabiło szybciej. Jasne kafelki pod niewygodnymi szpilkami odbijały światło wystawnych, pozłacanych kandelabrów, które zwisały nad każdym przygotowanym dla gości stolikiem przykrytym czerwonym obrusem. Luksus. Ludzie mieli dostęp do bogactw i przyjemności, przy czym śmiało się z tym obnosili.

Dwie rasy dzieliła przepaść, a takie miejsca idealnie to odzwierciedlały.

Dziewczyna poczuła ukłucie na ramieniu. No tak, przecież na karku siedziała jej trucicielka.

– Nie gap się tak na wszystko – szepnęła Blue. – Nasz stolik to ten trzeci na prawo. Idziemy usiąść.

Przeszły przez środek sali i zajęły miejsce. Isabella przyglądała się połyskującym sztućcom i porcelanowym talerzom ułożonym naprzeciw niej. Zainteresowała się też elegancką winietką ze wstążką, na której widniało jej fałszywe imię i nazwisko. W powietrzu unosił się przyjemny zapach. Wyczuła nieznany rodzaj mięsa, ziołowy sos i multum aromatycznych przypraw. Oj tak, z pewnością nie trafi do takiego miejsca drugi raz w życiu.

Blue siedząca tuż obok spoglądała na mężczyznę stojącego nieopodal.

Jej obecny cel.

Dość młody, jak na stanowisko prezesa, Kazuya Samaras śmiało flirtował z jedną z towarzyszących mu kobiet. W końcu cała grupka rozeszła się do swoich stolików, w tym prezes i dwóch mężczyzn będących od razu po nim najważniejszymi personami w firmie. Dziewczyna dostrzegła zdziwienie na twarzy Kazui, gdy zorientował się, że to nie jej i Blue spodziewał się zastać przy swoim stoliku. Isabella przywołała na twarz uśmiech, a mężczyzna odpowiedział jej tym samym gestem, choć ten wcale się jej nie spodobał. Zignorowała ścisk żołądka, przypominając sobie, że przecież wszystko szło zgodnie z planem.

– Są panie od Winsleta? – spytał Kazuya, gdy siadał już na swoim miejscu.

Blue zatrzepotała rzęsami.

– Też byłyśmy zdziwione, kiedy dowiedziałyśmy się, kto będzie nam towarzyszył tego wieczoru, prezesie Samaras. Musiała zajść jakaś pomyłka przy przydzielaniu miejsc – odparła nad wyraz uprzejmie, ale najwidoczniej takie zagrywki działały.

– To bez znaczenia, z pewnością razem spędzimy ten wieczór bardzo przyjemnie. Proszę coś o sobie opowiedzieć.

Blue całkowicie weszła w przydzieloną rolę. Z zaskakującą swobodą opowiadała o stanowisku, jakie zajmuje w domniemanej firmie. Wspomniała o paru wzrastających statystykach, sprzyjającej sytuacji na rynku i o innych wyuczonych na pamięć aspektach dotyczących biznesu. Isabella co jakiś czas kiwała głową w potwierdzeniu, starając się wyglądać na zainteresowaną rozmową. Po kilku minutach monologu Blue usiłowała powstrzymać ziewnięcie, ale mężczyźni słuchali jej z wyraźnym zaangażowaniem. Siła trucicielki w dużej mierze kryła się w gestach. Isabella ukradkiem spoglądała, jak ostrokostna oblizuje usta językiem, czy używa ruchów rąk, by podkreślić wagę swoich słów. Musiała oczarować Kazuyę pod wieloma względami.

– Doskonała potrawka. Chce pan spróbować? – spytała, unosząc widelec z nadzianym kawałkiem mięsa.

Mężczyzna nachylił się i skosztował potrawy, dosłownie jedząc Blue z ręki. Pochwalił danie, by następnie uprzejmie przeprosić, oświadczając, że czas na jego wielkie „pięć minut". Isabelli znów zebrało się na ziewanie i powstrzymała się przed przetarciem oczu. Mało brakowało, a zniszczyłaby makijaż!

– Moi drodzy – zaczął prezes, wstając z szampanem w dłoni. W tym samym momencie na sali zapanowała cisza, a spojrzenia gości powędrowały w stronę przemawiającego. – W imieniu mojej firmy dziękuję za przybycie w tak licznym gronie. Chciałbym wznieść toast za naszą owocną współpracę i dzisiejsze spotkanie. Możemy śmiało obwieścić, że bierzemy decydujący udział w rozwijaniu handlu między naszymi Miastami. Mur każdej Strefy jest wysoki, ale my udowadniamy, że staje się on tylko fizyczną przeszkodą. Zdrowie!

Isabella upiła niewielki łyk, odwracając uwagę od towarzysza Kazui, który wpatrywał się w jej dekolt. Co za obleśny typ. Rodem z filmów, które oglądała podczas nieobecności Kenneta. Jednak nie pozwoliła, by na jej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. Przygryzła wargę, trzepocząc rzęsami. Jakoś musiała wejść w tę grę.

– Przepraszam, sir – zaczęła Blue, nim prezes zajął miejsce. – Czy mogę mieć prośbę?

– Naturalnie. O co chodzi?

Blue ujęła ramię mężczyzny.

– Ten hotel jest ogromny. Nie zapamiętałyśmy, gdzie dokładnie znajduje się nasz pokój.

Spojrzenie Kazui utwierdziło Isabellę w przekonaniu, że Blue w pełni owinęła go sobie wokół palca. Nawet towarzysze prezesa musieli się domyślić ukrytego znaczenia prośby, bo wyszczerzyli zęby w uśmiechu.

Prezes przejechał dłonią po talii Blue, a ta nawet nie drgnęła. Przejęła całą część zadania na siebie i Isabella niemal dziękowała za to w myślach. Gdyby taka zagrywka tyczyła się jej, najpewniej przedziurawiłaby gardło potencjalnego zboczeńca bez skrupułów.

– Oczywiście, odprowadzę panie pod same drzwi.

Najwyraźniej opanowanie i przyklejony do twarzy uśmiech miały potężną siłę, bo dzięki nim w końcu rozpoczęła się właściwa część bankietu.

*

Rechot Blue roznosił się po korytarzu. Isabella ujęła drugie ramię mężczyzny, odwracając uwagę od niepożądanego dotyku na pośladku. Wytrzyma. Szpony wewnątrz dłoni mrowiły, ale Isabella jakimś cudem je jeszcze kontrolowała.

Gdy dotarli pod drzwi, poczuła, jak Kazuya mocno objął ją w pasie. Odniosła nawet wrażenie, że stracił równowagę i lekko oparł na niej ciężar ciała. Isabella mimowolnie spojrzała na sufit, w miejsce, gdzie została przymocowana hotelowa kamera. Natanel z pewnością już ją wyłączył. Nie będzie żadnych dowodów, żadnych sprawców, a za drzwiami hotelowego pokoju dokona się zbrodnia.

Gdy Blue otworzyła drzwi i prezes przekroczył próg pokoju, padł na dywan niczym kłoda. Isabella cieszyła się, że długa suknia skrywała jej trzęsące się ze strachu nogi. Wiedziała, że sprawy przybiorą taki obrót, ale że nie tak prędko i niepostrzeżenie.

– Na co czekasz? Chodź. – Trucicielka złapała towarzyszkę za rękę i wciągnęła do środka, zamykając drzwi.

Kennet mówił tylko o pełnieniu roli wsparcia, ale Isabella nie mogła zebrać się na sprzeciw. Cała sprawa nabrała tempa, a jak na zawołanie ból głowy upomniał się o siebie ze zdwojoną siłą.

– Kiedy ty... – wydukała ostrokostna, nie mogąc oderwać wzroku od nieprzytomnego mężczyzny.

– „Doskonała potrawka. Chce, pan, spróbować?" – zacytowała Blue.

Isabella nie miała pojęcia, kiedy danie zostało „udoskonalone". I wcale nie odczuła ulgi wraz ze świadomością, że zadanie przebiega zgodnie z planem. Przeszło jej przez myśl, czy może ona też nie padła ofiarą Blue i w konwulsjach nie osunie się zaraz na podłogę. Ale dotąd jej uwaga nie powędrowała do żadnych niepożądanych symptomów poza bólem głowy w jednym, konkretnym miejscu.

– Nie stój tak – burknęła Blue. – Musimy go związać.

Włożyła rękę pod dekolt swojej granatowej sukienki i wyciągnęła z niego sznurek, a właściwie spory zapas zwiniętej żyłki. Pierwsze co poczuje Kazuya Samaras po odzyskaniu przytomności to wbijającą się w skórę linkę. Isabella miała zamiar ciasno obwiązać każdą kończynę.

W innym wypadku może rzeczywiście znajdą jej ciało obok obleśnego zboczeńca.

*

Obserwowała, jak się wybudza. Mężczyzna delikatnie uniósł głowę, rozglądając się dookoła. Niewiele zobaczył. W pokoju było zupełnie ciemno, tylko zza zsuniętych rolet delikatnie przebijał się blask księżyca. Dla ludzkiego wzroku to zdecydowanie za mało.

Mężczyzna poruszył się, by po chwili w panice zacząć się szamotać i przeklinać pod nosem. Więzy Isabelli trzymały mocno. Zdały egzamin.

Blue wyminęła ją i stanęła naprzeciw swojej ofiary.

– Proszę o spokój – szepnęła.

Apaszka trucicielki wepchnięta do ust skrępowanego stłumiła krzyk. Isabella obserwowała dalej. Naprawdę ciekawiło ją, po co była ta cała farsa.

– Mam tylko kilka pytań, panie Samaras – ciągnęła Blue. – Nie radzę krzyczeć. Słynie pan z zawierania współprac, więc myślę, że się dogadamy. W innym wypadku...

Szpony Blue wysunęły się tuż nad klatką piersiową ofiary. Tego Isabella się nie spodziewała. Czy dojdzie tutaj do tortur? Gdy do jej nozdrzy dotarł zapach moczu, zrozumiała, że nie będą potrzebne. Mężczyzna pospiesznie pokiwał głową na znak, że nie zdradzi się krzykiem. Ujawnienie przez Blue swojej prawdziwej natury podziałało nad wyraz dobrze. Było to też dostatecznym potwierdzeniem, że mężczyzna nie wyjdzie z tego pokoju o własnych siłach.

Isabella słyszała o skanerach, których nie użyto na gościach przybyłych z innej Strefy. Oczywiście, zdziczałe ostrokostne nie pakowałyby się w takie skupisko ludzi, a tym bardziej nie ogarnęłyby podrobionych dowodów ani włamały do systemu firmy. Bycie postrzeganym jako niższe istoty miało jednak zalety.

Uwaga Isabelli mimowolnie zaczęła krążyć wokół poszczególnych elementów. Krzesło, przytomny zakładnik oraz szpony wbijające się w skrępowane ciało... Głowa od myślenia rozbolała ją tak bardzo, że niemal straciła równowagę. To przez te szpilki i duchotę. Oraz stres. Z pewnością ciało dawało jej oznaki przemęczenia.

Skupi się jeszcze trochę, a potem będzie już po wszystkim. Przecież i tak przypadła jej rola obserwatorki.

– Wszędzie mówią o pańskiej inwestycji – kontynuowała Blue. – Dotyczyła sprzedaży materiałów chemicznych. Nie podał pan do mediów informacji, kto był zleceniodawcą takiego zamówienia. A to właśnie chciałabym wiedzieć.

Mężczyzna zastygł. Isabella nie miała pojęcia, czy chciał milczeć jak najdłużej, czy może całkowicie uległ przerażeniu.

– Te materiały mają wiele zastosowań, ale przykładowo można z nich stworzyć substancję, która zapobiegnie gniciu ludzkiego ciała. – Nie ustępowała Blue.

Isabellę przeszedł dreszcz. Miała wrażenie, że nie powinna tego słyszeć.

Mężczyzna milczał targany drgawkami. Gdy Blue docisnęła szpony do jego skóry, usiłował coś wyjąkać pomimo apaszki w ustach. Trucicielka zdecydowała się ją wyjąć po dłuższej chwili.

– Ja... nawet nie znam jego imienia – wyjąkał, spuszczając głowę w dół jakby świadomy, że to wyznanie jeszcze bardziej go pogrąży. – Nigdy się nie przedstawiał, nosił wilczą maskę. Musicie mi uwierzyć!

Blue przyłożyła palec do ust.

– Proszę mówić dalej. Ale ciszej. W jaki sposób pański... zleceniodawca otrzymał zamówione materiały?

Mężczyzna odchrząknął, ale dla Isabelli każdy odgłos wydawał się za mgłą.

– Kazał je sobie dostarczać. Zawsze w jakieś opuszczone miejsca. Prosił o dyskrecję za... – urwał.

Blue cmoknęła.

– Oboje wiemy. Ale proszę powiedzieć na głos, w jakiej formie otrzymał pan zapłatę.

Krzesło. Przytomny zakładnik. Szpony wbijające się w skrępowane ciało.

– Narządy. Płacił mi ludzkimi narządami. Wypuście mnie, błagam. Nie zdradzę, kim jesteście i co...

Trucicielka złapała go za koszulę i pociągnęła w swoją stronę. Mężczyzna załkał, ale zrozumiał, że ma być ciszej.

– Wy... wy... wynająłem dla niego chirurgów. Usuwali narządy z jego ofiar. Zawsze się umawialiśmy. Głowy miały być nietknięte. To to... to był dobry biznes. W innych Miastach handel narządami przynosi zysk. Winslet o wszystkim wiedział!

– Gdzie jest Kolekcjoner? – ciągnęła Blue.

Kolekcjoner. Tak, Isabella pomimo zdezorientowania usłyszała dobrze i nawet kojarzyła ten pseudonim. Poznała go chyba na feralnym obiedzie w apartamencie Kenneta, przy okazji przemknął jej w telewizji i gdzieś jeszcze. Jednak nie potrafiła przypomnieć sobie nic więcej. Głowa pulsowała. Isabella miała wrażenie, że jej czaszka zaraz pęknie...

Kolekcjoner. Krzesło. Zakładnik. Głowa. Szpony...

– Kolekcjoner wrócił do Dziewiątki, ale jego pracownia znajduje się teraz w opuszczonej fabryce. W Dzielnicy jest tylko jedna taka, będziecie wiedziały która to. Nic więcej nie wiem, zawsze podaje tylko namiary. Nic więcej, błagam... – wyjąkał.

Blue puściła materiał koszuli i westchnęła ciężko, by następnie chwycić za apaszkę i z impetem wepchnąć ją do buzi mężczyzny.

– Dziękuję za współpracę – powiedziała, odchodząc w stronę łóżka, na którym leżała jej kopertówka.

Isabella oparła się o ścianę najdyskretniej, jak potrafiła, by nie przyciągnąć uwagi Blue. Ból ustawał, ale poczucie braku równowagi zostało. Na dodatek pojawiły się też zimne poty. Isabella chciała opuścić to pomieszczenie i zaczerpnąć powietrza. Mimo to skupiła uwagę na trucicielce, jak ta wyciąga z torebki tusz do rzęs. Po ściągnięciu skuwki kosmetyku scenariusz Kazui Samarasa został przesądzony. Mężczyzna musiał dostrzec igłę w ciemnościach albo po prostu spanikował, gdy Blue znów skierowała się w jego stronę. Zdecydowanym ruchem wbiła igłę w skrępowanego. Zaczął się szamotać, ale tym razem z bólu. Isabella dostrzegła, jak oczy mężczyzny uciekły w głąb czaszki, a apaszka w ustach nasiąkła pianą.

W końcu głowa prezesa bezwładnie opadła na bark.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top