Epilog

3 lat później

*Harry*

Zayn poprawia kołnierz mojej koszuli. Duszę się. Chcę rozpiąć te przeklęte guziki i choć na moment móc zaczerpnąć powietrza. Zimny pot na chwilę oblewa moje ciało.

Czuję jak jakieś dłonie zarzucają mi coś na szyję. Szubienica?!
Czarny krawat zaciska się jak sznur kata. Chyba umieram.

- Nigdy nie pomyślałem, że będę cię szykował na ślub - mruknął Zayn - A szczególnie z tym wariatem - chłopak kręci głową i po raz setny poprawia mi koszulę.

- Lou, nie jest wariatem - mówię twardo. Mój wilk warczy. Nie lubi jak ktoś obraża jego omegę.

- Wiem. Niall powtarza mi to codziennie - chłopak przewraca oczami i odsuwa się ode mnie - Jesteś tak spięty jak dupa twojego kochasia. Rozluźnij się trochę, przyjacielu - czuję jak jeszcze bardziej się spinam. Mamy z Louis'em zostać małżeństwem, po trzech latach życia razem. Dwa lata temu mój mały świat postanowił wziąć sprawy w swoje łapki. Wracam na chwilę do wspomnieniami do twych chwil.

- Harry, możemy porozmawiać? - cichy szept Lou oderwa mnie od pracy. Jestem zły. Miał mi nie przeszkadzać. Od kiedy kursuję między Londynem a Nowym Jorkiem, pracy jest dużo więcej. Wzdycham i wstaję. Idę w mozolnym tempie w stronę salonu. Gdy się w nim znajduję, staję jak wryty. Całe pomieszczenie tonie w mroku i rozświetla je tylko kilka świeczek stojących na stoliku, który stoi na środku salonu. Nakryty jest jak w najlepszej restauracji. - Głodny?

- Lou, coś się stało? - pytam z podejrzeniem. Chłopak kręci głową przecząco - Rozbiłeś moje auto? - kolejne zaprzeczenie - Niall ma z nami zamieszkać?

- Co?! - oburza się - Siadaj i jedz, albo idź sobie - mruczy zły. Stawia z hukiem naczynie. Zapachnie kurczakiem. Dawno Lou nie robił swojego popisowego dania. Burczy mi w brzuchu.

Prawie biegnę do stolika i odsuwam krzesło swojemu chłopakowi. Louis tylko prycha w odpowiedzi.

Kolację jemy w ciszy. To jest dziwne. Louis wydaje się być zły. Jego twarz nigdy się nie zamykała jak wracałem do domu. Co ja takiego zrobiłem?

Chcę pozbierać naczynia po kolacji, ale Lou mnie uprzedza. Siedzę na krześle jak kołek. Zareagowałem trochę niezbyt mile na jego starania. Teraz będzie się mścił milczeniem.

- Proszę - stawia przede mną muffina, a obok niej herbatę. - Smacznego.

- Dziękuję. - czuję się dość sztywno. Podnoszę bułeczkę i wbijam w nią zęby. Nie odrywam wzroku od Lou. Moje ząby trafiają na coś twardego. Lou chciał mnie zabić?

Wyciągam przedmiot na który natrafiłem. Braknie mi powietrza, gdy widzę, że to srebrny sygnet. Czyżby piekarz coś zgubił?

- Chciałem ci się oświadczyć, ale chyba jednak nie powinienem - Lou chce zabrać mi sygnet z dłoni. Nie pozwoliłem mu na to.

- Kocham cię.

- Oddaj - Louis nachyla się w moją stronę i chce wyrwać srebro z mojej dłoni.

- Moje - wsuwaam go na palec i patrzę. Mieni się w świetle świec. To jest najlepszy dzień w moim życiu.

Unoszę dłoń ku górze, uśmiecham się. Zaraz obok niego ma znaleźć się złota obrączka. Czekam wytrwale na ten dzień. Kocham Louis'a całym sercem. Mogę zrobić dla niego wszystko. Przeniosłem się nawet do Londynu na stałe, abyśmy mogli być nieustannie razem. Może to dziwne, bo nawet nie zapytałem go, czy chce tu zostać, ale wydawało mi się, że jest tu szczęśliwy.

- Czemu się tak denerwujesz? - Zayn potrząsa mną lekko. Krzywię się.

- Rodzice Lou mają tu być. - wzdycham na samo wspomnienie o rodzinie Louis'a. Nie powinienem się denerwować, bo to tylko moi przyszli teście, prawda? Jednak nie mogę znieść jak bardzo denerwuje się tym wszystkim mój ukochany.

- Czym się denerwujesz? To przecież tylko dwoje ludzi. Rodzice Tomlinson'a. Rozumiem, że on się denerwuje, ale ty?

- Lou się strasznie denerwuje nie chcę...

- Człowieku! Zwariowałeś! Martwisz się o niego, rzucasz Nowy Jork dla niego...

Patrzę na Zayn'a. Wygląda zabawnie. Próbuje być złośliwy, ale coś mu nie wychodzi.

- Mówi człowiek, który skacze jak mu Niall zagra - roztrzepuje mu włosy i szyderczo uśmiecham. Punkt dla mnie.

- Latasz za nim jak piesek...

Otwieram cicho drzwi. Mam nadzieję, że Niall nie zabije mnie za wchodzenie do jego domu nocą, a szczególnie gdy nikt o tym nie wie.

Muszę być cicho, aby czasem nie zostać wzięty za włamywacza i dostać patelnią.

Poprawiam włosy i ściągam buty. Płaszcz zawieszam na wieszaku, teczkę kładę na szafce. Najciszej jak potrafię wchodzę po schodach. Ostatni jak zawsze zaskrzypi. Wstrzymuję oddech. Zero odzewu.

Otwieram drzwi do sypialni Lou. Światło z księżyca padało wprost na łóżko. Chłopak spi rozwalony na całym łóżku. Jego twarz jest wtulona w poduszkę. Kołdra leżaka w jego nogach. Biorę głęboki wdech. Zamykam za sobą drzwi. Odpinam spodnie, ścigam marynarkę i koszulę. Cichutko podchodzę do jego łóżka i kładę się obok. Chłopak porusza się, ale się nie obudzi. Przejeżdżam kilka razy palcem po jego plecach.

- Hazz, przestań - odepcha moją dłoń - Daj mi spać - po chwili słyszę jego regularny oddech. No popatrz. Człowiek by go zgwałcił i nawet by tego nie zauważył. Ale cieszę się, że myśli o mnie.

Nagle chłopak wyskakuje z łóżka. Potyka się przy tym. Wygląda jak przerażony jelonek.

- Harry? - podchodzi do łóżka i nachyla się w moim kierunku - Co tu robisz?!

- Idziemy. Hazz, słyszysz mnie? - z zamyślenia wyrywa mnie głos Zayn'a. Przez chwilę nie wiem, gdzie się znajduję.

Czarny garnitur, Zayn, pokój. Na dole jest od cholery gości. Tuż obok gdzieś jest Lou. Czeka na mnie. Muszę wziąć się w garść. Pozwalam Zee wyciągnąć się z pokoju. Czuję się jak w transie. Za chwile mam powiedzieć Lou symboliczne TAK. Mam dwadzieścia sześć lat, dopiero co zacząłem młodość i co?! Biorę ślub! Może by tak uciec?!

Przełkam narastającą w moim gardle gule. Jeszcze chwila a ten cały garnitur udusi mnie w cholerę! Zayn ciągnie mnie za sobą, jak jakąś marionetkę. Jestem alfą, a zachowuję się jak jakaś młoda omega - podlotek. Przecież sam tego chciałem. Chciałem złączyć się z nim na wieczność, ale nie tylko za pomocą 'naznaczenia'.

Gdy pojawiam się w ogrodzie, wszyscy goście wstają. Louis stoi do mnie tyłem. Rozmawia ciągle z Niall'em. Wyrobiona sylwetka skrywa się pod jasną marynarką. To była walka wiecznie wkurzonego alfy z nic nie słuchającą się omegą.

- Lou jedz!

- Sam jedz. Zobacz jak wyglądam! Zaraz się nie zmieszczę w swoje ubrania!

- Nie zmieścisz?! Ty w nich toniesz! Wyglądasz jak kości i skóra!

- Jak ci nie odpowiada to znajdź sobie kogoś innego!

- Nigdy! Rozumiesz? Nigdy! Chcę tylko ciebie!

Mocne szarpnięcie sprowadza mnie z powrotem do rzeczywistości. Nic nie pozostało z tego chudego, pogrążonego w depresji chłopaka. Dbałem o to, żeby każdego dnia jego samoocena wzrastała. Bo Lou, tak naprawdę jest piękny.
Odwraca się. Na jego twarzy pojawiq się uśmiech. Mój książę, który wiecznie się upierał, że nie potrzebuje mojej pomocy przez cały czas. Wydoroślał i wreszcie ruszył do przodu.

W tym miejscu zakochuję się w nim po raz drugi, a może po raz milionowy? Wszystkie lęki, obawy mijają. Jestem tylko ja, on i nasza miłość. Taka po grób.

- Kiedy cię poznałem, to było jak dotyk anioła, jak nieskazitelny podmuch wiatru, w którym znalazłem spokój i ukojenie. Jesteś dla mnie jak rozległy i spokojny ocean, który kryje w sobie tak wiele sekretów i miłości. Pragnę cię codziennie na nowo poznawać jak nie odkrytą jeszcze galaktykę. Pragnę dzielić z tobą każdy dzień, każde szczęście i każdy smutek. Pragnę być z tobą na zawsze, nierozłącznie, wiecznie. Ty jesteś moim sercem, moją duszą, moim niekończącym się pragnieniem, dla którego żyję. Będę cie kochać do ostatniego zachodu słońca, do ostatniego śpiewu rajskiego ptaka, do mojego ostatniego tchu. Dziś, jutro, na zawsze...

- Chcę być z tobą do końca życia i dzielić z tobą każdą dobrą i złą chwilę, chcę być twoim mężem i twoim przyjacielem, chce cię kochać i być kochanym. Obiecuję ci miłość mężczyzny, który oddałby życie za ukochanego, będę cię kochać do ostatniego tchu. Obiecuję ci spędzić życie u twego boku, szczęśliwe życie w świecie radości ale i smutku, w świecie będącym od teraz naszym światem, będę cię kochać i troszczyć się o ciebie. Będę cię wspierać, kiedy ciemne chmury trosk przysłonią słońce naszego szczęścia, obiecuję ci ciepło w zimne dni, ufność i zdolność do przebaczenia. Przysięgam biorąc na światka wszystkich tu obecnych, że uczynię cię najszczęśliwszym z ludzi na zawsze...

Małżeństwo.
Zapieczętowane.
Wieczność.
Miłość.
Razem.

- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cie w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.

K.I. Gałczyński 'Rozmowa Liryczna'

Koniec

Dziękuję za czytanie!
Pozdrawiam! 😘

Zapraszam także na:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top