cz. 8
*Louis*
Stoję przy oknie w małej chatce w samym środku lasu. Słońce chyli się ku zachodowi. Księżyc już dawno ukazuje swoje lico, jest coraz pełniejszy. Czuję jak pod moją nagą skórą przesuwa się sierść. Wilk szykuje się do wyjścia. Dziś jest pełnia i mam ją spędzić pierwszy raz w gronie mojego nowego stada. Zawsze zaszywałem się w najgłębszym kącie lasu i tam przechodziłem przemianę. Nikt oprócz Niall'a nie widział mnie w mojej pełnej okazałości.
Boje się, że nie spodobam się Harry'emu. Mój wilk nie jest ani okazały ani nie wyróżnia się pośród innych. Jest niejaki, tak samo jak ja sam.
- O czym tak myślisz? - Harry przytula swoją nagą klatkę piersiową do moich pleców. Wilk zmusza mnie do otarcia głowy o jego ramię. Chichoczę. - Śmiesznę cię?
Nie odpowiadam, wtulam się mocniej w niego. Przy nim czuję się pełny i jakbym dryfował wraz z wiatrem.
- Będę musiał niedługo wyjść - jego ramiona zaciskają się mocniej na mnie - Moje przemiany nadal przychodzą niespodziewanie i niekontrolowanie. Nie chcę zdemolować ci domku. Jest taki piękny - szepczę.
- Boisz się? - jego pytanie zbija mnie z tropu.
- Nie
- Czuję co innego - zaciskam usta. Nienawidziłem tego połączenia w takich momentach. Harry bez najmniejszego problemu mógł wyczuć mój strach.
- A jak ci się nie spodobam - szepczę, a mój wilk siada w kącie i czeka na rozwój sytuacji.
- Masz dobre serce. Twój wilk musi być piękny. - całuje mnie w ramię, a mnie nagle ogarnia silne podniecenie. Czuję wszędzie mojego wilka. Miota się w klatce - Lepiej wyjdźmy - Harry się ode mnie odsuwa i chwyta za dłoń. - Pganiamy po lesie?
Wychodzimy przed chatkę. Księżyc wyłania za chmur. Jego jasne światło pada na moją skórę. Czuję jak robi mi się gorąco. Zamykam oczy. Przypomina mi się moja pierwsza przemiana. Czułem w tamtym momencie jak każda kość w moim ciele przesuwa się. Bolesne wspomnienie.
Otwieram oczy i wszystko jest bardziej przejrzyste, zapachy są bardziej wyczuwalne, a dźwięk wyraźniejszy.
Harry stoi na ganku domku i wpatruje się we mnie. Czuję się skrępowany. Nie wiem, czy podobam mu się w moim wilczym wydaniu. Spuszczam łeb i patrzę na niego niepewnie. Podchodzi do mnie i głaszcze po sierści. Ocieram się o niego chcąc jeszcze.
- Jesteś biały - przez chwilę wpatruję się w niego. - Tak czułem, ale.. - popycham go. Chcę, aby się przemienił. Czuję się jak idiota, gdy tak na mnie patrzy. Warczę - No już - chwilę później stoi przede mną wielki czarny wilk.
Jesteś piękny - aż nadto się nie wysilam.
To ty jesteś piękny.
Kręcę łbem w odpowiedzi i biegnę w stronę lasu. Jestem tu pierwszy raz i wszystko tu pachnie jakoś inaczej. Żałuję, że nie mogę pobiegać tak w ciągu dnia.
Jesteś biały - słyszę głos Harry'ego.
Przecież nie różowy.
W naszym stadzie nie rodzą się białe wilki. Widzieli cię?
Nie
To nie zdziw się, że będą ci się przypatrywać i mówić o tobie. To będzie dla nich coś nowego.
To jakiego koloru są?
Szarego lub rudnego.
A ty jesteś czarny.
Też jestem unikatowy - Jego śmiech odbija się w mojej głowie. - A tak poważnie, to za sprawą genów. Przewódca stada musi się wyróżniać.
Będziesz kiedyś nim.
Zależy
Od czego?
Od tego, czy będziesz chciał być ze mną.
Chcę się zatrzymać i zapytać o czym dokładnie mówi, ale znaleźliśmy się na dużej polanie. Staję jak wryty. Przypomina mi się moje stare stado.
Cieszymy się, że postanowiliście do nas dołączyć.
Rozglądam się i widzę zwierzęta różnych gatunków. Wszystkie pary oczu wpatrywały się we mnie. Szumi mi w uszach. Nie wiem co się dzieje. Myśli zebranych atakują moją głowę. Nie mogę ich rozróżnić.
Weź głęboki oddech. Przyzwyczaisz się.
Chyba nie chcę się do tego przyzwyczaić. Czuję się taki przyparty do muru. Za dużo się teraz dzieje. Przez moją głowę przepływają myśli innych. Z każdą minutą nabierają kształtów. Przeraża mnie to.
*Harry*
Podążam za białym wilkiem. Uśmiecham się widząc jego lsciące futro. Od samego początku czułem, że jest wyjątkowy. Jego zwierzę to potwierdza.
Gdzie idziemy?
Nie odpowiada mi. Od kiedy oddzieliliśmy się od stada Lou nie odezwa się. Jego myśli też są nieodgadnione. Muszę się przyzwyczaić, że chłopak je blokuje. Rozumiem go, że chce mieć swoją przestrzeń. Nie mam zamiaru mu jej odbierać. Zbyt mocno darzę go uczuciem, aby go zamknąć i nie pozwalić na własne życie.
Zatrzymujemy się przy dużej jaskini. Wilk odwraca się w moją stronę i czuję jego podniecenie. Zapach jest tak silny, że praktycznie zwala mnie z łap. Jego oczy palą moją skórę.
Lou, przestań - kręci głową - Chcę cię posiąść w ludzkiej postaci
Mówisz i masz - na początku nie rozumiem o czym mówi. Wszystko robi się jasne, gdy zmienia się w ludzką postać. Za nim robię to też wpatruję się w jego ciało. Jestem zdziwiony. Omegi nie mają możliwość zmiany dopóki nie minie pełnia, a to dopiero za trzy dni.
Stoję w ludzkiej postaci i wpatruję się w chłopaka. Mój wilk zawsze protestował w takich chwilach. Zawsze chciał wykorzystać pełnie co do ostatniej chwili, a teraz chce chłonąć swoją omegę. Każdy najmniejszy skrawek ciała, oddech.
Zawiewa zimny wiatr i otula moje ciało. Wilk popycha mnie w stronę chłopaka.
Jesteś piękny.
Chłopak się odsuwa i wchodzi do jaskini. Marszczę czoło i idę za nim. To co widzę na chwilę mnie dezorientuje. W środku wygląda jakby ktoś tu mieszkał.
- Kiedy to przygotwałeś?
Chłopak otula się kocem. Patrzę na niego i nie wiem co mam robić i co mówić. Pierwszy raz widzę omegę w ludzkiej postaci podczas pełni, a on nie odpowiada na żadne moje pytanie. Zostaje mi tylko obserwowanie go.
Siada na prowizorycznym łóżku i klepie miejsce obok siebie. Podchodzę do niego i siadam. Czuję jak kładzie na moje ramiona koc. Przyciąga mnie do siebie. Opieram się plecami o niego. Jego ciepło mnie uspakaja.
- Wytłumaczysz mi cokolwiek? - jego usta przesuwają się po mojej szyi. Przechodzi mnie dreszcze - Nie odwiedziesz mnie od tematu - jego zęby wbijają się w moją skórę. Mój wilk wyje głośno. Szamocze się wewnątrz mnie. Chce się wydostać i posiąść swoją omegę, a ja chcę znać prawdę. - Louis, proszę - jego dłoń przesuwa się po mojej klatce piersiowej. Jego paznokcie wbijają się w moją skórę - Louis - drapie mnie i ponownie całuje w szyję. - Od kiedy jesteś taki.. - moje słowa zostają zagłuszone przez jego dłoń.
- Chcę cię - jego szept płynie wraz z moją krwią. Odwracam się i przypieram go do pościeli. Jego ciało wygina się w łuk. Opieram czoło tuż przy jego głowie. Muszę ochłonąć. Nie mogę dać mojemu wilkowi poprowadzić moim ciałem. Obawiam się, że mogę go rozszarpać. Wzdycham, a Loilu wydycha powietrze wprost na moją szyję. Odsuwam się, by spojrzeć mi w oczy. Upewnić się, że modę, a może, upewnić się, że nadal tu jest? Że to wszystko nie jest conocnym snem.
Moje usta wytyczają mokry ślad po jego klatce piersiowej. Rozsuwam jego uda i językiem przesuwam po delikatnej i wrażliwej skórze jego ud. Nie wiem, czy to jego czy siebie chcę doprowadzić do szału. Wygina się, mocno. Coraz mniej kontroluję sytuację, czuję jak do głowy, przez kręgosłup dostaje się dopamina. Całuję centymetr po centymetrze naprężoną skórę jego penisa. Podnoszę się i patrzę na niego. Leży z zaciśniętymi powiekami i rozchylonymi ustami. Jego palce mocno zaciskają się na pościeli. Odwracam go na brzuch i przylegam swoim ciałem do pleców Lou. Wydycham ciepłe powietrze wprost na jego szyję.
Proszę - w mojej rozbrzmiewa jego głos, który jest podobny do skomlenia. Uśmiecham się i rozsuwam kolanem jego nogi. Ocieram się o jego pośladki. Obaj w tym samym momencie jęczymy. Proszę.
Wsuwam w jego rozchylone usta dwa palce, a on jak je ssie. Moja wyobraźnia podsyła mi wizję gdzie moja mała omega klęczy przede mną.
*Louis*
Leżę na brzuchu, a ciepłe ciało Harry'ego wtula się w moje plecy. Na moje usta wychodzi szeroki uśmiech. Czuję się taki dopełniony, gdy jest przy mnie.
- Mój ty wilczku - chichoczę
- Twój i tylko twój - ociera swój nos o moje ramię - Kocham cię
Ja ciebie też kocham.
- A teraz mi opowiadaj wszystko.
Wzdycham. Miałem nadzieję, że odpuści.
Ta rozmowa i tak nas nie ominie.
- To nie jest trwałe - wskazuję na swoje ciało. - Jeśli wyjdę i padnie na mnie światło księżyca, to wrócę do zwierzęcej postaci - odwracam się na plecy, a Harry przejeżdża palcem po moich wargach - W tej jaskini od dwóch lat spędzam każdą gorączkę i każdą pełnię, dlatego tak wygląda.
- Dlaczego nie spędzałeś pełni ze stadem?
- Bo czułem, że do nich nie pasuję. Nadal tak czuję - odwracam wzrok. Nie chcę widzieć zawodu w jego oczach - Miałem dużo czasu, aby pociwczyć przemianę. - Kończę poprzedni wątek - Pewnego dnia po prostu się zmieniłem - wzruszam ramionami - Koniec historii.
- Pełnia sprzyja połączeniu. Izolując się traciłeś dużo możliwości - patrzy na mnie.
- Nie chciałem się z nikim połączyć - wprowadzam go w osłupienie. Widzę jak pod jego skórą wilk jeży sierść - Czekałem na Ciebie - dotykam miejsca, gdzie jego skóra porosła sierścią. Jest gładka i miła w dotyku. Najchętniej wtuliłbym się w jego zwierzęcą postać. Chciałem poczuć go.
- Już tak się nie podlizuj - jego twarz zafalowała pokazując zarys wilczego pyska.
- Dlaczego ty wyjechałeś?
- Bo nie chcę być alfą stada. Nie chcę być głową rodziny - serce podchodzi mi pod gardło - Której sam nie założyłem. - przerywa i przyciąga mnie do siebie - Chciałem być wolny, ale ta wolność mnie uwięziła. Chciałem podróżować i zagubiłem się w tym. Szukałem miłości tak daleko, a ona była tak blisko - całuje mnie w głowę.
Kocham cię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top