[walentynki jegulus]

od _dementia__

Gryfon wzrokiem szukał czarnych włosów wśród tłumu Ślizgonów. Przepychając się przez każdego i przy okazji depcząc wszystkim po nogach, słuchając jednocześnie z tego powodu przezwisk kierował się w stronę swojego celu. Kiedy tylko znalazł się koło Regulusa chwycił go za rękę i ruszył przez korytarz, powodując tym samym, że cała uwaga innych uczniów została skupiona na dwójce idących chłopców.

— Zawsze musisz tak z rozmachem? — westchnął Arystokrata, poprawiając ich splecione dłonie.

— Niech cała szkoła wie, że masz przystojnego chłopaka — odpowiedział uśmiechnięty Potter.

 Regulus wywrócił na ten komentarz oczami i dalej dał się ciągnąć wyższemu. Skręcili w pare korytarzy, aż w końcu James wepchnął Blacka do jednych z drzwi, gdyż zrobił to dość szybko, od razu je za sobą zamykając. 

— Schowek? — Black rozejrzał się z lekkim zdziwieniem. — Bardzo to... romantyczne.

— Nie bądź taki, tylko się przyjrzyj. 

Regulus ponownie się rozejrzał i dostrzegł, że to małe pomieszczenie jest o dziwo czyste i przyozdobione świeczkami. Dzięki temu mały, brudny schowek faktycznie był przytulny i romantyczny, choć Black nigdy by tego nie przyznał Potterowi. 

— Nie jest najgorzej.

— Tylko tyle — Potter wydął usta w podkówkę, a następnie ułożył ręce na biodrach młodszego. — Nie podoba ci się? 

— Trochę — mruknął Ślizgon, poprawiając wyższemu chłopakowi okulary. 

— Mogę sprawić, aby było lepiej?

— Zaskocz mnie.

James uśmiechnął się lekko i delikatnie musnął usta Arystokraty. Ten chcąc czegoś więcej, mocniej naparł na wargi Gryfona, by pogłębić pocałunek. Potter ochoczo rozchylił usta i oddał się przyjemności. Zaczął łaskotać językiem podniebienie Regulusa, przez co ten co jakiś czas zaczynał się śmiać, robiąc pauzy w ich zbliżeniu. James, chcąc zaskoczyć partnera, jednocześnie się nie spiesząc, powoli sunął wargami po szczęce oraz szyi czarnowłosego pozostawiając za sobą czerwone ślady. 

— Powinienem je podpisać — mruknął, przejeżdżając językiem po jednej z malinek, powodując tym samym dreszcz u Regulusa. 

— Głupi — mruknął, odchylając szyje. — Każdy wie, że są twoje. 

— I tak to kiedyś zrobię. 

Potter delikatnie rozpiął koszule młodszego, stale zajmując się jego szyją, zjeżdżając na obojczyki, aż do sutków. Black stęknął, czując mokry język na jednym z nich i mocniej się oparł o ścianę, wplątując dłonie we włosy okularnika. James z kolei podgryzał i drażnił tors chłopaka, rozkoszując się jego jękami. W międzyczasie delikatnie go uniósł sadzając na ławce znajdującej się pod ścianą. Nie przerywając pocałunków zjechał niżej, aż do podbrzusza i zaczął rozpinać spodnie partnera.

— Nie musisz — powiedział Regulus, kiedy zobaczył, że Potter zsuwa jego spodnie. — Ty nigdy-

— Mówiłem, że cię zaskoczę — mruknął w odpowiedzi. 

James przejechał palcami po materiale bokserek, wyczuwając erekcje młodszego. Ten sapnął w odpowiedzi, zaciskając dłonie. Chcąc go jeszcze podrażnić Gryfon, zaczął całować jego uda i przytrzymywać niespokojnie dłonie, które chciały znacznie więcej. 

— James... 

Potter, słysząc swoje imię, którego brzmienie uwielbiał w ustach młodego Blacka, przystąpił do śmielszych krokowi i pozbył się jego bielizny. Ten czując ciepły oddech na swoim przyrodzeniu, westchnął, rozchylając nogi, gdyż czuł, że zaraz nie wytrzyma. Często się karcił za to, że James Potter potrafi go, Regulusa Blacka doprowadzić w tak prosty sposób do takiego stanu. Potter musnął ustami męskość młodszego i już po chwili zaczął ją zasysać. W odzewie Black odrzucił głowę do tyłu, chcąc dłońmi dotknąć chłopaka, jednak ten stale przytrzymywał jego ręce, doprowadzając go do jeszcze większego szaleństwa. Kiedy ruchy głowy James stały się szybsze, Regulus zaczął głośniej oddychać, jęcząc imię ukochanego, gdyż wiedział, że sprawi mu to przyjemność. Black zaledwie po paru sekundach doszedł, spuszczając się w ustach chłopaka. Sapiąc, oparł się o ścianę, chcąc uspokoić oddech. 

— Zaskoczyłem cię? — zapytał od razu Potter, przecierając usta.

— Naprawdę musisz? 

— Tylko pytam, czy mój ukochany chłopak doznał przyjemności.

Potter podciągnął jego bieliznę i spodnie, zapinają mu pasek jak i koszule. 

— To tyle? — zapytał niezbyt zadowolony Arystokrata, licząc na więcej.

— Spokojnie mamy cały dzień — odpowiedział James, składając na jego włosach pocałunek. — Jeszcze chce ci dać kwiaty, może jakiś wieczór na wieży astronomicznej? 

— Kupiłeś mi kwiaty? — spytał zaskoczony Black, mimowolnie się uśmiechając.

— Coś ty! Sam uzbierałem. 

— Żartujesz.

— Nie, przysięgam. — Potter ponownie objął chłopaka. — Syriusz powiedział mi, jakie lubisz. 

— Pytałeś mojego brata, jakie lubię kwiaty? 

— A i owszem — odpowiedział, ponownie całując go, tym razem w czoło. — Daje mi dobre rady.

— Nie byłbym pewien. 

Oboje zaśmiali się na ten komentarz, a gdy tylko ucichli James jako pierwszy postanowił powiedzieć dwa ważne w dniu dzisiejszym słowa.

— Wesołych Walentynek.

— Wesołych Walentynek, James.

wesołych walentynek <3 ~ dementia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top