Rozdział 18 czyli Yandere mode: on
*Pov Dust*
Jak narazie, wszystko wyglądało dobrze. Na zewnątrz nie widać było żadnych podejrzanych rzeczy. Na górze, ani wogóle w domu, też nie było słychać odgłosów walki, czy innej szamotaniny. Jednak coś mi mówiło, że jest bardzo źle.
- Nie widzę, ani nie słyszę tu nic, co by wskazywało na jakikolwiek problem. Poza tym, myślę, że Dream nie byłby zdolny zabić kogokolwiek.
- Zakład, że będziemy musieli ratować Error'a przed marzycielem, żeby go nie zajebał?
- O co zakład? - Blue skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie wyzywającym wzrokiem.
- Jeśli wygram, przez cały jutrzejszy dzień robisz co tylko zechcę, a jeśli przegram, ja robię jutro co ty chcesz.
- Zgoda.
Heh, i tak wygram ten zakład. Nie wierzę, że ten cały "obrońca dobrych uczuć" nie dałby rady zabić błęda "w imię miłości".
Weszliśmy po cichu do środka. Nie usłyszeliśmy, ani nie zobaczyliśmy na parterze nic, co by wskazywało na bójkę, albo na obecność jednego z jabłkowych braci. Powolutku skierowaliśmy się do drzwi, za którymi są schody na górę. Najpierw je otworzyłem i nasłuchiwałem. Nic. Czyżbym miał przegrać zakład? Niemożliwe. Ale jeszcze nie wszytko stracone. Weszliśmy po schodach na górę i skierowaliśmy się do drzwi prowadzących do pokoju Ink'a. Przystawiłem do nich czaszkę. Wydawało mi się, że słyszę coś typu rozmowę, a raczej monolog, bo słyszałem tylko jedną osobę. Otworzyłem szybko drzwi i z początku mnie zamurowało, lecz potem się uśmiechnąłem i zacząłem krzyczeć:
- WYGRAŁEM!
W pokoju dostrzegłem Dream'a ze sztyletem w ręce. Trzymał poobijanego Error'a za szyję i przyciskał go do ściany. Jego źrenice, zazwyczaj złote, miały teraz krwistoczerwony kolor. Gdzieniegdzie był ubrudzony krwią, najprawdopodobniej, należącą do niszczyciela.
- Chcą mnie powstrzymać, co? Haha, za późno. - jego głos był bardzo podobny do Nightmare'a. Zdziwiło mnie to trochę.
Nagle, spostrzegłem, że Dream podniósł dłoń w której trzymał sztylet i chciał zadać cios czarnemu szkieletowi. W sekundzie, razem z Blue, rzuciliśmy się w jego stronę i chwyciliśmy go za ręce. On, wypuścił Error'a, który spadł na ziemię, zaczął się szarpać i wrzeszczeć:
- Nie zabierzesz mi go, rozumiesz!? Ink jest mój! On kocha mnie, nie ciebie, uległ tylko iluzji!
Naprawdę trudno go było utrzymać. Miał niewiarygodnie dużo siły. Nie spodziewałbym się.
- Dream! Opanuj się! Przestań! - Blue próbował jakoś z nim rozmawiać i go uspokoić, jednak nic to nie dało.
W pewnym momencie usłyszeliśmy za sobą przerażony głos:
- Co tu się stało?
Głos należał do Ink'a.
- I-Ink?
Głos marzyciela stał się nagle łagodniejszy, lekko drżący, nie wiem czemu. Jego źrenice wróciły do normy. Cała siła, jaką dotychczas posiadał, zniknęła od tak. Rozluźniłem nieco uścisk. Strażnik dobrych emocji wykorzystał okazję, wyrwał się i podszedł do Ink'a, a następnie wtulił się w niego.
- Oh, Ink, przepraszam cię za to. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - zaczął płakać w koszulkę Ink'a.
Twórca nie ogarnął chyba do końca sytuacji i stał po prostu nie wiedząc co zrobić.
- Dream, to wszystko zrobiłeś ty? - spytał po chwili z niedowierzaniem w głosie.
- Tak, przepraszam cię. Zrobiłem to, bo cię kocham i chcę, abyś był ze mną.
- Dream, wybacz mi, ale ja kocham Error'a. Nie mogę odwzajemnić twoich uczuć.
- T-to samo mu mów-wiłem… - wydukał Error, który sobie na spokoju umierał i wykrwawiał się pod ścianą, a wszyscy mieli to w dupie.
- Stul pysk! Nikt cię nie pytał o zdanie! - marzyciel znowu zaczął robić się agresywny.
- Spokojnie, Dream. - Ink postanowił zainterweniować. - Przepraszam cię, ale naprawdę kocham Error'a.
- A-ale Ink…
Marzyciel upadł na kolana i zaczął jeszcze bardziej płakać.
- I-Ink… ja-ja cię k-kocham… naprawd-dę… d-dlaczego ty t-też n-nie możesz m-mnie kochać?
Ink usiadł przed niedoszłym mordercą i zaczął mówić:
- Dream, uwierz mi, znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego ode mnie. Nie chcę cię skrzywdzić fałszywymi uczuciami. Error'a kocham prawdziwą miłością, mimo, iż to prawie niemożliwe, ale naprawdę coś do niego czuję, nawet bez moich farb.
- Ale, Ink, ja nie mogę kochać nikogo innego.
Kurwa uparty jest.
- Hej, co się tutaj dzieje? (Przepraszam, że tu taki burdel z tymi czcionkami, ale ja już nie mam na nie pomysłu ;-; dop. Autorki)
Ja pierdole, skąd oni się wszyscy biorą? Do tego całego cyrku doszedł jeszcze Cross. Jakim cudem? Jakim kurwa cudem?! Jak on… eh, nieważne szkoda szczempić ryja.
- Cross? Co ty tu do kurwy nędzy robisz i jak tu wogóle wszedłeś?
- Szukałem Dream'a i myślałem, że może być właśnie u Ink'a.
- A skąd wiedziałeś gdzie ja mieszkam? - spytał twórca z lekkim przestrachem.
- Ma się swoje sposoby.
- C-Cross?
Ło ja cię nie mogę, teraz się obudził (XD ach te moje suchary dop. Autorki). Dream podniósł wzrok na ostatniego żyjącego krzyżaka. Cross chyba trochę się zdziwił tym, jak wyglądał Dream; nie często widzi się strażnika dobrych emocji umazanego krwią i ze sztyletem w dłoni.
- Okey, zasadnicze pytanie: co tu się właściwie stało?
- On próbował mnie zajebać! - krzyknął spod ściany Error, którego zaczął niedawno opatrywać Blueberry.
- Co!? Dream, to prawda? - Cross widocznie nie dowierzał do końca, jak chyba każdy tutaj.
- T-tak, to ja… - powiedział cichutko.
- Ale czemu?
Dream odwrócił wzrok. Cross podszedł do niego trochę bliżej. Ink w tym czasie odsunął się z lekkim uśmieszkiem i delikatnym rumieńcem i tak jak reszta, oglądał co się dalej stanie.
- Dream, dlaczego chciałeś zrobić coś tak strasznego?
- Bo… myślałem, że w ten sposób zmuszę kogoś do miłości…
- Chwilę, jak zmusisz? I kogo?
- Myślałem, że gdyby nie było Error'a, Ink mógłby mnie pokochać.
- Moment, ty kochasz Ink'a?
- Tak mi się wydawało…
- Więc wtedy… dlaczego chciałeś…
- Przepraszam cię Cross, ja… ja już sam nie wiem co robię, gubię się w tym wszystkim; w uczuciach, w czynach, nawet w walce ze samym sobą… nie mogę się odnaleźć…
- W takim razie, chętnie ci pomogę. - powiedział Cross, ujmując Dream'a jedną ręką w talii, a drugą za podbródek i delikatnie go pocałował.
Dream, był tak zaskoczony, co było po nim widać, że z początku po prostu zastygł w takiej pozycji w jakiej był, lecz po chwili oddał się pieszczocie.
- Ink, kurwiu, przydaj się choć raz i rysuj to, szybko!
Na moje polecenie, Ink chwycił byle jaki szkicownik i ołówek, a następnie, na szybko, naszkicował całą sytuację. Zdążył idealnie, bo niedługo po tym, jak skończył, Cross i Dream odkleili się od siebie i spojrzeli na nas lekko speszeni.
- Spoko, nie przeszkadzamy wam, Ink, Error, Blue, wymarsz! - zarządziłem, po czym wypchnąłem wszystkich za pokój, a sam zamknąłem go na klucz.
- Wyjdziecie, jak skończycie! - krzyknąłem na pożegnanie nowemu "shipowi".
- Ale mój pokój… - Ink chciał dyskutować, lecz Error, który był już praktycznie wyleczony, chwycił go od tyłu w pasie i złożył na jego szyi czuły pocałunek. Obrońca Multiversum cichutko jęknął, chyba tylko ze względu na to, że ja i Blue też tu byliśmy, normalnie, prawdopodobnie nie pohamował by się i zaraz zaczął by tu się wręcz drzeć o więcej. Nie pytajcie skąd wiem.
- Daj im chwilę. Jeśli się martwisz o naszą wygodę, gwarantuję ci, że podłoga mi wystarczy ~.
- E-Error! - Ink był już cały tęczowy.
- To ja myślę, że my też was już zostawimy. - zaśmiałem się, chwyciłem Blue za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia.
- Pa Ink! - krzyknął jeszcze przed wyjściem Blue, a potem wyszedł tuż za mną.
- Wygrałem zakład. - przypomniałem od razu po wyjściu z domu.
- A o co się założyliśmy?
- Ja wygram - robisz przez cały jutrzejszy dzień co chcę; ty wygrasz - ja robię wszystko co chcesz. A ze względu na to, że to ja wygrałem, jutro zamienisz się w mojego sługę.
Zaśmiałem się, gdy zobaczyłem niezadowolenie na twarzy Blue. Hmmmm, przynajmniej będę miał okazję wykorzystać strój od Śmierci. Ciekawe jak będzie w nim wyglądał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top