X Może skoczymy na kawę?

Fioletowa mgła zaczęła się powoli zbliżać do Amane. Mimowolnie dziewczyna cofnęła się do wejścia. Nienawidzi mgieł. Nie można nic w nich zobaczyć, a przez to ludzie wyobrażają sobie rzeczy jakie mogą się w nich czaić. Skierowała wzrok na swojego Servampa. Nozomi spojrzała na nią tylko z politowaniem i chwyciła za ramię. Dlaczego to ona ma podejmować zawsze decyzję za swoich Eve? Wbiła swoje kły w skórę dziewczyny.

Różowe łańcuch wydobył się z karku jak i nadgarstka dziewczyny. Izumi lekko zmrużyła oczy. Bolało. Mogła uprzedzić, że będzie ją gryźć. A co jak ona miała wściekliznę? Piękne, w tym roku nie poszła się zaszczepić. Jak coś złapie, to się z nią policzy.

— Sama z siebie zawierasz kontrakt? Tak prędko ci do bycia sługą?

— Niewolnik czy nie, naszym obowiązkiem jej służyć ludziom. W końcu nazwa do czegoś zobowiązuje —  Trust wyciągnęła przed siebie ręce, w których po chwili z różowej mgły pojawiły się niebieskie wachlarze z ostrzami na końcu. Servamp złożył i rozłożył je, testując ich sprawność — Radziłabym ci się schować gdzieś Amane. Może być odrobinę brutalnie.

Niechętnie fioletowłosa posłuchała jej. Jakby miała czym walczyć to sama stanęła by do boju. Z resztą wachlarze przeciwko sierpowi. Nozomi, ty głupia jesteś czy jak!?

— W zależności dla kogo. Pamiętaj kto jest starszy i ma większe doświadczenie — Białowłosa wykonała krok do przodu, nadal mierząc sierpem w stronę siostry. Mgła za nią, w końcu odrobinę się uspokoiła, zatrzymując się w miarę tym samym położenia. Nadal od czasu jednak do czasu, lekko zbliża się do przodu, po czym się cofała.

— A ty nadal stosujesz to jako argument? Różnica wieku jest niewielka! Z resztą, ja przynajmniej jestem wyższa i nie wyglądamy jak czternastolatka.

— I dlatego trzy czwarte twoich Eve było mężczyznami.

— To nie ma żadnego związku, Elise!

— Nawet po tylu latach tak trudno zapamiętaj moje imię? Elizabeth, żadna Elise — Starsza wampirzycą zaatakowała młodszą. Na jej nieszczęście, tamta tylko na to czekała. Odbiła atak jedną z broni, drugą zaś już mierzyła się do zamachu. Scarecrow widząc, że zrobiła dokładnie to, czego oczekiwała Trust, w ostatniej chwili zabrała sierp i zablokowała uderzenie. Servamp Zaufania po chwili, odsunęła się od przeciwniczki i rozłożyła ręce, zachęcając do kolejnego ataku.

— Ćwiczyłam dla wiadomość. W końcu być może się odegram za te wszystkie lata.

————————————

Dźwięk uderzenia broni. Ciągle i ciągle. Za każdym razem czarnowłosy zdarzą sparować atak, jednocześnie sam ma szansę wykonać uderzenia. Obydwoje z zielonowłosym byli już mocno poharatani, kiedy to Yuta ledwo draśnięty. Jak to możliwe do cholery?! Ostatnim razem walka była wyrównana. Niemożliwe jest, żeby w takim krótkim czasie zdarzył polepszyć swoje zdolności. Z resztą nawet tak szybkie tempo regeneracji nie jest też możliwe. Czym to jest więc spowodowane?

Nagle dostrzegła. Naszyjnik. Emanuje taką samą aurę, jaka jest na broni. Czy to dzięki niemu, tak bardzo zwiększył swoje siły? Czy gdyby go ściągnęła miała by jakieś szanse? Problem tylko jak dostać się na tyle blisko niego, żeby przeciąć sznur. No i może przy okazji jego głowę, ale to tak przy okazji.

— Czyżby pojedynek nie szedł po waszej myśli?

— Och zamknij się już Yuta. Wystarczyły mi twoje gadki, kiedy służyłeś Tsubakiemu. Nie musisz mi ich powtarzać.

— Jak zawsze niewychowany, Sakuya . Z resztą nie ma cię i tak szansy ze mną. Bądźcie więc mili i może zabije was od razu —  Wykonał tym razem uderzenie w  lewe ramie Shade. Wiedziała, że nie zdąży sparować,  mimo wszystko jednak spróbowała. Usłyszała kolejny już raz, szczęk broni. Dostrzegła, że Sakuya zablokował jego uderzenie, ale dlaczego? Nie byli żadnymi sojusznikami, czemu więc ją obronił?

— Czyżbyś robił za rycerza Watanuki? Nie podejrzewałem cię o to.

— Powiedziałem zamknij się Nakada. Nikt nie pytał o twojej podejrzenie — Czarnowłosy tylko uśmiechnął się kpiąco na tą uwagę i ponownie uderzył. Tym razem celował by podciąć przeciwnikowi nogi.

Sakuya upadł na jedno kolano. Sukinkot, dał się zagadać. Ciągle zapominał, tak Yuta postępował z swoimi ofiarami. Ofiara? To tym właśnie się stał? Ofiarą nie potrafiącą wybrać strony w wojnie, a która umrze, w wojnie, która dopiero się zaczyna? Cudownie, a trzeba było iść z Berukią na patrol. Już przeżyłby to jego gadanie, a tak to nie widzi takiej możliwości tutaj.

Cóż przynajmniej spotkał nową podklasę. Szkoda tylko, że przy tym spotkaniu dziewczyna zginie. Ten twój cholerny pech Sakuya. Nie dość, że wymazałeś jej pamięć, to zabijesz ją, przez siebie. Czyli nie ma co liczyć, że umówi się z nią na kawę? Ech, teraz to mu się zbiera na żarty, nie? Chyba złapał coś od Nakady, że tak mu wesoło.

Widząc, że czarnowłosy skoncentrował się na zielonowłosym, Shade stwierdziła, że to moment, żeby pochwycić naszyjnik. Podeszła od tyłu, zatrzymując się, centralnie za nim. Mogła mu dmuchnąć na kark. Spróbowała sięgnąć po biżuterię. Po części się jej to udało. Złapała naszyjnik, przy okazji jednak poleciała na Yute, który z kolei spadł na Sakuye. Nie no bosko, po prostu. Dla osoby trzeciej, to oni leżą w dosyć dwuznacznej pozycji. Orgie jak nic tu wyprawiają.

Czarnowłosa szybko wstała z Nakady i oddaliła się nie na bezpieczną odległość. Powinna zniszczyć medalion czy nie? Bez niego i tak jak zauważyła, że jego broń, przestała emanować tą fioletową aurą. Tym razem uda jej się go zabić, czy powróci znowu? Taki Jason z Piątku Trzynastego, z tego Yuty się może zrobi. Ona będzie go zabijać, a ten kurwa powracać co chwilę. Nie no byłoby super.

Tymczasem czarnowłosy, obrócił się dalej leżąc na Watanukim, przeczesał dłonią po włosach. Uśmiechnął się zadziornie.

— Nie wiedziałem, że na mnie aż tak lecisz księżniczko — Dziewczyna prychła. Naprawdę, takie tekst to nie wiem, w gimnazjum chyba się stosuje i to na samym jego początku.

Zielonowłosy zaś zrzucił z siebie niechciany balast. A myślał, że w życiu już Yuta na nim nie wyląduje. Ostatnim razem to się zdarzyło, kiedy koleś był pijany i Sakuya musiał prowadzić go do jego sypialni. Pamiętał, że chłopak tak oparł się o niego, że obaj polecieli na podłogę. Obudził przy tym chyba wszystkie podklasy. Potem był opieprz od Shamrocka, że doprowadził Nakade do takiego stanu, kiedy on chciał mu pomóc!

Kiedy Watanuki podniósł się, podobnie jak Shade, znów wyciągnął broń i obydwoje ruszyli do ofensywy. Początkowo czarnowłosy nawet nadążał, z parowaniem ich ataków, ale z każdym kolejnym cięciem, czuł, że już nie wyrabia. Dziwne było, że poświata znikła z jego skalpela. Czyżby jednak naszyjnik, miał swoje ograniczenia?

W końcu poczuł pieczenie w boku, a zaraz potem na ramieniu. Następne były na klatce piersiowej. Czuł, że krew spływa mu kolejny raz po ciele. Zabawne uczucie. Kiedy innym się to dzieje, jest fajnie. Kiedy tobie zaś, już nie. Czyżby przecenił swoje możliwości? Fakt, dwóch na jednego, nie jest sprawiedliwie, ale on miałby przegrać? Nie do pomyślenia.

Shade zamachnęła się kolejny, chcąc uderzyć w drugie ramię. Następny był kopniak w nogę. Nakada upadł na kolana, czując kolejne uderzenie, tym razem zwykłej dłoni. Chwycił się za policzek. Dostał z liścia? Naprawdę? Kurwa mać już wolałby dostać z pięści. Poczuł tym razem pięść. Nie jednak, mogło być z liścia. Już widzi te sińce.

Nagle zobaczył, że księżniczka przystawia mu coś przed twarz. Zmrużył oczy, żeby się temu przyjrzeć. Zawieszka w kształcie strach na wróble. Już kurwa jest martwy...

— Poznajesz?

Chłopak chciał jeszcze ostatni raz spróbować uderzyć w dziewczynę swoją bronią, ale poczuł, że nie może jej podnieść. Skierował wzrok w tamtą stronę. Ostrze było przygniecione butem.

— Nie radzę Yuta.

Jak miło, pokonamy przez słabsze podklasy, co może być gorsze?

— Hej! Możemy pożyczę tego wampira na chwilę!? Bardzo prosimy! — Z dachu budynku krzyczał do nich, chłopak w towarzystwie dwóch jeszcze innych osób. Po chwili, cała trójka zeskoczyła z dachu.

Nakada miał ochotę uderzyć się w twarz. Trzeba było nie krakać. Może być coś gorszego. Odsiecz przez tych durniów. Dlaczego on ma zawsze takie szczęście?

Na ziemi wylądowali dwaj chłopacy i dziewczyna. Ten który najwięcej się odzywał, miał morskie włosy, czerwone oczy, czarną czapkę, spod szarej bluzki z kapturem wychodziła niebieska koszula w kratę, a na to wszystko czarna bluza, zapinana na guziki. Białe spodnie jeszcze i czarne zniszczone trampki.

Drugi z chłopaków, był niskim blondynem, oczach w tym samym kolorze co poprzedni. Nosił popielatą bluzkę i czerwoną kurtka, z kapturem z futerkiem zarzuconym na głowę, czarne leginsy i czerwone glany. Mierzył wszystkich spojrzeniem spod byka.

Ostatnia była rudowłosa dziewczyna, o tym samym kolorze oczów. W białe bluzce, czarnej spódniczce, szarych zakolanówkach i czarnych glanach. Uśmiechała się, chociaż w jej oczach widać było niepewność.

— To jak? Możemy? Będę wdzięczny bardzo za to. Z resztą, kto mi odmówi? Prawda Kenji?

— Przestań gadać i bierz Nakade. Nie mamy czasu na twoje bzdety.

— Ale Kenji, moje serce teraz przez ciebie krwawi! Jak możesz tak mnie traktować? — Mówiąc to chłopak złapał się teatralnie za serce i spojrzał  z nadzieją na blondyna. Niestety dostał od niego jedynie, spojrzenie godne pożałowania. Z kim on musi się do cholery użerać?

Shade z Sakuya stali nie wiedząc co zrobić. Więcej ich matka nie miała?! Chyba nie moją wyjścia i muszą pozwolić im zabrać Yute. Gdyby zaczęli walczyć, raczej by tego nie wygrali. Znaczy może by wygrali, ale też przy okazji zdechli, więc takie kijowe byłoby zwycięstwo.

— Możesz wiedzieć jak bardzo mnie to nie obchodzi Takeshi, że ci krwawi serce. Dla mnie możesz zdechnąć, a teraz bierz Nakade.

— Jak zawsze okrutny Kenji! Zobaczysz kiedyś będziesz mój! — Morskowłosy chłopak chwycił z blondynem, pod ramię czarnowłosego i podnieśli go z ziemi.

— Nienawidzę was, wiecie? — wychrypiał wampir.

— Oj daj spokój, Yutuś. Każdy mnie uwielbia!

— Zamknij się, bo zaraz ci przyłożę!

— I tak mnie kochasz.

Czwórka wampirów, bo chwili wskoczyła na budynek, z którego to już przemieszczała się na kolejne.  Shade tym czasem przyjrzała się naszyjnikowi. Pierwszy raz kiedy z nim walczyła, nie pamięta, żeby miał coś takiego. Skąd, więc to wziął? Ech, nieważne potem o tym pomyśli, teraz musi gdzieś iść odpocząć, bo zaraz padnie bezwładnie na ziemię. Naszyjnik schowała do kieszeni bluzy.

— Hej dzięki, za pomoc z Yuta. Wiesz bez ciebie zapewne, byłoby krucho ze mną.

— Hmm? A tak nie ma sprawy. Dzięki... no wiesz, za to, że mnie obroniłeś.

— Żaden problem. W końcu jestem rycerzem w lśniącej zbroi — Sakuya chwycił się ręką za kark. Co ty wygadujesz za bzdury, idioto? Oberwałeś za bardzo w mózg czy jak?!

— Cóż zbroi ci brakuje, ale tak to może jesteś rycerzem.

— E... Dzięki? Wiesz niedaleko jest kawiarnia, może skoczymy na kawę? Raczej nigdzie indziej się nie doczłapiemy — Durny, durny, durny. Walczyliśmy przed chwilą z przeciwnikiem, a ty zapraszasz ją na kawę. Może od razu weź ją do kina?

— W sumie co mi szkodzi, raczej nie zaszlachtujesz mnie po drodze, co nie? Mogę wiedzieć tylko, kto mi stawia kawę?

— Stawiam kawę? A no tak... S-Sakuya Watanuki — Podał dziewczynie na powitanie jedną rękę. Czemu on dzisiaj nie myśli. Nie dość, że zaprasza na kawę, to na swój koszt. Dodatkowo imienia nie potrafi normalnie podać — A twoje to...

— Shade

— Shade jak?

— Po prostu Shade. Nic więcej. To jak idziemy na tą kawę?

— No, znaczy tak! — Durny, po co pytałeś o nazwisko? Przecież sam jej wymazałeś pamięć, to czego się spodziewałeś, że nagle sobie przypomniała?

Obydwoje wampirów kierowała się w stronę jednej z alejek. Zanim weszli w nią, Shade dostrzegła chłopaka stojącego przy ścianę jednego z budynków. Kazuo. Oczy byle pełne rozpaczy, a kiedy złapały kontakt wzrokowy z nią, posłał jej błagalne spojrzenie.

Ona pierwsza zerwała kontakt, opuszczając wzrok i wchodząc do alejki. Po chwili, w miejscu walki nie było już nikogo.

—————————————

Amane wychyliła głowę, za stolika, który leżał na ziemi. Servampy zrobiły niezły burdel w kawiarni. I ona ma to potem sprzątać!? Lepiej, żeby dostała tą podwyżkę. Schowała głowę z powrotem za mebel. Kurwa mać, mogłyby uważać, jak rzucając czymś! Tak trudno się do tego stosować!?

Nagle usłyszała dźwięk dzwonka wejściowego. Kimkolwiek jesteś, masz kurwa przejebane, bo wlazłeś właśnie w środek wojny. Wszystkie dziewczyny obejrzały się w stronę, skąd dobiegł dźwięk.

Próg drzwi przekroczyła wysoka, czarnowłosa kobieta, z czerwoną grzywką i zimnymi szarymi oczami, za malinowych okularów. Ubrana w czarną bluzkę, bordowy sweter, krótkie dżinsowe spodnie i czarne trampki. Na rękach zaś była masa bransoletek.

Scarecrow natychmiast opuściła broń, mgła zaś znikła z pomieszczenia. Servamp Strachu podeszła do nowo przybyłej.

— Co mówiłam, o samowolce? — Głos miała spokojny, jednocześnie wzbudzał postrach i niepokój.

— Wszyscy mają się kierować według planu. Tym bardziej ja. Tak, tak, wiem co mówiłaś — Powiedziała mechaniczne wampirzyca.

— Nie jestem tego pewna, widząc ten bałagan tutaj. Sądziłam, że masz więcej ogłady, niż twoje podklasy — Dla podkreślenia słów, podeszła do jednego z mebli, który się w miarę trzymał. Kiedy go dotknęła, rozleciał się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

— Jak śmiesz zarzucać, że...

— Ja twierdzę, nie zarzucam. Pamiętaj, że służysz mi. To ja wydaje rozkazy. Zrozumiano?

— Tak...

— Skoro mamy to za sobą, przejdźmy do ważniejszy rzeczy. Jesteś Eve Servampa Zaufania? Ja jestem Notsumi Katsura — Kobieta skierowała swój wzrok w stronę Amane. Cudownie, z deszczu pod runę. Pierw walka wampirów, teraz przesłuchanie. Co jeszcze?! — Ten wampir bez ogłady zaś, to Scarecrow, Servamp Strachu. Obecnie nosząca imię Tsuki.

Fioletowłosa wstała i otrzepała ubrania z kurzu, który powstał w czasie walki. Nozomi podeszła i stanęła za nią, chowając wachlarze. Nadal jednak bacznie obserwowała swoją siostrę. Może i przy tej kobiecie się zachowuje, ale nigdy nie wiadomo.

— Na moje nieszczęście jestem panią, tego ptactwa — Wskazała na Trust, od której uzyskała, tylko dezaprobate. Trudno.

— Mogłam trafić gorzej. Jak bardzo chciałabyś pozbyć się swojego Servampa?

Amane zamyśliła się. Pozbyć się tego ptaka? Przecież kiedy wypiła jej krew to chyba nie możliwe.  Z resztą może się przyzwyczai do tego wampira? Jest wkurzająca, ale ma jej pomóc niby znaleźć Seiko. Spojrzała na Nozomi. Widziała, że patrzy na nią, wyczekując jaką da odpowiedź. Może zna ją krótko, ale cóż, jest nawet w miarę do wytrzymania.

— Jak bardzo znasz się na tych stworzeniach? Za niedługo i tak przyjdziesz do mnie po poradę, nie zwlekaj, więc oddaj mi ją.

— Moja odpowiedź brzmi nie — Poczuła na sobie, spojrzenie Nozomi, pełne zaskoczenia. Niech zna kurwa łaskę pani. Żeby ona tylko tego nie żałowała...

— Dobrze, więc niech tak będzie. A to za szkody — Kobieta podała Izumi portfel i skierowała się w stronę wyjścia. Za nią poszła Tsuki, przemieniając się w kruka.

Po ich wyjściu Izumi zajrzała do portfela. O małą nie upuściła go. Za takie coś, to ona może nawet własną kawiarnie kupić. Szkoda tylko, że będzie musiała zapłacić za szkody, które wyrządził jej Servamp. Cholera, a było już tak pięknie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top