14
Jean - Charles powoli otwierał oczy, jednakże utrzymanie powiek w normalnym położeniu, okazało się graniczyć z cudem. Ostre, białe światło, raziło go w oczy. Mężczyzna zwymyślał w duchu wynalazcę tak zwanych jarzeniówek za nie przemyślane oddziaływanie jego dzieła na zmęczenie zwykłych obywateli.
Jean uświadomił sobie, iż nie rozpoznaje otoczenia, w którym się znajdował. Wszystko wokół było obce i zupełnie inne niż miejsce, zwane przez niego domem. No i to ogromne pragnienie! Czuł się, jakby pokonał dużą odległość bez ani jednego łyka chłodnego napoju w palącym słońcu Afryki.
– Wody... – wyszeptał, ledwo poruszając wargami.
A może tylko mu się zdawało, że mówi? Już nic nie wiedział. Może ktoś wreszcie ruszy tyłek i zainteresuje się faktem, że Jean odzyskał świadomość i oczekuje wyjaśnień co do miejsca i okoliczności, które sprowadziły go do "tu" i " teraz"?
– Doktorze! Nasz pacjent się obudził! – podniesiony żeński głos i stukot klapek o podłogę doprowadzał Jeana - Charlesa do szału, albowiem brzmiał w jego uszach jak huk startującego odrzutowca.
– Już idę – głos doktora brzmiał nieco ciszej niż koleżanki po fachu, albo i pielęgniarki, nieważne, byle tylko...
– Ciszej, na litość boską...– poprosił chory.
– Panie Delacroix? – doktor najpierw zbadał mu puls.
Jean skrzywił się, a tymczasem lekarz poprosił pielęgniarkę, by zostawiła ich dwóch samych. Obiecał, że ją wezwie o ile będą tego wymagać okoliczności. Musiał przekazać pacjentowi, jak słyszał od innych w jego branży, lekarza z powołania, iż Jean już nigdy nie będzie mógł wykonywać swego zawodu. Jak on to przyjmie? W końcu to nicprzyjemnego, ale przecież istnieje tyle innych rzeczy, które Jean - Charles Delacroix mógłby wykonywać pomimo swego kalectwa. Trzeba też dyskretnie dowiedzieć się od niego, kim jest tajemnicza Salem, której imię bredził Jean w gorączce. Żona? Czy siostra, którą koniecznie trzeba powiadomić o stanie chorego?
– Wspominał pan o kobiecie imieniem Salem... – zaczął ostrożnie lekarz, zwracając się do Jeana. – Wolał ją pan często, odkąd znalazł się u nas. To ktoś ważny dla pana?
- Salem? To...– Jean zawahał się, nim udzielił odpowiedzi. – Jest dla mnie ważna, ale nigdy jej nie powiedziałem, ile dla mnie znaczy. A teraz jest już pewnie za późno, jest daleko ode mnie... Xavier... Mój synek..? Co z nim? Dlaczego go tu nie ma? A mojego ojca to pan też nie widział tutaj?
Teraz to doktor musiał dwa razy się zastanowić, co powiedzieć Jeanowi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top