Rozdział 14

Isabella

– I jak?

– Nic nie znaleźliśmy, pani Isabello.

Przywódczyni odprawiła podwładnych ręką. Nocna pora może nie była najlepsza na poszukiwania, ale mrok mógł zamaskować drżenie dłoni i masę innych nerwowych tików, z jakimi borykała się Isabella. Krążyła po dachu kamienicy, czekając na następne raporty podwładnych.

– Powinniśmy wracać. – Przy jej boku niespodziewanie pojawił się Blaise. Może wcale nie niespodziewanie. Isabella była świadoma, że zdążyła paść ofiarą apogeum zmęczenia wymieszanego ze złością.

– Nie wracamy – warknęła przez maskę.

– Ósma Dzielnica to nie nasze rejony, dobrze o tym wiesz. Ryzykujemy, a zwłaszcza w nocy.

– No jasne. Szukajmy w dzień, dodatkowe patrole egzekutorów na pewno nam pomogą!

Choć straciła rachubę czasu, przeczuwała, że niedługo zacznie świtać. Ale nie wyobrażała sobie położyć się ot tak do łóżka. Nie, od kiedy zaginął Naoto. Od zniknięcia niedługo minie trzecia doba, a po upływie tak długiego czasu było wiadome, że brat nie uparł, by pokazywać swoje kaprysy po ostatniej kłótni. Isabellę przytłaczała myśl, że ostatni raz widzieli się w takich nieprzyjemnych okolicznościach.

Nie, to nie mógł być ostatni.

– Wiem, że jest ci ciężko, Iso – odparł Blaise. – Ale musisz oficjalnie ogłosić reszcie klanu, co się stało. Naoto nie ma, ale ty zostałaś.

– Nie, Naoto wróci.

Próbowała opanować drżenie dłoni i spróbować nie poharatać twarzy przyjaciela za te słowa.

– Choćby stało się najgorsze, Rebelia musi iść dalej. Ty powinnaś być ostatnią osobą go opłakującą. Taka jest cena władzy. Nie zapominaj o tym – ciągnął Blaise.

„Choćby stało się najgorsze" – nikt nie śmiał się powiedzieć wprost, co kryło się za tym stwierdzeniem.

– Dołącz do reszty.

– A co z tobą?

– Chcę zostać chwilę sama.

– Isa...

– Idź już. Proszę.

Gdy przyjaciel zniknął z pola widzenia, Isabella zdjęła maskę. Nie tylko tą wilczą. Otarła łzy. Niech jeszcze przez moment podelektuje się samotnością i pozwoli sobie na słabość. Tylko ten jeden raz.

Blaise miał rację. Musiała dopuścić do siebie myśl, że Naoto mógł przepaść na zawsze, nawet jeśli potrzebowała go teraz najbardziej. Isabellę czekało teraz wiele wyzwań, którym musiała sprostać za wszelką cenę. Należało odłożyć uczucia na bok, a przynajmniej spróbować. Isabella dla klanu nadal będzie przywódczynią, a obecnie znaczenie tej roli może wzrosnąć dwukrotnie. Pomimo przeciwności losu musi prowadzić swoją rodzinę dalej.

Ale teraz podelektuje się samotnością. Czuła się zmęczona. Miała wrażenie, że nie tylko z powodu nieprzespanych nocy.

Na pewno znajdywała się na właściwym miejscu? Czy słusznie przez te wszystkie lata nosiła miano „przywódczyni"?

– A niech mnie. Czy to dziwka Asteroth?

Isabella odruchowo nałożyła maskę, błyskawicznie wysuwając szpony. W gotowości do ataku obserwowała ostrokostnego z groteskowym okryciem twarzy: z piórami i wielobarwnymi kryształkami po bokach. Znała ten rodzaj masek. Czasami nadal śniły jej się po nocach.

Blaise z pewnością zdążył się oddalić. Zostawił ją samą i to na życzenie. Brakowało jeszcze tego, by trafiła na ostrokostnych z klanu Maestrii.

– Zabieraj swoje pomioty z Ósemki – ciągnął mężczyzna. – To, że liżecie dupę Radzie, nie znaczy, że macie do dyspozycji całe Miasto.

– Powiadom swoją przywódczynię, że nie szukamy problemów. Raczej czteroosobową grupą nie rozpierdolę wam klanu – rzuciła Isabella.

Odskoczyła w ostatniej chwili i uniknęła szponiastego ciosu w plecy. Błyskawicznie odwróciła się w stronę napastnika, szykując cios na twarz. Na karnawałowej masce zostały trzy głębokie szramy. Szkoda, że nie dosięgnęły twarzy.

Isabella wyprowadziła solidnego kopniaka w bok. Ostrokostna zgięła się z bólu, a zza brokatowej maski chlusnęła krew. To był nad wyraz mocny kopniak. Prosto w wątrobę. Dziewczyna próbowała zaczerpnąć tchu, odsłaniając się na kolejne ataki przywódczyni Rebelii.

Z tego tytułu nie można było ot tak zrezygnować, Miasto to udowadniało.

– Ty szmato! – krzyknął ostrokostny, biegnąc w stronę walczących.

Isabella chwyciła przeciwniczkę za włosy, obezwładniając ją. Mężczyzna zatrzymał się, widząc, w jakim kierunku może potoczyć się sytuacja.

– Powiedziałam, że nie szukamy problemów. Ale wy, kurwa, jesteście jacyś nierozumni! – warknęła Isabella, dociskając szpony do szyi dziewczyny. Ta choć dygotała, nie ważyła się nawet jęknąć.

– Isa! – krzyknęła Miyu.

Pojawiła się na drugim końcu dachu z Blaisem, Ethanem i dwoma innymi podwładnymi.

Isabella patrząc na ostrokostnego przed sobą, widziała, jak jego ciało się napręża. Role się odwróciły.

– Proszę. Nie zabijaj jej. Ona nie chciała – błagał, ściągając maskę.

A więc zdecydowali się zaatakować ją we dwójkę. Co za naiwne posunięcie.

Choć ciemność spowijała okolicę, Isabella wychwyciła błagalną prośbę na przerażonej twarzy. Niezawodność łowczych oczu czasami mogła być irytująca. Znała to spojrzenie. Naoto patrzył tak na nią w podobny sposób, w ten sam bezradny sposób przepełniony rozpaczą, gdy to jej kilka lat temu działa się krzywda, a on mógł tylko obserwować. W ciągu tych kilku lat role znacznie się odwróciły, bo dziś ostrokostne z Maestrii bały się Isabelli. Już nigdy na odwrót.

– Proszę...

Dłoń oplatały strużki ciepłej krwi, a przywódczyni czuła drżenie ciała skrępowanej dziewczyny. Za jej zabicie nikt nie obarczyłby Isabelli konsekwencjami. Wystarczyło docisnąć szpony do szyi. Kątem oka spojrzała na swoich pobratymców, którzy poprą ją niezależnie, jaką decyzję podejmie.

Przecież tyle razy podrzynała gardła.

Naoto mógł wtedy tylko patrzeć, tak jak teraz ostrokostny tuż przed nią.

Ona i Naoto. Oboje wtedy patrzyli, jak Maestria wybija klan ich matki.

Cholera.

Isabella rozluźniła uścisk, pewnym ruchem popchnęła zakładniczkę przed siebie. Ostrokostna upadła kawałek dalej, przyciskając dłoń do szyi.

– Znajcie litość przywódczyni Rebelii. Niech wasza liderka doceni, że wracacie do niej w całości – rzuciła Miyu.

– Nie – odezwała się Isabella, patrząc w stronę obcych ostrokostnych. – Zapomnimy o sprawie. Z moich ust wasza liderka nie dowie się o ataku, a z waszych, że moja grupa się tu kręciła.

– Ale, Isa, za zaatakowanie przywó...

– Zgadzacie się?

Ostrokostni w odpowiedzi kiwnęli głowami i po upływie kolejnych sekund zniknęli w ciemności. Tej nocy obejdzie się bez trupów, ale z iloma takimi incydentami przyjdzie się zmierzyć przy następnych poszukiwaniach? Miasto nie lubiło, gdy ktoś miał czelność panoszyć się po całym jego obrębie.

Szpony Isabelli powróciły w głąb dłoni.

– W porządku? – spytał Ethan, który zdążył znaleźć się przy jej boku.

– „Chcę zostać sama" – wymamrotał Blaise, wypinając pierś do przodu.

Isabella zignorowała ich i spojrzała na Miyu.

– Powinnaś prowadzić teraz poszukiwania w Czwórce.

– Przynoszę ci wieści. Nie mogę uwierzyć, że masz teraz telefon przy dupie.

Isabella ożywiła się. Jej myśli od razu powędrowały do Naoto.

– O co chodzi?

Miyu chwyciła ją za ramię i odciągnęła od pozostałych.

– Kennet Mitsuya prosi o spotkanie z tobą. Dziś. W cztery oczy – wyszeptała.

Isabella poczuła większy przypływ adrenaliny niż podczas konfrontacji sprzed chwili. Mitsuya. Obecnie to ostatnia osoba, o której spodziewała się usłyszeć w tym cholernym bałaganie.

– W jakiej sprawie? – dopytała.

– Nie powiedział.

– Więc oby było to ważne – warknęła. – Przekaż, że się zgadzam.

Spojrzała na horyzont wyłaniający się zza wieżowców. W oddali zaczynało świtać. Uwierzyć, że największą atrakcję dnia miała dopiero przed sobą. Co jeśli Kennet miał coś wspólnego z zaginięciem Naoto? Brat próbował ją ostrzec, a sam przypłacił za to życiem?

– Isa – zaczęła Miyu. – Czy ty myślisz, że Mitsuya...

„Jeśli go zlekceważymy, będziemy gryźć piach".

– Nie, musiałby być idiotą, by zaatakować przywódcę Rebelii.

Chciała w to wierzyć. Przypominając sobie ostatnią rozmowę z bratem, usilnie chciała w to wierzyć.

*

Idąc chodnikiem po jednej z głównych ulic Miasta, wchłaniała multum zapachów. Z piekarni wydobywała się woń pieczonego chleba, a z otwartych drzwi jednej z drogerii osobliwa mieszanina perfum. Ze strony jezdni wyczuwała odory spalin, które drażniły płuca. Jednak największym zbiorowiskiem woni byli mijający ją ludzie: Zapach papierosów we włosach młodej dziewczyny, która dziś oszczędziła sobie szkołę, woń dziecka nasmarowanego oliwką śpiącego w wózku z niewinnym wyrazem twarzy, aromat przypraw z fartucha kucharza, który stał w progu restauracji.

Isabellę fascynował miejski zgiełk i jednocześnie odrzucał szybkim tempem życia ludzi.

Przed wyjściem z ostatniej obskurnej uliczki Czwartej Dzielnicy poprawiła swoją siwą sukienkę z falbankami i zacieśniła czarny pasek, uwydatniając wcięcie w talii. Usta pomalowała bordową szminką, której kolor był prawie w takim samym odcieniu co szpilki. Najlepszy i jedyny ubiór na spotkania tego typu.

Przyjemny wiatr muskał rozpuszczone włosy, których kosmyki Isabella dyskretnie przykładała do linii nosa, by delektować się zapachem jagodowego szamponu. Niech Kennet Mitsuya nie myśli, że obawia się ludzkich siedlisk. Isabella bez problemu wtopi się w to osobliwe środowisko.

Gdy wyłoniła się z ponurego zaułka, kilku przechodniów zwróciło na nią uwagę. Pewnie wywołała kontrowersję, wychodząc tak elegancko ubrana ze slumsów. Isabella widząc krzywe spojrzenie jednej z przechodzących kobiet, w odpowiedzi pokazała jej środkowy palec i ruszyła na umówione spotkanie. Nawet zmęczenie i zmartwienia nie były już takie przytłaczające, jakby przywódczyni Rebelii i jej sprawy zostały w slumsach. Ta część Miasta... ona była taka żywa, tak rzadko dostępna. Isabella wyobraziła sobie, że jest zwykłą dziewczyną, która wybrała się na zwykły spacer. Jej ukochany wcale nie zaginął, a płatny zabójca nie wyczekiwał jej najmniejszego potknięcia.

Wzdrygnęła się, gdy tuż przed nią z piekarni wyszła dwójka Fartuchów. Mieli czarne opaski na ramieniu, więc należeli do śledczych, a nie do przeklętych egzekutorów. Jeden z nich usmarował sobie swój służbowy uniform malinowym nadzieniem z pączka, którego musiał zjeść już połowę, zanim zdążył wyjść z piekarni. Nawet rozczochrane, rude włosy skleiły się tuż przy uchu, tonąc w nadzieniu, ale ich właściciel zbytnio się tym nie przejmował. Tuż za rudzielcem wybiegł drugi Fartuch, który z politowaniem patrzył na usmarowanego dżemem kolegę. Isabella spod umalowanych rzęs obrzuciła tego drugiego dziewczęcym uśmiechem, a ten wpatrując się w nieznajomą z ulicy, chyba zapomniał o dwóch schodkach prowadzących do piekarni. Gdy się o nie potknął, Isabella była pod wrażeniem jego próby balansowania ciałem, by w jakiś sposób nie wybić zębów i nie stłuc okularów, które lecące na chodnik złapał w ostatniej chwili. Chłopak zarumienił się, kiedy dostrzegł, że Isabella prześledziła jego zmagania z uniknięciem upadku. Zarechotała w rozbawieniu i posłała mu buziaka.

Miło jest ich tak czasami nie zabijać, jak się nie proszą.

Dotarła w końcu do kawiarni na umówione spotkanie. Niekoniecznie wyraziła aprobatę co do miejsca, ale nie chciała negocjować. Kennet mógł celowo wybrać takie lokum, by sprawdzić, jak Isabella radzi sobie w otoczeniu ludzi. Spokojnie, nie rozczaruje pana zabójcy, jednak była też zdziwiona, że w okolicy znajdują się jeszcze publiczne miejsca nie objęte kontrolą skanerów. Kennet musiał się nieźle naszukać albo miał w tym miejscu jakieś wtyki. Isabellę zżerała ciekawość odnośnie zasięgów ulubieńca Rady. Może całe to spotkanie zostało zaaranżowane o wiele wcześniej, niż sądziła.

Widząc go przez szybę kawiarni, skierowała się do wejścia. Rzeczywiście, w jego progu nie znajdowywało się urządzenie wykrywające dodatkowy barwnik oka. Mimo to Isabellę ogarnął lekki dreszcz, gdy znalazła się w kawiarni. Odruchowo napięła mięśnie, jakby jej ciało szykowało się do potencjalnej ucieczki, tymczasem napotkały ją tylko spojrzenia ludzi siedzących przy stolikach, którzy po krótkich oględzinach nowego gościa wrócili do swoich zajęć.

Gdy tylko przekroczyła próg lokalu, w nozdrza uderzyła ją kojąca woń kawy. Doskonały aromat, który wpasowywał się w nastrój miejsca. Okrągłe stoliczki i krzesła w kolorze jasnego różu wraz beżowymi ścianami i podłogą w odcieniu miodu przywiodły do głowy Isabelli myśl o deserze lodowym z połączeniem różnych smaków głównego składnika. Miejsce zapraszało kolejnym zapachem z jej katalogu czyli pieczonymi ciastkami czekoladowymi. Wyhaczyła je przy ladzie. Znad wypieków unosiła się jeszcze para i gdyby nie okoliczności spotkania Isabella z pewnością zamówiłaby sobie te słodkości.

Kennet siedział przy najbardziej odległym od wejścia stoliku, zaczytując się w jakiejś książce. Gdy Isabella podążyła w jego stronę, jasnoniebieskie oczy od razu uniosły się znad lektury i pojawiło się w nich coś podobnego do błysku. Zabójca wstał i wysunął krzesło, a Isabella w milczeniu zajęła miejsce. Kennet usiadł naprzeciwko niej, ubrany w białą koszulę z wysoko postawionym kołnierzem i z luźno związanym, czarnym krawatem. Zamknął książkę, która wydała z siebie stuknięcie. Isabella dostrzegła, że na okładce widniał znajomy jej autor.

– Czytałam jedną z książek Sergia Maresa – zaczęła.

Kennet uśmiechnął się.

– Dość osobliwy typ lektur jak na kobietę – stwierdził. – W takim razie którą?

– Akurat książki to takie rzeczy, które nie są przyporządkowywane do jednej płci – burknęła. – A tytuł to „Symfonia szczurów".

– Jedna z pierwszych książek Maresa, którą przeczytałem. Podobała ci się?

– Niezbyt, ale często pożyczam ją swoim najmłodszym podopiecznym. Na tej książce uczę ich czytać.

Rozmowę przerwała idąca w ich stronę kelnerka. Do słynnego Kenneta Mitsui zdecydowanie nie pasowała kawa z mlekiem bez laktozy, na dodatek zażyczył sobie trzy saszetki cukru trzcinowego. Isabella zamówiła swoje ulubione karmelowe latte. Znów przypomniała sobie o aromatycznych czekoladowych ciastkach, które idealnie pasowałyby do kawy...

W końcu kelnerka oddaliła się, a rozmowa mogła być kontynuowana.

– Ale nie prosiłeś o spotkanie, by pogadać o książkach – powiedziała Isabella ostrzejszym tonem. – Oby było to coś wartego mojej uwagi.

– Nie śmiałbym zawracać głowy, gdyby było inaczej, moja przywódczyni – odparł ściszonym tonem, pochylając głowę jakby w wyrazie szacunku.

Isabella przewróciła oczami. Kennet nachylił się w jej stronę i zaczął mówić prawie szeptem.

– Zakładam, że u twojego brata nie jest obecnie kolorowo – oznajmił.

Jak bardzo Kennet byłby wobec niej uprzejmy, nie mogła pokazać wewnętrznego niepokoju. Ale fakt, że wieści już zaczęły się roznosić sprawił, że ostatni posiłek podszedł Isabelli do gardła. Macki Kenneta Mitsui sięgały dalej, niż się spodziewała.

– Skąd się dowiedziałeś, że zniknął? – spytała, zaciskając pod stołem dłonie na sukience.

Przecież poza nią wiedziała o tym tylko najbardziej zaufana część klanu, a Kennet zdecydowanie do niej nie należał.

– Nie wiedziałem, no, aż do teraz – stwierdził, unosząc brew.

To o tym wspominał Naoto? To jest taktyka Kenneta Mitsui?

– Mów, co wiesz – odparła Isabella po dłuższym milczeniu całkowicie uzbrojona w swoją siłę.

Musiała powstrzymać wewnętrzne rozterki, a zmartwienia ulokować na dalszym planie. Należało obrać rolę przywódczyni, wyostrzyć zmysły i być gotową na każdy cios.

– Naoto jest najpewniej w więzieniu SOO – powiedział.

Isabellę przeszedł dreszcz ze świadomością, że najczarniejszy scenariusz potwierdził się. Zwróciła uwagę na kelnerkę, która dość szybko uwijała się z zamówieniem, więc dziewczyna postanowiła poczekać i przy okazji wykupić sobie trochę czasu. Nienaganny wygląd, obeznanie w środowisku ludzkim i pozycja przywódczyni nie wystarczyły, by czuła się na równi ze swoim rozmówcą.

Gdy kobieta przyniosła kawy, podziękowała jej z lekkim uśmiechem.

– Bzdura – wyszeptała przez zaciśnięte usta, gdy kelnerka odeszła.

Bordowa szminka zamaskuje krew z przegryzionej wargi i oby woń kawy przyćmiła jej zapach.

– Powinnaś to zobaczyć – oznajmił Kennet, wyjmując z kieszeni telefon z załączonym filmem.

Isabella wstrzymała oddech i wzięła urządzenie.

Obława. Film pokazywał przebieg trzeciej części obławy i to z dość bliskiej perspektywy, w całkiem dobrej jakości pomimo nocnej pory. Isabella wśród zwłok i dwóch więźniarek rozpoznała sylwetkę przybranego brata. Egzekutor, z którym walczył Naoto, zręcznie unikał jego ciosów. Zgrabnym i szybkim ruchem złapał za maskę przywódcy, by po prostu ją ściągnąć. Naoto w furii odciął mu rękę i wyrwał z niej okrycie twarzy, gdy jej były właściciel zaczął zwijać się z bólu. Potem wbił szpony w brzuch mężczyzny, a po upewnieniu się, że wszyscy więźniowie zostali odbici, przywódca sam zniknął w zakamarkach budynków. Isabella, choć czuła na sobie wzrok zabójcy, była w stanie wysnuć jeden, najbardziej prawdopodobny scenariusz.

– Fartuch musiał przeżyć, a wdział twarz Naoto – podsumowała, oddając Kennetowi telefon i z trudem powstrzymując drżenie dłoni.

– Więc rozumiesz. Jeżeli poruszał się na powierzchni jako cywil, jego złapanie było kwestią czasu – odparł, upijając łyk kawy.

Tak, i to już się stało, a pozostał jeszcze jeden ważny aspekt, zdający się ważniejszy niż przywódca. Klan i Podziemia mogły być w niebezpieczeństwie, a przede wszystkim pozostali bliscy Isabelli. Musiała ratować tych, którzy jej pozostali.

– Żywy egzekutor to jedno. Skąd masz to nagranie? – spytała, mieszając napar, by czymkolwiek zająć ręce.

– Właśnie po to chciałem się z tobą spotkać, przywódczyni.

Upiła łyk kawy, jakby przed chwilą niepotrzebnie nie zdradziła faktu, że Naoto zaginął. Miała wrażenie, że to Kennet wybijał podstępny rytm, któremu nieświadomie ulegała.

„Jeśli go zlekceważymy, będziemy gryźć piach!".

– Sieć ukrytych kamer SOO w Mieście. Fartuchy są ostrożne, bo nie jest ich wiele, na jedną dzielnicę przypadają ze trzy sztuki. Ale coś czuję, że ich ilość będzie rosnąć – odpowiedział. – Nawet Rada o tym nie wie. Natanelowi udało się zhakować wszystkie, znamy ich położenie, uzyskaliśmy nagrania począwszy od tego roku.

Isabella szybko przenalizowała słowa Kenneta. Fartuchy używały kamer od ponad roku, ale nadal nie znaleźli żadnego z przejść do Podziemi, bo do tego czasu na bank zorganizowaliby zbrojne ataki. Podziemia są bezpieczne. Jeszcze.

Kolejna podstępna broń SOO. Isabella nabrała ochoty, by jednak rozszarpać tę dwójkę, którą spotkała przy piekarni.

– Dlaczego mi o tym mówisz? Mógłbyś iść z Natanelem do Rady i zgarnąć niezłą nagrodę za takie odkrycie – stwierdziła.

– Jeszcze niedawno pewnie bym tak postąpił, ale jestem teraz w klanie – uśmiechnął się w swój oryginalny sposób.

Isabella otaksowała go chłodnym spojrzeniem. Musiała się pilnować, by nie wyjawić kolejnych szczegółów, a jednocześnie nie przedłużać milczenia. Jeśli powoli zaczynała rozumieć tok myślenia zabójcy, to chyba zdołała rozgryźć jego plan działania w kwestii kamer. Nawet jej się podobał.

– Chcesz, żeby moje ostrokostne zniszczyły kamery – stwierdziła.

– Szybko wyciągasz wnioski. Rebelia zna czas spacerków Fartuchów poszczególnych dzielnic i będzie wiedzieć, kiedy usunąć kamery, by nikt tego nie dostrzegł. Mam rację?

Nieźle to sobie wymyślił, bo oboje na tym zyskają. Tylko Isabelli śmierdziało tu coś na kilometr.

– To jak będzie, droga przywódczyni?

Zaczekała z odpowiedzią. Jeszcze raz przyjrzała się Kennetowi, jakby mogła zobaczyć drugie dno ich współpracy. To może być test dla obu stron albo po prostu przebiegły ostrokostny coś uknuł.

Przyjemny zapach kawy i pobłażliwe uśmieszki kierowane w stronę Isabelli... takie udogodnienia nie mogły wpłynąć na jej mniemanie o zabójcy, choć samo wykluczenie go z grona podejrzanych o zniknięcie Naoto było dość przełomowym posunięciem. Isabella nie miała pojęcia, co jegomości Kennetowi siedziało w głowie, ale wystarczyłoby kilka słodkich, dobranych słów uszykowanych pod Radę, że przywódczyni Rebelii jako jej sojuszniczka zignorowała zagrożenie ze strony SOO i nie wyraziła inicjatywy w jego wyeliminowaniu. Wszystko, do czego dążyła Isabella od lat, ległoby w gruzach, a poświęcenie Naoto poszłoby na marne.

Za to pan zabójca zostałby bohaterem.

– Masz moje poparcie – powiedziała.

– W takim razie postawię ci tę kawę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top