Rozdział siódmy - Pięć randek
Przed wami kolejny rozdział. Wiem, że ciągle to powtarzam, ale teraz już naprawdę zbliżamy się do końca tej historii :) Miłego czytania, jak zawsze podzielcie się wrażeniami :) Do następnego!
Wczesnym rankiem, kiedy słońce ledwo przebijało się przez gęste chmury w Haworth, na planie pojawił się niespodziewany gość. Niall Horan, mąż Gemmy i jednocześnie najlepszy przyjaciel Harry'ego, wparował z energią, jakby przyniósł ze sobą kawałek słońca.
- Witam wszystkich – zawołał, wchodząc do pokoju zajmowanego przez Gemmę. – Najjaśniejszy uśmiech, zwiastun dobrych wiadomości, człowiek, który powinien otrzymać pokojową nagrodę Nobla za wytrzymywanie ze Stylesami, właśnie przybył do tej ponurej mieściny.
- Niall! - Gemma podniosła się powoli i powitała swojego męża mocnym uściskiem. – Dobrze, że jesteś.
- Nie sądziłem, że naprawdę się pojawisz - Harry z trudnym do ukrycia uśmiechem szybko podszedł, by przywitać szwagra, chociaż nadal wolał nazywać go swoim najlepszym przyjacielem.
- Myślałeś, że odpuszczę sobie okazję żeby zobaczyć cię w akcji? Poza tym Gemma nalegała – spojrzał na żonę z uśmiechem. – A ja tęskniłem za waszą trójką.
- Nie ma żadnej akcji – mruknął, tracąc nagle całą radość, która pojawiła się wraz z nadejściem Horana. – To wszystko to raczej niekończący się melodramat.
- Nie słuchaj go Niall, mój brat jest jak zwykle królową dramatu – Gemma pocałowała męża w policzek, wskazując im ręką drzwi. – A teraz idźcie poplotkować i dajcie mi pracować. Harry, czeka cię dziś pracowity dzień, więc lepiej żebyś zmienił nastawienie i był bardziej jak mój cudowny mąż.
- Odpieprz się – mruknął, idąc w stronę wyjścia, nie patrząc nawet czy Niall idzie za nim, był pewien, że Horan wie, kiedy lepiej zejść z oczu Gemmie.
Niall, widząc zachowanie Harry'ego, uniósł tylko brwi, ale nie skomentował tego. Szybko pożegnał się z żoną lekkim skinieniem i ruszył za swoim szwagrem, który już zmierzał w stronę jednego z hotelowych pokoi.
- Dobra Harry, a teraz powiedz, co tu się tak naprawdę dzieje? - zapytał Niall, kiedy dogonił Harry'ego, próbując złapać jego spojrzenie. – Wiem, że Gemma lubi naciskać, ale chce dla ciebie tylko tego, co najlepsze.
- Po prostu... to wszystko mnie przerasta – nie wiedział, co więcej mógłby powiedzieć, naprawdę czuł, że ma dość. – Nie pisałem się na coś takiego wiesz? Myślałem, że poznam jakiś dupków, nikogo nie polubię, program się skończy i wszyscy pójdą w swoją stronę. Koniec historii.
- A jest inaczej?
- Ludzie tutaj grają, udają... A ja nie wiem, komu mogę zaufać - Harry przystanął na chwilę, przerywając nerwową wędrówkę po swoim pokoju. Westchnął ciężko. – A moja siostra wystawia mnie, jak kawał mięsa, bawiąc się tym wszystkim.
- Polubiłeś kogoś – zawyrokował Niall, patrząc na niego ostrożnie, starając się ocenić, czy trafnie ocenił jego zachowanie. Niall usiadł na krawędzi łóżka, patrząc na Harry'ego z troską, ale bez cienia litości. Był jedną z niewielu osób, które potrafiły rozmawiać z nim otwarcie i szczerze, bez względu na sytuację. - No dobra, to co cię tak naprawdę wkurza? - zapytał, splatając dłonie i opierając je na kolanach. - Bo to, że ludzie udają, nie powinno być dla ciebie nowością, prawda? Ludzie udają, a w takich programach wszyscy grają, wiedziałeś o tym, sam grasz i udajesz kogoś, kim nie jesteś. Jeśli polubiłeś jakiegoś faceta, to chyba dobrze prawda? Może wyniknąć z tego coś dobrego.
- Niall, ja... - zatrzymał się, jakby każde kolejne słowo było trudniejsze do wypowiedzenia. - Myślę, że... naprawdę zaczynam coś czuć do jednej z tych osób.
- Czyli jak zwykle miałem rację – powiedział z uśmiechem, który Harry uznał za irytujący. - A kto to taki? Powiedz coś o nim, Gemma nic mi nie mówi, stwierdziła, że jeśli mam ci pomóc w programie to nie mogę wiedzieć nic o tych facetach.
- Nie, nieważne, ja też nie mogę ci nic powiedzieć – odpowiedział szybko Harry, wracając do swojej wędrówki po pokoju. - To nie ma znaczenia, Niall. Nawet, jeśli coś czuję, to nie wiem, czy to jest prawdziwe. A co gorsza, nie wiem, czy ta osoba czuje to samo, czy tylko gra na potrzeby programu. On jest dziwny i skomplikowany, ma jakąś relację z innym uczestnikiem i nie mogę tego rozgryźć.
- Powiem ci coś, Harry – zaczął spokojnie. - Nie jestem jakimś miłosnym znawcą i najlepszym doradcą, wiesz, że z Gemmą znamy się niemal całe życie i jest moją pierwszą i jedyną dziewczyną, ale mam trochę znajomych i wiesz jaki jest mój zawód, prawda? Ludzie mi się zwierzają i szczerze mogę powiedzieć, że człowiek może udawać wiele rzeczy, ale są pewne momenty, których nie da się odegrać.
- Niby jakie? - Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem. Miał wrażenie, że przyjaciel wciska mu jakieś psychologiczne głupoty, które mówi swoim klientom na psychoterapii.
- Spojrzenia, przyspieszone bicie serca, rozmowy, w których mówi się więcej niż by się chciało. Te chwile, kiedy wszystko wokół przestaje istnieć. Jeśli to poczułeś, to jest coś prawdziwego. I może on też to poczuł, a jeśli nie... - wzruszył ramionami. - To po prostu kolejny rozdział, który zamkniesz i poradzimy sobie, jak zawsze.
- A co, jeśli to wszystko jest błędem? Jeśli skończę z niczym? - Harry usiadł na łóżku obok Nialla, przecierając dłonią twarz.
- Jeśli to wszystko jest błędem, to przynajmniej będziesz miał epicką historię do opowiedzenia - Niall uśmiechnął się szeroko, poklepując go po ramieniu.
- Jeden z nich wczoraj mnie pocałował – wyrzucił z siebie to co męczyło go przez całą noc, uniemożliwiając zaśnięcie. Złość na siostrę wcale nie zmalała, gdy tylko przypomniał sobie, co zrobiła. – Gemma wysłała nagranie wszystkim uczestnikom.
- Co? - Niall zastygł na moment, jakby potrzebował chwili, by przetworzyć to, co właśnie usłyszał. - Kto cię pocałował? – zapytał w końcu.
- Nie mogę ci powiedzieć, poznasz ich wszystkich i masz na nich patrzeć bez osądzania – powiedział Harry, nerwowo przeczesując włosy. - Ale to nie było coś, czego chciałem. To... po prostu się wydarzyło, a ja spanikowałem.
- I Gemma uznała, że wszyscy powinni to zobaczyć? - zapytał, jakby chciał się upewnić, że dobrze zrozumiał.
- Tak – Harry potarł dłonią kark, czując, jak napięcie w nim narasta. - I teraz wszyscy to widzieli. Cała grupa. On to widział.
- Rozumiem już, dlaczego jesteś tak wkurzony, pogadam z nią, powinna trochę przystopować – Niall przewrócił oczami, myśląc o swojej żonie, która chyba chciała wykończyć Harry'ego swoimi odważnymi pomysłami. – Pamięta tylko, że to jest reality show. Każdy z tych facetów jest tu po coś. Może to jacyś karierowicze, chcąc chwili sławy, a większość z nich nie przyszła szukać prawdziwej miłości., a ty... - poklepał Harry'ego po ramieniu - Chyba jednak szukasz.
- Muszę iść, zaraz zaczynamy nagrywanie, oni już pewnie czekają, a ja wyglądam jakbym był w rozsypce – podniósł się z łóżka, posyłając przyjacielowi napięty uśmiech. – Jutro poznasz ich wszystkich osobiście i powiesz mi co o nich sądzisz. A dziś czeka mnie pięć randek i muszę to jakoś przetrwać.
- Powodzenia Harry i spróbuj dobrze się bawić - Niall uśmiechnął się lekko, próbując dodać mu otuchy.
***
Jessica weszła do pokoju energicznym krokiem, a jej twarz rozświetlał uśmiech,. Trzymała w dłoniach kilka kolorowych kartek i wydawała się całkiem podekscytowana. Louis siedział obok Josha, z którym jeszcze chwilę temu rozmawiał przyciszonym głosem. Starał się uśmiechać i wspierać przyjaciela. Wczorajsza noc była koszmarna, nie mógł spać i cały czas odtwarzał w głowie obraz przyjaciela całującego się z Harrym. Wiedział, że teraz musiał usunąć się w cień i pozwolić im zakochać się w sobie. Tak zrobiłby każdy dobry człowiek, a on zawsze myślał o sobie w ten sposób. Teraz uczestnicy siedzieli w napięciu, a każdy z nich próbował udawać, że jest spokojny i pewny siebie, chociaż wyraźnie czuć było atmosferę rywalizacji i niepokoju.
- Dzień dobry, panowie! – zaczęła, zerkając na ich twarze. – Mam nadzieję, że jesteście gotowi na dzisiejszy dzień pełen emocji. Jest dość wcześnie, ale dziś będzie się naprawdę dużo działo. Wczoraj każdy z was napisał na kartce, na jaką randkę chciałby zabrać Harry'ego- powiedziała rzucając im tajemniczy uśmiech. – Dziś odbędą się właśnie te randki, więc mam nadzieję, że wczoraj dobrze przemyśleliście to, co zapisaliście. Kolejność ustalił sam Harry, chociaż randki będą dla niego prawdziwą niespodzianką. - Zrobiła krótką pauzę, pozwalając, by napięcie narastało – Harry zdecydował, że na pierwszą randkę chciałby wybrać się z Davidem - oznajmiła, wskazując na wspomnianego mężczyznę, a reszta spojrzała w jego kierunku.
- Świetnie, cieszę się, że jestem pierwszy. Nie będę stresował się przez cały dzień – zażartował, podnosząc się z miejsca.
- Randka zacznie się za pół godziny, więc przygotuj się, a reszta z was... będzie miała czas na zastanowienie się, jak chcecie zrobić wrażenie, kiedy przyjdzie wasza kolej - Jessica uśmiechnęła się i odprowadziła Davida wzrokiem, gdy opuszczał salon. – A teraz coś tylko dla waszych uszu, chciałabym żebyście dowiedzieli się, jaką randkę zaproponował David – spojrzał na jedną z zapisanych kartek, a Louis naprawdę nie miał ochoty dowiadywać się gdzie pójdą i co będą robić. – Zaczyna się naprawdę romantycznie moi drodzy. Pierwsza randka to prywatna lekcja malarstwa przy świetle świec w malowniczym zakątku Haworth.
Po tych słowach Jessica wyszła, wyglądając na jeszcze bardziej zadowoloną z siebie. Louis czuł, jak siedzący obok Josh spiął się, myśląc pewnie o tym, co sam zaplanował. Chris, jak zwykle był kwintesencją samozadowolenia, a Alex wydawał się spokojny i całkowicie niewzruszony. Cóż teraz i tak nie mogli już nic zmienić, więc przejmowanie się nie miało najmniejszego sensu.
***
Harry czekał na Davida przed małą galerią sztuki na skraju Haworth. Mężczyzna pojawił się punktualnie z ciepłym wyrazem twarzy. Gdyby dobrze się zastanowić, Harry nic o nim nie wiedział, David po prostu był, nie rzucał się w oczy. To chyba świadczyło o tym, że Harry nie interesował się wystarczająco mocno pewnym uczestnikami. Był beznadziejny, Gemma miała rację.
- Mam nadzieję, że lubisz próbować nowych rzeczy – zaczął David, prowadząc Harry'ego do małej galerii.
Było dość wcześnie, chyba po dziesiątej, ale wnętrze galerii było przytulne, oświetlone ciepłym światłem świec i lampionów. W tle cicho grała delikatna muzyka, która natychmiast wprowadziła spokojny, komfortowy nastrój. Na środku sali ustawiono dwie sztalugi, farby i pędzle, a obok czekały dwa kieliszki oraz butelka wina. Harry podniósł brew, uśmiechając się lekko.
- Nie wiem, czy wspominałem, jestem totalnym artystycznym zerem, ale przyznaje, że nie spodziewałem się czegoś takiego. Myślałem, że może spacer albo lunch... ale malowanie? –był wyraźnie zaintrygowany, ale też przerażony. Wiedział, że się zbłaźni i nie do końca lubił próbować tego, co nowe, lubił rutynę i spokój, chociaż Gemma chciała go przedstawić, jako kogoś przebojowego. Był nudziarzem.
- Chciałem, żeby było inaczej – David posłał mu kolejny ciepły uśmiech, który sprawił, ze jego twarz wyglądała na jeszcze sympatyczniejszą. Może Harry powinien zwrócić na niego uwagę wcześniej, wtedy uniknąłby dramatycznego trójkąta z Joshem i Louisem. Był takim kretynem. - Wiesz, jak mówią, że sztuka pozwala wyrazić to, czego czasem nie da się powiedzieć.
- Tak, jasne – Harry spoglądał na Davida, starając się ocenić, czy to kolejny wyuczony tekst, którym chciał mu zaimponować czy szczera myśl. Po chwili skinął głową, uznając, że David mówi poważnie i raczej z nim nie pogrywa. – To co, malujemy? Jakiś krajobraz? Może uda mi się namalować zachód słońca, z tym radzą sobie nawet dzieci w szkole.
- A może namalujemy siebie nawzajem? – rzucił lekko David, unosząc wyczekująco brwi. – Będzie zabawnie.
- Chcesz, żebym cię uwiecznił? Czy nie mówiłem, że nie mam zdolności plastycznych? Ryzykujesz, wiesz? – zażartował, siadając wygodniej, przyglądając się przygotowanym farbom.
- Coś tam wspominałeś, ale zaryzykuję – odparł David, śmiejąc się cicho.
Na początku był spięty, nigdy nie malował na płótnie, ale gdy okazało się, że pierwsze ich wspólne chwile są pełne śmiechu i żartów, a David tez nie jest artystą, zaczął bawić się całkiem dobrze. Mimo swojej początkowej rezerwy, dość szybko zaczął się odprężać i relaksować. Może faktycznie obcowanie ze sztuką tak wpływało na ludzi. Oczywiście, że jego obraz był fatalny i raczej przypominał karykaturę, ale ostrzegał, że będzie kiepsko. W międzyczasie rozmawiali o sztuce, ulubionych książkach i filmach., popijając wino, które mężczyzna nalał im do kieliszków. David próbował delikatnie wprowadzać poważniejsze tematy, pytając o to, czego Harry szuka w partnerze i czy chciałby założyć rodzinę i się ustatkować. Harry odpowiadał zdawkowo, może i dobrze się bawili, ale wiedział, że nic z tego nie będzie, i nie chciał się otwierać przed obcym człowiekiem, który mógłby zostać tylko jego znajomym.
Randka dość szybko dobiegła końca. Harry doceniał starania Davida – było jasne, że mężczyzna przygotował tę randkę z myślą o nim, a nie tylko po to, by zaimponować kamerom i widzom. Niestety czuł też, że między nimi brakuje tego zainteresowania, która sprawiało, że serce biło szybciej. Może był romantykiem, ale nie chciał wybrać kogoś tylko, dlatego że jest miły. Wtedy mógłby wziąć ślub z Niallem, pasowaliby do siebie lepiej niż Horan i Gemma. Ona dość często była wredną zołzą.
Na koniec spotkania, wręczyli sobie obrazy, jako pamiątkę ich wspólnego czasu. David zdecydowanie malował lepiej niż Harry, a ich wspólny czas dobiegł końca.
***
Louis zerknął na zegarek, gdy do salonu wkroczyła Jessica. Było po dwunastej, jeśli randka z Davidem się skończyła, trwała niecałe dwie godziny, niezbyt długo, ale jeśli Harry miał spotkać się z każdym z nich, pewnie nie mógł poświęcić im więcej czasu. On z chęcią zrezygnowałby ze spotkania z brunetem, oddając swój czas komuś, komu bardziej na tym zależało, może Joshowi.
- Panowie, pierwsza randka właśnie się skończyła, na razie niczego wam nie zdradzę, ale myślę, że kolejni uczestnicy muszą się naprawdę postarać – zamilkła na chwilę, dając im czas na przetrawienie tego, co powiedziała. – Teraz Harry wybrał kolejną osobę, z którą chciałby spędzić czas, zdecydował, że będzie to Alex.
Louis spojrzał na szatyna, który wstał z kanapy, wyglądając na zadowolonego i zmotywowanego. On też nie był jeszcze na randce z Harrym, więc pewnie chciał dobrze wykorzystać ich wspólny czas i zwrócić na siebie uwagę. Gdy Alex wyszedł, Jessica ponownie popatrzyła na nich wyraźnie zaintrygowana.
- A teraz odkryjemy kolejne karty, kolejną randkę Harry spędzi na wspinaczce skałkowej. – Kobieta wydawała się szczęśliwa na samą myśl o takiej formie spędzania czasu, ale Louis skrzywił się, gdy usłyszał, co powiedziała. To brzmiało jak najgorszy pomysł na świecie. Nie zazdrościł Harry'emu. – Zobaczymy się niebawem.
***
Harry czekał na Alexa na obrzeżach miasteczka, przed niewielką halą sportową. Liczył, że może to spotkanie odbędzie się w kawiarni lub restauracji, naprawdę zjadłby teraz coś smacznego, ale miejsca, do którego został przywieziony, nie sugerowało żadnego posiłku. Alex, ubrany w sportowy strój, przywitał Harry'ego szerokim uśmiechem, gdy podchodził do niego energicznie.
- Cześć Harry, mam nadzieję, że nie boisz się wysokości – zagadnął lekko, kierując się w stronę wejścia.
- To skomplikowane – wolał nie mówić, jak jest w rzeczywistości żeby Alex od początku nie poczuł, że wybrał najgorszą z możliwych opcji, ale prawda była taka, że Harry miał lęk wysokości i raczej nie był typem sportowca.
- Zaufaj mi – odparł Alex, prowadząc go w stronę małej sali sportowej. – Będziemy się świetnie bawić.
Na Sali czekał już na nich trener i zestaw do wspinaczki. Harry spojrzał na Alexa i zauważył tylko mieszankę zaskoczenia i ekscytacji. Mężczyzna tryskał energią i aż palił się do tego, by zacząć. Po krótkiej instrukcji, pracownicy, który krążyli nieopodal zaczęli zakładać im specjalną uprząż, a Harry oddychał głęboko starając się uspokoić.
- Wspinasz się? – zapytał, sprawdzając czy uprząż została dobrze zapięta, chociaż nie znał się na tym i nawet, gdyby zapięli go źle nie zorientowałby się do chwili, gdy upadłby z samej góry.
- Tak, dość często. To mój sposób na odstresowanie się i relaks. Pomyślałem, że to dobry sposób, żeby cię lepiej poznać i pokazać ci, co lubię robić w wolnym czasie – odpowiedział Alex, zakładając sprzęt z wprawą, nie pozostawiając wątpliwości, że znał się na tym doskonale. Mężczyzna wybrał średnio zaawansowaną trasę na ścianie wspinaczkowej, a Harry udawał entuzjazm, patrząc na wyzwanie przed sobą. - Widzisz te chwyty? Wystarczy trzymać się oznaczonego koloru. Spokojnie, będzie fajnie – tłumaczył z pasją, pokazując Harry'emu co powinien robić i od czego zacząć.
- Jak wysoka jest ta ściana? – zapytał, starając się brzmieć nonszalancko, gdy w środku był przerażony i chciał żeby spotkanie dobiegło już końca.
- Kilka metrów, ale spokojnie, jesteśmy asekurowani – odpowiedział Alex, nie zauważając napięcia w głosie Harry'ego. – Nie martw się.
Alex zaczął jako pierwszy, pokazując Harry'emu, jak stawiać stopy i gdzie się trzymać. Był zwinny, pewny siebie i sprawiał, że wspinanie wyglądało jak dziecinna zabawa. Harry natomiast starał się nadążać, ale jego dłonie zaczynały się pocić, a serce biło szybciej z każdym kolejnym metrem i był cholernie głodny. Naprawdę, czy randka w kawiarni to było tak wielkie wymaganie? Chciał coś zjeść, a nie pocić się i spadać w dół raz po raz.
- Jak ci idzie? – zawołał Alex, spoglądając w dół niemal z samej góry.
- Wspaniale – sarknął, ale uśmiechnął się, nie chcąc wyjść na gbura i zrzędę. Każdy kolejny chwyt wydawał się bardziej niepewny, a jego nogi zaczynały drżeć. Kiedy Harry'emu z pomocą Alexa udało się dostać na górę, czuł tylko ulgę, że to już koniec.
Zejście na dół okazało się kolejnym wyzwaniem. Alex zjechał pierwszy, pokazując, jak to zrobić bezpiecznie. Harry, z zaciśniętymi zębami, podążył za nim, czując, jak lina asekuracyjna trzyma go w powietrzu. Kiedy jego stopy w końcu dotknęły ziemi, odetchnął z ulgą, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo był zestresowany i miał wszystkiego dość. Żadna randka nie mogła być gorsza niż to.
- I jak? Podobało ci się? – zapytał Alex, wyciągając butelkę wody i podając ją Harry'emu. – Dobrze się bawiłeś?
- Było... interesująco - odpowiedział Harry z wymuszonym uśmiechem. Jeśli Alex zauważył, jak wymijająca była jego odpowiedź, nie dał tego po sobie poznać.
- Może następnym razem coś mniej ekstremalnego? – zaproponował, jakby wyczuwając, że Harry mógł nie czuć się komfortowo i spotkanie nie było tak udane, jak mu się wydawało.
- Byłoby miło – mruknął, wiedząc, że nie będzie żadnego kolejnego spotkania. Nie było takiej opcji. Czuł lekkie wyrzuty sumienia, że nie potrafił w pełni docenić wysiłku Alexa. Randka była dobrze zaplanowana i gdyby na jego miejscu był ktoś, kto lubił uprawiać sport, to z pewnością bawiłby się doskonale, ale w Harrym to spotkanie pozostawiło tylko mieszane uczucia.
***
Było po trzeciej, gdy Jesscia zjawiła się nagle niczym nieproszony gość, a to oznaczało zapowiedź kolejnej randki. Louis miał nadzieję, że może teraz on zostanie wybrani i będzie mógł szybko odbębnić swoje i w końcu zniknąć w pokoju. Niestety kobieta nie wypowiedziała jego imienia.
- Czas na trzecią randkę – oznajmiła z uśmiechem. – Tym razem, Harry spędzi trochę czasu z Chrisem.
Mężczyzna uniósł brew, zadowolony, i wstał z miejsca z pewnością siebie, która była jego znakiem rozpoznawczym. Louisowi zbierało się na wymioty od samego patrzenia na jego twarz. Szczerze współczuł Harry'emu każdej minuty, którą musiał spędzić w towarzystwie tego zapatrzonego w siebie buca.
- Współczuję wam, jesteście już na przegranej pozycji – rzucił lekko Chris, wychodząc lekkim krokiem, jakby niemal unosił się nad ziemią.
Jessica zerknął na Louisa i Josha z psotnym uśmiechem, ciesząc się, że wie coś o czym oni nie mają pojęcia. Lou naprawdę nie chciał być nieuprzejmy, ale ona sama się prosiła, więc przewrócił tylko oczami, ignorując jej cichy śmiech.
- Zostaliście tylko wy, więc informacja dla was Panowie, Chris i Harry spędzą romantyczną randkę w jacuzzi na tarasie hotelowym z widokiem na wrzosowiska.
Zadowolona prowadząca opuściła salon, niemal podskakując, a Lou wzdrygnął się, gdy dotarło do niego, co powiedziała. Wiedział, że Harry na początku flirtował z Chrisem, ale od jakiegoś czasu raczej go unikał i wydawało się, że mężczyzna go irytował, więc to spotkanie mogło okazać się koszmarem.
***
Harry wszedł na hotelowy taras, czując jak w żołądku zaciska mu się supeł. Jacuzzi na tle wrzosowisk wyglądało pięknie, niemal bajkowo, ale w towarzystwie Chrisa ta sceneria nie kojarzyła się z romantycznym relaksem, tylko z potencjalnym polem minowym. Wiedział, jaki on potrafił być: pewny siebie, bezpośredni, czasami wręcz bezczelny. I choć próbował się uspokoić, myśl o tym, co może się wydarzyć, przyprawiała go o niepokój. Nie chciał być tutaj w obecności tego mężczyzny, który napawał go tylko lękiem. Chris już na niego czekał, rozparty wygodnie w jacuzzi, z kieliszkiem szampana w dłoni. Harry miał na sobie szlafrok i naprawdę nie chciał go zdejmować. Dlaczego los musiał go tak karać? Chris przesunął wzrokiem po Harrym w sposób, który sprawił, że ten poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. To było obrzydliwe.
Jacuzzi oświetlały subtelne lampki, które nadawały miejscu intymny klimat. Wokół panowała cisza, przerywana jedynie lekkim szumem wiatru i bulgotem wody. Było dopiero po trzeciej, ale już się ściemniało. Harry niechętnie zajął miejsce po jednej stronie, trzymając w ręce kieliszek szampana, który podano mu na powitanie. Chris siedział po drugiej stronie, ale szybko przesunął się bliżej, niemal dotykając Harry'ego.
- Więc, co sądzisz? – zapytał, gestem wskazując na otoczenie. – Moim zdaniem to najlepsza sceneria na wymarzoną randkę.
- Jest... miło – przyznał, zerkając na otaczające ich wrzosowiska. Z chęcią poszedłby na spacer i do cholery chciał coś zjeść, zdążył tylko w biegu przełknąć kawałek batonika, który podał mu Niall. Powoli zanurzył się w wodzie, czując, jak ciepło obejmuje jego ciało, choć wewnętrzny chłód nie chciał ustąpić. Chciał zachować chociaż trochę dystansu i mało subtelnie odsunął się od mężczyzny, który chyba niczego nie rozumiał i przysunął się do niego po raz kolejny.
- No i? Zrelaksowałeś się już? – zapytał, unosząc kieliszek w geście toastu.
- To nie takie łatwe, ale jest w porządku – mruknął Harry, choć ton jego głosu zdradzał coś zupełnie przeciwnego. Nie miał chyba siły ani ochoty dalej udawać, że lubi Chrisa i jest nim zainteresowany.
- Serio? W porządku? Wyglądasz, jakbyś miał zaraz stąd uciec.
- To chyba po prostu nie dla mnie. Nie jestem fanem takich randek, chociaż doceniam kreatywność - Harry skrzywił się lekko, próbując być miłym, chociaż czuł, że atmosfera za chwilę stanie się nieprzyjemna.
- Takich? – Chris uniósł brew, uśmiechając się prowokacyjnie. – Chodzi o jacuzzi? Czy o mnie?
- Po prostu... to nie mój klimat – wymamrotał w końcu, unikając wzroku mężczyzny. – Nie chodzi o ciebie – dodał, nie chcąc, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.
- To może powiedz, jaki jest twój klimat – Chris nachylił się nieco bliżej, szeptając prosto do jego ucha, a Harry z trudem powstrzymał się przed cofnięciem. – Lubisz wrzosowiska, książki, gotowanie? Nic nam nie mówisz. Co naprawdę sprawia, że Harry Styles czuje się sobą? Zdradź mi coś, czego nie wie nikt inny.
- Cóż... – Harry drgnął, gdy poczuł dłoń sunąca po udzie, właśnie tego się obawiał. Niby przypadkiem zanurzył się głębiej, odsuwając się na drugą stronę. – Nie jestem chyba jakąś szalenie intersującą osobą – niemal przeklął i poczuł, jak mięśnie jego pleców napinają się, kiedy Chris przysunął się bliżej pod wodą. Początkowo próbował to zignorować, przekonując siebie, że to jednak przypadek, ale gdy dłoń Chrisa po raz kolejny wyraźnie przesunęła się wzdłuż jego uda, Harry poczuł ukłucie niepokoju. – Naprawdę sądzę, że powinniśmy wyjść i trochę porozmawiać – powiedział, starając się brzmieć neutralnie i odsunąć temat od ich fizycznej bliskości.
- Nie wiem, o co chodzi, przecież rozmawiamy przez cały czas – odpowiedział Chris z uśmiechem, udając, że nie zauważył napięcia w głosie Harry'ego.
- Chris... – Harry spróbował odejść, ale przestrzeń w jacuzzi była zbyt mała, a Chris wyraźnie zajął pozycję, która uniemożliwiała mu większy ruch.
- Przestań – powiedział cicho, zbyt cicho, by ten potraktował to poważnie, chociaż gdyby miał trochę rozumu i szacunku dla drugiej osoby, już dawno, by się odsunął, a nie tak jak teraz sunął ustami po odkrytej szyi Harry'ego.
- Co mówiłeś? – Chris zbliżył się jeszcze bardziej, jego uśmiech był niemal triumfalny.
- Mówię poważnie – powiedział głośniej, odsuwając się gwałtownie, co spowodowało, że woda chlupnęła na krawędź jacuzzi. – Trzymaj łapy przy sobie, zachowujesz się niewłaściwie.
- Spokojnie, Harry – powiedział, unosząc ręce w obronnym geście, choć wyglądał bardziej rozbawiony niż skruszony. – Nie wiedziałem, że jesteś taki wrażliwy.
- To nie ma nic wspólnego z wrażliwością – odpowiedział Harry, czując, jak gniew miesza się z jego wcześniejszym zażenowaniem. Był zawstydzony samą myślą o tym, że Gemma i Niall widzieli co się tutaj wydarzyło. – To po prostu przekracza granice i jeśli tego nie rozumiesz, myślę, że nie mamy o czym rozmawiać. Randka właśnie się skończyła - bez słowa wstał z jacuzzi, woda spływała po jego ciele, a on ledwo zauważył chłód, który go ogarnął. Był zbyt zły i zdenerwowany, by się tym przejmować. Szybko złapał szlafrok, narzucając go na mokre ciało, chcąc tylko zasłonić się przed obrzydliwym spojrzeniem Chrisa i natarczywym obiektywem kamer.
- Dalej Harry, wróć. Nie bądź taki dramatyczny – zawołał Chris, ale Harry nawet się nie odwrócił. – Przecież nic się nie stało. Jesteśmy dorośli.
W głowie miał tylko jedno: jak najszybciej się stąd wydostać. Jacuzzi, które miało być miejscem relaksu, stało się tym, czego spodziewał się od samego początku. Powinien wyrzucić tego faceta już dawno temu, najlepiej pierwszego dnia, gdy zauważył jego pewny siebie uśmieszek, ale słuchał Gemmy, która zapewniała, że dla dobrej oglądalności Chris musi zostać, jak najdłużej. Pieprzyć oglądalność, miał dość.
***
Louis siedział w pustej sali, wpatrując się w resztki napoju w swoim kubku. Atmosfera była przytłaczająco cicha. Josh właśnie wyszedł na swoją randkę z Harrym, a Louis został sam ze swoimi myślami. Było po piątej, randka z Chrisem w takim razie nie skończyła się wcale tak szybko, a może Jessica przyszła do nich po jakimś czasie. Nie chciał się nad tym zastanawiać.
Było już późno, miał nadzieję, że Harry zdecyduje, że jest zmęczony i nie chce spotkać się z Louisem. Czuł się trochę, jak uczestnik turnieju trójmagicznego, który czeka na swoją walkę ze smokiem. Teraz został tylko on i chyba jednak przyjemniej był oczekiwać w towarzystwie. To był ciężki dzień i chyba nigdy tak bardzo, jak teraz, nie żałował, że ustąpił i zgodził się na ten pomysł Josha.
***
Kiedy Harry zobaczył, dokąd prowadzi go Josh, uniósł brwi ze zdziwieniem. Nie tego się spodziewał i nie wiedział, czy był na to gotowy po tym całym koszmarnym dniu. Znajdowali się na niewielkim boisku przy miejscowej szkole, gdzie grupka dzieci w kolorowych koszulkach właśnie rozgrzewała się przed meczem. Było cholernie zimno i Harry nie znał się na tym, ale nie sądził, że bieganie w taką pogodę było dobrym pomysłem. Rodzice i trenerzy stali przy linii bocznej, rozmawiając i śmiejąc się, a w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy.
– Piłka nożna? – Harry spojrzał na Josha z rozbawieniem. – Naprawdę?
– Nie mam pojęcia, czy lubisz sport, ale pomyślałem, że to będzie lepsze niż romantyczna kolacja – mężczyzna uśmiechnął się pogodnie nie mając pojęcia, że Harry zabiłby teraz za prawdziwą, ciepłą kolację.
- Cóż nie przepadam za piłką nożną, nie znam się kompletnie na zasadach. Czasem oglądam mecze w telewizji, ale raczej dla towarzystwa niż z prawdziwego zainteresowania – wyjaśnił szczerze, nie chcąc udawać, że pasjonuje go grupa facetów biegająca za piłką.
- To tak, jak Louis. On też nie lubi sportu – rzucił lekko Josh, a Harry spojrzał na niego szybko, słysząc znajome imię.
- Louis? Skąd o tym wiesz?
- Och – mężczyzna podrapał się nerwowo po głowie. – Rozmawialiśmy o tym kiedyś, wiesz spędzamy ze sobą dużo czasu, więc rozmawiamy, bo co innego możemy tutaj robić.
- No tak, faktycznie – mruknął, ale nie podobała mu się myśl, że Josh i Louis są ze sobą blisko i coraz lepiej się poznają.
Usiedli na drewnianych ławkach tuż przy boisku, a dzieci wybiegły na murawę. Gra rozpoczęła się dynamicznie – mali zawodnicy byli pełni energii, biegali w każdą stronę, czasem kompletnie ignorując taktykę, a czasem zaskakująco dobrze podając piłkę. Harry oparł się łokciami o kolana, starając się ignorować burczenie w brzuchu.
– To urocze – stwierdził, obserwując biegające dzieci.
– Prawda? – Josh również wyglądał na rozbawionego. – Czasami tu przychodzę. Pomagam trenerowi, kiedy potrzebuje dodatkowej pary rąk. Lubię dzieciaki. Poza tym, to dobry sposób na oderwanie się od wszystkiego.
– Wiesz, że to najlepsza randka, jaką miałem do tej pory? – powiedział cicho, chcąc być miłym. Josh okazał się dobrym towarzystwem i chociaż Harry czuł wobec niego trochę niechęci z powodu zazdrości o Louisa, to musiał przyznać, że to był całkiem przyjemny wieczór. Josh spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, ale zaraz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Naprawdę? Cieszę się.
- Tak, chociaż sam nigdy nie wybrałbym takiego miejsca – pokiwał głową z małym uśmiechem.
W tym momencie jedno z dzieci – mały chłopiec z blond czupryną – kopnęło piłkę z całej siły i ta wyleciała poza boisko, lądując tuż pod ich nogami.
– Przepraszam! – krzyknęło dziecko. – Podacie?
Harry zerknął na Josha, a ten bez słowa wstał i kopnął piłkę z powrotem na boisko.
- Może następnym razem zaprosisz mnie, żebym zagrał – rzucił, kiedy mężczyzna usiadł obok niego.
– Masz to jak w banku – Josh roześmiał się, ale po chwili spoważniał i spiął się. - Harry, wiem, że to wszystko jest trudne. Że ten program, te emocje... to może być przytłaczające, ale chcę, żebyś wiedział, że cokolwiek się wydarzy, możesz na mnie liczyć.
– Dzięki, Josh – powiedział cicho. – Naprawdę to doceniam - Harry uśmiechnął się delikatnie, ale w środku czuł niepokój. Widział, jak Josh na niego patrzy – ciepło, czule, z nadzieją, a on nie był pewien, czy może to odwzajemnić. W zasadzie wiedział, że nie może, ponieważ był zainteresowany kimś zupełnie innym.
– Harry, ja nie chcę udawać. Nie przed tobą – zaczął nagle Josh. - Coś do ciebie czuję – przyznał Josh, wbijając wzrok w swoje dłonie. – I wiem, że może to nie jest idealne miejsce, żeby o tym mówić, ale... nie mogłem tego dłużej trzymać w sobie.
Harry poczuł, jak jego serce przyspiesza. Otworzył usta, ale nie był pewien, co powiedzieć. Nie lubił ranić ludzi, a wiedział, że musi odrzucić Josha, który otworzył się przed nim i teraz czekał, a napięcie między nimi narastało z każdą sekundą. A potem, zanim Harry zdążył się zastanowić, Josh pochylił się i pocałował go po raz drugi. To nie był zaskakujący, chaotyczny pocałunek, jak ten, który wydarzył się wcześniej. Był delikatny, powolny, pełen nadziei, ale tym razem Harry nie odwzajemnił go i odsunął się natychmiast.
– Przepraszam... – wyszeptał Josh. – Nie powinienem wyskakiwać tak z tym wszystkim.
– Nie przepraszaj – powiedział, choć sam nie był pewien, co właściwie czuje. – Ale nie rób tego więcej – musiał postawić sprawę jasno, miał dość osób, które mu się narzucały.
Mecz dobiegł końca, a dzieci rozeszły się do swoich rodzin, zostawiając Harry'ego i Josha w ciszy, przerywanej jedynie szelestem liści i odległymi głosami. Szli powoli w stronę parkingu, ale po wcześniejszej lekkiej atmosferze nie było już miejsca.
***
Zegar na ścianie restauracji wskazywał kilka minut po ósmej. Louis nerwowo poprawił rękawy swojej koszuli w kratę. Pewnie powinien ubrać coś bardziej eleganckiego, ale nie chciał nikomu zaimponować. Był zmęczony i zestresowany po całym dniu oczekiwania i zastanawiania się, czy Harry będzie chciał się z nim spotkać, czy też nie. Willow & Ivy było puste, ciche, wypełnione jedynie ciepłym światłem świec i subtelną muzyką, którą wybrał, by uspokoić się chociaż trochę. Harry miał pojawić się lada moment. Louis czuł napięcie w każdym mięśniu, ale nie do końca wiedział, czy to stres, czy coś zupełnie innego. Widział kamerzystów, którzy kręcili się po sali, szukając miejsc, które będą najlepsze do nagrywania, ale nie zawracał sobie tym głowy.
Nie zmienił wystroju, uwielbiał to miejsce i postanowił, że nie będzie niczego zmieniał dla Harry'ego Stylesa i tego durnego programu. Wszystkie stoliki były nakryte tak jak lubił – ciemno fioletowy obrus, proste bukiety polnych kwiatów w wazonach, dookoła dużo świeci i delikatnie przytłumione światło małych lamp. W piekarniku piekło się ciasto, a kolacja była niemal gotowa. Cieszył się, że Jessica pozwoliła mu opuścić hotel, gdy tylko Josh wyszedł na randkę z Harrym. Chciał przygotować wszystko sam, więc potrzebował trochę czasu. Usłyszał jakieś zamieszanie, a po chwili drzwi się otworzyły i Harry wszedł do środka.
- Cześć – zawołał brunet, rozglądając się po wnętrzu. – Jak tu ładnie. Całe miejsce dla nas?
- Nie czuj się aż tak zadowolony – mruknął Louis, ujawniając swoją obecność. – Musiałem wyprosić stałych klientów żebyś mógł tu posiedzieć.
- Czuję się zaszczycony - Harry uśmiechnął się i podszedł bliżej, rzucając spojrzenie, które Louis znał już zbyt dobrze – pełne ciepła, zainteresowania, ale też czegoś, czego bał się nazwać.
- Mam nadzieję, że jesteś głodny – wskazał brunetowi stolik najbliżej kominka ze stojącym obok miękkim fotelem w kolorze jagodowym.
- Nawet nie masz pojęcia – wyznał natychmiast Harry, nawet nie starając się ukryć jak burczało mu w brzuchu. - Pachnie niesamowicie – powiedział i jęknął niemal zapadając się w fotelu. – Sam gotowałeś? – zapytał, ale Louis zniknął już za drzwiami, które prowadziły pewnie do kuchni, więc rozejrzał się po tym miejscu, o którym tyle słyszał. Dookoła panował półmrok, który rozświetlał tylko ciepły blask świec i światła lamp nad barem. Aromat czosnku, masła i przypraw unosił się w powietrzu, mieszając się ze słodką nutą karmelizowanych owoców, a Harry czuł, że nie może się doczekać, kiedy w końcu coś zje.
- To zaczynajmy – Louis posłał mu spięty uśmiech, podchodząc do stolika z dwoma talerzami. Wiedział, że jest dobrym kucharzem, ale nie mógł dogodzić każdemu. Położył jeden talerz przed Harrym, który wpatrywał się w jedzenie niemal z rozmarzeniem.
- Sam to zrobiłeś? – zapytał brunet, chwytając za sztućce.
- Tak, to nic wielkiego, tylko grzanki z kozim serem, figami i miodem, tak na dobry początek – poczekał aż Harry zacznie jeść i nalał im trochę białego wina.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, co teraz czuję – jęknął, wpychając sobie do ust grzanki. – Cały dzień marzyłem tylko żeby ktoś zaprosił mnie na obiad lub kolację, chciałem coś zjeść, ale najwidoczniej dla każdego to wydawało się zbyt zwyczajne. Jestem tak wdzięczny za jedzenie, Louis. Byłem taki głodny przez cały dzień - zamknął oczy i wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia. – To jest takie dobre.
- Przykro mi, że cię głodzili – stwierdził, obserwując jedzącego mężczyznę.
- To nieistotne, cieszę się, że cały dzień pościłem, jeśli teraz mogę zjeść to.
Louis uśmiechnął się lekko, nie spuszczając wzroku z Harry'ego, który pochłaniał jedzenie z takim entuzjazmem, jakby nigdy wcześniej nie miał w ustach nic lepszego. Kiedy planował randkę, wydawało mu się, że kolacja to oklepany i bardzo zwyczajny pomysł, ale teraz cieszył się, że nie zrezygnował.
– W takim razie teraz czeka cię jeszcze lepsza część kolacji – oznajmił, wstając i kierując się do kuchni. – To była tylko przystawka.
- Nie przyzwyczajaj mnie do takiego jedzenia, bo nigdy się od ciebie nie odczepię – zawołał za nim Harry, śmiejąc się cicho. – Bardzo mi się tu podoba, to miejsce pasuje do ciebie.
- Tak sądzisz? - po chwili wrócił z głównym daniem, uśmiechając się lekko. – Sam urządzałem to wszystko, chciałem żeby było przytulnie i ciepło, ale też w klimacie Haworth.
- Udało ci się, jest dokładnie tak jak chciałeś, mam wrażenie, że przeniosłem się w czasie, kiedy tylko przekroczyłem próg – uśmiechnął się z wdzięcznością, gdy Louis położył przed nim talerz z jedzeniem. – To wygląda niesamowicie.
- Nie przesadzajmy, to tylko risotto cytrynowe z krewetkami – wzruszył ramionami, siadając na przeciwko mężczyzny. – Nie byłem do końca pewien, czy jesteś fanem mięsa, więc postawiłem na coś bezpiecznego, chyba, że teraz powiesz, że masz uczulenie na owoce morze.
- Niee, żadnych alergii pokarmowych, o których bym wiedział – zapewnił brunet, uśmiechając się lekko, wpatrując się z zachwytem w jedzenie. – Louis, jeśli to będzie smakować tak dobrze, jak wygląda, to obawiam się, że będziesz mnie miał na sumieniu.
- Zaryzykuję – zażartował, czekając aż Harry zacznie jeść. - Po prostu jedz, Harry.
– To jest... cholernie dobre – wymamrotał, kiwając głową z uznaniem.
– Oczywiście, że jest – Louis wzruszył ramionami, jakby to nie było nic nadzwyczajnego. – Gdybym podawał kiepskie jedzenie, to miejsce już dawno by upadło.
- Co za skromność, naprawdę - Harry zaśmiał się cicho, odkładając widelec na talerz. – Ale masz rację, świetnie gotujesz.
- Jak minął ci dzisiejszy dzień? Byłem przekonany, że zrezygnujesz z naszego spotkania - Louis uśmiechnął się lekko i upił łyk wina.
– Myślałeś, że odwołam randkę? - Harry uniósł brew, mieszając resztkę wina w kieliszku.
- Sądziłem, że miałeś dziś tyle atrakcji, że będziesz zmęczony – wzruszył ramionami, udając obojętność.
– Jestem zmęczony, masz rację. Nie jestem najbardziej otwartą i komunikatywną osobą na świecie i czułem się dziś trochę przytłoczony. Wiesz, malowanie, wspinaczka, jacuzzi, mecz... – pokręcił głową. – Każda randka miała w sobie coś... interesującego, ale chyba nie dla mnie. I pewnie odwołałbym nasze spotkanie, gdyby nie było tym, na które czekałem przez ten cały koszmarny dzień.
– Brzmi, jakbyś był zachwycony wszystkimi spotkaniami– zauważył Louis, wyraźnie rozbawiony.
– Z pewnością dużo się działo, nie miałem szansy się nudzić – przerwał na chwilę, po czym dodał ciszej. – Ale przez chwilę zastanawiałem się, czy nie uciec stąd i nie wrócić do domu.
- A jednak zostałeś – Louis spojrzał na niego uważnie, gdy Harry opróżnił swój kieliszek jednym, dużym łykiem.
– Bo wiedziałem, że na koniec dnia czeka mnie coś dobrego. – Harry wskazał na pusty talerz – ktoś dobry – dodał po chwili zawahania. - To pierwsza randka, na której nie musiałem udawać, że dobrze się bawię. To był cholernie długi i męczący dzień – przyznał, wpatrując się w pusty kieliszek.
– Męczący? – Louis uniósł brew. – Może nie powinienem pytać, ale... która randka zmęczyła cię najbardziej?
– Niektóre były męczące w bardziej dosłowny sposób niż inne. – Pokręcił głową, przypominając sobie wspinaczkę. – Myślałem, że to ja będę wybierał randki, a dziś miałem wrażenie, że wszyscy wymyślili je bardziej dla siebie niż dla mnie. Nie wiem, czy wiesz, co mam na myśli. Wiem, że miałem dziś poznać lepiej każdego z was, ale chyba nie do końca podobał mi się ten dzień.
– A ja? – zapytał cicho Louis, opierając łokcie na stole. – Czy to, co zaplanowałem, było bardziej dla mnie niż dla ciebie?
– Nie – powiedział po chwili namysłu. – To było jedyne spotkanie, na którym naprawdę czułem się... swobodnie, chyba, że chciałeś tylko popisać się swoimi umiejętnościami kulinarnymi.
- Cieszę się – mruknął cicho, przyglądając się Harry'emu, który zaczął rozglądać się po całej sali i chyba chciał wstać i przejść się po restauracji. – Wyobrażam sobie, że to nie może być twój najszczęśliwszy dzień.
- Delikatnie mówiąc, ale teraz jest już dobrze. Cieszę się, że tu jestem.
– Więc? – Louis podniósł na niego wzrok, bawiąc się pustym kieliszkiem.– Po dzisiejszym dniu... wiesz już, kogo wybierzesz?
– To podchwytliwe pytanie? - Harry odłożył widelec i oparł się wygodniej na krześle.
– Możliwe i nie musisz odpowiadać, pewnie nawet nie powinieneś - przez chwilę panowała między nimi cisza, przerywana jedynie cichym trzaskiem ognia w kominku.
- Jeszcze nie zdecydowałem Louis, to nie jest tak proste, jak może się wydawać – przyznał, nie mówiąc nic więcej, chociaż chciałby wyznać całą prawdę i mieć to już z głowy. – Natomiast wiem, kto dziś odpadnie.
- I kto to będzie?
– Dowiesz się jutro - Harry uśmiechnął się lekko, ale jego spojrzenie było nieprzeniknione. – A teraz powiedz, czy czeka mnie jeszcze jakiś deser?
- Myślałem, że nie jesteś aż tak wymagający, Styles – szatyn prychnął rozbawiony, podnosząc się z krzesła.
- Czy mogę iść z tobą? Chciałbym zobaczyć kuchnię – nie czekając na odpowiedź, Harry poderwał się z miejsca i poszedł za Louisem.
– Dobra, ale jeśli zaczniesz mi przeszkadzać, wyrzucę cię na zewnątrz.
- Jasne, ty tu rządzisz - Harry zaśmiał się cicho, podążając za Louisem przez cichy, przytulny lokal. Gdy weszli do kuchni, Harry od razu poczuł ciepło bijące od pieca i delikatny zapach czekolady oraz karmelu. - To tu dzieje się cała magia? – zapytał, rozglądając się ciekawie.
– Powiedzmy, że tak – Louis podwinął rękawy i zaczął wyciągać składniki. – A teraz bądź grzeczny i nie dotykaj niczego, czego nie powinieneś.
– Żadnej zabawy w kuchni? – Harry uniósł brew, opierając się biodrem o blat.
– Nie, jeśli chcesz zjeść ten deser – Louis rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, ale uśmiech igrał na jego ustach.
Harry uniósł ręce w poddańczym geście i przyglądał się, jak Louis wyjmuje z piekarnika przygotowany wcześniej deser. Obserwował go w milczeniu, zauważając, jak bardzo Louis jest w swoim żywiole. Zastanawiał się, czy w ogóle zdaje sobie sprawę, jak dobrze wygląda, kiedy jest tak skupiony. Był niesamowity i Harry chciał już zakończyć ten program.
- Masz szczęście, że wszystko przygotowałem już wcześniej, gdybym piekł od początku teraz, musiałbyś długo czekać na te słodkości – powiedział nagle Louis, zaskakując Harry'ego, który w końcu oderwał swój wzrok od pracującego szatyna. – Chcesz zjeść tutaj? – Lou wskazał na dwa talerze, które trzymał w dłoniach.
- Nie, chodźmy tam, przy kominku jest naprawdę miło. Czy to jest tarta czekoladowa? – Harry spojrzał na niego, jakby ten właśnie zaoferował mu klucz do innego wymiaru.
- Tarta czekoladowa z polewą karmelową i lodami – powiedział, wracając do głównej Sali.
– Lou... – jęknął dramatycznie. – Znasz takie powiedzenie, przez żołądek do serca?
– Może – odpowiedział z udawaną powagą, siadając z powrotem. – Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
- Na pewno - Harry wziął pierwszy kęs i wydał z siebie cichy pomruk rozkoszy. – Najlepsze, co jadłem. Gdybym tutaj mieszkał, jadłbym u ciebie codziennie.
- Właściwie, co planujesz? - Louis zapytał cicho, a potem napił się wina, nie spuszczając wzroku z Harry'ego, który chyba nie do końca wiedział, o czym rozmawiają.
- Nie rozumiem, o co pytasz?
- No wiesz, program powoli się kończy, wybierzesz kogoś i będziesz musiał jakoś ogarnąć swoje życie, w którym nie będziesz już sam. Każdy z tych facetów mieszka gdzie indziej niż ty, więc albo to będzie związek na odległość, co pewnie się nie uda, albo będziesz musiał się przeprowadzić, ty lub któryś z nich – wyjaśnił, myśląc o Joshu, który miał chyba spore szanse na bycie wybranym.
- Dlaczego mówisz w ten sposób, jakbyś nie miał zostać wybrany? – Harry odpowiedział pytaniem na pytanie, nie udzielając właściwie żadnej odpowiedzi. Był zirytowany, chciał dowiedzieć się czegoś istotnego, ale został zbyty. – Dobra, po prostu nie myślałam o tym za dużo wcześniej, więc naprawdę nie wiem. - Harry zamyślił się, bawiąc się nóżką kieliszka. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiał się nad tym, co będzie dalej. Wszyscy wokół zakładali, że program skończy się bajkowym zakończeniem, a on ruszy w stronę zachodzącego słońca z wybrankiem u boku.
- Poważnie? Nie myślałeś o najważniejszej części, czyli co wydarzy się po wszystkim?
– Poważnie – westchnął Harry, przeczesując palcami włosy. – Skupiłem się tylko na tym, żeby przetrwać program i tyle. Nie pomyślałem, że prawdziwe życie zacznie się później. A teraz ty możesz odpowiedzieć?
- Co? Dlaczego mówię o zwycięstwie innych, a nie o sobie? – zapytał, dając sobie chwilę czasu na właściwe dobranie słów. – To proste, wiem, że mnie nie wybierzesz.
-Skąd niby możesz to wiedzieć. Jestem właśnie na najlepszej randce w życiu, bardzo lubię z tobą rozmawiać i lubię Haworth, mógłbym tu mieszkać – wyrzucił z siebie z większą szczerością niż początkowo chciał ujawnić. – Nie wiem, dlaczego jestem taki przekonany, że nie wyjdziemy z tego programu razem.
- Chyba nie powinniśmy o tym w ogóle rozmawiać, Harry – starał się szybko zmienić temat, bojąc się, że za chwilę wyrzuci z siebie zbyt wiele słów, które odsłonią całą prawdę, to że on i Josh się przyjaźnią, że Louisa w ogóle nie powinno tutaj być i że wydarzyło się najgorsze i naprawdę zaczęło mu zależeć na Harrym. – I przestań sobie ze mnie żartować.
– Nie żartuję, wiesz, że jestem poważny – Harry wzruszył ramionami, jakby to, co powiedział, było oczywiste. – To jedno z najprzyjemniejszych miejsc, w jakich byłem. A ty... cóż, z tobą zawsze czuję się dobrze, chociaż przeważnie jesteś opryskliwy i niezwykle nieuprzejmy.
– To nie ma sensu – Louis nie spuszczał z niego wzroku, próbując odgadnąć, ile w tych słowach było prawdy, a ile tylko udawanego flirtu dla kamer, które uważnie śledziły każdy ich ruch. – I zmieńmy już temat - powiedział w końcu, z trudem powstrzymując się przed tym, by nie powiedzieć, przestań mi robić nadzieję.
- Jesteś apodyktyczny jak moja siostra – zauważył Harry, śmiejąc się cicho, gdy Louis przewrócił oczami, spoglądając na niego oceniająco. – To prawda, myślę, że polubiłbyś ją bardziej niż mnie, ale całe szczęście jest już zajęta.
- Skąd wiesz, że w ogóle cię lubię? – zapytał i zaklął w myślach. Miał nie flirtować, nie rzucać takich komentarzy, które tylko zachęcą Harry'ego do kontynuowania randki, ale nie potrafił przestać. Chyba lubił, gdy brunet śmiał się i zachowywał się tak swobodnie i naturalnie, jakby znali się od lat.
- Nie wiem - Harry spojrzał na niego spod rzęs, uśmiechając się w sposób, który mógłby być zarówno wyzwaniem, jak i zachętą. – Ale chyba nie byłbyś taki miły, gdybyś mnie nie lubił, prawda?
- To nie ma znaczenia - powiedział w końcu, patrząc na Harry'ego z tym samym nieodgadnionym wyrazem twarzy, którym obdarzał go przez cały wieczór.
- Może nie ma, a może ma - odparł Harry, przechylając lekko głowę.
- Jesteś najbardziej irytującą osobą, jaką miałem nieszczęście poznać - Louis przewrócił oczami, ale kącik jego ust drgnął w ledwo zauważalnym uśmiechu. – Cholernie irytujący.
- A ty cholernie interesujący – odpowiedział Harry bez wahania. – Który z nas jest większym szczęściarzem?
- Lepiej skończ swoje ciasto, zanim zmienię zdanie i wyrzucę cię stąd - tym razem Louis naprawdę się uśmiechnął, choć szybko zamaskował to udawanym atakiem kaszlu.
- Jasne, jasne – mruknął, śmiejąc się cicho – zdecydowanie ja jestem większym szczęściarzem, masz taką promienną osobowość.
- Doigrasz się Styles – zagroził, ale zamilkł, gdy Harry chwycił go nagle za dłoń. Zesztywniał, jego palce odruchowo zacisnęły się lekko wokół dłoni Harry'ego, ale zaraz się cofnął, jakby coś go parzyło. - Co ty robisz? – zapytał cicho, unosząc brwi, ale nie odrywał wzroku od mężczyzny, który uśmiechał się cały zadowolony. Harry nie cofnął ręki, przeciwnie – przesunął kciukiem po jego skórze, jakby badał jej fakturę.
– Po prostu chciałem... – zawahał się, a potem uśmiechnął się lekko. – A nic takiego, to nieistotne.
– Jesteś niemożliwy i dziwny – westchnął, udając poirytowanie, choć w jego głosie zabrzmiała nuta rozbawienia.
- Wiem, niemożliwie irytujący i wspaniały - Harry uścisnął jego dłoń odrobinę mocniej zanim puścił ją zupełnie. – Chyba powinienem już iść, zrobiło się naprawdę późno.
- Tak, a przed tobą jeszcze ważna decyzja do podjęcia.
Ich spojrzenia spotkały się na kilka sekund za długo, jakby obaj czekali, kto pierwszy odwróci wzrok. Tym razem zrobił to Harry, który wstał z miękkiego fotela, przeciągając się leniwie, zanim pochylił się szybko nad nadal siedzącym Louisem i musnął ustami jego policzek. Harry nie czekał na jego reakcję – wyprostował się i ruszył w stronę drzwi, jakby to, co właśnie zrobił, nie miało żadnego większego znaczenia.
– Dobranoc, Louis – rzucił, zanim przekroczył próg. – Do zobaczenia jutro.
Louis przez chwilę nie mógł się ruszyć, wpatrując się w puste miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą stał Harry. Jego policzek, tam gdzie dotknęły go miękkie usta bruneta, zdawał się piec go delikatnie, przypominając mu o tym krótkim geście. Oczywiście nic nie poszło po jego myśli, a przecież zaplanował sobie wszystko, całe to spotkanie krok po kroku. Westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami, opierając się o stół.
- Co za irytujący kretyn - mruknął pod nosem, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu, który mimo wszystko wpełzł mu na usta. Szybko wziął się w garść, widząc, że kamery jeszcze nie opuściły jego domu. Nie wszyscy musieli widzieć jego głupie zachowanie, gdy tracił nad sobą panowanie.
Jeszcze dziś ktoś miał opuścić program i gdyby dobrze to rozegrał to on byłby tą osobą. Teraz jednak był przekonany, że zostanie i jutro przyjdzie mu zmierzyć się z kolejnym ciężkim dniem.
***
– Dobry wieczór, panowie – zaczęła Jessica, gdy połączyła się z wszystkimi uczestnikami programu, uśmiechając się przy tym lekko. – Wiem, że jest już bardzo późno i wszyscy czekacie na tę decyzję, więc nie będę trzymać was dłużej w niepewności. Harry podjął swoją decyzję i dziś z programem pożegna się...David.
– No cóż, miło było was wszystkich poznać – powiedział, mężczyzna korzystając z ostatniej chwili w programie. – Powodzenia, chłopaki. Mam nadzieję, że Harry wybierze dobrze. A jeśli nie, cóż... zawsze może zadzwonić do mnie – zażartował, wywołując śmiech pozostałych uczestników.
Gdy połączenie dobiegło końca, atmosfera wśród pozostałych mężczyzn była dziwnie napięta. Właśnie to do nich dotarło, zostało ich tylko czterech.
Program zbliżał się do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top