Specjal #1

Można by rzec, że w Tokio panował dzień jak co dzień. W miarę słoneczny dzień, zapewniający bezpieczeństwo mieszkańcom miasta przed krwiopijcami, nie był niczym niezwykłym. Podobnie jak Mahiru, który znów narzekał na Kuro, czy Amane drąca koty z Nozumi. Jakże zwykły dzień, który bardzo szybko miał ukazać swą odmienność.
Cóż, a zaczęło się dość normalnie.

Sakuya leżał rozłożony na kanapie, wpatrując się w sufit. Ostatnio dość często zdarzało mu się to. Nie żeby narzekał, ale miał tylko drobne wrażenie, że odkąd zamieszkał razem z Shade, kobieta w ogóle straciła w stosunku do niego wszelkie zainteresowanie. Po prostu tolerowała jego obecność. To nie było do końca takie złe, w końcu lepiej jak toleruje niż gdyby miała go posłać do piachu. Po prostu to wszystko było dość nienaturalne dla niego.

Chłopak wstał z kanapy i ruszył w kierunku kuchni, z której dochodziły różne ciekawe zapachy. Może gdy coś przekąsi, w końcu przestanie krążyć wokół tego tematu. Wampir oparł się o framugę drzwi, krzyżując ręce na klatce piersiowej i uważnie zaczął wodzić wzrokiem za czarnowłosa, która w tym momencie akurat przyprawiała jakieś danie. Co jak co, ale plusem związku z Shade było to, że to ona gotowała. A trzeba jej przyznać, że w kuchni radzi sobie lepiej niż on. Chodź, w porównaniu do niego to starczy przynajmniej umieć usmażyć coś na patelni. Watanuki nadal pamiętał ten jeden raz gdy dziewczyna pozwoliła mu coś przyrządzić. Do dzisiaj, kiedy coś powie nie tak o jej daniu, kobieta wypomina mu, że w ciągu pięciu minut zdążył spalić kuchnie. To nie jego wina, że przepis był jakiś lewy. Mimo wszystko, ten argument jakoś nigdy nie przemówił do Shade, nie mówiąc, że w kuchni nadal jest parę śladów po wypadku. Jak widać, jednak nie wszystko da się wyczyścić magicznym środkami czystości Mahiru.

— Jeśli przychodzisz wykradać jedzenie z patelni Sakuya, to od razu mogę Ci odciąć te łapy — Wampirzyca wypowiedziała to zdanie, nawet się nie odwracając do zielonowłosego, wciąż zajęta gotowanie. Tymczasem po plecach chłopaka przebiegły ciarki. Nie lubił, kiedy mówiła coś takim głosem. Zazwyczaj nie żartowała, a cóż ostatnim razem stracił palec. Tylko dlatego, że przedwcześnie spróbował dania!

— Chyba jednak spasuje... — Chłopak chciał coś jeszcze dodać, ale nagły dzwonek od drzwi, wybił go z rytmu. Shade posłała mu ponaglające spojrzenie by ruszył swój tyłek i wróciła do gotowania.

Sakuya skierował się w stronę drzwi, mrucząc pod nosem parę uwagę odnośnie swojej dziewczyny, która na szczęście go nie usłyszała, tym bardziej, że w innym wypadku najpewniej oberwałby wielokrotnie patelnią. Chłopak otworzył drzwi nawet nie chcąc spoglądać przez wizjer, by dowiedzieć się, kto mógł zawitać w ich progi. W końcu, kogo do licha mogło przywiać dziś? Raczej nigdzie nie trwał żaden koniec świata, nie?

Pierwsze co rzuciło się Sakuyi w oczy, to wręcz oczojebna wstążka, o żółtym kolorze, która aż błagała by wypierdolić ją jak najdalej. Poważnie, jak można było ozdobić prezent czymś takim? Wampir wychylił się i rozejrzał się w poszukiwaniu domniemanego darczyńcy prezentu, ale po za kotem sąsiadów, który jak zawsze widząc go prychnął, nikogo nie było.

Nie mając za wiele opcji chłopak chwycił prezent i pociągnął za chujową wstążkę. W tym momencie, Sakuya wiedział, że ma przejebane. Pudełko zaczęło się mienić dziwnym blaskiem, a zaraz potem ni z owego, otworzyło się, wciągając wampira jak odkurzacz. Chłopak nawet nie zdążył jakoś zaalarmować swoje dziewczyny, kiedy pudełko upadło z lekkim hukiem na ziemie, znów związane oczojebną wstążką.

——————————

Watanuki wydał z siebie głośny jęk, kiedy został bezceremonialnie wyrzucony z portalu na ziemie. Kolejny jęk bólu wydał, kiedy nagle również z nieba, spadł na niego morskowłosy wampir. Takeshi poprawił swoją czapkę i spojrzał na czym wylądował, zaraz po tym uśmiech zagościł na jego ustach. On to ma szczęście. Nie dość, że miękkie lądowanie to i na przyjacielu. Chyba musi posłuchać rady Shade i zacząć grać w totka. Chodź przekazanie potem jej jakiś siedemdziesięciu procent wygrany, już tak niezbyt kusi.

— Ja to bym nie chciał przeszkadzać, ale... TAKESHI MÓGŁBYŚ ZLEŚĆ ZE MNIE? MIEDNICE MI MIAŻDŻYSZ! — Wampir jak nie zrażony dalej wygodnie sobie siedział okrakiem na zielonowłosym, uśmiechając jak idiota, na co najpewniej wskazywałby jego testy na IQ, które raz zrobił z Kenjim i Maiko dla zabawy.

— Mi tam się podoba tutaj... — Nagły krzyk zwrócił uwagę wampirów, kiedy nagle z kolejnego portalu wyleciał Tsurugi i z głośnym plaskiem wpadł do wody. Momentalnie Mori stracił zainteresowanie Sakuya i znalazł się zaraz przy Kamiyi — TSURUGIŚ! SKARBIE MÓJ JAK MIŁO, ŻE WPADŁEŚ!

W pierwszym odruchu, czarnowłosy najpewniej zaczął by spierdalać gdzie pieprz rośnie, widząc wampira, który bez skrępowania naruszał jego przestrzeń osobistą, z tym swoim perfidny uśmiechem, ale z powodu upadku, wciąż gapił się w niego, jak ciele w namalowane wrota. Morskowłosy zamknął chłopaka w żelaznym uścisk, przez co prawie można było usłyszeć dźwięk pękających żeber.

Całej scenie przyglądał z daleka Watanuki, który w końcu mógł wstać. Wampir rozejrzał się po okolicy i zaraz siarczyście zaklął. CZY ONI DO CHOLERA WYLĄDOWALI NA BEZLUDNEJ WYSPIE?! JAK ON SIĘ Z TEGO WYTŁUMACZ SHADE?!

—————————

Yuta otworzył oczy i przetarł je z lekkim szokiem. Zaraz jednak znieruchomiał, kiedy zobaczył jak przed twarzą pojawiła mu się głowa tygrysa. Zwierzę przybliżyło się do mężczyzny po czym zaraz odsunęło się, odchudzac w swoją stronę.

Nakada podniósł się do pozycji siedzącej, strzepując przy okazji z włosów liście. Od razu skierował zaraz rękę w poszukiwaniu czy nadal ma przy sobie broń. Upewniwszy się, odetchnął z ulgą i w końcu rozejrzał się, gdzie się znalazł.

Znajdował się czymś co przypominało jakąś dżunglę. Wszędzie znajdowały się drzewa, krzewy czy inne cholerstwa, które uniemożliwiały zobaczenie, czegoś co by się znajdowały jakieś pięć metrów przed nim.

— Skończyłeś podziwiać widoki? — Nakada obrócił się i zauważył, w końcu Kenjiego, który siedział na kamieniu z swoją typową miną "bycia fochnietym na cały świat". U nóg blondyna zaś leżał tygrys, który jeszcze chwilę temu badał czy może sobie z czarnowłosego obiadu nie zrobić — Języka w gębie żeś zapomniał?

— Nie obraziłbym się jakby tobie obcięli go za to. Byłoby znaczniej przyjemniej wtedy — Amori zrobił się cały czerwony niczym jego kurtka, a tygrys tymczasem podniósł głowę i wyszczerzył kły w stronę Yuty. Nakada uśmiechał widząc to. To sobie towarzysza znalazł. Zupełnie zapomniał, że blondyn mógł kontrolować zwierzęta. Jeden zły ruch i w szale rozkaże by kicior rzucił się na niego, a cóż on nie ma dzisiaj ochoty na walkę z kociakami — Już nie złość się tak, bo jeszcze ci żyłka pęknie. Wiesz, gdzie my jesteśmy?

— No moje oko, to w jednym wielkim gównie. Jak tylko dorwe w ręce Takeshiego. Pewnie znowu odstawia jeden z tych swoich zjebanych żartów.

Yuta nie mógł się z tym nie zgodzić. Jeśli chodziło o takie sytuacje, pierwszym winnym zawsze był morskowłosy wampir. Pewnie znów bawił się czymś czym nie powinien i proszę o to skutki. Nadal Nakada nie mógł zrozumieć, czemu Scarecrow jeszcze się go nie pozbyła. Chłopak przecież był pożałowania godną podklasą. Jak widać jednak białowłosa miała do niego jakąś słabość. Ewentualnie stwierdziła, że sam się zabije z swojej głupoty, ale jakoś jeszcze tego nie zrobił. Pewnie samej śmierci było żal zabierać tego durnia.

Wampir w końcu wstał, przy okazji strzepując jeszcze parę liści, które jeszcze były przyczepione do jego ciała. Rozglądnął się po okolicy i w końcu wzruszając ramiona, skierował się w część  dżungli, która wyglądała najmniej niebezpieczne. Może mu dopisze szczęście i po drodze zgubi blondyna?

— Hej, dokąd się wybierasz, idioto?! — Kenji zerwał się z miejsca i ruszył za podklasą Tsubakiego, za nim zaś jak cień podążył tygrys.

— Zwiedzać. Jakoś trzeba się dowiedzieć gdzie jesteśmy.

—————————

Lekki jęk rozpaczy szybko otrząsnął Mahiru z szoku, po wylądowaniu na ziemi. Natychmiast wstał i rozejrzał się po okolicy, w poszukiwaniu swojego towarzysza. Kolejny jęk dobiegł z okolicy i tym razem Shirota był już pewny lokalizacji swojego Servampa. Trochę pomagało, w tym to, że zza skał wystawał kawałek kurtki mężczyzny, ale to szczegół — Kuro, wszystko w porządku?

— Nic nie jest w porządku. Moja konsola... — Niebieskowłosy wyłonił się z miną rozpaczy, trzymając w dłoniach swoją konsolę, która najpewniej, z amortyzowała upadek, płacąc za to wielką cenę — Moje wszystkie rekordy, osiągnięcie, przepadł...

— Naprawdę? To jest to czym się teraz najbardziej przejmujesz?! — Shirota z zdenerwowania potarł ręką o skroń. To się tutaj martwił, czy mu się może nic nie stało, a ten nad konsolą rozpacza. Jak zawsze, czego jednak oczekiwać po takim leniu jak on? Brązowowłosy westchnął i ruszył w poszukiwaniu swojego plecaka. Może zdoła zadzwonić do kogoś i ogarnąć o co tu chodzi?

Nagle ruch krzaków jednak wzbudził czujność chłopaków. Obydwoje stanęli obok siebie gotowi do obrony, ale zaraz opuścili gardę, kiedy z krzewów wyłonił się fioletowe włosy.

— Misono, co ty tutaj robisz?

— Kwiatki kurwa sobie zbieram do ogrodu Shirota. A JAK MYŚLISZ?! — Nagły krzyk Aliceina spowodował, że paręnaście ptaków poderwało się do lotu, ale pan Nieczystości wyglądał jakby nie zdawał sobie z tego sprawę. Tym bardziej, zaczynał się coraz bardziej nakręcać, w wykrzykiwaniu wniebogłosy, że jak tylko spotka żartownisia co go tak urządził, to gorzko tego pożałuje.

Chwilę trwało nim Misono się uspokoił, ale kiedy, w końcu to nastało chłopcy mogli, w spokoju przedyskutować zaistniałą sytuację. Nie wiele jednak to dało, zważywszy, że jedyną istotną informacją, łącząca wszystko był prezent o wstążce o jaskrawym kolorze.

— Podsumując, jesteś bez możliwość kontaktu, Bóg wie gdzie. Czy może być gorzej — Nagły huk, poderwał wszystkich na nogi. No i trzeba było niziołku nie krakać.

————————––—

Stwierdzenie, że Sakuya wpakował się w jedno wielkie bagno byłoby wielkim niedomówieniem. On jakże cudownie wręcz w nim aż się zatapiał. Trzeba jednak szybko streścić jak nagle z plaży, cała trójka chłopaków znalazła się w dżungli oraz jakim cudem zielonowłosy urządzał sobie akurat kąpiel błotną.

Zaczęło się krótko, od to wielki huk, który wprowadził lekkie zamieszanie i oderwał przy okazji Takeshi'ego od Tsurugi'ego. Nie wiele myśląc, chłopcy stwierdzili, że jakże doskonałym pomysłem, byłoby sprawdzanie, co spowodowało ten hałas. Nikt im jednak nie raczył wspomnieć, żeby uważali trakcie podróży przez dżunglę.

Tak o to teraz wracamy, do jakże wręcz cudnej sytuacji, w której znalazł się Watanuki. Wielkim błędem chłopaka na początku była samodzielna próba wyjścia z bagna. Im bardziej się szamotał, tym gorzej sytuacja przedstawiała się. W końcu skończyło się na tym, że chłopak aż po pas ugrzązł w cieczy, nie mając możliwości ruchu.

— Jak z tego wyjdę, to już nigdy w życiu nie będę próbował namówić Shade na kąpiel błotną — Sakuya chwycił się ostatkiem sił, grubej gałęzi którą znalazł Takeshi. Zaraz został wyciągnięty z bajorka, przy okazji klnąc na czym to świat stoi. Dlaczego zawsze co złe musi go spotykać, kiedy ma na sobie swoją ulubioną koszulkę?

Chwilę zajęło chłopakowi wytrzepanie się z błota, nie wspominając o lamencie nad swoją bluzka. Kiedy jednak chwilowe załamanie nerwowe Watanukiego minęło, dostrzegł on w zaroślach coś, co nie mógł pomylić z niczym innym. Otóż, w krzaku nieznanej nikomu odmiany rośliny, o nazwie znanej tylko botaniką zaczepiona była żółta oczojebna i świecąca jak psu jajca wstążka. No, ale nie byle jaka ona wstążka, bowiem to była właśnie "ta wstążka" od której, cały ten jeden bajzel się zaczął.

Zaczynając, że Sakuya to inteligencją nie grzeszył, nie wiele myśląc i informując pozostałą dwójkę mężczyzn, chwycił materiał. Niczym jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wstążka zaświeciła się światłem, a cała trójka została przeniesiona do miejsca wyciągniętego rodem z "Igrzysk śmierci".

Każdy z chłopaków bowiem został ustawiony, wokół wielkiego prezentu, który związany był wstążka o dobrze znanym kolorze. Żeby tego było mało, każdy z nich ubrany był w cóż, może za dużo to było powiedziane "ubrany". Chłopcy od co paradowali tylko w spódniczkach, które więcej pokazywały niż zakrywały, bowiem wykonane były z trawy. Na klatki piersiowej zaś opadały im wianuszki o kwiatach w najróżniejszech kolorach.

— Tsurugiś, to co teraz odtańczysz mi taniec hula? — Gdyby nie jakieś dziwne pole siłowe, nie pozwalające się ruszyć, czarnowłosy najpewniej z prędkością charta znalazłby się przy wampirze, a tak to tylko mógł ograniczyć się do cichej wiązanki przekleństwo i czerwonych nie wiadomo czy od wściekłości czy zażenowania policzków.

— To jest takie zawstydzające.

— Myślisz, że rozdają tutaj konsole, Mahiru ? — Co by nie mówić, to że największym chyba spokojem do sytuacji wykazał się niebieskowłosy, chociaż ciężko tu mówić o spokoju. W końcu, Kuro najzwyczajniej olewał to co się właśnie, mając jedynie ochotę znaleźć się z powrotem na swojej kanapie i z swoją konsolą w rękach bić dalsze rekordy.

Wszyscy jednak przerwali swoje rozważania, kiedy to usłyszeć można było kolejny huk, a wielki prezent został otwarty, a z środka wyszedł zaś Jeje. Tak dokładnie Jeje i na szczęście, bądź nieszczęście, nie ubrany jak chłopcy. Proszą bowiem sobie wyobrazić tego wysokiego wampira, ubranego strój BDSM. Jest to widok jaki się najpewniej nie zapomina przez całe życie.

— Mam wielką ochotę się zapaść pod ziemię tej chwili.

Można by się zastanawiać, kto był bardziej zażenowany sytuacją w jakiej się znalazł, czy Jeje czy zebrani wokół niego chłopacy, gdyby nie to, że obraz nagle zaczął się zamazywać Sakuyi, a z kolejnymi hukami, obraz stawał się ciemniejszy i ciemniejszy...

— NO ŻESZ DO CHOLERY, SAKUYA WATANUKI WON Z KANAPY! — Zielonowłosy z wielkim hukiem znalazł się na ziemi i oczami wielkimi niczym spodki spojrzał na Shade, która stała nad nim z chochlą — Dziękuję. A teraz rusz dupę, bo składników na barszcz mi zabrakło.

Oczy wampira latały po całym pomieszczeniu, szukając najdrobniejszej niezgodności, w postaci być może oczojebnej wstążki. Nie mogąc jednak jej znaleźć, Watanuki znów zaczął wpatrywać się w swoją dziewczynę, jakby ją widział pierwszy raz na oczy.

— A tobie to co? Na haju jesteś czy jak?

Niewiele myśląc, zielonowłosy z głośnym hukiem opadł na podłogę. Przymykając oczy zaś mamrotał do siebie tylko jedno zdanie. "Nigdy więcej, nie ciąga żadnych oczojebnych wstążek". Widok Jeje bowiem będzie mu się śnił przez najbliższe noce, jak nie miesiące.

Dodatkowa historia, zainspirowana rozmową z Raimei13 ( mówiłam ci, że kiedyś to opisz, cicho, że długo mi to zajęło )

W sali był ogromny gwar. Nie było jednak, w tym nic dziwnego, zważywszy na dzień. Pierwszy dzień szkoły w Hogwarcie dla nowo przybyłych, wywoływał wiele emocji. Nie można było też zapomnieć o starszych też uczniach, którzy po przerwie letniej, w końcu mieli szansę znów się zobaczyć z swoimi przyjaciółmi.

Największe zamieszanie wywoływała jednak tiara przydziału. Stara czapka, a dość cynicznym uosobieniu, która jednym słowem mogła zadecydować o losie przyszłych czarodziejów i czarownic. To właśnie w tym momencie miał nastąpić przydział do domów i jak zawsze co roku, przed tym ważnym wydarzeniem wiedźmi kapelusz odśpiewywał swoją pieśń.

Jak zawsze nastąpiły oklaski i czas było odczytać pierwszego czarodzieja, bądź czarownice, która przymierzy ten jakże stylowy kapelusz. Minerwa McGonald wyciągniwszy długą listę, wyraźnie przeczytała imię i nazwisko widniejące na samym początku. "Raimei Osaka".

Z tłumu można było usłyszy siarczyste przekleństwo, kiedy niebieskowłosa czarownica musiała się przeciskać, chcąc wyjść. To się nazywa mieć szczęście. Z resztą w jak alfabecie "O" jest pierwszą literą?

Kobieta nerwowo usiadła na fotelu, widząc jednak w tłumie swoją kopie, która o zgrozo była jej mężem zarazem uśmiechnęła się zadziornie. Co jej tam straszny kapelusz, który wygląda jak rodem zabrany od baba Jagi. Walczyła z trollami to i z tym sobie poradzi.

Cisza trwała niedługo. Zaraz ryk wyszedł z ust tiary głosząc Griffindor, a następny czarodziej został wyczytany z listy.

Przydział trwał już pewien czas, lecz nie pozostało już wielu. Większość trafiała albo do gryfonów, bądź ślizgonów. Zdarzały się też pojedyncze przypadki krukonów i co o zgrozo trzeba zaznaczyć, niebieskie barwy zostały przydzielone Hoshiemu Yodzie i Takeshiemi Amori. Tiara przydziału najpewniej ma swoje poczucie humoru albo plotki o wynikach IQ tej dwójki jeszcze do niej nie dotarły.

W końcu jednak nadeszła chwila, kiedy to ostatnia osoba została odczytania z listy. Zielonowłosy wampir, zaciskając pięści usiadł na fotelu i nerwowo zerknął na swoją dziewczynę, która wśród innych Ślizgonów mierzyła go uporczywym wzrokiem. Chłopak przegryzł wargę, kiedy nałożona mu tiare przydziału. Tylko, żeby trafił do...

HUFFLEFUFF!

Cisza jaka zapadła na sali, można tylko przyrównać do tej na cmentarzach. Nie wspominając o minach wszystkich na te wieść. W końcu kto normalny trafia do Puchonów?

Sakuya zszedł z fotelu z miną godna skazańca, co nie było dalekie od prawdy. Prawdę mówiąc w tym roczniku jako jedyny trafił do domu borsuka. Zapowiadał się ciekawy rok. Tym bardziej, że w tym roku o zgrozo z jakiś dziwnych powodów opiekunem domu został nowo zatrudniony nauczyciel, noszący torby na głowie. Oficjalnie mówi się, że zajmuje się obroną przed czarną magią, ale plotki głoszą, że prowadzi on także nauki wychowania do życia w rodzinie. Jednakże tylko najodważniejsi byli wstanie coś więcej opowiedzieć o jego lekcjach.

Nagły szarpniecie za szaty spowodowało, że Watanuki obrócił się i dostrzegł sprawce tego czynu. Czerwone ślepia przewiercały się na wskroś jego duszy, a usta ułożyły się w jedno słowo, którym był "Wieczór". Zielonowłosy przełknął ślinę. Jeśli zostanie Puchonem nie było wystarczająco złe, to cóż zawsze jego zwłoki mogą być znalezione gdzieś na obrzeżach zakazanego Lasu. Doprawdy marne to pocieszenie.

——————————

Cichy dźwięk skrzypienia drzwi oderwał Sakuye od wyglądania przez okno. Do pomieszczenia weszła czarnowłosa, ubrana wciąż w swoje szaty, które wciąż przypominały chłopakowi dzisiejszy incydent.

To o czym... — Mały tobołek został wepchnięty mu w ręce, a dziewczyna nawet nic nie mówiąc obróciła się, zmierzając w stronę z której przyszła — Shade, ale co to jest!?

Twoje rzeczy, zdjęcia, wszystko co miała przy sobie związane z tobą — Chłopak odrzucił zawiniątko w kąt i ruszył za czarodziejką, która właśnie miała już opuścić dormitorium — A i jutro powinni Ci przysłać wszystkie twoje rzeczy z naszego mieszkania. A klucze możesz mi oddać.

Zielonowłosy stanął z lekką skołowany, wpatrując się w dziewczynę tępym wzrokiem. Ale jak to do diabła ma jej klucze oddać? Dziewczyna tymczasem, z lekki niecierpliwieniem zaczęła tupać nogą, zerwawszy przy okazji na zegar. Cholera, już się spóźniła na randkę. No cóż, jak kocha to zaczeka.

Shade, ale co to ma wszystko znaczyć?!

No jak co? Zrywamy z sobą — Nogi z lekką ugięły się pod zielonowłosym. Nie spodziewał się tego. Szok jaki malował się na jego twarzy musiał nieźle skołować dziewczynę, przegryzła lekko wargę. Za szybko mu to powiedziała? — No chyba nie oczekiwałeś, że Puchon i Ślizgonka mogą być razem?

Heh... Cóż, tego dokładnie oczekiwał. Czarodziejka nie czekając na nic więcej wyszła, zostawiając chłopaka samego sobie. Jego ciche łkanie słychać było jeszcze przez jakiś czas.

— No i tak właśnie zerwałam z waszym ojcem — Trójka dzieci wpatrywała się z uśmiechem w czarnowłosą, kiedy to z fotela dobiegło pełne poirytowania prychniecie.

— Musisz zawsze opowiadać tą historię z takim uśmiechem na twarzy? I WCALE TAK DŁUGO NIE PŁAKAŁEM PO TOBIE!

— Cóż, po prostu wczuwam się w opowieść... — Kolejne ciche prychniecie wydobyło się z ust mężczyzn. Zawtórowało mu jednak po tym śmiech całej czwórki — Nie bądź zły, mimo wszystko to świetna opowieść.

———————————

Tak, w końcu udało mi się napisać specjał. Nie pytajcie mnie ile musiała nad nim spędzić czasu i ile razy był zmieniamy. O tyle historia z Potterem napisałam w godzinę, tak prawdziwy specjał, cóż no długo. A bo pomysłu nie mam, a bo nie wiem jak pociągnąć ten fragment, po prostu katorga Nie mówiąc, że na końcu to było pisane już z lekką ma odpiernicz. No, ale skoro napisany jest, to można już z czystym sumieniem zabrać się za pisanie normalnych rozdziałów. A przyśpiewki tiary nie chciało mi się pisać, bo ludzie, nie wymagajmy niemożliwego, okej?

Dzięki jeszcze za 1k ( na obecną chwilę jest trochę więcej, ale co tam ) i ogólnie za czytanie moich wypocin. Widzimy się najpewniej w kolejnym rozdziale i o by niezbyt szybko musiałabym pisać kolejny specjał.

Ja się odmeldowuje.
Nio.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top