Jasercy (Jason x Percy)

Percy POV

Siedziałem w kuchni Argo II. Aktualnie prawie wszyscy inni mieszkańcy latającego statku wyruszyli na misję by zdobyć broń do magazynu. Na pokładzie zostałem ja i Jason. Popijałem colę i relaksowałem się miłym dniem bez potworów. Właśnie postanowiłem zjeść upieczone wcześniej babeczki, ale pomyślałem, że mógłbym się podzielić z Jasonem. Zostawiłem więc przysmaki na stole a sam udałem się do jego kajuty. Szedłem korytarzem aż w końcu doszedłem do jego pokoju. Podczas gdy moja kajuta była najniżej, by być najbliżej morza, jego była najwyżej, najbliżej nieba. Zapukałem do pokoju. Nikt nie odpowiedział. Postanowiłem wejść.

To co zobaczyłem zamurowało mnie: nieprzytomny Jason leżący na środku pokoju z mieczem w ręce, jednak nieprzytomny. Podbiegłem do niego. Jego twarz robiła się zielona. Musiał stoczyć walkę z jakimś potworem, a ja tego nie słyszałem, bo byłem w kuchni. Postanowiłem zabrać go do swojego pokoju, by łatwiej zbadać sytuację i go wyleczyć. Wziąłem go na ręce. Pomimo mięśni, nie był bardzo ciężki i niosłem go bez trudu. Gdy szedłem do mojej kajuty Jason poruszył się, wydał jakiś odgłos i chwycił mnie za kark. Nie zareagowałem, ale cieszyłem się, że żyje. W końcu wszedłem do mojej kajuty. Położyłem Jasona na moim łóżku i usiadłem koło niego. Jego twarz była mniej zielona, ale wciąż wyglądał źle. Dotknąłem palcem jego czoła. W jednej chwili z jego płuc wypadła zielona woda - zapewne trucizna. Zamrugał i zakaszlał. Popatrzył na mnie.

- Percy! - zakrzyknął i chciał wstać, ale się zachwiał i opadł z powrotem na łóżko. 

- Leż - powiedziałem mu przykrywając go kocem. - Musisz odpocząć i jesteś zimny jak lód. Co się stało?

Jason zamknął nieprzytomnie oczy, po czym je otworzył.

- To był... jakiś potwór morski. Ale latał. Walczyłem z nim i zabiłem, ale on przed śmiercią rozlał na wszystkie strony jakąś zieloną wodę, a potem już nic nie pamiętam.

- Rozumiem... Kojarzę tego potwora, jeden z węży morskich mogących latać. Nie pamiętam jego nazwy, ale jest niebezpieczny. Dobrze, że cię znalazłem.

-  Tak - potaknął.

- Ty tutaj leż - rozkazałem mu. - Jesteś za słaby by nawet przejść do swojej kajuty. Akurat nie mam ani nektaru, ani ambrozji, ale leżąc wyzdrowiejesz. Przyniosę ci babeczki.

Jason kiwnął głową, a ja wyszedłem. Chwilę później wróciłem z tacą babeczek. Oboje je zjedliśmy, a potem rozmawialiśmy - o Obozie Jupiter, Obozie Herosów, potworach i innych półboskich sprawach. W końcu nadszedł zmierzch. Nasi przyjaciele jeszcze nie wrócili, więc założyliśmy, że znajdą sobie jakiś nocleg i wrócą jutro. W końcu postanowiłem, że dam Jasonowi spać.

- Ty tutaj leż - powiedziałem mu. - Ja pójdę się położyć w łóżku Franka.

- Nie - odpowiedział mi. - Zostań...

Wyglądał lepiej, ale wciąż był zimny i za słaby, by nawet chodzić. Postanowiłem więc zostać. Na jego prośbę położyłem się koło niego. Łóżko było dość szerokie, byśmy się oboje zmieścili. Kiedy tak leżeliśmy Jason przytulił się do mnie. Był cały zimny więc też go przytuliłem. Czułem, że on sam robi się cieplejszy. Ucieszyło mnie to. Gdy tam rozmyślałem poczułem jego usta w moich.

----

Jason POV

Tak, pocałowałem go. Właściwie to nie wiem czemu. Ale coś kazało mi to zrobić. On, ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił pocałunek. Całowaliśmy się. Poczułem, że czuję się lepiej. W końcu oderwałem jego usta od moich.

- Percy...- zacząłem.

- Co, Jason? - odpowiedział.

- Czy mogę cię pieprzyć?

- Tak - odpowiedział, bez wahania.

Znów ponowiliśmy pocałunek. Wsunąłem ręce pod jego koszulkę i zaczynałem ją ściągać. Poczułem jak jego ręce wchodzą od tyłu pod moje bokserki. Poczułem jego dłonie na moich pośladkach. Syn Posejdona ruszał nimi, podczas gdy ja całowałem jego nagą pierś. W końcu zdjąłem z niego spodnie, a on ze mnie wszystko poza bokserkami. Szybkim ruchem ściągnąłem z niego bokserki, on zrobił to samo. Poczułem jego stojącego penisa. Percy wyszedł z łóżka i zapalił światło. Gdy wracał zobaczyłem jego prącie - pełne 13 cm. Podszedł do mnie. Usiadłem, a on wziął w dłonie mojego penisa i wsadził sobie do ust. Raz za razem robił mi loda. Ja gładziłem jego włosy i zatapiałem w nich dłonie. Były czarne i miękkie. Po 10 minutach skończył.

- Połóż się - powiedziałem seksownie, co on z uśmiechem zrobił.

Położyłem się przodem do niego. Nasze koguty się złączyły, a ja włożyłem do ust palec wskazujący. Gładząc jego biodro włożyłem go w jego otwór. Percy uśmiechnął się, jakby nie czuł bólu. Zaczął masować moje sutki, a ja wolną ręką masowałem jego penis. W końcu odwrócił się do mnie plecami, a ja włożyłem w jego dupę swojego koguta. On cicho jęknął, ale wygiął ręce i złapał mnie za pośladki. Wchodziłem i wychodziłem swoim prąciem z jego otworu raz po raz. Powąchałem jego włosy. Pachniały morzem. Wsadziłem penisa i zacząłem całować go w kark. On gładził moje przyrodzenie, które nie do końca weszło w niego. Przyłożyłem usta do jego głowy. Szepnąłem do jego ucha:

- Chcesz się zamienić?

- Tak - powiedział. 

Odwrócił się i zobaczyłem biały płyn wychodzący z jego członka. Przyłożyłem usta i polizałem jego spermę. Była słodka i z niewiadomych powodów błękitna. Położyłem się na placach a on włożył język w mój własny otwór. Był ciepły i gładki. Zaczął wchodzić nim coraz głębiej, aż nie mógł dalej dojść. W końcu włożył swojego penisa. Poczułem piekący ból, ale po chwili zastąpiła go przyjemność. Percy powoli wchodził i wychodził swoim przyrodzeniem z i do mojej dupy ale w międzyczasie całował mnie w plecy i kark. W końcu przestał i polizał moją spermę.

- Smakuje jak wata cukrowa - powiedział.

Przytuliłem go i nasze członki znów się spotkały. Pocałowałem go.

- Percy - powiedziałem szeptem. - Kocham cię.

- I vice versa. - odpowiedział i znów mnie pocałował.

----

Leżałem w łóżku. Całkowicie nagi, a obok mnie leżał Percy. Miał wtedy już 25 lat, a ja 24. Kochaliśmy się i po wojnie z Gają wyznaliśmy naszą miłość. Wszyscy jakoś to przyjęli, a Piper i Annabeth nawet wyznały, że są razem. I dobrze. Chociaż nie płakały. Położyłem rękę na piersi Percy'ego i go pocałowałem. Nasze członki, jak tego jednego dnia się znów połączyły. Przerwałem pocałunek.

- Kocham cię - wyszeptałem mu do ucha. - I nic tego nigdy nie zmieni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top