💮 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟒𝟒 💮
💮
Nagrywanie teledysku zajęło im praktycznie cały dzień. Na planie było wiele ludzi, makijażem i ubiorem zajmowała się Madeline, Nicky wszystko nadzorował swoim czujnym okiem, a Dawn uczyła młodych tancerzy, którzy poradzili sobie bezbłędnie.
Wszyscy wrócili do domu około godziny dwudziestej drugiej, jednak nikt nie miał zamiaru iść spać. Madeline, Nicky i Dawn poszli do kuchni, aby zrobić nastolatkom coś pysznego do jedzenia, natomiast ci ruszyli do pokoju Kenzie. Kenzie, Mason, Tommy, Ashley, Milo, Brooke i Taylor rozłożyli się w różnych miejscach w pokoju dziewczyny.
— Myślisz, że ich ogarniemy?— spytał Nicky, robiąc aż czternaście kanapek, po dwie dla każdego z nastolatków.
— Może być bardzo ciężko.— westchnęła Madeline, stojąc po drugiej stronie kuchni przy blacie naprzeciwko, robiąc siedem herbat malinowych.
— Oj, zgadzam się.— dodała Dawn, na środku wyspy rozkładając siedem talerzy, nakładając sałatki.
— Czy umrzemy?— wymamrotała Madeline, chichocząc nerwowo, zerkając ukradkiem na Nicky'ego, który stał do niej plecami.
— Nie wiadomo.— odpowiedział poważnym tonem, prostując się, patrząc na przygotowaną kolację.— Ktoś musi ich zawołać. Nie ja!
— Nie ja!— krzyknęli Dawn i Nicky w tym samym momencie, a Madeline westchnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Takie gry dwadzieścia lat temu były modne.— dodała, wywracając oczami.— Dzieciaki! Kolacja!
I wtedy rozległo się tupanie siedmiu par stóp, a po chwili wszyscy nastolatkowie grzecznie siedzieli w jadalni przy stole, jedząc kolację.
— To teraz chodźmy nadmuchać resztę pontonów.— zaproponowała Madeline, kiedy nastolatkowie jeszcze jedli. Dawn pokiwała głową, wychodząc do ogrodu przez drzwi tarasowe, jednak Madeline została w domu, zauważając, jak Nicky schodzi z góry z jakimś słoikiem.— Coś ty zrobił? Nicky!
Krzyknęła półgłosem, od razu wiedząc, o co chodzi. Natychmiast pobiegła na górę, wchodząc do tymczasowego pokoju Milo, zdejmując pościel, do której Nicky wsypał swędzącego proszku.
— Zabiję, po prostu zabiję...— wymamrotała pod nosem blondynka, zmieniając chłopakowi pościel. Po dziesięciu minutach wróciła na dół, gdzie Dawn nadmuchała już połowę pontonów.
— Zaraz... umrę...— powiedziała zmęczona, kładąc się na trawie, przymykając oczy. Madeline uklękła obok niej, sprawdzając, czy faktycznie umarła.
— Talerze tutaj.— powiedział Nicky, kiedy wszyscy nastolatkowie po kolei odnosili kubki i talerze do kuchni na wyspę. Kiedy oddali już wszystkie, załadował je do zmywarki i ją włączył.
Po tym szybko ruszył po siedem czystych, białych ręczników, stając przed nastolatkami, którzy siedzieli na dużej kanapie.
— Kenzie ty idziesz wykąpać się do siebie, ty Mason też i Tommy też, Milo pójdzie do łazienki w swoim tymczasowym pokoju, choć według mnie mógłbyś kąpać się nawet w rzece...— dodał cicho pod nosem, aby nie usłyszał, podając nastolatkom ręczniki.— Brooke, ty pójdziesz do swojego pokoju, a ty, Taylor, również wykąpiesz się u siebie. Później wszyscy spotykają się na dole.
— Oczywiście.— odpowiedzieli niemal wszyscy jednocześnie, po czym zniknęli na górze. Nicky i Madeline również ruszyli na górę do swojej sypialni i łazienki, gdzie również wzięli razem kąpiel, natomiast Dawn wykąpała się w łazience na dole.
Pół godziny później wszyscy znów siedzieli w salonie. Również wykąpana Dawn przysypiała na jednym z foteli, Madeline ubrana w różową, satynową piżamę trzymała dużą torbę ze słodyczami, a Nicky w samych bokserkach i trochę dłuższej koszulce stał przed nastolatkami z założonymi rękami. Oni w ogóle nie myśleli o spaniu, nie byli zmęczeni – głośno ze sobą rozmawiali i śmiali.
— Zapraszam wszystkich na dwór.— powiedział Nicky, jednak ci w ogóle go nie usłyszeli.
— Słodycze na dworze! Kto pierwszy ten zgarnie najlepsze!— krzyknęła z uśmiechem Madeline, wybiegając z domu przez drzwi tarasowe, pozostawiając torbę ze słodyczami na stole.
Nastolatkowie od razu zerwali się z kanapy, biegnąc na dwór, gdzie było już ciemno. Każdy wziął słodycze dla siebie, a następnie zajął odpowiedni dla niego ponton. Rozłożyli się na nich, przykrywając kocami i oglądając gwiazdy, cicho słuchając muzyki.
Nicky zaniósł Dawn do jednego z pokoi gościnnych, ponieważ ta już dawno zasnęła na tym fotelu, po czym wrócił, kładąc się na kanapie. Madeline położyła się na nim, mocno w niego wtulając, a ten ucałował jej czoło, przymykając oczy.
Brunet nie wiedział nawet, kiedy im się przysnęło, jednak obudził go okropny zapach, jakby papierosów. Natychmiast podniósł się do pozycji siedzącej, podchodząc do drzwi tarasowych, jednak te były zamknięte na klucz.
— Zabiję ich.— warknął pod nosem, zakładając kapcie i wychodząc z domu głównymi drzwiami. Ruszył za dom, podchodząc do basenu. Mason, Tommy, Milo i Ashley spali, wtuleni w poduszki, a Kenzie, Brooke i Taylor paliły papierosy.— Co wy wyprawiacie?
Spytał Nicky, próbując nad sobą panować. Nie chciał krzyczeć na Kenzie przy jej koleżankach, jednak miał ochotę rozszarpać ją na strzępy.
— Tato?! Co ty tutaj robisz?!— pisnęła zdenerwowana Kenzie, natychmiast chowając papierosa tak niefortunnie, że dotknęła jego rozpalonym końcem pontonu, który się przebił i zaczął zatapiać. Kenzie wpadła do wody, wydobywając z siebie jeden, głośny krzyk.
— Co się dzieje?— spytał zaspany Tommy, unosząc głowę i przecierając oczy. Mason i Milo również się obudzili, zerkając na Kenzie, która nie mogła wypłynąć, bo basen był naprawdę głęboki. Nicky bez chwili wahania podbiegł do basenu, uklękając, łapiąc Kenzie i wyciągając na powierzchnię, sadzając na trawie.
— Do domu. Natychmiast.— powiedział Nicky stanowczym tonem, podając jej jeden z ręczników. Kenzie stwierdziła, że dla swojego dobra lepiej nie będzie się odzywać, dlatego tylko wstała z trawnika, idąc do domu.
— Nicky...?— usłyszeli głos Madeline, która również się obudziła, podnosząc do pozycji siedzącej.
— Zaraz przyjdę.— odparł Nicky groźnym tonem, a Madeline zdziwiła się, że on w ogóle tak potrafi, jednak nie odezwała się. Brunet zaciągnął córkę do studia, aby nikt nie słyszał kłótni, którą miał zamiar rozpętać.
— Przepraszam.— usłyszał cichy głos Kenzie. Nicky prychnął, zamykając drzwi z trzaskiem.
— Wiesz, gdzie mam twoje przepraszam?— warknął, patrząc na nią poważnie.— Obiecałaś, że nie będzie truła się tym świństwem! Tobie nie da się ufać, Mackenzie!
— Wiem.— odparła łamiącym się głosem, spuszczając głowę, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
— Mam tego dość. Natychmiast masz przynieść mi swój telefon, tablet i laptop. Zablokuję ci kartę. Jeszcze raz zobaczę cię z papierosem, a wyślę cię do szkoły z internatem na drugim końcu świata.— powiedział stanowczo, grożąc jej palcem.
— Tato, naprawdę cię przepraszam.— powiedziała zapłakana Kenzie, stając naprzeciwko niego.— Chciałam pokazać im, że jestem fajna. Myślałam, że jeśli tego nie zrobię to... to się ode mnie odwrócą, dobrze? Jest mi teraz cholernie wstyd! Upokorzyłam się na ich oczach... Na oczach wszystkich…
Dodała, z bezsilności siadając na podłodze, opierając głowę o ścianę. Rozpłakała się na dobre, niemal wyrywając sobie włosy z głowy. Zaczęła się trząść, a jej serce mocno waliło w piersi. Zimny pot spływał po jej skroni – dostała ataku paniki.
— Kenzie...— wyszeptał przerażony Nicky, natychmiast klękając naprzeciwko dziewczyny. Kenzie nawet nie uniosła głowy, aby na niego popatrzeć.— Kenzie, słyszysz mnie?
— Zostaw mnie!— krzyknęła przestraszona, nawet nie wiadomo, czego się bała. Nicky wiedział, że nie może jej teraz zostawić, a przecież ściany były wyciszone i nikt nie mógł go teraz usłyszeć.
— Kenziula, uspokój się...— wymamrotał, klęcząc przed nią, łapiąc ją za rękę i kładąc na swojej klatce piersiowej, aby mogła poczuć jego oddech. Łzy spływały po jej policzkach, opadając na kolana Nicky'ego.— Wszystko będzie dobrze...
— Nie... będzie...— odpowiedziała, szybko oddychając, ale nie była w stanie wydukać nic więcej.
— Nie, Kenziula. Wszystko będzie dobrze, po prostu popatrz na mnie, w porządku?— powiedział spokojnie Nicky, jedną ręką wciąż przyciskając rękę córki do swojej klatki piersiowej, drugą łapiąc jej podbródek.
— Mhm.— pokiwała głową, patrząc na ojca, powolutku uspakajając swój oddech, jednak jej głos zanosił się okropnym płaczem.
— Już, już, skarbie... Wszystko będzie dobrze...— wyszeptał, pochylając się i przytulając ją, głaszcząc po włosach, kołysząc w różne strony.— Pomyśl sobie o Daisy... Albo o Milo...
Wymamrotał, kładąc swój podbródek na jej spoconej głowie, a Kenzie objęła go mocno. Po chwili otarł jej łzy, a dziewczyna uspokoiła się, jednak wciąż była roztrzęsiona tym, co przed chwilą się stało. Nicky starał się zachować zimną krew.
— Kocham cię...— wyszeptała Kenzie, opadając głową na kolana Nicky'ego, niemal natychmiast zasypiając z przemęczenia. Nicky odetchnął z ulgą, głaszcząc ją wciąż po włosach.
Kiedy upewnił się, że na pewno zasnęła, wziął ją na ręce bez żadnego trudu, wychodząc z nią ze studia i zanosząc ją do jej pokoju. Później wrócił na dół, sprawdzając, czy nastolatkowie śpią – wszyscy na szczęście spali.
— Nicky, co się stało?— spytała zdenerwowana Madeline, podnosząc się z kanapy, podchodząc do Nicky'ego.
— Kenzie... Kenzie miała atak paniki...— wyszeptał, patrząc na swoją żonę wielkimi oczami. Nie był w stanie powiedzieć nic innego. Ciągle w głowie miał obraz trzęsącej się Kenzie.
— Matko... Chodź na górę.— odparła od razu zszokowana Madeline, prowadząc mężczyznę do ich sypialni. Kiedy już się tam znaleźli, opadł na łóżko, a Madeline okryła go kocem, siadając obok niego. Wzięła jego rękę i zaczęła głaskać, czekając, aż ten zaśnie po tym okropnym przeżyciu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top