cz.1

Liczba słów: 1455

*Harry*

Staję na angielskiej ziemi. Tak naprawdę nigdy nie chciałem tu wracać. Londyn opuściłem pięć lata temu. Wtedy nikt we mnie wierzył, bo przecież bez pomocy rodziny nic nie osiągnę. Teraz jestem szanowanym w świecie młodym biznesmenem. Zajmuję się wieloma branżami, ale najczęściej kupuję małe upadające przedsiębiorstwa i robię z nich coś wielkiego, aby móc później sprzedać je z zyskiem.

Tak, jestem Harry Styles i mam dwadzieścia trzy lata. W gazetach zawsze określają mnie jako marzenie nie jednej kobiety. Mam przecież pozycję, kasę, urodę i nienaganne maniery.

Kobiety praktycznie same wskakują mi do łóżka, ale się nimi nie interesuję. Ku ich rozpaczy jestem zdeklarowanym gejem. Szukam tylko i wyłącznie męskiej omegi. Niestety do tej pory nie odnalazłem tego jedynego dla którego mógłbym stracić głowę i paść na kolana.

Mój dziadek od zawsze wpajał mi to, że każda omega powinna służyć swojemu alfie i być posłuszna. Ja uważam inaczej. Jeśli wreszcie spotkam moją drugą połowę, będę traktować go jak księżniczkę, bo na to zasługuje.

Przeczesuje swoje włosy ręką i ruszam w stronę wejścia do lotniska. Muszę odebrać swój bagaż i zacząć udawać przykładnego potomka Styles'ów. Jestem przecież wnukiem przywódcy stada, a do tego moja ukochana siostrzyczka bierze jutro ślub. Nie miała kiedy tego robić!

Po odebraniu swoich rzeczy, wsiadam do taksówki. Nie mam oczywiście ochoty jechać do domu. Lepszy był hotel niż dom zapełniony ludźmi, którzy chcą układać moje życie.

Mam ich tak cholernie dość. Jeśli mógłbym, to pozabijałbym ich wszystkich. Niby rodzina jest najważniejsza, ale moja do takich nie należy.

Od kiedy mój ojciec zginął w wypadku samochodowym, dziadkowi odwaliło. Próbował mnie wyszkolić na swojego następcę. Pamiętam jak od najmłodszych lat miałem wpajane jakieś brednie. Czułem się jak piesek w szkole tresury.

Staruszek nigdy nie pochwalał moich zainteresowań. Nie rozumiał tego, że wolałem podróżować i przy tym zarabiać.

Teraz po pięciu latach, gdy stoję na szczycie, mogę lekceważąco spojrzeć na Fredericka i wykrzyczeć mu w twarz, że jego gadanie było warte tyle co nic.

Mama znalazła sobie jakiś czas temu nowego faceta, przestała się interesować tym co się działo. Chyba nawet nie wiedziała czy byłem na jej ślubie czy też nie. Była w swoim świecie i nie ma co jej za to krytykować, cieszę się, że wreszcie po śmierci ojca ma kogoś, kto wyrwie ją ze szponów starego Styles'a.

Gemma - moja ukochana siostrzyczka, która zawsze idzie pod prąd, pomimo tego, że dziadek próbuje jakoś ją przeciągnąć na swoją stronę. Mam tylko nadzieję, że Ashton nie będzie taki głupi i zrobi wszystko, aby wyprowadzić się na drugi koniec świata. Jak najdalej od ukochanego dziadziusia.

Wysiadam szybko z taksówki, gdy tylko zatrzymujemy się tuż przed hotelem.

Wkładam kolesiowi kasę w dłoń, nie przejmując się resztą. Padam na twarz, chcę być już w pokoju i zagrzebać się pod pościelą. Marzę o spokoju, którego raczej jutro nie otrzymam. Muszę nazbierać dużo siły, aby przeżyć jutrzejszy dzień. To mogą się okazać najgorsze godziny w moim życiu.

Spoglądam na zegarek, dochodziła pierwsza po południu. Mogę się przespać kilka godzin, a później iść do baru. Nie wiedziałem się dawno z chłopakami i będzie dość przyjemnie ich teraz zobaczyć.

Zayn i Liam, wiecznie poszukujący trzeciego do związku, bo po co żyć we dwoje skoro mogą żyć we troje.

Zayn od zawsze był władczą alfą i potrzebował więcej niż jednej omegi. Taki typ faceta.

Liam jest omegą, która w stu procentach mogłaby być alfą. Nie ma na świecie drugiego takiego człowieka, który skinięciem palca robi z Zayn'a potulnego wilczka. Zee nawet nie słuchał się mojego dziadka, bo miał swoje poglądy i ich bronił, przez co dwa razy wyleciał już ze stada. Na jego szczęście dziadziuś ma słabość do pani Malik i za każdym razem przyjmował go z powrotem. Wszystko się odmieniło, gdy do Bradford przeprowadzili się Payne. Liam jedyny syn wilczej rodziny, był strasznie opryskliwa, nic siebie nie robił z praw. Nie miał zamiaru się z kimś wiązać, a szczególnie nie z wnerwiającym ludzi Zayn'em.

Nawet nie pomogło ugryzienie Zayn'a. Długo wokół siebie skakali, aż wreszcie alfa padła na kolana przed omegą. Jak dziś pamiętam jak Zayn wykrzyczał, że kocha Liam'a, ale ma dość jego humorów. Koniec końców zeszli się i teraz szukają tej trzeciej połówki.

Z głupim uśmiechem na twarzy padam na łóżko. Kilka godzin snu i będę jak żywy, lub nie.

Po dokładnie pięciu godzinach snu, otwieram oczy i czuję się jak żywy. Nie lubię tych zmian czasowych.

Biorę prysznic. Wciągam na swój tyłek bokserki i czarne rurki. Czuję się znowu jak szczeniak, dawno się tak nie ubierałem.

Narzucam na siebie biały T-shirt i związuje włosy. Z walizki wyciągam czarne kowbojki. Nikt nawet sobie nie wyobrazić nie może co czuje, gdy nakładam je na stopy. Przez ostatnie lata nosiłem buty wyjściowe dopasowane do garnituru. Nie dane mi było noszenie kowbojek czy trampek - za tymi ostatnimi słabo tęskniłem.

Ubrany, odszykowany ruszam do baru. Nikt oczywiście nie wie, że się pojawię. Wszyscy myślą, że dotrę dopiero na ślub i lepiej niech tak zostanie. Nie mam jakoś dziś chęci na rozmowy z głową stada.

Nim zadaję sobie sprawę - jestem już pod klubem. Wszędzie można było dostrzec młode dziewczyny ocierające się o starszych facetów. Mam ochotę krzyknąć do nich, aby się szanowały.

Kręcąc głową wchodzę do środka. Rozglądam się po ludziach i zdążyłem chyba wpaść w oko kilku laską.

TEN WILK NIE JEST ZAINTERESOWANY!

- Cześć - niska brunetka przylega do mojego boku. Krzywie się. Dziewczyna może ma siedemnaście lat i jest za skąpo ubrana i za bardzo wytapetowana.

- Nie jestem zainteresowany -odsuwam ją. Idę w stronę stolików. Od razu zauważam Ashton'a. Zayn wisi na Liam'ie i ewidentnie o kimś rozmawiają. Pewnie znaleźli ofiarę do trójkącika.

- Buuuuu - szepczę do ucha Ash'a. Chłopak podskakuje i odwraca się w moją stronę. Przez dłuższą chwilę wpatruje się we mnie jakby zobaczył ducha.

- Chyba zwariowałem, bo widzę Styles'a - wymruczał szturchając chłopaków, którzy odwrócili się z zdezorientowaną miną.

- O ja pierdole - tyle wyrzuca z siebie Zayn za nim wstaje i rzuca się na mnie. Jego ramiona boleśnie zaciskają się na mojej szyi. Jeszcze chwila a mnie udusi.

- Kiedy przyleciałeś? -Ashton odpycha Zayn'a ode mnie i sam się we mnie wtula.

- Dziś przed południem - puszczam przyjaciela i przytulam Liam'a, który szczerzy się jakby zobaczył najwspanialszy kąsek.

- Nikt o tym nie wiedział  - oburza się Ashton. Siada przy stole i wzywa kelnerkę, która pojawia się znikąd.

- I niech tak zostanie - mruczę - Nie mam ochoty na rozmowy ze starym. Wystarczy, że jutro mnie to czeka.

Siadam się obok Ash'a i uśmiecham się do reszty. Naprawdę miło jest zobaczyć starych przyjaciół. Nawet jeśli nie są idealni, to dalej najlepsi. Pewnie jakbym zadzwonił do któregoś z nich w środku nocy z wiadomością, ze kogoś zabiłem - zapytałby tylko, gdzie zakopujemy ciało.

- Oj tam. Frederick się trochę ogarnął, już tak nie truje dupy - Ash uśmiecha się przy tym szeroko. Kręcę głową i zaczynam się śmiać, nie wierzę, że mój dziadziuś może się zmienić. Wcześniej piekło by zamarzło niż Frederick Styles by się zmienił.

- Takie bajki to wiesz, dzieciom przed snem - podnoszę do góry kufel piwa, który postawiła przede mną kelnerka. Zawieszam wzrok na jego głębi i na chwilę się zapomniam. Zaczynam zazdrościć moim przyjaciołom swoich drugich połówek.

- Zmienił się. Nikogo już nie gnębi za starokawalerstwo - Ashton wzrusza ramionami.

- Że co? - o mało nie dławię się piwem, kiedy usłyszę słowa Ash'a. Chyba świat stanął na głowie, a dziadek upadł na głowę - Chyba za dużo wypiłeś.

- Jasne - prycha - Twój dziadek dwa lata temu przygarnął pewnego chłopaka. Ma dwadzieścia sześć lat i jest samotny.

- I jest wariatem - śmieje się Liam.

- Co? - nie rozumiem ich. O czym oni gadają?! - Mój dziadek kogoś przygarnął?!

- Nie on, ale mój kuzyn. Pamiętasz Niall'a? - kiwam głową. Coś mi świtało. Nadpobudliwy Irlandczyk. Niall Horan, wiecznie roześmiany i widzący we wszystkim same pozytywy, nawet w moim dziadku -Niall zajmuje się Louis'em. Chłopak jest dość, specyficzny - mina Ashton'a, mówi całkowicie coś innego niż jego usta. - Poznał byś go dziś lub jutro, ale on nigdzie nie wychodzi. A jak już wychodzi, to szkoda gadać - Ash macha ręką. Robię się dość ciekawy tego wszystkiego. Mój dziadek nie pozwoliłby na to, aby dwudziesto-sześcioletni facet nie miał swojej alfy czy omegi.

- Ponoć jego rodzinę ktoś wyrżnął -Zayn szepcze, a mnie mrozi.

- Jak to wyrżnął? - patrzę na nich. Nie wiem co się dzieje. Przyjeżdżam tu po paru latach i okazuje się, że dziadek zwariował.

- Myślę, że to były jakieś porachunki. Nikt normalny nie zabija całej rodziny. Ponoć Louis'a nie było wtedy w domu. Długo tu będziesz? - Ashton szybko zmienia temat. Jestem zdezorientowany. Wzruszam ramionami w odpowiedzi. No tak mam urlop, ale chce go spędzić na jakiś wyspach opalając tyłek, a nie w ulewnym Londynie - To może uda ci się poznać 'naszego' Louis'a.

- Ja i tak uważam, że on jest wariatem i nie warto...

- Louis nie jest wariatem! - unoszę wzrok i napotykam niebieskie oczy wpatrujące się w nas z wrogością. Kogoś wkurzyliśmy, tylko kogo i dlaczego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top