4. Berek
Pierwszy tydzień szkoły. Jak zwykle zasady PZO, na chemii zasady w pracowni, na informatyce zasady dotyczące nie jedzenia, picia podczas zajęć i różne inne pierdoły odnośnie zasad. W środę było trochę lepiej, bo już coś tam zaczęliśmy. A najgorsze było to, że w czwartek matematyczka zapowiedziała sprawdzian z ogółu, który będzie we wtorek.
Siedziałam na łóżku, przeglądając z nudów Facebooka. Na dworze było tak sobie, jednak nie było deszczu, tylko trochę zimno.
- Emi: [T.I] może wyjdziemy do ogrodu? W końcu i tak nie ma nic lepszego do roboty. Zwołałybyśmy ekipę i wyszli razem - powiedziała, wparowując do pokoju.
Ekipę tworzyli wszyscy mieszkańcy segmentu drugiego. Cieszyło mnie to, że w końcu znalazłam sobie przyjaciół. Mimo, że z niektórymi różniliśmy się "rasą" to nie czułam tego. Szybko okazało się, że potwory nie różnią się zbytnio od ludzi. Podobne myślenie, zainteresowania, hobby.
- Emi: Wstawaj no, co tak siedzisz - zaśmiała się, a ja wstałam i zaczęłyśmy po kolei zwoływać członków ekipy.
Wszyscy wyrazili zgodę na wyjście do ogrodu obok szkoły. Dość szybko się zebraliśmy i wyszliśmy z budynku. Weszliśmy na most, który był niewiadomo po co nad trawą, i patrzyliśmy na rośliny, które jeszcze nie utraciły swojego piękna. Sadzonki sezonowe już "umarły", a ślad po nich był tylko mały krąg z kamieni.
- Luckas: Berek! - zawołaj głośno i dotknął ramienia Dawida.
Wszyscy jak na komendę rozproszyli się po ogrodzie. Przez dobre kilka minut udawało mi się unikać goniącego, jednak Lucy dotknęła moich pleców, przez co stałam się berkiem. Za cel obrałam Mei, która była najłatwiejszym obiektem do złapania. Zaczęłam ją gonić, a kocica zaczęła uciekać, jednak mimo zmęczenia udało mi się ją dogonić i dotknąć jej ramienia. Kątem oka spostrzegłam Science'a siedzącego pod drzewem i czytającego jakąś książkę.
- Dobra, pass'uje - oznajmiłam, po czym usiadłam obok szkieleta, opierając się o korę
- Co tam czytasz? - zajrzałam mu przez ramię
- Sci: Powtarzam. Do fizyki
- Aleś ty nudny - wywróciłam oczami i patrzyłam na poczynania przyjaciół, lekko się śmiejąc
- Tak właściwie czemu nie bawisz się w berka? - zagadnęłam, nie odwracając wzroku
- Sci: Zapewne podczas ucieczki mimowolnie użyłbym swoich umiejętności
- To po prostu ich nie używaj - zaśmiałam się lekko
- Sci: W czasie ucieczki użycie mocy, a własna wola to co innego. Chodzi mi o to, że chcę "przeżyć" - sprecyzował
- "Flashbacki z Wietnamu", hę? - parsknęłam ze śmiechu
- Sci: Nie, syndrom przetrwania - zaśmialiśmy się razem
- Tak właściwie jakie masz umiejętności?
- Sci: Nie ma czym się chwalić - machnął teatralnie ręką
- Oj weź no, ciekawa jestem - szkielet zamknął książkę i, chyba nawet nie myśląc, żeby to zrobić, uniósł palec w górę a książka zaczęła lewitować.
Patrzyłam na lewitującą książkę, a Science podążając za moim wzrokiem zorientował się, że używa magi
- Sci: Szczególnie nie myślałem, żeby to zrobić, bo zwykle tak robię. Ale to jest jedna z moich umiejętności, czyli niebieska magia - niespodziewanie przybliżył się do mojego ucha
- Sci: Nie chcę żeby ktoś zobaczył, że umiem się teleportować, więc może kiedy indziej ci to pokaże - wyszeptał mi do ucha, a ja przytaknęłam.
Szkielet odsunął twarz ode mnie i znów zajął się czytaniem treści z podręcznika od fizyki.
- Wojtek: [T.I] chodź już! Gramy w drużynówkę i brakuje nam jednej osoby - wstałam z trawy i podeszłam do grupki.
- A w co dokładnie?
- Dawid: Przyniosłem piłkę, możemy zagrać w zbijaka - przytaknęłam.
Po wybraniu drużyn było mi szkoda Science'a, który siedział sam pod drzewem, jak odrzutek. Muszę przypomnieć lub wymyśleć grę, w której będą potrzebne 3 drużyny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top