Prolog

Dipper P.O.V

Byłem cały mokry. Deszcz padał jak z cebra a ja nawet kaptura nie miałem. Gwiazdy były zasłonięte czarnymi chmurami, a księżyc mimo swoich prób nie dał rady pokonać głębi ciemności jaka otaczała dzisiejszą noc. Całe miasto było pogrążone w śnie. Sklepy, które za dnia były miejscem pełnym ludzi kupujących potrzebne im rzeczy teraz tętniły pustką. Park w którym w świetle dnia czas spędzają rodziny a dzieci ganiają i bawią się ze sobą teraz wyglądał niczym z najczarniejszego horroru gdzie można było usłyszeć to co za dnia było zagłuszane przez miastowy hałas.

Wszedłem do ciemnej uliczki, od paru godzin nic tylko chodzę gdzie popadnie. No ale co mam innego do roboty? Do domu nie pójdę bo moi "kochani rodzice" postanowili mnie wyrzucić na zbity pysk jak jakiegoś psa. Oparłem się o ścianę i zacząłem swoje rozmyślenia nie zwracając uwagi na dwójkę typów, którzy gadali nieopodal mnie.

Zatem. Jestem Dipper Pines, mam 19 lat, mieszkam a dokładnie mieszkałem w miasteczku w Oregonie w domu z moją siostrą bliźniaczką Mabel i rodzicami. Rodzice jak już wspomniałem wywalili mnie przez kłótnie między mną a nimi. O co dokładnie nam poszło? Już mówię, a więc przynałem się do bycia BI a oni uznali to za haniebny czyn i woleli stracić jedynego syna niż się z tym pogodzić. Mabel próbowała ich przekonać do zmiany zdania lecz i jej nie słuchali. Kiedy zrozumiała, że prośby nic nie dadzą postanowiła iść razem ze mną, lecz jej nie pozwoliłem. Moja siostra od zawsze miała wielkie serce, życie na ulicy by ją zniszczyło. Nie chciałbym aby musiała żyć jak ja w tej chwili.

Rozmyślałem tak dalej pozwalając aby krople deszczu spływały po mojej twarzy. Dawało to w pewnien sposób ukojenie. W tle było słychać nie zrozumiałą rozmowę tamtych typów, lecz nie obchodziło mnie to. W tym momencie byłem tylko ja i moje myśli. Jednak po czasie rozmowa zanikła w deszczu, a ja sam poczułem jak ktoś łapie mnie za nadgarstki. Chciałem otworzyć oczy, ale zostałem uderzony czymś w głowę przez co straciłem przytomność.

–Moja głowa–mruknąłem cicho kiedy się obudziłem po nieznanym mi  czasie. Znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu, w którym jedynie mała lampka oświetlała drzwi.

W tej ciemności nie mogłem zobaczyć nic więcej jak metalowe drzwi naprzeciwko mnie. Nie mam pojęcia ile tu tkwiłem, czas stracił znaczenie, lecz przez małą szparę pod drzwiami zauważyłem cień człowieka. Brzdęk kluczy uderzanych o siebie, następnie kolejne kroki aż do skrzypienia drzwi otwieranych przez osobę po drugiej stronie.

Światło, które wpadło do pomieszczenia uderzyło mnie w oczy więc zostałem zmuszony przymrużyć je. Osoba, która weszła do pokoju była rozmazana tak samo jak osoba obok.

Dźwięk kroków zbliżających się do mnie sprawił, że przysunąłem się bliżej ściany. Robiłem to aż moje plecy nie stykneły się z chłodem jaki dwała. Wiedziałem już, że dalej nie dam rady się cofnąć. Nawet nie chwilę później poczułem nieprzyjemny ból w szyi. Otworzyłem szerzej oczy aby zobaczyć co je spowodowało, lecz świat jak na zawołanie zaczął wirować i jedyne co zauważyłem było strzykawką z dziwnie wyglądającą substancją. Zamknąłem oczy i pozwoliłem mojemu ciału na uderzenie o podłogę. Ostatnie co poczułem było uczucie podniesienia przez kogoś. Wtedy zapadła ciemność, w końcu zemdlałem.

[518 słów]

Witam i mam nadzieję, że prolog się wam spodobał. Postanowiłem odnowić starą książkę ponieważ uczucie cringu jaki mi dawała był spory.

Także witam w tej książce i zapraszam do następnego rozdziału

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top