Rozdział 41
Kennet
Białe maski gromadziły się w opuszczonym warsztacie mieszczącym się między kamienicami. Budynek z zewnątrz nie wskazywał, że kryje się w nim około trzydziestu ostrokostnych, więc Kennet doceniał dyskretność i organizację buntowników.
Ethan wprowadził ich grupę tylnymi drzwiami. W środku panował jeszcze większy zaduch niż na zewnątrz, gdzie ciężkie powietrze i wysoka jak na tę porę temperatura zwiastowały burzę. Ściszone rozmowy zgromadzonych ucichły, gdy dostrzegli nowe, zamaskowane postacie. Kennet usłyszał, jak ktoś szeptem wypowiedział jego nazwisko.
Skoro rozpoznali jego, ona tym bardziej nie pozostanie anonimowa.
Ostrokostni rozchodzili się przed Isabellą. Niektórzy wyciągali dłonie w jej kierunku, jakby chcieli dotknąć przywódczyni, ale nie mieli dość odwagi. Kennet odnosił wrażenie, że jest świadkiem tajemniczego rytuału, a nie narady wojennej. Sama Isabella prezentowała się idealnie. Udało się jej wejść w rolę, której od kilku dni się obawiała. Chód ostrokostnej emanował dostojnością i pewnością siebie. Na dodatek podwładni byli nią zafascynowani, więc z pewnością nie zwrócili uwagi na jej przyspieszony, nierówny oddech i poobgryzane do krwi paznokcie.
Poradzi sobie.
Kennet stanął tuż obok i dyskretnie przejechał palcem wskazującym po nadgarstku Isabelli. Będzie ją wspierał, poza tym natura profesjonalisty nie pozwalała mu przyjąć do świadomości, że strona, po której się opowiedział, może ponieść porażkę.
Isabella w końcu ściągnęła kaptur i okrycie twarzy. Był to jej pierwszy krok w stronę przewodnictwa oraz powrotu. Zwykły gest, który dla podwładnych z Podziemi posiadał wyjątkową wartość.
Choć mogłoby obyć się bez tych wszystkich niepotrzebnych szczegółów. W porównaniu z Kennetem ostrokostni z Podziemi wydawali się staroświeccy. Podobno nawet praktykowali dawne rytuały sprzed powstania Miast.
– Jestem wam winna wyjaśnienia – zaczęła Isabella. – W końcu to z mojego powodu chcecie przelać dziś krew. Pewnie spodziewacie się przywódczyni, która doceni wasze dotychczasowe poświęcenie i poprowadzi do zwycięstwa...
Oczy wszystkich zebranych patrzyły w kierunku Isabelli. Zaczęła dobrze, więc dlaczego urwała tak ważną wypowiedź? Na dodatek uzgodnioną dzień wcześniej przez samego Kenneta, Arno i Ethana. To był wielki moment, w którym Isabella powinna jeszcze bardziej przekonać swoich sprzymierzeńców. Udowodnić, że opowiedzieli się po słusznej stronie.
– Opuściłam was w trudnym okresie i nie mam też żadnych dowodów, dzięki którym uwierzycie w moje usprawiedliwienie. Dziś nie proszę was o wsparcie, nie proszę, byście walczyli w moim imieniu. Pójdźmy razem, ale z powodów, którymi sami się kierujecie.
Isabella zbliżyła się do zebranych. Choć przeinaczyła wypowiedź, od jej dumnej postawy nadal kipiał autorytet. Ostrokostni musieli czuć jej wyższość, bo nawet Kennet dostał gęsiej skórki. Jego dominujący temperament mimowolnie zaczął o sobie przypominać: wręcz krzyczał: „pojawia się niebezpieczny przeciwnik".
– Jednak jest coś, o czym powinniśmy pamiętać. Za czarnym kolorem maski nie kryje się wróg. Zastanówcie się, czy kiedy je zdejmiecie, zobaczycie między sobą różnice. – Isabella przyłożyła zaciśniętą dłoń do piersi. – Rebelia podzieliła się na dwie strony, ale nadal tworzy jedną monetę. Dlatego dziś nie możemy pozwolić na rozlew krwi, a przynajmniej powinniśmy go ograniczyć. I zostanie ograniczony. Chyba że Naoto odmówi mi pojedynku.
Warsztat wypełniły szepty oraz pomruki aprobaty. Isabella skinęła w stronę Blue kryjącej się w kącie pomieszczenia. Jej obecność tutaj wydawała się absurdem, a sam Kennet nie miał pojęcia, dlaczego trucicielka postanowiła uczestniczyć w konfrontacji. W spojrzeniu, którym wymieniła się z Isabellą, nie czaiła się zawiść, a raczej porozumienie.
Isabella nie dotrzyma warunków umowy. Prędzej Blue spakuje manatki z apartamentu. Choć może pierwsza opcja nie była taka zła? Może Kennet powinien odejść wraz z Isabellą, rzucić wszystko, łącznie ze swoją brudną profesją. Ale czy Isabella zostawiłaby teraz klan? O to zabójca nie odważył się zapytać.
Blue stanęła tuż obok niej. Zdjęła materiałową torbę z ramienia i położyła ją na najbliższym stole warsztatowym. Wyciągnęła z niej plastikowe, owalne pudełko. Kennet nie musiał widzieć, by wiedzieć, co się w nim kryło.
Trucizna.
Isabella wzięła przedmiot do ręki i zdjęła wieczko, prezentując jasnożółty krem.
– Wysmarujemy nim szpony. W kontakcie z otwartymi ranami wywoła zdrętwienie kończyn i poczucie ciężkości. Jeśli już doszłoby do walki, w najgorszym wypadku przeciwnik zostanie unieszkodliwiony, nie będzie trzeba posuwać się do zadania śmiertelnych obrażeń.
Blue wysunęła szpony z lewej dłoni i posmarowała je maścią. Na oczach zebranych wsunęła je ponownie.
– Kanaliki szponów nie zostaną podrażnione, a co za tym idzie, trucizna na was nie zadziała. Chyba że celowo się pokłujecie w inne miejsce. Tworząc tę truciznę pozwoliłam sobie założyć, że tak się nie stanie.
Isabella przytaknęła, zerkając w stronę Kenneta. A więc stawką za opuszczenie grupy zabójcy był jeden ze specyfików Blue. Wymiana z pozoru nierówna, ale nie dla trucicielki. Ta musiała pałać do Isabelli o wiele większą niechęcią, niż zakładał Kennet. On sam się do tego przyczynił.
Po tym wszystkim musi wyjaśnić całą sprawę. Z udziałem Natanela.
Isabella czekała na odpowiedź podwładnych, ale nikt się nie odzywał, a przynajmniej na początku. Z grupy wyłonił się Blaise, który został wtajemniczony w całą farsę przez Ethana. Ostrokostny wysunął się naprzód, schylił głowę, przykładając dłoń do piersi.
– Pójdę za tobą wszędzie.
Isabella odpowiedziała tylko zdawkowym kiwnięciem. Za to za gestem Blaise'a podążyła cała grupa. Ostrokostni składali wyrazy szacunku i poparcia, uznając Isabellę za prawowitą przywódczynię.
Nadszedł czas.
Naoto
Zjawił się w wyznaczonym miejscu i czasie, dumnie prowadząc swoich podwładnych. Wygra. Nie był przecież słaby. Posiadał siłę pod wieloma względami. W milczeniu obserwował, jak białe maski wyłaniają się z zaułków i stają naprzeciw jego grupy. Mimowolnie znalazł wzrokiem Blaise'a oraz Ethana, którzy zajęli miejsce na przodzie zebranych.
Zdrajcy. Osobiście poderżnie im gardła.
Buntownicy rozstępowali się, by przepuścić jedną osobę.
Kennet Mitsuya. To musiał być on. Teraz Naoto miał pewność, że wśród zebranych po drobnej posturze trafnie rozpoznał trucicielkę. Nie tylko podwładni go zdradzili, Rada również.
I Raisa.
Zdrajcy. Wszędzie zdrajcy.
Jednak to nie Kennet Mitsuya stanął obok Ethana i Blaise'a, bo z tłumu wyłoniła się Isabella. Naoto nie potrafił powstrzymać śmiechu. No tak, prawdziwy prowodyr buntu nie zaginął, a po cichu zbierał sprzymierzeńców!
I uwierzyć, że Naoto czasami odczuwał żal z powodu przybranej siostry.
Zbierający się wiatr muskał brązowe loki związane w kitkę, a czarne niczym atrament łowcze oczy kontrastowały z kolorem wilczej maski. Isabella zadbała o wielkie wejście, emanowała dominującą aurą, która z pewnością pobudzała jej sprzymierzeńców.
– Moja droga siostro – zaczął Naoto. – Dobrze wyglądasz.
Isabella ściągnęła maskę.
– Nie musimy walczyć – krzyknęła. – Odstąpcie mi mojego brata, a wrócimy do Podziemi jako jeden klan.
Na dzień dobry usiłowała przeciągnąć resztę Rebelii na swoją stronę. Naoto zdołał usłyszeć pojedynczy szept za sobą, który ucichł, gdy tylko odwrócił się w stronę ostrokostnych. Nadal kontrolował czarne maski i wbrew pozorom Isabella nie tak łatwo otumani ich swoimi pokrzepiającymi słówkami.
– Oni mieli dość rozumu, by zachować dom i nie zrobić z siebie idiotów szukających wrażeń. Gratulacje, siostro. Zrobiłaś przewrót, o którym będą huczeć całe Podziemia! Ile nastawiałaś ich przeciwko mnie? Jak długo planowałaś swoje wielkie zaginięcie? – warknął, również zdejmując maskę. Chciał, by Isabella zobaczyła jego twarz. By siła perswazji podziałała również na nią.
Od ostrokostnych za swoimi plecami wyczuł zbierającą się energię. Naoto utwierdzał ich w przekonaniu, że stoją po właściwej stronie. Ich uznanie wypełniało go od środka, napędzało do działania.
Nie był słaby.
– Rada z pewnością ucieszyłaby się, gdybyś przyprowadziła ze sobą resztę Rebelii. Od dawna z nią knujesz, siostro? Zobaczcie. – Obrócił się przez ramię. – Rada dziwnym trafem ma w dupie, że dochodzi do konfrontacji na powierzchni! No, przynajmniej tak to wygląda od naszej strony. Bo z kolei moja kochana siostrzyczka chyba chełpi się jej uznaniem. Podarowała ci silne pionki, co? – Ponownie spojrzał na Isabellę, a raczej na elitarne ostrokostne stojące tuż za nią. – Brakuje tylko Mitsui. Gdzie go wysłałaś?
– Naoto – warknął Blaise, uwalniając łowcze oczy. – A gdzie jest Raisa?
Ostrokostny zrównał się z Isabellą. Wyszedłby na przeciw, gdyby ta go nie zatrzymała i sama ruszyła przodem, stając na środku pustego placu.
Zaproszenie, na które Naoto musiał odpowiedzieć. Czy ostrokostna wiedziała, na co się powołuje?
Ruszył w jej stronę. Znaleźli się po środku dwóch grup, ale na tyle daleko, by żadna z nich nie usłyszała rozmowy. Rebelia zobaczy dopiero jej skutek. Jeśli w walce umiejętności Isabelli równały się z wizerunkiem, jaki wykreowała, Naoto mógłby się bać o wynik starcia jeden na jednego.
Ale doskonale znał możliwości bojowe przybranej siostry. I choć działało to w obie strony, nie miał się czym martwić. Nigdy nie sądził, że będzie kiedyś patrzył na Isabellę jak na wroga ani że ta wzbudzi w nim obrzydzenie. Czuł na niej zapach Kenneta Mitsui. Słaby, ale równie dobrze mógłby zostać zamaskowany.
Musiała wykupić sobie jego poparcie poprzez łóżko, a ta myśl przebudzała energię w ciele Naoto. Kto wie, może gdy Isabella tak dosadnie martwiła się o jego stan, na boku współpracowała już z Kennetem?
– My też nie musimy walczyć, Naoto – powiedziała.
Ot tak oddała się największemu wrogowi, a teraz chciała załatwić to pokojowo?
– Wystarczy, że...
– Zamknij się!
Nie był słaby. Błyskawicznie wysunął szpony i uderzył.
Isabella
Wykonała unik, ale mimo to ostrza sięgnęły ramienia. Pierwszy cios i pierwsza krew tego pojedynku. Isabella zablokowała szponiastego prostego, niemal tracąc równowagę. Cofnęła się o kilka kroków, w ostatniej chwili zginając prawe ramię, by uformować je w osłonę na kopnięcie w prawy bok. Siła uderzenia była potężna, gdyby Isabella nie zdążyła się zasłonić, celny cios w wątrobę w znacznym stopniu wpłynąłby na pojedynek. Odparowała kolejny atak szponów. Cholera, przy szybkości Naoto ledwo co potrafiła utrzymać się w defensywie.
– Aż przypominają mi się stare dobre czasy, Iso, kiedy ćwiczyliśmy pod okiem mojej matki – wysapał.
Prowokował ją, usiłował rozproszyć, ale to nie był czas, by myśleć o swoim pochodzeniu. Isabella zdążyła zaczerpnąć tchu, gdy zrobiła kolejny unik. Wejdzie w rytm tej walki, przecież się na nią przygotowywała. Naoto rzeczywiście walczył według schematu, jaki przedstawił jej Arno.
Sama należała do czarnookich ostrokostnych, więc była przeciwnikiem godnym przywódcy Rebelii. Musiała się tylko skupić i nie dać okiełznać się woli poddania. Sztuczki Naoto nie mogły na nią zadziałać.
Wyprowadził kolejną kombinację ostrz, którą Isabelli udało się rozbić kontratakiem. Jej szpon drasnął policzek przeciwnika, pozostawiając na nim wyraźną, czerwoną linię. Przelana krew Naoto, nawet jeśli w postaci kilku kropel, zmotywowała do dalszej walki. Isabella szybko powróciła do gardy, bo przywódca szykował już kolejny cios.
Ostrza utkwiły w trudnej kombinacji, więc Naoto z pewnością szykował atak nogą.
Isabella zgięła kolano, by zablokować kopnięcie w brzuch. Naoto zwiększył dystans, tym samym uwalniając szpony z szyku. Isabella odważyła się przejść do ofensywy i wymierzyła prostego, by w ostatniej chwili wycofać go i zaatakować sierpem. Przeciwnik zablokował cios.
– Przestań, Isa. Zawsze byłaś ode mnie gorsza! – krzyknął, gdy odskoczyła do bezpiecznej odległości.
Przeszedł ją dreszcz, kiedy ponownie usłyszała zdrobnienie swojego imienia z ust Naoto.
Ruszył do ataku. Ułożenie dłoni wskazywało, że zacznie uderzeniem hakowym. Mimo to intuicja Isabelli podpowiadała, że przeciwnik wykona kopnięcie, a dopiero potem przejdzie do ciosu ręką.
Nie miała pojęcia, czy o takim zagraniu mówił jej Arno.
„Isa".
Kilka kroków w lewą stronę, by wyprowadzić kolejnego sierpa. Podczas wykonania tego ruchu kopniak Naoto zahaczył o jej ciało, ale ryzyko zaowocowało trafnym ciosem Isabelli. Poczuła, jak jej szpony rozrywają skórę na wysokości żeber przeciwnika. Udało się, jeszcze tylko...
Gdy Naoto uderzył w jej biodro, upadła na ziemię. Szarpnięciem przerzucił Isabellę na plecy, chwytając za jej nadgarstki. Dziewczyna starała się nakierować szpony na ręce przeciwnika, ale ten cofnął nagle jedną z nich i wycelował ostrza w gardło. Isabella zablokowała cios w ostatnim momencie, bo szpony niemal dotknęły szyi. Zaczęła się szamotać, w swojej pozycji nie widząc, w które miejsce nadejdzie atak z drugiej dłoni Naoto.
Zorientowała się dopiero wtedy, gdy poczuła przeszywający ból w udzie. Nie mogła powstrzymać krzyku i będąc w szoku, nie znalazła w sobie wystarczająco siły, by chronić gardło i twarz. Naoto bez problemu rozerwał jej gardę, jednak zamiast zadania ostatecznego ciosu znów docisnął nadgarstki Isabelli do gleby.
Kennet musiał wszystko obserwować i oby nie zainterweniował. Cały pojedynek straciłby wartość, a ostrokostna zostałaby uznana za oszusta niepotrafiącego pogodzić się z porażką, którą poniosła w pojedynku o wręcz sakralnym charakterze.
Szamotała się, czując, jak krew płynie wzdłuż jej uda i skapuje na ziemię. Isabella miała twarz Naoto kilka centymetrów nad swoją. Z tej perspektywy wyraźnie widziała, jak z zielonego i czarnego ślepia kipiała furia połączona z rozbawieniem.
– Nigdy ze mną nie wygrałaś i nigdy nie wygrasz – wysapał ostrokostny. – Nie mam pojęcia, co Yukari w tobie widziała. W tym paskudnym cuchnącym truchle!
Nachylił się jeszcze bardziej. Isabella słyszała przyspieszony oddech, widziała krople potu na twarzy Naoto, czerwień krwi na jego zranionym policzku.
– Moja matka chciała mieć piękną czarnooką córeczkę. Powiem ci to, czego ona nie zdążyła nigdy przyznać na głos. Myślała, że nie jest jeszcze na ciebie za późno, że dopiero wchodzisz w dojrzewanie. Ale ty okazałaś się później wadliwa. Nie jesteś nawet nędzną podróbką czarnookiego ostrokostnego, moja droga Iso.
Isa...
– Yukari trzymała cię z poczucia winy, a powinna pozwolić ci wtedy zdechnąć.
Yukari...
– Matka mi pomogła, ale to ja stworzyłem Rebelię. Ty, Miyu, Blaise byliście tylko dodatkami!
Miyu, Blaise...
– Rozumiesz już? To ja ci to wszystko dałem! Beze mnie byłabyś martwa!
A jednak zanim otrzymała namiastkę rodziny Naoto, radziła sobie sama. Tym bardziej teraz nie mogła się tak po prostu wycofać.
– Zamknij się! – krzyknęła, dynamicznie unosząc głowę.
Czoło napotkało opór w postaci nosa Naoto. Ostrokostna usłyszała chrzęst kości, ale najbardziej kluczowa okazała się możliwość poruszania rękoma. Przeciwnik poluzował uścisk, a Isabella wbiła szpony jednej dłoni na oślep. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wycelowała w lewe ramię Naoto. Choć zranione udo protestowało, usiłowała jak najszybciej przy pomocy rąk poderwać się na nogi. Ostrokostny chwycił ją za nadgarstek, raniąc go ostrzami. Pojawiła się kolejna fala bólu, przez którą Isabella znów wylądowała na ziemi.
Przypomniała sobie o w nocy w slumsach, kiedy ją zaatakowano i niemal zabito. W swoim obecnym położeniu czuła się podobnie, tuż na skraju życia i śmierci.
Nie tym razem.
Naoto wrzasnął, gdy Isabella wbiła szpony w jego dłoń. Otrzymała czas, by spróbować się podnieść. Tym razem nie ustąpi, choćby miała się czołgać, dalej będzie walczyć. Potrzebowała tylko czasu, by stanąć na nogi...
Szykowała się na defensywę, gdy idący w jej stronę Naoto zastygł, patrząc w górę.
Szum. Teraz Isabella również go słyszała. Spojrzała na zgromadzonych ostrokostnych, którzy podobnie jak Naoto szukali źródła hałasu. Isabella finalnie wstała i cofnęła do bezpiecznej odległości. Nie mogła wykluczać, że przeciwnik będzie chciał wykorzystać jej dezorientację.
Ale teraz równie dobrze ona mogłaby zaatakować rozproszonego ostrokostnego. Oczywiście gdyby sama nie zaczęła odczuwać niepokoju. Szum stawał się coraz donioślejszy.
– Rozproszyć się! – wrzasnął Naoto do czarnych masek.
Isabella poczuła, jak ktoś łapie ją w pasie i ciągnie przed siebie. Nagle wylądowała w progu drzwi którejś z kamienic przygnieciona ciężarem, a twarz Kenneta wyrosła jej przed oczami.
– Co się dzieje? – krzyknęła, usiłując przebić się przez szum.
Strach w oczach zabójcy udzielił się i jej.
– SOO wkroczyła do akcji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top