Rozdział 29. Takich chwil się nie zapomina
Ostatni dzień kwietnia. Nadszedł dzień balu. Prawdę mówiąc, nie chciało mi się wstać i tylko leżałam z myślą, że może jeszcze zasnę.
- Viv! Wstawaj! - Lilly darła się na całe gardło.
- Yyyhhmmm - mruknęłam i przekręciłam się na drugi bok.
- Vivienne! - Ruda szarpnęła mnie za rękę, ale nadal się nie ruszyłam.
Tak to już ze mną jest. Jeśli nie chce mi się wstać, to żadna siła mnie do tego nie zmusi.
Lilly, której twarz była równie czerwona jak włosy... zrzuciła mnie z łóżka.
- Lilly - bąknęłam. - nie chce mi się wstać.
- No rusz, że się!- krzyknęła.
Godzinę później...
Lilka wreszcie namówiła mnie do zejścia na śniadanie, mówiąc, że jeśli nie wstanę to obleje mnie wodą. No, niestety.
Huncwoci już siedzieli przy stole, rozmawiając wesoło.
- Cześć - powiedziałam.
- Hej.
Nałożyłam sobie tosty, a kiedy Lilly chciała usiąść obok mnie, Rogacz złapał ją za rękę.
- Ej, póść mnie - warknęła.
- Evans, pójdziesz ze mną na bal? - spytał dramatycznym tonem.
- Ty sobie ze mnie żartujesz? - Zrobiła wielkie oczy.
- Nie...- mruknął. - ale o co ci chodzi?
- Proponujesz mi to na kilka godzin przed balem?! Męczysz mnie każdego dnia i myślisz, że ja będę to znosić?! - krzyczała. - A jeśli już musisz wiedzieć, to sobie kogoś znalazłam!
Wszyscy patrzyli na Lilly. Niektórzy się śmiali, inni wybałuszyli oczy, a jeszcze inni zaczęli coś szeptać.
W końcu dziewczyna wyszła z sali. Spojrzałam na Jamesa, który zrobił się purpurowy, ale nie dlatego, że Lilly właśnie zrobiła mu awanturę, którą widziała cała szkoła. On był wściekły.
- Jak dorwę tego, co się z nią umówił, to go zatłukę - warknął groźnie.
Super, po prostu super! Wszystko zaczyna się walić! Ten cały bal przysporzy nam więcej kłopotów, niż sobie wyobrażaliśmy.
Wybiegłam z Wielkiej Sali i zaczekam szukać Lilly.
Niestety zadzwonił dzwonek i chcąc nie chcąc musiałam iść na lekcje.
Kilka godzin później...
Wreszcie skończyły się zajęcia. Przez cały ten czas siedziałam cicho. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Cała ta sytuacja z Lilly jest straszna, ale i tak nie mogłam się skupić. W głowie cały czas miałam tę wspaniałą wizję. Wtedy tańczyłam z Łapą, ale to się przecież nie stanie. Zapewnie idzie z jakaś dziewczyną, która nie pozwoli mu odejść na krok. Może się nawet okazać, że to Dorcas.
Wkroczyłam do dormitorium dziewczyn i zastałam Molly siedzącą nad stertą papierów.
- Hej! Nie powinnaś może trochę przystopować z tą nauką? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
- No, niestety, ale muszę. McGongall kazała mi zrobić dodatkowy esej, bo za ten poprzedni dostałam Okropny.
- Aha... No, nie będę ci przeszkadzać - powiedziałam i już chciałam przyjść, ale coś sobie uświadomiłam. - Molly?
- No?
- Wiesz, gdzie jest Lilly?
- Sprawdź nieużywane klasy. Ona czasem tam przychodzi - poradziła.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się i wyszłam.
Później...
Zaczęłam sprawdzać wszystkie nieużywane klasy, jakie tylko pamiętałam, a jest ich całkiem sporo.
W końcu jednak w jednej z najdalszych klas położonych w lochach usłyszałam, jak ktoś przesuwa krzesło.
Ostrożnie popchnęłam drzwi. Nie były zamknięte, więc weszłam do środka.
- Lilly - szepnęłam, widząc przyjaciółkę siedzącą na jednej z ławek.
Nic nie odpowiedziała, nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Usiadłam obok niej.
- A ty? Jakbyś się zachowała na moim miejscu?
- Ale czy James naprawdę cię tek denerwuje?
Nie dźwięk imienia Rogacza Lilly wzdrygnęła się lekko.
- Tak - odparła sucho.
- Powiesz mi, z kim idziesz? - rzekłam nieśmiało.
- Z Davidem Konns'em.
- To ten Puchon, który jest o rok starszy?
- Tak.
Zobaczyłam, jak po jej policzkach spływają łzy.
- Lilly - szepnęłam i przytuliłam ją.
- Ja nie chciałam się kłócić z Jamesem! Lubię go i chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi, ale on tego nie rozumie!
Nic nie powiedziałam. Usłyszałam tylko, jak zegar wybija 19:00.
- Musisz już iść się przygotować - oznajmiła Lilka.
- A ty?
- Ja nie wiem, czy pójdę.
- Żartujesz?! - zawołałam, naśladując jej głos kiedy wrzeszczy na Jamesa. - Nie zostawię przyjaciółki w lochach!
- Tak?
- Oczywiście! A teraz przestań myśleć o Rogaczu i chodź! Będziemy się dobrze bawić.
Lilly się uśmiechnęła i to mnie uszczęśliwiło, choć mówiąc "będziemy" miałam na myśli tylko ją...
Piętnaście minut później...
Wróciłam z przyjaciółką do dormitorium. Zastaliśmy wszystkie dziewczyny.
- Nareszcie jesteście! - zawołała Molly.
Była już zupełnie gotowa. Miała na sobie śliczną, zieloną sukienkę z rękawem 3/4. Włosy miała związane w warkocz. Wyglądała ślicznie.
Lilly zaczęła grzebać w szafie. Ja rozejrzałam się po wszystkich. Jednak najdłużej przytrzymałam wzrok na Dorcas. Ona ubrała się w sukienkę na ramiączka koloru bzu. Nie miała jakiegoś mocnego makijażu, ale z daleka widać było mocno czerwone usta.
- I co się tak na mnie gapisz? - zapytała z cieniem triumfu na bladej twarzy.
Wzruszyłam ramionami.
- Pewnie mi zadrościsz? - Uśmiechnęła się szyderczo.
- A niby czego?
- O co? Nie wiesz?
- Czego?
- Idę z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole - pochwaliła się.
- Czyli? - Udałam zdziwioną, choć odpowiedź znałam aż za dobrze.
- Z Syriuszem - powiedziała i wyszła.
Jej słowa mnie zabolały. No, tak. Można się było tego spodziewać. Ona nie odpuści. A jeśli Syriusz też jest zakochany? Nie, napewno nie. On nie wie, co to miłość. A jednak czuję te ukłucia bólu w sercu.
- Vivienne, którą wybrać? - Lilly pokazała na dwie sukienki.
Pierwsza była czerwona, bez ramiączek z falbankami. Druga była błękitna. Wyglądała, jakby ktoś posypał ją delikatną warstwą brokatu.
- Zdecydowanie ta błękitna - powiedziałam.
Lilka pobiegła do łazienki, a ja zaczęłam grzebać w kufrze. W zasadzie miałam kilka sukni. Wszystkie były ładne i je lubiłam, ale żadnej z nich nie założyłabym. Mam jedną, jedyną, którą uwielbiam. Była dość stara. Najpierw należała do mojej babci, a później do mamy.
Śliczna suknia z rękawem 3/4 w kolorze pudrowego różu, z wyszytym koronką wzorem kwiatów. Ta sukienka przypominała mi o mamie...
Lilly wreszcie wyszła i zaczęłam się przygotowywać.
Uważam, że sukienka ślicznie wyglądała. Do niej wybrałam buty na niewielkim obcasie i srebrne kolczyki. Moje włosy sięgają aż do pasa i zawsze spinam je w warkocz. Także teraz po prostu je rozpuściłam. Dlaczego wybrałam coś takiego? Po pierwsze włosy są teraz pięknie pofalowane, a po drugie nie umiem robić nic innego prócz warkocza i kucyka.
Wyszłam z łazienki i powiedziałam Lilce, że możemy już iść.
- Ślicznie wyglądasz - Uśmiechnęła się.
- Ty też - odparłam.
10 minut później...
Zeszliśmy do Wielkiej Sali. Wszystko było piękne. Cała sala została przystrojona kratami w kolorach domów. Z tych kwiatów ułożono coś w rodzaju obrazów. Z lewej strony był lew i borsuk, a z prawej orzeł i wąż. Odsunięto stoły, a tam, gdzie stał stół dla nauczycieli znalazła się orkiestra.
Do Lilly natychmiast podszedł owy chłopak. Ona zdążyła tylko spojrzeć na mnie i odejść.
Super, zostałam sama. Huncwotów też nigdzie nie widzę, więc pewnie już tańczą. Najlepiej będzie, jeśli wezmę sobie coś do picia i podeprę ścianę. Jak znam życie to jeszcze Dorcas nie omieszka mi wytknąć, że nikt mnie nie zaprosił, a ja dalej będę tu sterczeć jak kto głupi.
Odeszłam, więc w najdalszy kąt sali i oparłam się o zimną, kamienną ścianę.
W sumie to po co ja w ogóle się przebierałam? Chyba tylko dla zasady, żeby się nikt nie czepiał. I przyszłam tu też dla zasady. Jeśli się trochę pomęczę to przyjaźniej uniknę tych głupich pytań. A może niedługo nadąży się okazja i uda mi się wymknąć? Byłoby super, ale gdzie są Huncwoci?
Zaraz, zaraz... Czy to? Tak! To Remus i tańczy... Z Mervą! Och, ci to mają fajnie. Widzę, że są bardzo szczęśliwi. A tam... tam stoi Rogacz, ale nie wiedzę dokładnie z kim jest. Nie wiem, ale lepiej będzie jak nie będę się ruszać z mojego kąta. Zresztą on pewnie patrzy na partnera Lilly i myśli, co mu zrobić. Tylko gdzie jest Łapa? Hmmm... O widzę! Och, nie... On jest z tą Dorcas. Są na samym środku sali i tańczą. Znów czuję te ukłucia w sercu. Dlaczego to musi tak boleć? No dlaczego? I jeszcze widok tej idiotki. Nie, to mnie już przerasta! Muszę wyjść. Muszę natychmiast wyjść!
Zaczęłam przeciskać się między tańczącymi parami. W końcu udało mi się wyjść. Postanowiłam, że pójdę zaczerpnąć świeżego powietrza, a potem wrócę do dormitorium i pójdę spać. To już nie moja sprawa, że będą mnie szukać. Dzisiejszy dzień mocno mi dał w kość. No, jutro jest sobota i przez cały dzień będę czytać, a w niedzielę jest Hogsmeade i odwiedzę Miodowe Królestwo.
Trochę się tą myślą pocieszałam i stanęłam na błoniach tuż przy Bijącej Wierzbie.
Godzinę później...
Stałam tak dość długo. Nie wiem ile upłynęło czasu, bo nie mam zegarka.
- Cześć Viv! - Usłyszałam tak dobrze znany mi głos, przeć co po karku przeszedł mi dreszcz.
- Cześć Łapo - bąknęłam.
- Dlaczego nie zostałaś na balu?
I znów te pytania. Już wolałabym uciec do zamku, ale mówi się trudno.
- Bo nie chciałam - mruknęłam.
- Ale dlaczego nie chciałaś?
- A ty? Dlaczego tam nie wrócisz nie zaczniesz tańczyć z Dorcas? - Głos lekko mi się złamał.
- Prawdę mówiąc uciekałem właśnie przed nią. - Uśmiechnął się nieśmiało.
- Tak? - zapytałam tym samym łamiącym się głosem.
- Szczerze mówiąc mam jej dość. Nie daje mi spokoju!
- To po co w ogóle się zgodziłeś iść z nią na ten bal?!
- Nie wiem - burknął. - ona cały czas nawija o wielkiej miłości i...
- Myślisz, że ona umie kochać? - przerwałam mu.
- T-tak- bąknął. Już nie był taki pewny.
- Ona tylko czeka, żeby ogłosić całej szkole, że jest dziewczyną Syriusza Black'a! Mylisz, że tylko zwykle słowa "kocham cię" wystarczą? Ona to robi tylko, żeby zdobyć popularność, bo chodzi z jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole! Wyobraź sobie, że nie! Nawet jeśli powiesz, że kochasz to nie wystarczy. W tym jednym, jedynym słowie trzeba zawrzeć to, co się czuje. Musisz pokazać, że bardzo ci zależy, a w prawdziwej miłości wystarczy choćby jedno spojrzenie, by wiedzieć! - Wylewałam z sobie to co czułam. Przez myśl o Dorcas coś we mnie eksplodowało.
Chciałam już odejść, ale Syriusz złapał mnie za rękę i przytrzymał.
- Ty naprawdę tak myślisz?
- Tak - odparłam twardo.
- Ale dlaczego?
- Bo ja wiem, czym jest miłość. - Nie mówiłam już podniesionym głosem, tylko szeptem.
- Uwierz mi, że ja nigdy nie kochałem i nie będę kochać Dorcas Meadows.
- Tak?
- Tak.
- No...dobrze - poczułam się trochę lżej.
- I dziękuje, że uważasz mnie z jednego z najprzystojniejszych chłopaków w szkole- powiedział naśladując mój głos i roześmiał się.
No, tak. Chyba powiedziałam to przypadkiem, ale...
- Drobiazg- starałam się nie zarumienić, ale nie najlepiej mi to wyszło.
Z Wielkiej Sali dało się słyszeć muzykę, a teraz zagrano Walca.
Syriusz chyba też to usłyszał i rzekł:
- Zatańczysz? W końcu tak ślicznie wyglądasz.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, ale zdołałam wydusić:
- Czy tylko dlatego, że ładnie wyglądam mam z tobą zatańczyć?- skoro on tak gra to ja też.
- To jeden powód, a drugi jest taki, że w ogóle nie tańczyłaś.
Zrobiłam taką minę jakbym chciała powiedzieć "I co z tego?" Ale Syriusz pociągnął mnie i zaczęliśmy tańczyć...
O rany, jaka to była wspaniała chwila. Bardzo chciałam z nim zatańczyć, a tu proszę! Udało się i było to wspaniałe, więc kiedy wspinaliśmy się po schodach do Wieży Gryffindor'u czułam tak szczęśliwa jak nigdy dotąd. Cieszę się też, że nie byłam na tym balu. I teraz wiem, że takich chwil się nie zapomina...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top