XXVIII Trochę nawaliłem

Benedicto wiedział, że jak najszybciej trzeba to wszystko wyjaśnić z Eichim. Wstał z postanowieniem, że wybierze się do świetlicy — bez względu na to, jak bardzo Eichi będzie zajęty, będzie musiał mu poświęcić parę chwil. Ku jego zaskoczeniu Stella uczyniła to samo, ale bynajmniej nie wyglądała, jakby chciała iść za Benedictem. Wzrok miała utkwiony w obozowiczu, który zmierzał w ich kierunku, a właściwie to w kierunku Dziesiątki. Benedicto po chwili go rozpoznał.

— Ty! — wrzasnęła Stella.

Zanim Benedicto zdążył cokolwiek zrobić, Stella szybkim krokiem dotarła do Eichiego i go spoliczkowała.

— Au! — krzyknął Eichi. — Za co?!

— Już ty dobrze wiesz, za co!

— Nie? Może mi to wyjaśnisz?

— A co tu wyjaśniać?

Stella wyglądała, jakby znowu zamierzała go uderzyć, ale w tej chwili Benedicto do nich dotarł, złapał ją w pasie i odciągnął od Eichiego.

— Puszczaj mnie! — warknęła i spróbowała się wyswobodzić, ale Benedicto jej na to nie pozwolił.

— Puszczę cię, jak się opanujesz — wysapał; zaskoczyła go siła, z jaką Stella z nim walczyła.

— Nie chcę się opanowywać! Chcę walnąć tego drania!

— Nie ma mowy! Bicie go w niczym ci nie pomoże!

— O co tu w ogóle chodzi? — zapytał znowu Eichi, nadal rozcierając sobie policzek. Spojrzał pytająco na Benedicta.

— Moja siostra chce cię zatłuc na śmierć — odpowiedział.

Stella wykorzystała chwilę nieuwagi Benedicta i z całej siły wbiła swoje długie paznokcie w przytrzymujące ją ramię. Krzyknął z bólu i zaklął głośno, ale zwolnił uścisk i dziewczyna natychmiast wykorzystała to, żeby się wyswobodzić. Znalazła się niebezpiecznie blisko Eichiego, ale chociaż zacisnęła dłonie w pięści, to jednak go nie uderzyła. Obaj chłopcy obserwowali ją z niepokojem.

— Jesteś najgorszym, co mnie kiedykolwiek spotkało! — Zadrżała. — A zresztą, po co w ogóle mam cokolwiek mówić?!

I, ku zaskoczeniu Benedicta, odbiegła. W duchu poczuł ulgę, chociaż wiedział, że wcale nie powinien się z tego cieszyć. Teraz już nic nie powstrzymywało go przed konfrontacją z Eichim, nie mógł jej uniknąć.

— Ty wiesz, o co tu chodzi? — zapytał Eichi, marszcząc brwi. — Czemu ona mnie spoliczkowała?

Benedicto założył ręce na piersi.

— Trochę sobie na to zasłużyłeś.

— Dlaczego? Co się stało?

— Wszyscy już wiedzą, że Stella się w tobie kocha.

— Jak to? Ale...

— Masz mi zaraz wszystko powiedzieć — zażądał Benedicto. — Od samego początku.

— Czyli?

— Mówiłeś, że rozmawiałeś z bliźniaczkami.

— Ach, o to ci chodzi... Najpierw przyszła Stella i miała na mnie fochy nie wiadomo o co, aż nagle zaczęła mi mówić, jak to mnie nie kocha! Wyobrażasz to sobie? W ogóle... zaraz. — Zawahał się. — Mówiła też coś o tobie i faktycznie wcale nie wydajesz się zaskoczony.

— Domyśliłem się kilka miesięcy temu — przyznał Benedicto. — Uznałem, że mądrzej będzie zachować to dla siebie. — Zaakcentował mocniej ostatnie słowa. — Powiedziałeś o tym Belli, co?

— Tak, ale naciskała na mnie! — zawołał Eichi. — Nie chciała mi dać spokoju, ciągle tylko mnie męczyła! Nie wiem, o co jej chodzi, chciała, żebym je pogodził?

— Wiesz, czegokolwiek od ciebie chciała, to ci się to nie udało. Tylko pogorszyłeś sprawę. — Opowiedział o kłótni sióstr w domku Afrodyty. — Teraz Stella nienawidzi nie tylko Belli, ale i ciebie.

— O rany — jęknął Eichi. — Z nimi zawsze są same kłopoty!

— Z tobą też — zauważył Benedicto. — Musisz się nauczyć trzymać język za zębami.

— Już ci mówiłem, że Bella mnie męczyła! Zresztą weszła zaraz po Stelli, nawet nie dała mi czasu, żebym sobie to wszystko przetworzył!

— Nie mówię tylko o tym! — żachnął się Benedicto. — A z Marcusem to co?

— Marcusem? — zdziwił się Eichi. — Co Marcus ma niby do tego? — Przerwał na chwilę. — Nie powiesz mi, że on też na mnie leci? — zapytał, przerażony tą wizją.

— Nie, bo tak nie jest.

Nie uszło jego uwadze, że Eichi odetchnął z ulgą.

— Mam na myśli to, że teraz już wiem, o co chodzi! Powiedziałeś wszystkim o tym, co usłyszałeś wtedy od niego, co?

— O czym ty mówisz?

— Nie zgrywaj idioty! To ty rozpuściłeś w obozie plotę, że jest homofobem!

— Nie rozpuściłem żadnej plotki! Nikomu nie powtarzałem tych słów! No, tylko tobie, ale to było niedawno.

— Wiesz, w przypadku Stelli ponoć też nie rozpuszczałeś plotek, a teraz cały obóz się z niej będzie śmiać!

— A od kiedy to jesteś po jej stronie? Nie pamiętasz już, jak nas skłóciła? Chcesz jej na to pozwolić drugi raz?

Benedicto chciał już coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Dobrze pamiętał, jak wtedy się pokłócili... I to wszystko przez to, że nie chciał posłuchać Eichiego za pierwszym razem. Wcale nie miał ochoty na powtórkę.

Odetchnął kilka razy, aby się uspokoić.

— Nie chcę — stwierdził wreszcie. — Ani trochę nie bawi mnie kłócenie się z tobą.

— Mnie też nie — zgodził się Eichi. — Może pogadajmy o tym na spokojnie?

Benedictowi podobał się ten pomysł. Kiwnął głową.

— Dobra, trochę nawaliłem, masz rację — przyznał Eichi. — Obie mnie wnerwiły, ale nie chciałem, żeby zrobiła się z tego drama na cały obóz. Właściwie to nie przypuszczałem, że Bella to wywlecze i to jeszcze właśnie dziś. Nie wiedziałem, że aż tak się nie znoszą ze Stellą. Ja tylko chciałem pouczyć się w spokoju... — Westchnął ze smutkiem.

— A co z Marcusem? — nalegał Benedicto.

— Nie rozpuszczałem żadnych plotek o nim, daję słowo. Zresztą... Nie słyszałem nigdy plotek o Marcusie jako homofobie... W sensie, słyszałem tylko to, co sam mówił... więc trochę nie rozumiem, skąd ci się to wzięło.

Benedicto teraz pomyślał, że rzeczywiście, pomysł Weasela był od początku niedorzeczny.

— Marcus wysnuł taką hipotezę — wyjaśnił. — Wydała mi się głupia, ale chciałem cię dla pewności zapytać.

— Wyglądałeś, jakbyś w to wierzył.

— To wszystko przez tę kłótnię bliźniaczek Juel — stwierdził Benedicto. — Jakoś obie te rzeczy się połączyły w mojej głowie i aż sobie pomyślałem...

— ...że rozsiewam plotki o ludziach, których nie lubię — dokończył Eichi. — Nie, to nie tak. Z bliźniaczkami to zupełny wypadek, a o Marcusie nie rozmawiałem.

Benedictowi kamień spadł z serca. Jak dobrze, że to wszystko się wyjaśniło! Nie zniósłby, gdyby miał się pokłócić z Eichim o taką głupotę. Ucieszony, przytulił go, a Eichi chętnie odwzajemnił uścisk.

— Przepraszam, że cię oskarżałem o coś takiego — powiedział.

— Nic nie szkodzi — zapewnił go Eichi. — Cieszę się, że jednak nie masz do mnie pretensji. Nawiasem mówiąc, nie wiedziałem, że Stella ma tyle siły — dodał. — To naprawdę bolało.

— Właśnie, wszystko w porządku?

— Tak, już niemal nic nie czuję. Ale przyznaję, zaskoczyła mnie.

— To było szybkie. Nawet nie zdążyłem zareagować.

— Ciekawe, czy teraz będzie mnie bić zawsze, jak mnie spotka — zastanowił się Eichi. — Może powinienem z nią pogadać...

— Lepiej będzie, jak poczekasz kilka dni — doradził mu Benedicto. — Daj jej ochłonąć.

— W sumie nie mam ochoty z nią rozmawiać, więc to świetna wymówka, żeby tego nie robić.

Roześmiał się cicho. Benedicto odsunął się nieco, ale nadal obejmował go w pasie.

— A tak w ogóle to o czym chciałeś ze mną pogadać wtedy w świetlicy? — zapytał znowu Eichi.

— O Marcusie, ale o tym już pogadaliśmy, więc tę część możesz uznać za zaliczoną.

— Zgoda. Nie chcę mówić o nim więcej, niż to konieczne.

Benedicto skomentował tę uwagę uśmiechem.

— A o innych rzeczach chcesz pogadać? Jak ci idzie z fizyką?

Z wielką chęcią wysłuchał odpowiedzi Eichiego.

~~~~

Ogólnie z tym rozdziałem jest taka zabawna sprawa, że chciałam ich ze sobą faktycznie pokłócić, bo potrzebowałam dramy... Tyle że oni faktycznie ze sobą rozmawiają, więc kolejna kłótnia oparta na nieporozumieniu nie pasowałaby do ich postaci xD Więc wymyśliłam inną dramę, która będzie się ciągnąć przez kolejnych pięć rozdziałów (kocham rozdział 30., tak btw xD).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top