Shot: Starscream jej NIENAWIDZI!

UWAGA! 

Słuchajta i paczajta!

Trzeci shot niezależny! YEY! <3

Shot by CreeperPolsat

________________________________________

Starscream jej NIENAWIDZI! 

(*Sprawdź jak!*)

Ta wredna łowczyni nagród już od pierwszego dnia pracy na Nemezis wynalazła sposób IDEALNY na pogrążenie ego komandora Decepticonów. Odkryj jej SEKRET!

Obudziłam się około południa. Nie mogłam spać dalej. Wczoraj i tak późno położyłam się do łóżka. Przeżyłam osobliwe i lekko traumatyzujące spotkanie, więc spędziłam noc do trzeciej nad ranem na siorbaniu kakałka i budowania domków dla kotów w Minecraft.

Nikt nie wiedział o moim małym sekrecie. Mianowicie wczoraj o ósmej czternaście rano spotkałam kosmitę. Był niemal dziesięciometrowym robotem z Kosmosu i nosił imię Megatron. Kiedy go ujrzałam po raz pierwszy, miałam wrażenie, że to wojskowy samolot. Nie wpadłam wówczas na to, że wojsko nie posiada tak zaawansowanych, kuriozalnych maszyn, pokrytych starożytnymi hieroglifami, i... o czymś zapomniałam? Ach, tak, ZMIENIAJĄCYCH SIĘ W CHOLERNE ROBOTY. Bardzo duże roboty. Wielkie nawet. Ogromne wręcz.

Jedyne prócz moich wspomnień, co mi zostało po tym spotkaniu, to próbówka jakiejś niebieskiej, hehe, wydzieliny z samolotu i nagranie, wykonane tradycyjnie radzieckim kalkulatorem.

Jako łowczyni nagród nie korzystałam ze smartfonów. Używałam starego, dobrego ziemniaka, ochrzczonego przeze mnie dumną jak moi rodacy nazwą Cebulion Jeden. Ziemniaczek kilkakrotnie w mej ryzykownej karierze uratował mi życie, więc to jemu przypadł zaszczyt nagrania transformera. Wbrew pozorom moja komórka zawiera wszystko, czego potrzebuje szpieg - od kamer, podsłuchów, systemów rozszyfrowujących (napisanych przeze mnie), odczytu głosowego - programu, do którego się coś wpisuje i wkleja próbkę głosu, a on to czyta podaną barwą głosu (podobnie jak poprzedni bajer napisany jest przeze mnie), przez wyrzutnię na linkę i wytrych po otwieracz do piwa.

Spojrzałam na powiadomienia. Moja kumpela Charlie obiecała mi, że da mi znać. Jak na razie na horyzoncie nie widać było ani jednego SMS-a. Zrobiłam sobie więc śniadanie i w spokoju przejrzałam wiadomości. Z nudów zrobiłam kilka memów politycznych i opchnęłam lokalnej gazecie w zamian za skórkę do Minecrafta. Nakarmiłam kota i rozsiadłam się wygodnie na kanapie w salonie, żeby zerknąć na telefon. Charlie, do jasnej cholery, ile można czekać? Poszłam do biurka w mojej sypialni z komputerem. Włączyłam laptopa i zalogowałam się do Minecrafta. Założyłam nowy świat. Przetrwałam pierwszą noc, splądrowałam piramidę, zapolowałam na fantomy i zbudowałam mur wokół wioski. Szykowałam się na rajd rozbójników. W jaskini, którą sobie przywłaszczyłam, odkryłam loch. Zniszczyłam spawner szkieletów i zabrałam ze sobą łupy ze skrzyni. Nasiona buraka, chleb, czerwony proch, zwykły proch, siodło, sztabki żelaza, płyta 11. Uch, jak ja nienawidziłam tego nagrania! Przynajmniej teraz. Rozchodzące się echem kroki i krzesanie iskier przynosiło mi na myśl ciężkie kroki robota, a sama końcówka - bystre, czerwone oczy, pełne nienawiści, oraz trójkątne i ostre zapewne jak brzytwa kły. Nasze krótkie spotkanie zrobiło mi trwałą i nieuleczalną bliznę na mózgu.

Dostałam się do Netheru. Stoczyłam walkę z płomieniami, kroczyłam przez mroczne korytarze fortecy. Na prawie każdym kroku towarzyszył mi trzask ognia lub bulgot lawy. Wszechobecna czerwień zdawała się ruszać i patrzyć na mnie, odsłaniać kły i sięgać w moją stronę z ekranu, by pochwycić i wciągnąć do gry. Leniwie odbijałam kule ghasta, próbując go przedrzeźniać, bo to mnie bawiło.

Stoczyłam walkę ze Smokiem Kresu. Jego krążący lot wokół słupów obsydianu przypominał mi o samolocie z kosmosu, a małe fioletowe punkciki w mroku o czerwonych oczach przywódcy Decepticonów. W końcu z dzikim okrzykiem na cześć moich dawno zmarłych słowiańskich przodków pokonałam smoka. Zwłoki godnego przeciwnika w huku i błysku rozłożyły się na miejscu, pozostawiając po sobie jajo, stworzone po to, żeby nigdy się nie wykluć. Zdało mi się, że część mojego strachu odlatuje na skrzydłach pokonanego smoka.

Byłam padnięta. 

Wtedy usłyszałam znajome szarpnięcie klamki. To moja kotka, Astra. Zapauzowałam i otworzyłam drzwi. Kicia usiadła na progu i spojrzała na mnie.

- O co chodzi? - spytałam.

Kotka otarła się o moje nogi. Miauknęła.

- Wchodzisz czy nie? - spytałam?

Kicia przycupnęła na progu. Ponowiłam pytanie.

- Astra, uważaj, bo ci zmienię imię na Brexit - prychnęłam. Kotka weszła do pokoju i usadowiła się na klawiaturze laptopa. Mrugnęła w moją stronę. Spojrzała na leżącą obok komórkę. Przeczytała treść na ekranie. Nie, to mi się tylko zdawało. Przecież Astra nie umie czytać. Przeczuwałam jednak, że nie gapi się jak głupia w ekranik. Pacnęła łapką w telefon.

Podbiegłam do biurka i chwyciłam Nokię. Błyskawicznie sprawdziłam SMS-y. Pojawił się SMS od Charlie. Treść była krótka: ,,Szukałam przyjaciela, ale już go namierzyłam. Możemy się już nie zobaczyć. Stałam się pionierką. YOLO. Całuski, Twoja Charlie :3"

- O, nie, moja miła, tego już za wiele - mruknęłam sama do siebie. Założyłam szelki i smycz Astrze. Sięgnęłam do szafy. Wymacałam płytę, za którą znajdowała się część skrzętnie ukryta przed wzrokiem zwykłych śmiertelników. Tutaj trzymałam mój strój łowczyni i sprzęt, którego pozazdrościłby mi niejeden komandos. No i oczywiście broń, którą kupiłam na rogu i zmodyfikowałam, bo niech żyje 'Murica!

Ostrożnie wymknęłam się z mieszkania wraz z kotką. Pilnowałam, żeby nikt nas nie zobaczył. Wyjęłam ze szczelnej kieszeni próbkę niebieskiej mazi. Przypomniałam sobie, że ta ciecz kapała z boku rannego Decepticona. Hehe, błękitna krew. Lord Megatron jest prawdziwym szlachcicem.

Dotarłam do miejsca, gdzie prawdopodobnie transformery stoczyły walkę. Posługując się naszkicowaną wcześniej mapą, odnalazłam kryjówkę, w której mogłam poczekać, aż może przybłąka się jakiś robot z kosmosu i powie mi, czy nie widział takiej dwudziestoparoletniej ciamajdy życiowej imieniem Charlie.

Spojrzałam na zegarek. Wybiła dwudziesta.

Czekanie opłaciło się. Zobaczyłam otwierający się biało-seledynowy portal, z którego wyszło kilka robotów. Wyglądały identycznie, a były dość smukłe, żeby nie powiedzieć chude i miały szaro-fioletowe pancerze. Nosiły hełmy ze srebrzystymi przyłbicami i zdawały się spoglądać na świat wokół czerwonym wizjerem w kształcie spłaszczonego ,,V".

Obliczyłam na oko odległość. Od portalu nie mogło mnie dzielić więcej niż dwadzieścia metrów. Tyle mogłam przebiec, trzymając plecak, karabin i kota. Upewniwszy się, że żaden robot nie patrzy w stronę portalu, spuściłam Astrę ze smyczy i pobiegłyśmy w stronę światła. Po krótkim sprincie przez tunel światła znalazłyśmy się w mrocznym korytarzu bazy lub też statku kosmicznego. Przystanęłam na chwilę, w milczeniu podziwiając zaawansowaną architekturę kosmitów. Upewniłam się, że kominiarka zakrywa moją twarz aż pod same oczy. Astra zaczęła węszyć. Usłyszałam odbijające się echem, potężne kroki. W porę schowałam się z kotką za jednym z łuków korytarza*. Ukradkiem obserwowałam dwa podobne do widzianych wcześniej robotów. Mówiły coś na temat audiencji u Megatrona i tym, że jakiś Vehicon imieniem Steve znalazł sobie ludzką towarzyszkę.

- Charlie - szepnęłam do siebie. O mało mnie nie usłyszeli. Kiedy żołnierze poszli dalej, po cichu podążyłam za nimi, a Astra dotrzymywała mi kroku. Włączyłam nagrywanie, jakby ktoś miał mnie znaleźć. Momentami musiałam biec, żeby nie stracić ich z oczu, ale pozostawałam w cieniu. Mrok był moim niemym sojusznikiem. Dzięki niemu wraz z moim kotem dotarłam do sali audiencyjnej Lorda. Decepticon siedział na tronie pośrodku sali, nie dało się go przeoczyć, a po jego obu stronach stały w rzędzie fioletowe roboty. Chyba właśnie te całe Vehicony. Patrzyły w mały, ciemny punkt u stóp olbrzymich schodów pod równie mega wielkim tronem. Charlie.

Dziewczyna wylewała siódme poty, żeby nie spaść. Wspinaczka na schody pochłaniała jej wszystkie możliwe zasoby energii. Mówiła mi kiedyś, że ma kondycję ziemniaka. Teraz już wiedziałam, o co chodzi. Niemal nie była w stanie wspiąć się na dwumetrową, stalową, idealnie gładką jak lakier jednego z zebranych, tego czerwonego z kółkami na plecach. Charlie nie poddawała się jednak. Gubiąc po drodze płuco, nerkę i ćwierć wątroby, na pewno mile zaskoczyłaby każdego amerykańskiego wuefistę o średniej masie 120 kilo. Wpatrywałam się, jak moja przyjaciółka pokonywała samą siebie w morderczym pojedynku. Była jak alpinistka, ba! Himalaistka. W końcu wdrapała się niczym worek ziemniaków. Dysząc, odwróciła się, patrząc na swój sukces. Odetchnęła z ulgą.

Tak właśnie zdobyła pierwszy schodek.

Z bezpiecznego kąta pomieszczenia obserwowałam, jak Megatron powstrzymał jednego ze swoich sługów przed zabiciem dziewczyny.

- Zostaw, Breakdown - nakazał Lord. Uśmiechnął się złowieszczo, patrząc na Charlie - ...Proszę, proszę, kogo my tu mamy? Zapraszam!

Charlie nie przestraszyła się, kiedy inny transformer, wysoki robot z ekranem zamiast twarzy, uniósł ją na wysokość Lorda i postawił na podłokietniku tronu.

- Dziękuję, szanowny... robocie - ukłoniła się lekko w jego stronę.

Przybiłam piątkę swojej twarzy. No cóż, jej życie nie zawsze zależy od udanej improwizacji. Teraz jednak zależało i wyglądało na to, że Charlie nie do końca to rozumie.

- Lordzie Megatronie (!) - zaczęła stanowczo, ale ten jej przerwał:

- A więc przyszłaś się poddać? - spytał, po czym dodał kąśliwie: - N i e w o l n i c o.

To uraziło dumę narodową Charlie Twardowskiej.

- Spierniczaj**, ty i twoje brwi! - prychnęła.

Strzeliłam cichego facepalma. Mina Megatrona była bezcenna. Właśnie zjechała go osoba nawet niedorastająca mu do pięty, którą mógłby rozkwasić jednym pstryknięciem palca. Charlie, ty to jesteś geniuszem, nawet nie spisałaś testamentu. A może to zrobiłaś? Ciekawe, czy coś mi zostawiła.

W sumie to nie przybyłam tu, aby obserwować, jak zabijają mi moją BFF, tylko żeby ją uratować. Megatron był całkowicie skupiony na Charlie, podobnie jak każdy cholerny transformer w tym cholernym pomieszczeniu. Lord chwycił ją niedelikatnie, zaciskając na niej rękę jak jakaś prasa hydrauliczna. Był dokładnie taki, jak go zapamiętałam. Dwa rzędy ostrych kłów, szkarłatne oczy, wściekłe spojrzenie. Tym razem strach wziął górę nad Charlie. Próbowała się wyrwać.

- Puszczaj! - wykrztusiła - Puszczaj-no-rzesz-mnie-puszczaj!

- Dalej jesteś taka cwana? Boisz się mnie?

- Rekinozęby, nie gryź! - pisnęła w przypływie paniki. - Jak już chcesz mnie zabić, to szybko, tylko mnie nie jedz! Stanę ci na gardle, przyrzekam!

Tytuł Śmieszka Roku i Nagroda Darwina w pakiecie wędrują do Charlie Twardowskiej! Kazałam Astrze zostać w miejscu. Dałam jej klucze i kilka instrukcji, na wszelki wypadek, rzecz jasna. Nie planowałam jednak umierać. Sięgnęłam po karabin. Ustawiłam tryb na wyrzutnię linki. Zakradłam się do tronu. Charlie może i była życiową pierdołą, ale jeden raz jej się poszczęściło - a był to ten moment, kiedy zaprzyjaźniła się z jedną z najlepszych łowców nagród tego świata. Cholera. Teraz albo nigdy.

Wspomagając się karabinem, w kilku susach wskoczyłam na schody, potem na podłokietnik, na którym stała wcześniej Charlie. Łatwizna, pokonywałam już gorsze rzeczy.

- Jeszcze jeden? Co jest, chłopaki, któryś z was coś zamawiał? - spytał czerwony. - A może zaprosiliście tego węglowca?

- Sama się zaprosiłam - fuknęłam w stronę czerwonego - Lordzie Megatronie, jeśli jest człowiek, którego szukasz, to jestem to ja.

Megatron uniósł jedną brew. Jakim cudem one mu nie odpadały? Były na magnes, czy jak?

- A kim ty w ogóle jesteś? - spytał, nie puszczając Charlie. No serio mnie nie poznał? Pachniałam jakoś... inaczej, niż wczoraj?

- Przyłączam się do pytania - dorzuciła Charlie.

Odsłoniłam kominiarkę.

- O, to ty - zaśmiała się Charlie - nie musiałaś przychodzić, mam wszystko pod kontrolą.

- Właśnie widzę. Lordzie Megatronie, to nie ją spotkałeś, tylko mnie. O ile dobrze pamiętam, powiedziałeś, że nie...

Lord uniósł dłoń, jakby chciał mnie uciszyć.

- Nie no, poważnie, od kiedy człowieki nas odwiedzają? - spytał niebieski klocek z oponą na plecach, ten, który wcześniej próbował zabić Charlie, ale Megatron go odwołał.

- Zamknij się, Breakdown - warknął inny, Decepticon na obcasach ze skrzydłami na plecach.

- Sam się zamknij, Starscream - prychnął Megatron, po czym odwrócił się do mnie.

No dobra, może teksty Charlie nie były aż takie nietrafione. Teraz trochę też się bałam. Megatron z bliska wyglądał na dużo bardziej niebezpiecznego. No cóż, zawsze mogę dać nogę. Przynajmniej biegam w miarę szybko. Zależy, co goni.

- Jak się tu znalazłaś?

- Wracałam z wesela - wzruszyłam ramionami, patrząc prosto w oczy Megatrona. Charlie spojrzała na mnie z góry. W przeciwieństwie do niej, widziałam już sporo, w tym Megatrona, który ostrożnie postawił moją BFF obok mnie.

- I zabłądziłaś na statek Decepticonów?

Czyli jednak to nie była baza naziemna. Dobrze wiedzieć.

- Szukałam lodówki, ale zgubiłam się trochę po drodze.

Megatron znowu uniósł brew. Jeszcze chwila, i się zaśmieję. Też chcę takie brwi!

- Lordzie Megatronie, jeśli mogę coś zasugerować - wtrącił szary con na szpilkach - radziłbym Lordowi pozbyć się tych ludzi, będą tylko sprawiać problemy.

Megatron spiorunował Starscreama wzrokiem.

- Pewnie i tak sprawiłyby mniej problemów niż ty, Starscream - powiedział spokojnie Lord.

- Będziemy grzeczne - powiedziałam.

- No widzisz, Starscream? Powiedziały, że będą grzeczne, a ty się chcesz ich pozbywać.

- Ależ mój panie! Ludzie to tchórzliwi, fałszywi zdrajcy!

- Zdrajcy? - spytałam, unosząc brew jak Lord - A kiedyś współpracowałeś z człowiekiem, żeby cię zdradził? A może miałeś ludzką dziewczynę, ale nie potrafiłeś jej zaspokoić, Kremie?

- Jaki znowu ,,Kremie", szczeniaku!?

- Krem to taki środek pielęgnacyjny, który zazwyczaj nie działa. Porównując cię do kremu, próbuję dać ci subtelną wskazówkę, że cokolwiek robisz, nie sięga do pięt mojej zdolności ripostowania twej skromnej osoby, Gwiazdeczko. Poza tym, nazywasz się StarsCREAM, czyż nie?

Spojrzałam na Lorda. Wykryłam moment, w którym jeden kącik jego ust powędrował odrobinkę w górę. To było moje zielone światło.

- Lordzie Megatronie, chcesz pozwolić, żeby ludzkie szczenię obrażało twojego uniżonego sługę?

Megatron wskazał palcem swoją twarz.

- Czy wyglądam na kogoś, kogo to nie bawi? - spytał Decepticon.

Lord spojrzał na nas.

- Widziałem już sporo ludzi, ale żaden nie zachowywał się jak wy. Nigdy nie spotkałem zuchwalszych istot od was. Większość ludzi gaśnie z przerażenia na widok Starscreama, nie mówiąc już o mnie.

Wyprostowałam się w przypływie dumy narodowej, podobnie jak Charlie. Tym razem wtrącił się czerwony.

- Jeśli mogę coś dodać, Lordzie, to Autoboty wielokrotnie już zwyciężały dzięki swoim ludzkim pupilkom. Może czas, żebyśmy sobie też sprawili węglowce?

- Uważaj, bo zostanę lwem salonowym - powiedziałam stanowczo.

- To kim niby zostaniesz?

- Nie wiem jak Charlie - odparłam - ale ja jestem profesjonalną łowczynią nagród. Jeśli was to zainteresuje, dostałam kiedyś zlecenie od NATO, żeby zdjąć zbuntowanego autobota.

Breakdown wytrzeszczył oczy i spojrzał prosto na mnie.

- I co? Przeżyłaś?

- Doprawdy, mógłbyś zadać jakieś mądrzejsze pytanie.

- Lordzie Megatronie, już ją lubię. Może u nas zostać? Proszę?

- Niech pomyślę - odpowiedział Lord.

Charlie i ja spojrzałyśmy po sobie. Stan rzeczy wisiał na włosku, w dodatku nie kontrolowałam sytuacji. Nie lubiłam takich momentów.

- Zdanie należy do obydwu stron - wydał werdykt Megatron. - Przyłączycie się do frakcji Decepticonów?

- Najpierw chciałabym wiedzieć, co reprezentujecie - powiedziała stanowczo Charlie. - Nie idę w ciemno.

- Macie, nie wiem, jakiś program, może to-do-list na ten rok - dodałam.

- Jakieś portfolio, umowę o pracę...

- Wtedy wypełnimy CV...

- Może jakiś miesiąc próbny?

- Nie mówiąc o minimalnym wynagrodzeniu.

- Praca to praca!

- Zapewniacie dojazd?

- Albo chorobowe?

Megatron spojrzał na nas z politowaniem.

- Lordzie, mówiłem, że będą problemy - wtrącił Starscream.

- Lord powiedział, że stworzymy mniej problemów, niż ty - odparłam.

Krzykacz fuknął i oddalił się.

- I jeszcze kazał ci, o ile dobrze pamiętam, milczeć - dorzuciła Charlie.

- Dziękuję za przypomnienie - powiedział Megatron.

Decepticony spojrzały na nas niepewnie. Czy to możliwe, że właśnie zdobyłam szacuneczek na tej dzielni, pyskując ich komandorowi?

- A więc, Lordzie, czy powie nam Lord, co reprezentują Decepticony? - spytałam.

- Pochodzimy z planety Cybertron, którą zniszczyła brutalna wojna domowa - zaczął Lord - między Autobotami Optimusa Prime'a i Decepticonami pod moim dowództwem. Autoboty dążyły do utrzymania starego porządku rzeczy, ja chciałem, żeby wszystkich traktowano na równi, nie dzielono na nad-transformery i pod-transformery***. Skończyło się już dobrze wiecie jak. Na błękitnej planecie znaleźliśmy się przypadkiem, ale zauważyliśmy, że u was wygląda tak samo, jak na Cybertronie przed wojną. Pewnie uznacie, że używamy nieco drastycznych środków, ale chcemy pokoju. Wasze rządy i korporacje wpajały wam od urodzenia, że pokój jest niemożliwy. My twierdzimy inaczej.

Brzmiało jak kampania wyborcza dosłownie każdej partii politycznej. Wyobraziłam sobie szyld ,,głosuj na Megatrona". Ciekawe, czy zdobyłby więcej, niż 5% poparcia... Głosowałabym. Już go lubię.

- Brzmi nieźle - wzruszyłam ramionami.

Charlie spojrzała na mnie, jakbym potrzebowała terapii.

- To prawda. Gdzie nie spojrzysz, to wojna, konflikt, niesprawiedliwość, śmierć niewinnych. Spójrz na przykład na historię naszego kraju. Kłóciliśmy się i walczyliśmy między sobą, dopóki nas nie podbijano. Wywalczyliśmy sobie niepodległość... i od nowa. Każde społeczeństwo działa podobnie. Jeśli taki scenariusz zdarzył się na Cybertronie, możliwe, że ziści się tu, na Ziemi. Popatrz poza tym, jaka panuje nierówność. Osiem osób ma więcej, niż najbiedniejszy miliard ludzi. Światem nie rządzą demokratycznie wybrani przywódcy, tylko korporacje. Korporacje, rozumiesz? Trzeba to zakończyć.

Spojrzawszy w stronę Lorda, zadeklarowałam krótko:

- Wchodzę w to.

- Masz w ogóle jakieś doświadczenie w pracy z kosmitami? - spytała Charlie.

- Nie, a ty?

- Zgodziłybyście się nawet, gdyby oznaczało to inwazję?

- Być może świat potrzebuje żelaznej ręki - powiedziała Charlie - równość to coś, czego nam brakuje, i...

- Co to ma być? - prychnął któryś z Vehiconów

- ...i AAA, STEVE, ZOSTAW TEGO KOTA! - wydarła się Charlie

Odwróciłam się. W ułamku sekundy zeskoczyłam z tronu (nie zabijając się przy tym) i stanęłam między ładującym karabin Vehiconem a Astrą, która złamała dane jej polecenie.

- Zastrzel mojego kota, a będziesz miał do czynienia ze mną - powiedziałam, dzielnie zasłaniając swoim ciałem Astrę.

- Nie wiedziałem, że to twój zwierzak! - bronił się Steve.

- Steve, to tylko kot - powiedziała Charlie - nie masz co nawet grzać lufy!

Stojący obok Steve'a Vehicon parsknął śmiechem.

- Zamilcz, MY10-7.

- Bardzo ładnie, ludzka samico - Megatron wykonał gest ziewania - Trzy minus.

- Dlaczego tyle? - spytałam, nie dowierzając.

- Umiesz tak bez karabinu i jeszcze z balastem piętnastu kilogramów?

- Niezbyt.

- No widzisz - zaśmiał się Megatron - niemniej chciałbym cię zobaczyć w walce z Autobotem.

- Może się to stać niebawem, Lordzie Megatronie.

- Pomyślę jeszcze, czy was przyjąć. Za tydzień podam wam odpowiedź. Charlie będzie wiedziała, gdzie i kiedy masz się znaleźć, żeby trafić na most ziemny.

A więc tak nazywają się ich portale. Fascynujące.

Vehicon Steve odwiózł Charlie do domu, ja zaś dostałam darmową podróż mostem ziemnym do lasu. Kiedy zniknął w portalu, wzięłam Astrę na ręce i pognałam do domu. Była już północ. Zakradłam się na moje osiedle, i kiedy byłam już bezpieczna w moim domu, padłam na łóżko i zasnęłam.

* * *

Tydzień później Charlie i ja siedziałyśmy pod salą audiencyjną Megatrona jak Seby pod biedrą. Moja BFF śmiała się z memów na swoim telefonie, ja kontemplowałam sens życia w przykucu z moich rodzinnych stron.****

- Obczaj tego mema - śmiała się Charlie średnio raz na dziesięć sekund.

- Nie, dziękuję - odpowiadałam zamyślona jak indiański szaman.

Czekałyśmy na werdykt od Megatrona. Wygląda na to, że przeprowadził coś na kształt głosowania. W pewnej chwili podniosłam głowę, widząc nad sobą bardzo znielubionego przeze mnie Decepticona. Komandora Krem.

- Niestety, Megatron nie zgodził się na waszą ofertę - powiedział skrzydlaty przegryw. Przeanalizowałam bardzo uważnie każdą sylabę padającą z jego ust. Instynkt łowcy mówił mi, że Kremik kłamie.

- Nie może jednak pozwolić, żebyście wygadały coś Autobotom - tu Komandor uśmiechnął się złośliwie.

Natychmiast odbiłam się od podłogi. W locie przeładowałam karabin na broń błyskową i chwilowo oślepiłam Starscreama.

- Charlie, uciekamy! - wrzasnęłam - Astra, do nogi!

Przebiegłyśmy kilka zaułków, dopóki nie natknęłyśmy się na Megatrona. Wydedukowałam, że Gwiazdeczka będzie chciała na nas nakablować, więc przygotowałam sobie słodką zemstę. Wyjęłam z zapinanej kieszeni Cebuliona i, korzystając z pobranej wczoraj próbki głosu Kreminatora, ułożyłam krótki tekst, który Con miałby rzekomo powiedzieć. Przy Dużym M miałam zapewnioną nietykalność, poza tym wyglądało na to, że Lord lubił, jak pogrążam ego Starscreama. Nawet, jakby Lord miał do tego obojętny stosunek, i tak bym to robiła. Raz się żyje.

Spojrzałyśmy z dołu na M-Trona. Przy nim wyglądałyśmy jak mróweczki. Ba! Pierwotniaki. Wirusy. Atomy. Elektrony wręcz, może nawet kwarki, skwarki, neutrina, struny, i... No dobrze, może przesadzam. Niemniej jednak byłyśmy z jego punktu widzenia bardzo małe.

- Coś chciałyście mi powiedzieć? - spytał Duży Tron.

- W zasadzie, mój panie... To Komandor Starscream ma panu coś do powiedzenia.

- Potrzebuję świeżaka - wyznał. Potem popatrzył na siebie tak jakoś dziwnie.

- A na co ci to potrzebne? - spytał Megatron wyraźnie zaintrygowany.

- Mam chorą córkę - odparował Con poirytowanym głosem. Na szczęście nosiłam kominiarkę. Nie zaśmiej się, nie zaśmiej się, nie zaśmiej się, powtarzałam sobie w duchu.

Megatron przybrał zniesmaczony wyraz twarzy.

- No widzisz, trzeba było szczepić - powiedział Duży M - ja szczepiłem i mam zdrową.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Co cię tak bawi? - spytał Lord.

- Nie powiem.

- Powiedz - nakazał - też się chętnie pośmieję.

- No dobrze - zachichotałam - bawi mnie to, że teraz Kremik będzie matkował ludzkim bąbelkom...

Po czym zgięłam się wpół ze śmiechu. Gwiazdor natomiast dostał załamki.

- Lordzieeeeee - jęknął Starscream - nie będę opiekował się ludźmi(!)

Megatron wyprostował się. Miał bardzo poważny wyraz twarzy. Uhu, będzie drama! Dopiero teraz w sumie zauważyłam, jak bardzo Krem jest śmiesznie mały w porównaniu do Lorda.

- Czym ja zechcę, Starscream będzie, bo mnie Starscream słuchać musi.

- To znaczy...

- Dostajecie tę fuchę - wydał werdykt Megatron - Starscream, dobrze ci radzę, żebyś nie podnosił ręki na szpiegów, bo będziesz miał ze mną do czynienia osobiście.

- Ale jak Lord...

Z korytarza za Megatronem wyszedł Decepticon Soundwave. Było już wiadomo, skąd Lord wie.

- Charlie, zostaniesz przydzielona do odkrycia tożsamości pupilków Autobotów. Twój strażnik, Steve, jedzie na patrol i zabierze cię ze sobą. A ty - zwrócił się do mnie - chodź ze mną.

Skrzydła Starscreama oklapły nieco. Chyba wiedział już, że jestem dla niego realnym zagrożeniem, nie tylko w tej ,,Grze o Tron", którą się tu za kulisami uprawia, ale też w sensie dosłownym, gdyż miałam na koncie już jednego transformera. Małego, co prawda, ale wciąż był to transformer.

- Lordzie, muszę panu coś powiedzieć.

- Wystarczy Megatron, byle nie przy innych.

- Dobrze, Megatronie. Starscream nie powiedział tego całego tekstu ze świeżakiem. To ja to poniekąd zrobiłam.

Duży M uniósł brew. Wyglądała, jakby zaraz miała mu odpaść. Nie zdzierżę, zaraz parsknę śmiechem...

- Jak niby?

- Za pomocą programu na Cebulionie - powiedziałam, tryumfalnie unosząc w górę mojego ziemniaka.

- A więc tym czymś wycięłaś numer mojemu zastępcy - powiedział Megatron, pochylając się, żeby dojrzeć w ogóle, co trzymam - fascynujące.

- Mogę tym zrobić niejedno - z dumą pokazałam otwieracz do piwa.

- Myślałem, że wy ludzie otwieracie piwo zębami.

- To robią tylko niektórzy z moich rodaków - zaśmiałam się.

Megatron uśmiechnął się.

- Słuchaj, jeśli chodzi o robienie kawałów Starscreamowi, masz moje pełne przyzwolenie.

Podskoczyłam ze szczęścia.

- Dziękuję, Lordzie!

- To będzie nieoficjalnie na twojej liście obowiązków. Pewnie niebawem dostaniesz jakąś misję, łowczyni. Jeśli czegoś będziesz potrzebowała, przyjdź po mnie.

- Megatronie - odparłam nonszalancko - wszystko, czego potrzebuje łowca nagród, to ciekawe zadanie za dużo expa.

Mentalnie dałam sobie z liścia. Kolejne spojrzenie sugerujące, że potrzebuję terapii.

- Co? - spytał Lord.

- No wie Megatron, ja mówię o zleceniach z gier RPG.

- Aha - odparł zdawkowo Decepticon i odszedł.

Pstryknęłam się w ramię, żeby upewnić się, że to nie sen. Nie był. Astra, siedząca do tej pory za mną, podeszła do mnie i stuknęła głową o moją rękę. Pogłaskałam ją. To ciekawe, bo właśnie powiedziałam kosmicie o grach komputerowych. Jeszcze chwila, i objaśniłabym Megatronowi szczegółowy plan ufortyfikowania wioski w Minecraft. Ja chyba rzeczywiście potrzebuję terapii...

A Wy jak myślicie?

Jeśli to czytasz, to gratulacje! Zdobywasz nową bliznę na mózgu! Bardzo dziękuję za Twoją uwagę, starałam się, żeby opowiadanie było fajne.

Nie podałam imienia bohaterki celowo. Nie chciałam pisać preferencji, a fakt, że nawet pod koniec nie dowiadujemy się, jak ona się nazywa, dodaje nutki tajemniczości. Zabieg moim zdaniem zgrabniejszy niż te całe ,,(T/I)" i ,,*tu wstaw swoje imię*". Szot miał być kiedyś oddzielną książką, ale pomyślałam, że nie ma sensu zaśmiecać wattpada moimi wypocinami i wyślę go Madie. Wyszedł mi duży, wielki, ogromny ( ͡° ͜ʖ ͡°) i mam nadzieję, że Ci się spodobał ^^

~CreeperPolsat

Przypisy autorki:

* Nie za bardzo wiedziałam, jak to nazwać XD tak też ,,żebra" z oryginału zostały ,,łukami" :P

** Nie zabijajcie mnie za tę cenzurę... Po prostu musiało przejść przez kontrolę rodzicielską ¯\_(ツ)_/¯

*** Uznałam, że takie określenie będzie mocniejsze, niż lepsi i gorsi :)

**** No więc, to nie jest bohaterka opowiadania, tylko mój OC, ale też opowiadaniowy XD Narysowałam to sama, więc jeśli chcecie wykorzystać rysunek, napiszcie najpierw do mnie :P Jak nie chcesz kolejnej blizny na mózgu, nie patrz na rysunek xD

To tyle z mojej strony, ja się już zamykam :)

Pytanie dnia: Jak myślicie, czy Bezimienna potrzebuje terapii? 

________________________________________

Wszelkie brawa i oklaski, za ten cudowny shot kierujcie do CreeperPolsat !

Razem z Rozczytaną przypominamy o możliwości pisania shotów! ^^

(więcej informacji w rozdziale z pierwszym shotem)

W razie pytań, śmiało piszcie!

Poczujcie nad bohaterami.

Zróbcie z tą mocą... co tylko chcecie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Niech wena będzie z wami! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top