Shot: Bo nie ma takich jak my dwoje.
Panie i Panowie!
Femme i Mecha!
Oraz czytelnicy ff ,,Czynnik ludzki''!
Przed wami drugi shot niezależny!
Shot by Ktos_Z_zycia !
________________________________
- Łołołoło! - od razu protestuje. Jego głupota nie raz wplątywała go w bagno, w którym babrał się po łokcie, ale na pewno nie da się namówić na wejście do kilku metrowej plątaniny podziemnych korytarzy, w których grasuje Airachnid. Nawet jeśli ma to przypłacić śmiercią kolejnego Vehicona.
- Posłuchaj, Charlie. Widzisz tą dziurę? - wskazuje na potężną wyrwę w ziemi. - Wiesz kto tam jest? Steve. Wiesz co robi? Nie żyje. - podkreśla dwa ostatnie słowa. - Znam cię od kilku minut, ale sądzę że wiesz nie mniej niż ja i nie jesteś w tym nowa. Patrząc na to wszystko co widzieliśmy - wykonuje kolisty ruch ręką - odpowiedzmy sobie na jedno, bardzo ważne pytanie, Charlie - pokazuje jej przed twarzą palec wskazujący, podkreślając znaczenie swoich słów. - Czy naprawdę chcemy dalej brnąć w to gówno?
Podenerwowana Charlie bierze głęboki wdech. Nie zostawi przyjaciela. Przełyka ślinę, ale w końcu pewnie kwituje :
- Poczekaj tutaj na mnie - odwraca się w stronę ciemnego, wilgotnego tunelu.
* kilka minut wcześniej *
- Nat...
- Gha! - wykrzykuje, wchodząc w olbrzymią pajęczynę. Macha rękoma, ściągając z siebie paskudną sieć, wykonaną przez nie mniej paskudnego pająka. Wzdryguje się, gdy udaje mu się oswobodzić.
XM-004 delikatnie przechyla głowę. Pobłażliwie spogląda na człowieka i gdyby nie srebrna maska, na jego twarzy gościłby delikatny uśmiech.
- Zaczynam rozumieć dlaczego nasze dowództwo tak bardzo gardzi tą planetą... - krzyżuje ręce i dłońmi, powoli pociera ramiona, jakby było mu chłodno. Niepewnie rozgląda się dookoła. Nienawidzi lasów. Zwłaszcza tak ponurych jak ten. Powinni to wyciąć w cholerę...
Ma wrażenie, że najlepszą rzeczą jaką może stąd wynieść jest bolerioza. Szczelniej okrywa się bluzą, nie chcąc prowokować mniejszych stworzeń. Szybkim krokiem podchodzi do fioletowego Cona. Chce jak najszybciej wykonać powierzone im zadanie i wydostać się z tego przyprawiającego o ciarki miejsca.
Vehicon powoli rusza z miejsca. Unosi prawe przedramię, zmienione w żarzący się blaster. Bacznie się rozgląda, co chwila zerkając na chłopaka. Nie chciałby, aby ich prywatny węglowiec zaginął akurat na jego warcie.
- Sygnał dochodzi gdzieś stąd. Plus minus 500 metrów - informuje człowieka. W odpowiedzi dostaje jedynie cichy pomruk niezadowolenia.
- Po prostu zróbmy to jak... - przerywa. Ma wrażenie, że coś poruszyło się między drzewami. Kiwa głową na boki. - Jak najszybciej - kończy i podbiega do Decepticona. Czuje się przy nim trochę bezpieczniej.
***
- Steve(!) - stara się zawołać Vehicona najciszej jak potrafi. Gestem ręki nakazuje, by fioletowy bot się pochylił. Przykłada jeszcze wskazujący palec do ust, dając mu sygnał, by był cicho.
Con kuli się tak mocno, jak tylko pozwala mu na to jego własne ciało. Ostrożnie stawia każdy krok, chcąc wykonać polecenie przyjaciółki.
Podpiera się na rękach i powoli zbliża do Charlie. Gdy jest wystarczająco blisko, dziewczyna wskazuje na coś w oddali. Steve wyostrza wzrok i dostrzega gromadę brązowych zwierząt, pasących się między drzewami.
Misja misją, jednak obserwacja lokalnego życia jest dla robota nawet... ciekawa. Ziemskie życie intrygowało go od jakiegoś czasu. Było piękne na swój sposób.
- Dobrze że istnieją jeszcze miejsca takie jak to, nietknięte przez ludzi, gdzie przyroda żyje własnym życiem - szepcze dziewczyna. Delikatnie się uśmiecha na widok wolnych zwierząt.
- To takie... - zaczyna. Nie kończy jednak myśli, gdy rozlega sie potężny huk. Zwierzęta w panice zrywają się z miejsca. Po upływie kilku sekund nie ma po nich śladu.
- To nie ja! - unosi ręce w bezbronnym geście, gdy spoczywa na nim wzrok Charlie. Zaniepokojona dziewczyna wstaje z kolan. Otrzepuje spodnie i zaczyna się rozglądać.- Brzmiało jak wystrzał. Jak wystrzał twojego blastera - spogląda w jego krwiste, czerwone "V".
- Nie dostałem informacji o innym patrolu - przechodzi nad dziewczyną i przygotowuje broń. Ma zamiar bronić przyjaciółki, nawet za cenę własnej iskry.
- Steve! Poczekaj! - dogania go. Vehicon jednak gwałtownie się zatrzymuje. - Zostań tu - wkłada w te słowa całe swoje zasoby stanowczości. Nie narazi jej. Nie może.
***
- Ghia! - niebieska botka atakuje XM-004. Jej ostrze kilkukrotnie uderza w klatkę piersiową Cona, pozostawiając na niej długie rysy.
Vehicon cofa się kilka kroków i kładzie lewą dłoń na świeżych żłobieniach. Staje twardo na nogach i zaczyna celować w Autobota.
Arcee porusza się slalomem by utrudnić Trepowi zadanie. Stara się podejść jak najbliżej chcąc wykończyć wroga.
XM-004 oddaje strzał. Femme w ostatniej chwili unika pocisku, który powala kilka drzew. Odruchowo ogląda się za siebie, gdy nagle dostaje cios prosto w splot słoneczny. Siła uderzenia sprawia, że upada, kilka razy się przy tym przetaczając.
Cicho syczy z bólu. Jej ciało drży. Stara się podnieść na dygoczących rękach. Powoli unosi głowę, chcąc namierzyć przeciwnika. Decepticon nie próżnuje. Podbiega do powalonej botki i wymierza blaster prosto w jej twarz. Broń zaczyna tlić się czerwonym blaskiem, który staje się coraz mocniejszy. Dźwięk ładującego się blastera dodatkowo nie napawa optymizmem. Arcee gorączkowo myśli nad tym, jak wydostać się z tej opłakanej sytuacji.
- Ej! - Con słyszy głos swojego węglowca. Nie daje rady jednak zareagować, gdy coś w niego trafia. Coś lepkiego.
***
Charlie biegnie na złamanie karku. Jej kondycja mocno daje się we znaki, a ciało wręcz błaga o odpoczynek. Ale nie może pozwolić na to, by jej przyjaciel narażał się sam. Zwłaszcza, że nie jest zielona w sprawie walki. Zdołała już niegdyś poradzić sobie z przeciwnikiem tak dużych gabarytów.
Pokonuj kolejne metry leśnej ściółki, co chwila potykając się o wystające gałązki.
Stara się podążać śladami Vehicona, a te nie są zbyt niewidoczne. Olbrzymie stopy odciśnięte w ziemi tworzą prostą ścieżkę, którą kieruje się dziewczyna.
Strzał.
Słyszy jak kolejny pocisk zwala na ziemię następne drzewa. Serce nastolatki podskakuje do gardła. Zbiera w sobie resztki sił i gna przed siebie tak szybko, jak tylko może.
***
Nie mija sporo czasu, a Charlie znajduje się w samym sercu burzy. W powietrzu latają jasne smugi energii i lepkiej sieci. Arcee i martwy XM-004 są pochwyceni przez napastnika, z którym zmaga się Steve.
- Airachnid... - szepcze dziewczyna, wychylając się znad konara zniszczonego drzewa. Widzi smukłą, czarną sylwetkę zabójczej botki. Jej różowo-fioletowe oczy z dziką satysfakcją patrzą, jak Vehicon miota się na Ziemi, starając się unikąć ciosów.
Charlie zakrywa usta dłonią. Zaczyna gorączkowo myśleć nad tym, co może zrobić. Jak zadziałać, pomóc. Cokolwiek. Nie ma zamiaru pozwolić na to, by coś stało się jej kumplowi.
- Hej ty! - rozlega się wrzask. W stronę napastniczki leci coś czerwonego i dymiącego. Airachnid odruchowo uskakuje przed flarą, co daje Trepowi niewielką szansę na atak.
Doskakuje do niej i wymierza cios w klatkę piersiową. Bierze zamach, chcąc wykonać drugie uderzenie. Dodatkowe odnóża Decepticonki blokują jednak jego atak i przygważdżają go do ziemi.
W powietrzu rozlega się świst, a w stronę Conów leci kolejna flara oraz biegnie...
- Człowiek(!) - Charlie otwiera szeroko oczy i usta na widok chłopaka. Kiwa głową na boki. Nie wygląda na kogoś, kto pierwszy raz widzi Cybertrończyków na oczy. Wręcz przeciwnie.
Airachnid widocznie nie przestraszyła sie mniejszego napastnika oraz jego broni. Jednym z odnóży wykonuje gwałtowny ruch, uderzając chłopaka i odrzucając go na dobre kilka metrów.
Bezwładne ciało nastolatka przelatuje nad konarem, za którym siedzi dziewczyna. Uderza o ziemię i nadal miotany siłą uderzenia, turla się po ściółce.
Nathan wydaje z siebie żałosny skowyt. Łapczywie łapie oddech i stara się podnieść na obolałych rękach. Czuje potworny ból w klatce piersiowej. Ma również wrażenie, że jego żebra nie są w najlepszym stanie.
Nagle czuje, że ktoś go obejmuje i podnosi. Z trudem, ale Charlie stara się pomóc brunetowi. Przerzuca sobie jego rękę przez kark i obejmuje tłów. Ciężko wypuszcza powietrze i podnosi chłopaka.
Z początku powłóczący nogami chłopak, zaczyna iść. Nie ma pojęcia kim jest dziewczyna, ani co tu robi. Ale tak długo jak mu pomaga, tak długo będzie ją znosił.
Charlie sadza nastolatka, opierając go o konar. Sama się kuli, gdy nad nimi przelatuje kolejna salwa strzałów.
- Kim jesteś? - warczy chłopak, ciężko przełykając ślinę. Sam nie wie, czy to z powodu bólu, czy po prostu sam nie pała ochotą na nowe znajomości.
- Ch-charlie - odpowiada niepewnie, po chwili łapiąc się na tym, że się zająknęła. Musi jednak wziąć się w garść. Delikatnie kiwa głową na boki. Chłopak sprawia, że czuje się nieswojo. Coś jej w nim nie pasuje.
- Co tu robisz? - pyta dalej, nie zważając na to, czy nastolatka chce coś powiedzieć, czy też nie. Cały ten las go irytuje, a w dodatku pojawia się tu inny Vehicon i dziewczyna.
- To ja powinnam o to pytać! - przekrzykuje huk wystrzału.
Oboje spoglądają na siebie.
- Jestem tu z rozkazu pewnego Lorda człeczyno - syczy. Zaczyna czuć, że charakter komandora, jak i innych wyższych rangą Conów, zaczyna mu się udzielać. - I tak nie zrozumiesz, tsk - parska na koniec.
Charlie już wie, że się nie polubią. Stara się nie oceniać ludzi po okładce, ale wyższość z jaką mówi oraz to, co mówi, nie skłaniają jej do posiadania dobrego zdania o nim.
Po chwili orientuje się, że brunet wspomniał o Lordzie.
- Lord Megatron? - pyta go twardo.
Nathan spogląda na nią, unosząc jedną brew i delikatnie uchylając usta. Czyżby nie był jedynym?
- Proszę, chyba nam o wszystkim nie powiedziano - mówi, sam nie wie czy do Charlie, czy bardziej do siebie. Jego uwagę skupia teraz jednak coś innego.
- Słyszysz?
Dziewczyna od razu rozumie o co chodzi. Cały hałas ustał.
Oboje zrywają się z ziemi, Nathan, odrobinę jęcząc przy tym. Przeczesują wzrokiem plac boju. Powalone drzewa, rozorana i spalona ziemia i coś, co nie jest w stanie im umknąć - olbrzymia, świeżo wydrążona dziura.
***
- Tsk, a proszę bardzo - warczy pod nosem. Jeśli dziewczyna z własnej woli chce się narażać dla bezwartościowego Trepa, to on jej w tym nie będzie przeszkadzał.
- Czemu jej nie zatrzymałeś? - słyszy syk botki. Dopiero teraz sobie o niej przypomina. Zerka w jej stronę. Arcee stara się oswobodzić z lepkiej sieci, miotając się przy tym.
- Próbowałem - odpowiada i podchodzi do spętanej femme. Substancja, która więzi Autobotke przywodzi na myśl jakiś trwały, mocny klej.
- A teraz ty możesz spróbować jej pomóc. Postaram się ciebie uwolnić - wyciąga flarę z kieszeni. Być może ciepło, które ta wytworzy, rozpuści sieć.
- Pomóc? Należycie do Decepticonów - sapie.
- Inaczej - odpala flarę i przystawia ją do sieci - Ja Ciebie uwolnię, a ty wyrównasz rachunki z Airachnid.
***
- Tylko spokojnie Charlie - stara się siebie uspokoić. Serce wali jej jak oszalałe. Latarka w telefonie jest jej jedynym źródłem światła w tej plątaninie korytarzy.
Musi znaleźć Steve'a jak najszybciej. Po tym wszystkim co z nim przeszła, nie pozwoli, by został zgaszony przez tego pajęczaka.
Nie mniej jej myśli zaprząta ten chłopak. Wie o Conach. Ba, nawet uważał ją za przypadkowego przechodnia, który nie wie co się dzieje. Megatron być może jest Lordem, ale będzie musiał się im słono z tego tłumaczyć.
- UGH!
Nagle słyszy głośny jęk. Chwilę po nim następuje odgłos osuwającej się ziemi i stąpania. Steve.Charlie przyspiesza tak, jak tylko może. Przyświeca sobie latarką, by nie potknąć się czy nie wpaść do dziury, prowadzącej jeszcze głębiej.
Tunel przed nią nagle zostaje rozjaśniony, a ona sama - oślepiona. Mruga kilkukrotnie, by przyzwyczaić wzrok. Powoli otwiera oczy, a na przeciwko niej stoi dobrze znany Con.
- Charlie(!) - wykrzykuje. Szybko do niej doskakuje i podnosi, sprawiając, że jej żołądek ma ochotę zwrócić śniadanie. Vehicon przyciska dziewczynę do siebie, zamykając ją w uścisku. Nastolatka mimowolnie się uśmiecha. Con odstawia ją na ziemię.
- Miałaś zostać! - mówi zdenerwowany.
- Ale ty możesz się narażać?(!) - udaja obruszoną. Krzyżuje ręce. Bacznie przygląda się przyjacielowi, upewniając się, że nie jest poważnie ranny.
Otarcia na pancerzu wydają się powierzchowne, a sam Vehicon zdaje się nie zwracać na nie uwagi.
- Ah, Charlie, to nie tak. Ty jesteś... no... delikatna! - stara się wybrnąć i wytłumaczyć jej, że się o nią po prostu martwi.
Nagle rozlega się odgłos strzałów i okrzyki walki. Steve od razu rozpoznaje głosy Arcee i Airachnid.
- Zabierajmy się stąd - mówi i wyciąga rękę w stronę Charlie. Dziewczyna szybko na nią wchodzi. Zamyśla się przez chwilę i w końcu mówi :
- Musimy jeszcze kogoś zabrać.
***
Megatron, siedząc na swoim tronie, pochyla się w stronę dwójki rodowitych mieszkańców Ziemi. Splata obie dłonie razem, a palce wskazujące przykłada do ust, których kąciki uniesione są w skrytym uśmiechu.
- A więc? - zaczyna Nathan. Nauczył się tutaj, że Lorda nie należy poganiać czy tym bardziej irytować, ale ta sytuacja jest dla niego absurdalna. Był pewny, że jest jedynym łącznikiem ludzi, z Decepticonami. Sam nie wie, czy jest urażony tym kłamstwem, czy tym, że nie okazał się być wyjątkowym "wybrańcem".
- Właśnie - wtóruje mu Charlie - Kim ON jest? - wskazuje na bruneta.
Chłopak gwałtownie obraca głowę w jej stronę. Wysapuje zirytowane "Co?", krzywiąc się przy tym. Krzyżuje ręce i lekko się garbi. Kilka kosmyków kruczoczarnych włosów opada mu na twarz.
Charlie, wręcz przeciwnie - prostuje się i ręką odgarnia z twarzy brązowe włosy. Z chęcią zaprzyjaźniłaby się z kimś "po fachu", chłopak jednak od początku dał jej znak, że nic z tego nie będzie. Nie pozwoli, by ktoś traktował ją z góry. Odda mu pięknym, za nadobne. Ma jeszcze jednak niewielką, tlącą się nadzieję na to, że do końca tej audiencji, zdołają się dogadać.
- Nathan - zwraca się do chłopaka. Odsłania usta. - Poznaj Charlie, moją ziemską asystentkę i szpiega ludzkich przyjaciół Autobotów.
Brunet posyła dziewczynie mroczne spojrzenie. Jego ego jest już doprowadzone do krytycznie niskiego poziomu.
- Charlie - przechyla głowę w stronę nastolatki. - To Nathan. Jego rola w naszym Decepticońskim społeczeństwie jest dosyć poufna i tajna.
Charlie delikatnie mruży oczy. Zerka w stronę chłopaka. Stara się w nim dostrzec cokolwiek, co sprawia, że jego funkcja jest tajna.
- Moja armia musi być zgrana - Lord zwraca na siebie ich uwagę - Również pod względem życiowo niższych jednostek. Nie każę wam siebie lubić i za sobą przepadać. - mówi, widząc jak oboje na siebie patrzą. - Możecie się nienawidzić. Nie obchodzi mnie to. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że jeżeli którekolwiek będzie napastować, nękać, kpić czy uprzykrzać życie drugiemu, karę poniesiecie oboje. - twardo wypowiada swoją groźbę. Nie ma zamiaru prowadzać za rączkę dwójki ziemian i robić im za niańkę, rozstrzygającą konflikty. Muszą sami nauczyć sobie radzić w swoim towarzystwie. Inaczej oboje będą cierpieć.
Charlie ciężko wypuszcza powietrze. Skoro już oboje są na siebie skazani i w dodatku od nich samych zależy, jak im się tutaj będzie żyło, postanowiła wykonać ten pierwszy krok do porozumienia.
Obraca się i wyciąga rękę w stronę bruneta.
- Zacznijmy od nowa - delikatnie wzrusza ramionami, a na jej twarz wstępuje blady uśmiech.
Chłopak mierzy ją wzrokiem. Uśmiecha się i prostuje. Wyciąga do niej swoją dłoń. Gdy już ma ją uścisnąć, cofa rękę i sięga nią do głowy, przeczesując swoje kruczoczarne włosy.
- Nie. Tsk, tylko się nie popłacz.
Wpycha ręce do kieszeni spodni i na pięcie odwraca się w stronę wyjścia.
Megatron delikatnie unosi brwi i wzrusza ramionami. Starscream, będący do tej pory cicho, uśmiecha się diabolicznie na ten widok.
Cóż. Zapowiada się naprawdę ciekawy czas na Nemezis.
________________________
Wszelkie brawa i oklaski, za ten epicki shot kierujcie do Ktos_Z_zycia
Razem z Rozczytaną przypominamy o możliwości pisania shotów! ^^
(więcej informacji na dole poprzedniego rozdziałku)
W razie pytań, śmiało piszcie!
Poczujcie nad bohaterami.
Zróbcie z tą mocą... co tylko chcecie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Niech wena będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top