Część 7
Czerwono włosy Shinigami podążał do Biblioteki, jak zawsze po nowe zlecenia. Był pewien, że nie zabraknie mu pracy. I nie pomylił się! William już czekał na niego w progu swojego gabinetu, co było dziwne.
- Co jest?
- No jesteś wreszcie!
- Jak zawsze! Gdzie indziej miałbym być?
- Nie marudź, tylko chodź, praca czeka!
Grell przyjrzał się uważniej swemu przyjacielowi. Co go dziś ugryzło? Nie był od dawna tak wytrącony z równowagi, lub tak się rudemu zdawało. Milczał jednak, bo sam czuł się jakoś nieswojo. Coś dziwnego się działo w świecie Bogów Śmierci i wszyscy, nie wyłączając Adriana Crevana, przejawiali niespotykaną do tej pory nerwowość. Czuło się ją już od progu. Zarówno wczoraj po Zebraniu, jak i teraz. Biblioteka ziajała pustką i chłodem, kiedy szli przez jasny korytarz. Wszyscy byli w terenie poza rzecz jasna Williamem i Lawrencem, który był, podobnie jak Adrian, poza czynną służbą i zajmował się wyjątkową profesją, czyli robieniem okularów dla Mrocznych Żniwiarzy. Grell wszedł do gabinetu, poganiany przez Spearsa.
- Siadaj!
- A mamy na to czas? – zakpił.
Wilam westchną i potarł czoło, poprawiając okulary. Usiadł i zamknął na chwilę oczy, jakby próbował zapanować nad sobą, lub przemożną ochotą, by zdzielić rudego w głupi czerep.
- Niezbyt wiele. Tu – wskazał na stertę Cinemtaic Record – masz zlecenia. Uporaj się z tym do południa, bo potem musisz tu wrócić .
- Wrócić? Po co?
- Lawrence zwołał nadzwyczajne zebranie.
- Wiesz, że nie chadzam na zebrania Zarządu. Wolę...
- Wiem, wiem – przewał mu Will – pracę w terenie! Ale to nie Zarząd się zbiera tym razem!
- Ale? Gadaj, bo czasu mi szkoda!
Grell się zniecierpliwił. Co ten Spears? Niby tyle roboty, a pogaduszki se z rana urządza. Zagarnął CR i już wstał, patrząc na towarzysza wyczekująco ale i ze złością. Zebrania, rozmowy, raporty, siedzenie przy biurku, gadanie – to nie była jego bajka. Zdecydowanie wolał pracę w terenie i koszenie dusz.
- Masz być i koniec! Dowiesz się na miejscu! A teraz do roboty!
Wrrr. Grell miał ochotę zawarczeć. Ale się nie odważył. William - ta oaza spokoju, był zbyt poddenerwowany, a wszelkie dyskusje jeszcze opóźniłyby pilną i tak pracę. Wyszedł więc bez słowa, zabierając ze sobą i CR i swego Death Nota.
Na korytarzu spotkał Adriana. Co było jeszcze dziwniejsze, niż zachowanie Willa, to fakt, iż Crevan nawet go nie zauważył, tak był zamyślony. Szedł ze spuszczoną głową i dopiero kiedy niemal nie zderzył się z rudzielcem, raczył go dostrzec.
- Grell!
- Adrian, nasza legenda! Co robisz tak wcześnie w Bibliotece?
Na pogawędki z ulubionym senpaiem Sutcliff zawsze miał i czas i ochotę.
- Mam sprawę do Lawrenca, a ty pewnie spieszysz do pracy?
- Tak! Odebrałem już zlecenia. Wiec do roboty. Nic tu po mnie. Jak tam nasza księżniczka?
Adrian spojrzał na Grella dziwnie.
- Kto?
- No Mira przecież! Kochany brzdąc! Udała ci się wnuczka nasz drogi Adrianie.
- Wolałbym, byś nie nazywał jej w ten sposób.
- Znaczy jak? Przecież jest słodkim brzdącem!
Czy Grellowi się wydawało, czy Adrian nieco się zdenerwował. Jego zielone oczy zaiskrzyły groźnie.
- Nie o to chodzi! Nie nazywaj ją więcej księżniczką! Mogę cię o to prosić?
Jak na gust Sutcliffa, to nie zabrzmiało jak prośba. Raczej jak ostrzeżenie! No co ten Crevan? Chyba nie jest zazdrosny o własną wnuczkę? Mała była kochana i rozpieszczana przez wszystkich w świecie Shinigami.
- Mogę? – nalegał dziwnie Crevan.
- Jasne!
Rudy nie chciał denerwować senpaia za nic na świecie. Jednak druga strona była taka, że Adriana rzadko co wyprowadzało z równowagi. Czemu tak drażni go nazywanie Miry księżniczką?
- Czemu...?
- Nie ważne! – Teraz Crevan na serio się wkurzył, ale i opanował błyskawicznie. – Zrób to dla mnie, bardzo cię proszę!
- OK! Wiesz, że dla ciebie wszystko, kochany Adrianie, a teraz wybacz, praca czeka! Ucałuj Mirę i całą resztce, czy jak tam...
Grell czym prędzej się wycofał z tej dziwnej i nieco niezręcznej rozmowy. Idąc korytarzem rozmyślał o powodach prośby Crevana. Czy wszystkim ostatnio tak odbija?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top