Przełom! <3

Zagubieni w akcji robią taktyczny odwrót i znajdują na moim profilu ,,Ja jestem Steve'' i tam doczytują do Rozdziału 81.

( ͡° ͜ʖ ͡°)***( ͡° ͜ʖ ͡°)

Najpierw może zatajona ciekawostka, rozdział Lemon | Megatron x Reader pierwotnie został napisany przez osóbkę w odniesieniu do libacji Charlie i Megatrona (ponieważ jako jedyna zna historię z wyprzedzeniem), ale kiedy to zobaczyłam to przerobiłam na shot w wersji Reader i opublikowałam wcześniej. Tak zbijcie mnie XD

ALE, udało się przebrnąć przez wątki, które opóźniały akcje w MnO, cieszcie się! Teraz jest z górki! Hehehs ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Oczywiście istnieje zbieżność z rozdziałem 81! 

__________________________

***Charlie***

Po powrocie z łąki, w mej głowie panował chaos, okropny chaos. A Steve pytał i pytał... 

- To wszystko jest takie... - głupie, pomyślałam. Chore, beznadziejne, popaprane. Całe życie, los i przeznaczenie.- Trudne... - szepnęłam stojąc w oknie swego pokoju 

- No to, pozwól mi zrozumieć. - nalegał Vehicon 

- Nie zrozumiesz...! - szepnęłam głośniej

- Czemu chociaż nie dasz mi spróbować?

Dlaczego ci jeszcze zależy? Przeważnie kończyło się na ,,nie płacz już, będzie dobrze'' lub ,,nie ma co płakać''. Bla bla bla... Będzie dobrz i tym podobne. Westchnęłam ciężko, zaciskając palce na parapecie. 

- To jest złe...

- Co? - zdziwił się unosząc brwi

- Sprawiłeś, że znowu zaczęłam czuć... - jęknęłam łapiąc się za serce, bo myślałam, że zaraz wypadnie na ziemię- To złe.

- Gdybym nie chciał żebyś czuła, to bym tego nie robił, hm?

- ...co chcesz przez to powiedzieć...?

- Tak... - mruknął skrobiąc się po pancerzu na karku- Że ja też zacząłem coś czuć.

- Ale to takie zue!

- Wcale, że nie. - potrząsnął głową- Mylisz pojęcia. To brak miłości jest zły. To samotność sprawia, że jesteśmy  s m u t n i. Brak innych daje nam cierpienie... a nie na odwrót... Zrozumiałem to nawet ja. Wielki robot z kosmosu, a ty?

- Tak się boję... - szepnęłam spuszczając wzrok 

***Steve***

Moja iskra uderzała o komorę tak mocno, że myślałem iż zrobi mi tam wgniecenia. Czy to był właśnie ten moment? Moment, na który tak długo i cierpliwie czekałem? Na prawdę? Tak! Wyznam jej to. Muszę, bo już nie wytrzymam!

- Czego się boisz? - spytałem 

- ...odtrącenia.

- Sprawię byś o tym zapomniała, raz a dobrze... - mruknąłem

- By-byłoby wspaniale, ale... - urwała i spuściła wzrok. Jej głos drżał jakby miała się zaraz rozpłakać

- Ale co...?

- Jak ty sobie to wyobrażasz...? Co, co pomyślą inni? Bo jak my...

- Jak my moglibyśmy być razem...? - dokończyłem bacznie obserwując jej reakcję 

- Tak! J a k...? Znaczy jeśli o mnie chodzi, to bez problemu, ale...

- Zaczekaj. - przerwałem jej, bo chyba wiedziałem do czego zmierza, a uśmiech sam cisnął mi się na usta 

***Charlie***

Nie mogłam się wysłowić, a ten sobie polazł. Chyba bardziej zarumieniona nie będę.

Zakryłam twarz dłonią z zażenowania.

Usłyszałam niepokojący dźwięk w przedpokoju. Złapałam za miotłę i ruszyłam by to sprawdzić. Z duszą na ramieniu skręciłam ku ciemnym schodom. Zeszłam na dół... rozglądałam się i skręciłam do salonu, wpadając na kogoś! Krzyknęłam i zrobiłam zamach miotłą, która złamała się w pół na czyjejś głowie.

- AJAJ! Spokojnie, ej, spokojnie! ...już! Ej, to tylko ja... - mówił spokojnym głosem Vehicon- To ja Steve!

- Cichaj! Wiem, że potraficie się zmniejszać! - wykrzyczałam unosząc wzrok, na wciąż górującego nade mną mecha

-...c-co? - sapnął zaskoczony- To za co to było?!

- Za to, że mi nie powiedziałeś!

- A skąd miałem wiedzieć, że ty wiesz...!? Kto ci niby powiedział?

- Megatron!

- COO?! - zapiał

- Jajco! Może i bywa wredny, ale jest szczery... A ty Steve, dlaczego mi nie powiedziałeś? Nie ufasz mi? - sapnęłam z drżącymi dłońmi 

***Steve***

Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałem? Bo się wstydziłem? Bo się bałem? Ściągnąłem maskę spoglądając na Charlie wpierw w jej cudowne oczy, później usta i ponownie oczy... trochę onieśmielony.

- Miałem kiedyś piękny sen... w tym śnie byliśmy podobnej wielkości, a kiedy się obudziłem... Spróbowałem i udało się...! - sapnąłem szczęśliwy

- Mogłeś mi powiedzieć...

- Mogłem... ale nie byłem pewny czy się powstrzymam.

Powiedziałem chyląc lekko, dłonią przybliżyłem jej twarz do swojej. Nasze usta zetknęły się ze sobą i połączyły w pocałunku. Starałem się być pewny, bo czułem, że Charlie jest zszokowana i zdziwiona... zamknęła oczy i uniosła spięte ręce... ale mnie nie odepchnęła. Odwzajemniła mój pocałunek, który spragniony był miłości i namiętności. Moja iskra zadrżała z euforii. Właśnie tak wyobrażałem sobie jej usta- delikatne, ciepłe i czułe.

Resztki miotły upadły na ziemię, a jej dłonie otoczyły mój kark. Jej zwinne palce muskały pojedyncze części mojego pancerza, i nie powiem bardzo mi się to spodobało. Mruknąłem zadowolony, a moje szpony delikatnie spłynęły na jej talię, przytulając bliżej. Oderwaliśmy się od siebie patrząc prosto w oczy.

- Boże, zrobiliśmy to - stwierdziła jakby sama była zaskoczona, cofając dłonie jak przed sparzeniem- Powiedziałam to czy pomyślałam?

- Tak, zrobiliśmy - zaśmiałem się

- I nawet nie wiesz, jak cholernie się rumienisz.

- Pierdolisz...!

- No już chciałbyś - odparła z sarkazmem

- ...może?

- Steve! - żachnęła się otwierając szerzej optyki 

- No co! Przy tobie czuję, że mogę być szczery...! Po prostu kurwa szczery! - zaśmiałem się

- Ale... bo... - jęknęła pełna wątpliwości. Dlatego musnąłem jej usta i szepnąłem na ucho

- Tak, ja też to potrafię.

Kiedy się cofnąłem, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Tym razem to Charlie była zarumieniona aż miło.

- ...z takimi rzeczami chciałam poczekać do ślubu.

- No to na co czekamy?!

- A-ale obrączki, kościół?

- Nie mam kurwa zielonego pojęcia! - zaśmiałem się

- W Las Vegas można wziąć ślub w godzinę... - szepnęła, a ja zamrugałem szybko- Poprosilibyśmy o most ziemny...

- Naprawdę chcesz to zrobić? - sapnąłem uradowany, chwytając ją za dłoń- Związać się ze mną?

- Nie zrobiłam w życiu niczego szalonego... - stwierdziła Charlie- Kiedy myślałam, że umrę i życie przeleciało mi przed oczami... zobaczyłam jakie było nudne. - parsknęła i przyznała nieśmiało- Po za tym... podobasz mi się.

Uśmiechnąłem się zachwycony, czując jak moja iskra drży.

- Charlie... Charlie Twardowsky, czy wyjdziesz za mnie? - uklęknąłem na kolano jak na filmach romantycznych, wciąż trzymając jej dłoń

- Jesteś pewny, Stevenie... Vehiconie?

- Nigdy nie byłem bardziej pewny! Kocham cię całą iskrą i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie... Charlie, zostaniesz moją conjnux endura?

- Tak. Też cię kocham. - odparła wzruszona 

- Dziękuję... - szepnąłem wstając i wtulając się w nią- Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko! Wszystko bylebyś była szczęśliwa! I żebyśmy byli razem, bo cię kocham... naprawdę kocham! - wyszeptałem zagarniając ją w objęcia tak, by oprzeć brodę na jej głowie- Bo masz w sobie to coś, masz coś czego potrzebuję, pamiętasz tą piosenkę?

- W świecie pełnym ludzi, jest coś co zabija mnie... - zanuciła

- Jeśli umrzemy tylko raz, chcę umrzeć razem z Tobą... bo jeśli mamy tylko jedno życie, chcę je przeżyć z tobą. Bo znalazłem swoją Iskierkę. - mówiąc to pocałowałem ją w czoło, otaczając ramionami

- A Iskierka odwzajemnia uczucie.

- I jest dobrze, prawda?

- Jest... wspaniale. - powiedziała wtulając się we mnie

Oplotłem ją ramionami ostrożnie zamykając w uścisku. Nareszcie moja. Moja i tylko moja... to najcudowniejsze uczucie na świecie. 

***godzina później/ Las Vegas***

***Charlie***

Szczęście nam sprzyjało. ''Ksiądz'' był tak zjarany, że nie odróżniał jawy od działania dragów. Po raz drugi zaciągnął się skrętem trawiąc informacje, które mu przekazałam.

- Robot? - parsknął

- Nie, to cosplay. Cosplay! Z gry... nie oceniaj.

- Laaaasia... średnio raz miesiącu przychodzi ziomutek, który żeni się ze swoją ręką. To... - wskazał na Vehicona stojącego nieopodal swojej zmniejszej formie- Zajebioza. Najbardziej zajebiozatrza zajebioza na świecie... Ej, stary, pełen szacun! Niessamowite detale. - orzekł podchodząc do niego i oglądając z bliska- Matko, jak prawdziwe... nerd nie siada, normalnie. 

- Czyli się zgadzasz? - wtrącił Steve

- To moja praca... powołanie! - stwierdził teatralnie przykładając dłoń do czoła- Dawać zakochanym miłość... nawet jeśli jest to chłopak i jego dłoń, albo komputer. Albo jeśli czyjś menżu chce się hajtać w kostiumie robota, a jego dziołcha w czarnej skórze...

- Ej, mam pod spodem sukienkę! - obruszyłam się

- TAK JAK MÓWIŁEM, miłość nie zna granić... - pokiwał skrętem w powietrzu, poprawiając się-... granic. Wiem co mówię. To tego... zapraszam przed ołtarzyk?

"Ksiądz'' z dredami i lśniącej niczym skóra jednorożca sułtanie przeszedł do głównego pomieszczenia. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do Steve'a, który uśmiechnął się promieniście i objął ramionami.

- Widzisz? Mówiłam, że będzie okej. - zaśmiałam się szczerze 

- Tylko ty mogłaś na to wpaść...! Kocham cię. - rzekł splatając nasze dłonie razem

- Ja ciebie też kocham. Chodź, szkoda czasu... I powiedz mi, dlaczego wzięliśmy ich na świadków??

- A kogo byś innego chciała? - parsknął cicho Steve- Znasz kogokolwiek lepszego?

- Hmmm... Briana nie, Paula też bym nie wzięła... o rodzicach nie ma mowy... - jęknęłam krzywiąc się. Westchnęłam- Słabo... Najlepszy dzień w życiu, yeey, dziadek się pewnie w grobie przewraca.

- Mówię ci, że Knockout i Breakdown byli najlepszym wyborem. 

- Tia... ale czemu Megatron ma mnie prowadzić do ołtarza?

- Wolałaś Starscream'a albo woźnego?

- Ok, już nie narzekam! Zróbmy to. Zróbmy! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top