Rozdział 2
Zobaczyła ogromne lustro w złotej ramie ręcznie zdobionej. Obtarła je z kurzu i ujrzała woje odbicie, ale... było inne. Jej oczy były piwne. Włosy spięte w kok z zakręconym kosmykiem na przodzie. Miała na sobie turkusową suknię bez ramion. W oddali widziała jasne, niebeskie ściany a nie ciemne, takie jak na strychu.
-Dziewczyny!-zawołała.- Patrzcie.
Przyjaciół podeszły zdziwione.
-Zaraz, dlaczego ty się odbijasz a my nie?-spytała Karai.
-Ale nawet April nie jest taka sama-zauważyła Mona.
Renet spojrzała za lustro myśląc, że coś jest za nim, co stwarza te „efekty specjalne". Ale nic tam nie było. April poruszyła rękami by sprawdzić czy to na pewno ona. Postać robiła wszystko to co ona. W końcu rudowłosa dotknęła lustra. Jej odbicie też go dotknęło. Nagle coś zalśniło i lustro zaczęło wciągać April do środka.
-Co jest?-zdziwiła się Karai.
Dziewczyny złapały przyjaciółkę za drugą rękę chcąc ją wyrwać, ale ta siła była tak potężna, że nawet we trójkę nic nie zdołały zrobić. Lustro wciągnęło rudowłosą.
-Co to za ustrojstwo?-nie rozumiała Lisa.
-Chłopcy. Chłopcy!-zwołała Renet.
Po chwili ze zwierciadła wyskoczyła April , ale ta druga. Przewaliła dziewczyny na podłogę zakrywając je turkusową suknią. Wtedy na strych wbiegły żółwie.
-Co tu...-zdziwił się Leo.
Podbiegli do dziewczyn pomagając im wstać.
-Nic wam nie jest?-spytał Raph.
-Nie, nic-odparła Mona.
-April?-zapytał Donnie podnosząc dziewczynę.
Popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Lecz nie bała się.
-Bardzo mi kogoś przypominasz-powiedziała.
-Ale czy to ty?-wtrąciła Karai.- Czy jesteś April?
-April? Nie. Ja jestem Arisa.
Karai, Y'Gythgba i Renet spojrzały nerwowo n lustro. Było połamane.
-Czyli, że April jest tam-stwierdziła Lisa.
-Czy ktoś mi wyjaśni o co w tym wszystkim chodzi?-wtrącił zniecierpliwiony Donnie.
-Z tym lustrem od początku było coś nie tak-tłumaczyła Karai.- Nie pokazywało prawdziwego odbicia. Potem wciągnęło April do środka a wyrzucił odo nas... jej sobowtóra, Arisę.
-Dokładnie Arisa Felicity, księżniczka a właściwie następczyni Rositill-uściśliła dziewczyna.
-No mniejsza z tym- przerwał jej Leo.- Trzeba znaleźć naszą April.
-Przeszukam wymiary-zaproponowała renet.- Może ją znajdę.
Błyskawicznie zmieniła swój ubiór, otworzyła portal i wskoczyła do niego. Reszta natomiast patrzyła dalej na Arisę.
-Możecie przestać się tak na mnie gapić?-spytała zdenerwowana.-Wiecie, jak niezręcznie się czuje?!
Przyjaciele spojrzeli na siebie zdziwionym wzrokiem. Arisa oburzona skierowała się w stronę wyjścia.
-Jak na odbicie April jest strasznie wkurzająca-szepnął Raph do braci.
Księżniczka zaczęła schodzić drabiną w dół. Przyjaciele podeszli bliżej patrząc jak męczy się z rąbkami sukni.
-Na twoim miejscu nie schodziłabym po drabinie w takiej kiecce-rzekła Karai.
-A co ty tam wiesz-warknęła Arisa.
-A to, że pewnie zaraz spadniesz na dół z wielkim hukiem-odparła.
No i nagle stało się to, co przewidywała kunoichi. Księżniczka potknęła się o suknię i zleciała z drabiny.
-Żyjesz?-spytał Mikey.
Arisa wkurzała się warcząc.
-Nie denerwuj się bo złość piękności szkodzi-dodał sarkastycznie Raphael.
Przyjaciele zeszli za dziewczyną. Mikey chciał jej pomóc wstać wyciągając rękę, ale ona popatrzyła na niego chłodno odpychając dłoń.
-Sama sobie poradzę- warknęła ponownie.
Złapała za poręcz podnosząc się powoli. Poprawiła sobie kok i podnosząc dość ciężką suknię zeszła na dół
-Gdzie ja w ogóle jestem?-zapytała zdenerwowanym tonem.
-Nawet gdybym ci powiedział to i tak byś nie wiedziała-odparł ironicznie Raph.
-A skąd wiesz?-powiedziała coraz bardziej podminowana.
-North Champion-wyjaśniła Mona.
Arisa popatrzyła na nich tak, jakby nie wiedziała co Salamandrianka powiedziała.
-Mówiłem-rzekł Raphael.
Księżniczka wyszła z domu patrząc na okolicę.
-Ten las...-rozmyślała.- Taki sam jest w Rositill.
-To ty nie wiesz, że lasy wszędzie są takie same?-odrzekł Leo.
-Nie, lasu w Rositill nie pomyliłabym z żadnym innym- wyjaśniła.- To moje królestwo!
-A więc możliwe, że April trafiła do innej rzeczywistości- dumał Donnie.
-Słuchaj, jeśli myślisz, że to twoje królestwo to nie licz, że będziemy ci usługiwać-wyrwała Mona, w której coraz bardziej się gotowało.
-To się jeszcze okaże-odparła niewzruszona Arisa.
Salamandrianka była na granicach spokoju. Wyciągnęła miecz podnosząc go, ale Raph w porę opuścił ostrze.
-Spokojnie, mona-rzekł.- Zobaczysz, prędzej jej się tu znudzi iż my zacznie my tej wredocie służyć.
-I poza tym zostanie tu tylko dopóki Renet nie znajdzie jej świata albo ja nie wymyślę jak się tam dostać-rzekł Donnie.
-A ile to może potrwać?-spytała Karai.
-No... tydzień minimum-odparł.
Przyjaciele zajęczeli głośno na myśl o znoszeniu przez co najmniej tydzień Arisy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top