XXIV. Ronald, Undertaker, Grell || jego prawdziwa natura, część 1

Hejka wszystkim, ogólnie dziś krótko.

A więc... jeślibym osobiście miała ocenić ten rozdział w kwestii pomysłu,  rozpiski oraz czasochłonności, to dałabym  mu 2/10 XDD

Niemniej, jako ze powinien pojawić się już w zeszłym miesiącu, nie chciałam  jeszcze bardziej przedłużać.

Także, zwyczajnie bądźcie cierpliwi podczas czytania i bawcie się nim na tyle ile jesteście w stanie!

~ggoliaa

R O N A L D   K N O X

     Słońce żwawo wychodziło zza chmur, gdy nasza główna bohaterka płacząc, pospiesznym krokiem kierowała się w stronę drzwi wejściowych swojego obskurnego mieszkania.
   – ...[Imię]! – wołał za nią blondyn, wybudzając się  z pierwszego szoku po usłyszeniu historii życia jego jedynej miłości. – Proszę, zaczekaj!
   Acz ona zbyt przeszyta rozczarowaniem oraz wstydem nieświadomie kompletnie wyłączyła się  na wszelkie czynniki zewnętrzne i ponieważ nie potrafiła słuchać jedyną możliwością, by jej nie utracić na zawsze, było zatrzymanie jej w biegu.   
     To dlatego Ronald, nadal niedokładnie ubrany, momentalnie mocno złapał ją za jej nadgarstek: – ...To co przeżyłaś, nie jest w stanie zmienić moich uczuć do ciebie!
    Być może poruszona tym jak zdawał się o nią walczyć,  koniec końców kobieta na chwilę postawiła płasko stopy.
      Wówczas szybko ocierając opuszkami palców łzy spływające po jej policzkach, zerknęła przez ramię na Knoxa: – T-Ty... naprawdę wciąż w n-nas wierzysz?
    Jednak ten tym razem ten nie udzielając odpowiedzi, żwawo pozwolił sobie ją wyminąć i zaciskając wargi, pociągnął ją ku schodom prowadzącym na dół.
  – ...R-Ron? – szepnęła, zaniepokojona jego niecodziennym milczeniem. – Dlaczego nic nie m-mówisz?
   –  Ponieważ jesteś jedną z tych osób, dla których słowa nie wystarczą – odparł, po drodze zabierając swoją teczkę z przedpokoju. – Skoro ty zdradziłaś mi swój największy sekret, ja tak samo zdradzę ci mój.
   Stresując się sytuacją, [nazwisko] głośno przełknęła ślinę i spróbowała zwolnić ruch:  – ...C-Co masz przez to na myśli?
   – Wkrótce się dowiesz.

   "A wtedy słowo ciałem się stało..."
   Owy Bóg Śmierci zabrał ją do domu starców. Dokładnie tego którego przez praktycznie całe życie dorosłe i przede wszystkim  po wyjściu na wolność, starała się unikać jak ognia...
   – C-Co my tu robimy?
  – P-Po co tu przyszliśmy?
   – D-Dlaczego akurat tutaj?
  Bombardował go stosem pytań, gdy serce podchodziło jej do gardła a zaciśniętą w pięść jedna dłoń stawała się coraz bardziej mokra... z potu, wynikającego z obawy wobec tego, co może się zaraz zdarzyć.
    Mimo to, blondyn wciąż ją prowadził bez słowa. Dopóki nie dotarli do jednego z najdalszych pokojów w samym środku budynku. Po drodze ponadto, nasza główna bohaterka ciągle spuszczała głowę by przypadkiem nikt jej nie rozpoznał... 
   Stety lub niestety, owa para nie zwracała uwagi innych. Prawie jakby wtapiali się w tłum, lub zwyczajnie wszyscy tutaj byli za bardzo zabiegani  by chociażby się z nimi przywitać. W rzeczy samej... Było to coś w rodzaju szczęścia w nieszczęściu dla [imię].
   Tak czy inaczej, w pomieszczeniu był staruszek zdający się być na skraju życia i śmierci. Ledwo oddychał, nie ruszał się a jego ciało było wychudzone.  Leżał on na łóżku, okryty kocem oraz ze przymrużonymi powiekami.
    Widok ten był tak smutny, iż kobieta z trudem powstrzymała się od odwrócenia wzroku. W istocie jednak, tym co bardziej ją przerażało była świadomość tego jak bliska oraz jej  znana zdawała się być ta sytuacja...
   – ...W końcu po mnie przyszedłeś? – odezwał się słabo, jakoś rozpromieniając się na widok Ronalda.
    Ten wówczas natomiast poprowadził [nazwisko] do jego posłania i wreszcie puścił jej rękę.
   – Zgadza się, panie Whine – odpowiedział prawdziwe zasmucony wkrótce, otwierając swoją torbę. – Nadszedł już ten czas...
   Po tym zdaniu, owy chorowity człowiek zdecydował się delikatnie spojrzeć na kompletnie nie rozumiejącą co się dzieje [kolor]włosom.
   Tyle razy, ten młody mężczyzna opowiadał mu o swojej  ukochanej...
    – Doprawdy jesteś piękna, młoda damo. – Zauważając jak przypominała mu jego Cindy, minimalnie unosząc kąciki ust, zwrócił się bezpośrednio do niej. – Czemu tylko masz tak przepełnione żalem oczy...?
    Jednakowoż bohaterką nie dała rady odpowiedzieć, ponieważ w chwili w której zobaczyła w rękach Knoxa kosiarkę elektryczną, została całkowicie wbita w podłogę a zimny pot oblał jej kręgosłup.
     – ...Proszę, odsuń się trochę! – polecił shinigami, lekko odpychając ją na bok.
   Aczkolwiek w momencie, w którym ten uniósł nad staruszkiem narzędzie, poczuła jak nieostrożnie jest obejmowana w pasie w sposób dotąd jej nieznany i resztkami sił przyciągana do czyjejś klatki piersiowej.
     – ...D-Dbaj o niego, moja droga – cichy szept nikogo innego, jak tego słabego mężczyzny otoczył jej ucho.  – Mimo iż ten chłopak jest Śmiercią, ma doprawdy piękne serce.
    I kiedy odgłos ostrza głośno rozbrzmiał w pomieszczeniu... Ta zdezorientowana sytuacją, z strachem w źrenicach odważyła się spojrzeć ku górze.
    Kilka kropel ciepłej krwi ubrudziło jej policzek automatycznie, gdy obrazy życia dokładnie tego samego staruszka, co ją tak desperacko przytulał... przeleciały przed jej oczami, nawinięte na kasecie jak czarno-biały film.
    Jego dzieciństwo, jego lata młodzieńcze, jego pierwsze zauroczenie, pierwsza miłość... ślub z ukochaną osobą i dzieci, aż po śmierć jego całej rodziny w katastrofie morskiej.  Wszelkie emocje jakie kiedykolwiek czuł.
   Wszystko to sprawiło, iż jej tęczówki ponownie potwornie się zaszkliły.  Choć w rzeczywistości trwało to zaledwie minutę... Ona miała wrażenie, iż wieki dzieliły ją od momentu, w którym Knox przeciął klisze a ten wydał ostatnie tchnienie z uśmiechem na ustach.
     'Bo w końcu znów będzie mógł zobaczyć wszystkich tych ukochanych, jakich stracił' – to mawiała jego ostatnia myśl. Czyż nie było to jednocześnie tak samo piękne, jak i smutne?
    – ...Michaelle Whine, zmarły dziesiąta zero trzy z powodu odwodnienia organizmu – rzekł niespodziewanie Ronald z zatroskanym wyrazem twarzy, podbijając pieczątka jedną z kartek w tej książeczce, jaką zawsze nosił i właśnie wyciągnął z kieszeni. – Spoczywaj w pokoju, poczciwy staruszku, tak przepraszam, że tyle musiałeś się wycierpieć.
    Uklękając na jedno kolano, zrobił znak krzyża oraz odmówił krótką modlitwę za jego duszę.
   – R-Ronaldzie...? – zająkała się główna bohaterka, wciąż analizując owe wydarzenie. – Czy ty naprawdę jesteś Mrocznym Żniwiarzem?
     Powstając z powrotem na równe nogi i ostrożnie chowając spis sądów do środka marynarki, blondyn pozwolił sobie z  niepewnością wyciągnąć ku niej swoją z lekka drżącą dłoń.
   – ...Tak, księżniczko – przyznał nagle pełen wątpliwości. – Sądzę duszę i decyduje, kiedy ktoś odchodzi z  tego świata.
    Tutaj boleśnie unosząc kąciki warg ku niej, rękawiczką  czuło wytarł czerwone krople na jej skórze:  – ...Czy to wystarczy, byś w końcu przestała się bać? 
    Zatapiając się w jego dotyku, główna bohaterka złączyła wilgotne rzęsy oraz dała upust części emocji... ponieważ żaden z nich już oficjalnie nie miał czystego sumienia ani nieskazitelnego życiorysu.
   – T-Teraz... – wyznała mimowolnie, nie do końca wierząc, iż to czyni. – Boję się tylko, że k-kiedyś cię stracę–!
   – Nie stracisz – zarzeknął szczęśliwy, bo wreszcie zdawała się go faktycznie zaakceptować.  – Obiecuję!
  Ostatecznie, przesuwając swoje palce ku jej szyi, wplatąl palce w jej kosmyki oraz wtulając jej twarz w swoją klatkę piersiową, mocno ją objął. Tymczasem jej  paznokcie rozpaczliwe wbiły się w materiał jego koszuli, gdy koniec końców uświadomiła sobie, że...
    Rzeczywiście kochała go absolutnie.
   
U N D E R T A K E R

    Był to jeden z tych ładnych jesiennych dni, kiedy to delikatne promienie słoneczne przechodziły przez chmury a kolorowe liście szeleściły pod stopami.
    Nasza główna bohaterka była akurat w drodze do zakładu pogrzebowego, w jakim pracował jej ukochany. W rękach trzymała jego czarny wysoki kapelusz, jaki niby że przypadkiem zapomniał ostatnio z jej rezydencji.
     Jednakowoż w istocie, było to dla niego coś w rodzaju triku jaki zapewniał mu, iż [nazwisko] prędzej czy później go odwiedzi.
   Lecz wracając, kobieta doprawdy cieszyła się na to spotkanie. Nie mogła ukryć, iż przez te dziewięć dni, szczerze się stęskniła za jego osobą.
    Aczkolwiek  tego razu nie chciała niemalże od razu robić wielkiego wejścia, w związku z czym po cichu wprosiła się do środka budynku.
   Niemniej planowała rzucić się mu na szyję od tyłu, lecz w chwili przekroczenia progu stanęła jak wryta. Undertaker... Fakt faktem, był odwrócony do niej plecami  i jak zawsze siedział na jednej z trumien, ale w swoich długich paznokciach trzymał  pewne narzędzie.
   Dosłownie była to kosa żniwiarska, ponadto niebanalnie zdobiona.  Jej rękojeść przy ostrzu była szkieletem z czaszką owiniętą w ciernie. Było to niepokojące, w rzeczy samej... ale z jakiegoś powodu się nie bała.
   Cóż jednak było tego przyczyną?  Zapewne to, iż ufała temu mężczyźnie bezgranicznie i wprost nie była w stanie wyobrazić sobie go jako czarny charakter. Wielu powiada, że miłość jest ślepa... acz czy rzeczywiście tak samo było w tym przypadku?
     – ...Ah, witaj, moja najdroższa – odezwał się srebrnowłosy, błyskawicznie unosząc kąciku ust na jej odbicie w owym metalu w jego rękach. – Czyż wchodząc tak cichutko, próbowałaś mnie miło zaskoczyć?
   – I znowu przejrzałeś mnie na wylot, niech to licho! – podniosła nieco ton, starając się wyjść na jak najbardziej naturalną... bo doprawdy nie chciała zrujnować ich spotkania 'takową drobnostką'.
   – ...To dlatego, że twoje kroki są dla mnie muzyką i zawsze jestem w stanie je rozpoznać – odpowiedział, chwilowo spuszczając głowę. – Któż by pomyślał, że zdołasz tak zawrócić mi w głowie, guehehe~
   Zaśmiał się cicho, kiedy jego kosmyki opadły mu na twarz a niezwykła zieleń jego oczu zniknęła wraz z nimi: – ...Swoją drogą, nie krzyknęłaś gdy zobaczyłaś moja kosę śmierci. Czyżbyś próbowała sprawić, bym jeszcze bardziej się w tobie zakochał?
   Czarującym głosem skompletował ją niczym prawdziwy mroczny arystokrata przez chwilę sprawiając, iż kobieta znieruchomiała.
   – Twoją kosę śmierci...  – wypowiedziała po odzyskaniu głosu, kiedy jej serce stopniowo zaczęło się uspokajać. –  C-Co masz przez to na myśli?
  –  To dość długa i nieprawdopodobna historia – przyznał, ciesząc się z osiągnięcia z jej strony takowej reakcji . – Jesteś pewna, że chcesz ją wysłuchać w całości?
   –  ...Czy widziałeś bym kiedykolwiek wycofała się od wyzwania? –  Słysząc jego prowokacje,  część jej pewność siebie wróciła.
   – Ależ absolutnie, hahhaha
    Rozbawiony tym jak zabłysnęły jej tęczówki, intuicyjnie wyciągnął ku niej dłoń... Jaką ta naturalnie zaraz złapała, nie potrzebując z jego strony ani grama więcej zachęty.
   Następnie Undertaker pomógł jej przejść przez trumnę i tymczasowo odkładając na bok kosę,  posadził ją między swoje kolana: – ...Czy tak jest dobrze, czy może wolisz trochę więcej przestrzeni?
   Zapytał w pobliżu jej ucha, błyskawicznie stykając swoją klatkę piersiową z jej plecami i ponownie sięgając po chwilę temu odłożone narzędzie... A wszystko to w celu jej wystraszenia, jak to lubił często robić.
     Było to jednak jedno z jego niespełnionych życzeń, ponieważ  lęk wobec jego działań nasza główna bohaterka  przestała odczuwać  kilka ładnych miesięcy w tył.
   W związku z czym, spróbowała bezmyślnie chwycić owe narzędzie, jakie Undertaker błyskawicznie od niej odsunął: – Przyznaje, że byłabyś niezwykle piękna lalka, ale nie powinnaś tak kusić losu... Kosa śmierci jest w stanie przeciąć wszystko nieodwracalnie, poza drugą taką kosą.
   – ...To jest ich więcej?  –  Jej źrenice rozszerzyły się z zaciekawienia.
   – Oczywiście – odparł spokojnie. – Każdy z Mrocznych Żniwiarzy taką posiada... aż do momentu odejścia na emeryturę, hihi~ – Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, w tymże momencie zdawał się być wybitnie rozśmieszony. – Wtedy ma obowiązek zwrócić ją do Zarządu. Acz, hihi, nie zawsze tak się dzieje–
   – ...A czym dokładnie ci Mroczni Żniwiarze się zajmują? – Ciągnęła temat, obojętna na jego tymczasową zmianę nastroju.
  –  W dużej mierze – począł mówić, jak zawsze niezdenerwowany – po prostu przez kilka dziesiątki lat sądzimy duszę zmarłych i przecinamy ich cinematic records, gdy są na granicy śmieci–
  –  ...Cinematic records? – powtórzyła, zupełnie nie rozumiejąc cóż to znaczy.
   – To coś w rodzaju kaset, jakie zapisują przebieg twojego życia... – wyjaśnił, ze skupieniem przejeżdżając paznokciem po ostrzu kosy.  – Posiada je niemalże każdy, zarówno śmiertelnik, jak i istota nadludzka.
    – ...Czy ty właśnie próbujesz mi zasugerować, że nie jesteś człowiekiem jak ja? – Nagle rozumiejąc w czym tkwi sedno, omal nie wybuchła rozbawiona.
   – Teraz już wiesz skąd wzięła się cała moja wiedza oraz jakie podłoże ma kolor moich tęczówek, haha~ – Jej zdezorientowana mina narodziła krótki śmiech w jego krtani.
    Acz tutaj już żarty się kończyły. Choć ciężko było uwierzyć jej w to, że mówił poważnie... Kosa Śmierci była prawdziwym dowodem jego słów.
    W połączeniu z kwestiami, które wymienił w istocie miało to sens oraz łączyło w spójną całość  wiele rzeczy.  Nie wyjaśniał to jednak pwnej... 'malutkiej sprawy', a mianowicie.
   – A c-co z twoimi bliznami? – zapytała ryzykownie, uważając iż był to dobry moment.
    Wówczas chowając narzędzie do otwartej obok trumn, Undertaker odpowiedział krótkim zdaniem: – ...To akurat historia na inny dzień.

G R E L L    S U T C L I F F

     Kiedy na dworze panował chłód oraz burza, w łazience w mieszkaniu naszej bohaterki było gorąco oraz parno. Skąd jednak to się wzięło?
   Otóż, tak się złożyło, że tego poranka owa para zdecydowała się na wspólną kąpiel. W związku z czym, akurat całkowicie nadzy siedzieli razem w wannie z płynem, wypełnionej pianą po brzegi.
   Jeśli zastanowić się jak się czuli... nie było to dla nich nic specjalnego. Zapewne dlatego, iż nie był to pierwszy raz jak znaleźli się w takowej pozycji, według własnego uznania. Co więcej, już za tym pierwszym razem nie skończyło się to na zaledwie myciu.
    Niemniej w szczegóły tamtego wydarzenia lepiej zanadto się nie zagłębiać, bo najważniejsze było to, co działo się teraz... Tak więc, Sutcliff leżał na odkrytych piersiach [imię], opierając się łokciami o krawędzie, podczas gdy ona zadowolona bawiła się jego włosami.
   Jej palce przeplatały się pomiędzy jego czerwonymi, długimi kosmykami. Doprawdy, były zaskakująco miękkie oraz puszyste... Prawie jakby dotykało się prawdziwych białych, łabędzich piórek. 
   – ...I wyobraź sobie, że William tak czy inaczej powiedział, że to moja wina! – Jak często miał w zwyczaju, skarżył się zielonooki. – Kiedy to była nieprawda, to Ronald zapatrzył się na jakąś panienkę i Sebas-chan nam uciekł!
     Z tego czego nasza główna bohaterka wywnioskowała z rozmów, wynikało iż  owy 'Sebas-chan' był pierwszą miłością jej wybranka. Lub może raczej pierwszą prawdziwą z jego fantazji...
     Niemniej nie przeszkadzało jej to ani trochę, o ile miała pewność, iż teraz to ją darzył swoimi uczuciami. W końcu gdyby było inaczej... Ich wspólne noce nie wyglądałyby tak intymnie.
  – W zasadzie to... – Nagle uświadamiając sobie pewną ważną rzecz, bohaterką zmarszczyła brwi w zastanowieniu. – Czym ty się zajmujesz, Grell? Stale mówisz mi o tym sztywnym przełożonym, o nieregularnych godzinach, o tych swoich nieodpowiedzialnych współpracownikach, ale co to właściwie za praca, nic a nic.
    Patrząc w jasny sufit, wyliczała w głowie wszystko co kiedykolwiek zdążyła wyłapać z ich dyskusji, czasem przed a czasem po stosunku.
   –  ...Jako shinigami z tak dużym stażem powinnam być traktowana lepiej, zwłaszcza że na początku miałam lepsze wyniki niż William! Tymczasem teraz muszę się go słuchać!
    Natomiast Sutcliff niezupełnie zdawał się słuchać co mówi do niego kobieta zdolna zaspokoić jego wszelkie potrzeby, zbyt zaoferowany ostatnimi wydarzeniami na jego zmianie.
     – S h i n i g a m i? – Pierwszy raz słysząc ten zwrot, musiała się upewnić czy na pewno dobrze zrozumiała. – To określenie jakiejś firmy w Londynie? Coś z pogrzebami?
  – ...Mam wszystko co potrzebuje prawdziwy Mroczny Żniwiarz,  tymczasem ciągle mam wrażenie jakbym była czarną owcą dla Willa!
    Im bardziej zachodził w swojej gadaninie,  tym bardziej [nazwisko] miała problem by uwierzyć w jego słowa.
      – ...Czekaj, czekaj!  – zawołała nagle, w końcu rzeczywiście zwracając jego uwagę. – Masz na myśli tych Bogów Śmierci z legend oraz baśni?
   – Oczywiście, że tak, [imię]! – odparł trochę zirytowany tym, iż nie załapała od razu. –  Przecież cały czas ci powtarzam, że– ah!
    Nagle zbliżając swoje usta do jego małżowiny usznej, spowodowała  odgłos w jego gardle:  – ...Więc mówisz mi, że umawiam się z nadludzką istotą~?
   Oczywiście, nie było opcji by zaledwie po tym uznała,  iż faktycznie wszystko co właśnie jej powiedział było prawdą.
     Dlatego też zdecydowała się obrócić to w dowcip, uznając iż widocznie nie był jeszcze  gotowy by jej się do tego przyznać.
   Nie posiadała żadnych podejrzeć co do tej kwestii, ale ufała mu na tyle by uwierzyć, że nie robi niczego nielegalnego.
   –  ...A k-kiedykolwiek wątpiłaś w moją niezwykłość, hm? – Czując jej oddech na swojej wilgotnej skórze, błyskawicznie się zarumienił i częściowo zawstydził.
   Prawie jak wtedy, gdy robiła mu te wszystkie rzeczy  po raz pierwszy w jego życiu.
   – Naturalnie, że nie... po prostu, hahahah~ niech sądziłam, że pozaziemskie stworzenia mogą być tak czułe na dotyk śmiertelnika!
    Nie potrafiąc ukryć śmiechu, wyraźnie pokazała, iż z lekka bawi ją ta jego wyraźna reakcja. Aczkolwiek zarazem także... Sutcliff wówczas wydał jej się nadzwyczaj uroczy.
     – T-To wszystko dlatego, że wiesz gdzie dokładnie mam słabe punkty i jeszcze w jaki sposób je wykorzystać! – obronił się, podnosząc głos.
   A [nazwisko], jak to [nazwisko], wówczas jak zawsze,  by jeszcze bardziej podsycić swoją rację, pozwoliła sobie jedną ręką zjechać wzdłuż jego klatki piersiowej i zatrzymać się centralnie na jego podbrzuszu:   – ...Masz na myśli, na przykład to miejsce–
    Pełna świadomość jej dotyku, sprawiła iż czerwono-włosy niekontrolowanie zadrżał, a gęsia skóra pojawiła się na praktycznie całym jego ciele.
  – ...D-Dobrze wiesz o czym mówię, [imię]!
    Jak jednak ta sytuacja się zakończyła, to już autorka zostawi waszej wyobraźni.

[ok. 2700 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top