58. "Ilość zer"

- Możemy porozmawiać? - zagaiłam Kitsune, gdy jadłyśmy rano śniadanie. 

- O co chodzi? - odparła z pełną buzią.

Otworzyłam usta, jednak nie chciał się z nich wydobyć żaden dźwięk. Pokręciłam z dezaprobatą głową i odchrząknęłam.

- Nieważne... już nieważne. - Uśmiechnęłam się nieszczerze upijając łyk herbaty ze szklanki. Tadashi uniosła pytająco brew.

- Jak coś to mów, przecież nie mamy przed sobą tajemnic. - Pokiwałam głową.

***

Podjęłam decyzję o ucieczce. Nie miałam zamiaru angażować w to kogokolwiek innego z Meteory, jedynie wziąć swoje rzeczy i jutro rano razem z Kitsune wyjechać. Nie miałam zamiaru wyjeżdżać z kraju, nie miałyśmy żadnej pewności życia za granicą, dlatego postanowiłyśmy zwyczajnie opuścić Osakę.

Przez myśl przeszedł nam plan wyprowadzki do Tokio, jednak nie potrzebowałyśmy już tak wielkiego miasta do szczęścia. Przepych w Osace momentami nam przeszkadzał, a co dopiero w samej stolicy.

Nasze rodzinne miasto było pełne wspomnień i z tych powodów jednocześnie chciałyśmy tam wrócić ale też już nigdy się tam nie pokazywać. Zbliżanie się do tamtych okolic napawało mnie niewyjaśnionym lękiem, jakby mama ciągle tam czekała. Nie chciałam wiedzieć, ani nawet myśleć co stało się z moim rodzinnym domem, tak samo wolałam nie oglądać domu babci, który po jej śmierci zdecydowałam się sprzedać. Tamto miejsce wolałyśmy zostawić w przeszłości. Jedynie Kitsune pojawiała się tam czasami, gdy odwiedzała rodziców.

Za cel obrałyśmy sobie Okayamę. Kitsune się śmiała, że im starsza jest tym bardziej na południe kraju mieszka, bo jak się okazuje, urodziła się na Hokkaido, gdzie mieszkają do dzisiaj jej dziadkowie.

Zamknęłam walizkę z głębokim westchnięciem. Dobrze pamiętam, jak gdy Tadashi ciągle studiowała wprowadzałyśmy się do tego mieszkania. Te pierwsze tygodnie sam na sam były tak niezwykle namiętne...

Pomachałam gwałtownie głową chcąc wyrzucić z niej chęć wspominek dawnych lat. Nie było teraz na to czasu.

Mam rozumieć, że znowu uciekasz od problemów?

Tym razem leżała rozłożona na parapecie i patrzyła na mnie, jak z głupawym uśmiechem odganiam niepotrzebne myśli. Widząc ją pozytywny wyraz twarzy od razu spłynął zastąpiony zmarszczonymi brwiami i ponurą miną.

- Jeśli chcesz to tak rozumieć to proszę bardzo - odparłam z wyrzutem jednocześnie stawiając walizkę na kółkach na podłodze.

Jesteś słaba. Hokori wyraźnie powiedział, byś stawiła czoła tym problemom, a ty uciekasz. Jesteś żałosna.

Uniosłam tylko brew spoglądając na nią karcącym wzrokiem. Lata terapii nie zagroziły jej istnieniu w żaden sposób, ale przynajmniej pozwoliły mi radzić sobie z jej obecnością. Pojawiała się w stresujących i emocjonujących momentach, by zepchnąć mnie na dno. Była tylko głupim głosem w mojej głowie, który miał zamiar mnie zniszczyć. Tak naprawdę była tylko ostatkami mojego strachu przed mamą.

Nagle dzwonek do drzwi rozbrzmiał w domu, a jej widmo błyskawicznie się rozpłynęło. Wzruszyłam ramionami idąc do wejścia do mieszkania. Nie spodziewałam się nikogo, Kitsune wyszła do pracy już jakiś czas temu, więc najprędzej był to sąsiad z potrzebą sąsiedzkiej przysługi.

Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi do siebie. Już miałam otwierać usta z pytaniem "O co chodzi?", ale otworzyłam je i słowa ugrzęzły mi w gardle.

W progu stanął nikt inny jak Afuro Terumi. Twarz miał zasłoniętą dużymi, ciemnymi okularami ze złotymi oprawkami, jednak przez długie, teraz w pełni blond włosy, bez niebieskich końcówek łatwo było go poznać. Miał na sobie rurki z dziurami na kolanach, buty na platformach, czarny top i na wszystko zarzucone grube, różowe futro. Gdy widywaliśmy się poza Meteorą zawsze wyglądał normalnie, a teraz... Nie wyglądał ani, jak podczas pracy w Meteorze, ani gdziekolwiek, kiedykolwiek indziej.

Zamrugałam kilka razy z wciąż rozchylonymi ze zdziwienia ustami. Patrzył na mnie zza zaciemnionych oprawek z pewnym siebie uśmiechem, usatysfakcjonowany moją reakcją na jego nagłe odwiedziny.

- Tatuś wrócił - przerwał w końcu ciszę zdejmując z nosa okulary. Tych mocno czerwonych tęczówek nie dało się pomylić z nikim innym. Próbując przełamać barierę dźwiękową chciałam w końcu wydobyć z siebie jakieś słowa, jednak udał się tylko jakiś zdziwiony, niekreślony dźwięk. - Kurwa nawet nie wiesz, jak zajebiście za tobą tęskniłem. - Wsunął zausznik okularów za spodnie, by je zaczepić i bez ostrzeżenia przekroczył próg domu chwytając moją twarz w dłonie. W pół sekundy zmniejszył dystans dzielący nasze twarze przyciskając swoje usta do moich.

Zrobił to bardzo nieudolnie, ledwo trafiając, jednak zaraz się poprawił i w drugim pocałunku wręcz idealnie chwycił moje wargi między swoje. Poczułam od niego silną won alkoholu, przez co skrzywiłam się w pocałunek i odepchnęłam go od siebie.

- Jesteś pijany - zarzuciłam, na co ten roześmiał się jeszcze bardziej. Nic nie zrobił sobie z mojego zachowania tylko tym razem chwycił mnie za szyję próbując znów się zbliżyć, jednak zanim mu się to udało nie kontrolując swojego ciała uderzyłam go z pięści w brzuch. - Czy ciebie do reszty pojebało?! - krzyknęłam, gdy ten chwycił za bolące miejsce i zwinął się z bólu. - Czemu nas zostawiłeś?! Czemu uciekłeś?! Czemu nas zdradziłeś?! - Wrzeszczałam dalej, aż poczułam, że łzy napływają mi do oczu. - Zdajesz sobie sprawę, co w ogóle zrobiłeś?! Ishido podobno próbował się przez ciebie zabić, cała rebelia oberwała po mordzie jak nigdy dotąd i ratował nas pierdolony Shuuhei! A co ty wtedy robiłeś?! A no tak, pewnie spałeś z jakimiś swoimi tatusiami, którzy się za tobą stęsknili! - Dostrzegłam, że na jego plecach ciągle widniała metka od futra, której widocznie zapomniał odczepić. Dostrzegając ilość zer w jej cenie wiedziałam, że miałam rację.

- Zamknij chociaż drzwi, jak mamy się kłócić - wybełkotał, przez co zauważyłam, że rzeczywiście, ciągle były otwarte. Zamknęłam je więc szybko na klucz, przekręcając go dwa razy i stanęłam z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej przed chłopakiem, który zwijał się z bólu. W końcu jednak stanął na równe nogi i wciąż trzymając się za obolałe miejsce spojrzał na mnie. - To była część planu, jak widać wszystko się udało. - Wyszczerzył się, przez co dostrzegłam, że jeden z jego górnych zębów zalśnił złotem. Zacisnęłam pięści chcąc uderzyć go raz jeszcze, więc w strachu odsunął się o krok do tyłu. - Wyjaśnię ci wszystko i odpowiem na wszystkie pytania, tylko przestań grozić mi wzrokiem. - Zmarszczyłam brwi niezbyt szczęśliwa na ten obrót wydarzeń, jednak musiałam się zgodzić. Zdjął buty i futro, po czym sam poprowadził się do mojej sypialni. Widząc rozłożoną walizkę i ubrania walające się po całym pokoju zamarł, jednak po chwili odważył się usiąść na łóżku. - Jeśli wszystko się uda, nie będziesz musiała się wyprowadzać - zapewnił, gdy siadałam obok niego.

- Słucham więc, dlaczego zdecydowałeś się nas zdradzić i uciec w punkcie kulminacyjnym? - Znów zaplotłam ręce na piersi i ze wzrokiem sędziego oczekiwałam jego spowiedzi. Tym razem nie wystraszył się mojej powagi i nie patrząc na mnie zaczął opowiadać:

- Ten plan odkąd tylko Ryoko go wymyśliła nie miał racji bytu. Jakakolwiek próba uwolnienia Meteory tego typu skończyłaby się klęską, choćbyśmy stanęli na rzęsach. Kilka lat temu rzeczywiście byłoby to możliwe, jednak teraz Meteora ma tylko jedną lukę. - Gwałtownie położył otwartą dłoń na sercu i spojrzał na mnie. - I jestem nią ja. - Przewróciłam oczami domyślając się tych słów. - Zwichnąłem bark przez to, że nie mogłem przestać myśleć o Ryoko i jej śmierci. Ishido się tego domyślił i przez to chciał mi zabronić pracy w Meteorze. Bał się, że sobie coś zrobię, więc przykuł mnie kajdankami do łóżka. - Otworzyłam szerzej oczy zdziwiona tym obrotem spraw. - Przez to pierwszy raz zdałem sobie sprawę, jak bardzo ma obsesję na punkcie tego, bym żył przy jego boku. Wiedziałem, że takowa obsesja istnieje, jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo jest silna. - Westchnął głęboko zbierając myśli. - Gdy zaczęliśmy planować ucieczkę od początku wiedziałem, że z tamtym planem nie damy rady i musimy wykorzystać tę słabość Ishido. Mówienie wam o czymkolwiek nie dałoby żadnego rezultatu, bo nie dalibyście się wsadzić do piwnicy i chcielibyście kombinować, by tego uniknąć. - Przytaknęłam w końcu zaczynając rozumieć, dlaczego nam o niczym nie powiedział. - Więc musiałem działać sam i rżnąć głupa przez tyle miesięcy, by wszystko się udało. Potrzebowałem tak naprawdę tylko wyłączenia obróżek i chipów śledzących. Potem tylko liczyć, że uda wam się przytrzymać Ishido i wolność. - Uśmiechnął się ironicznie.

- Więc chciałeś doprowadzić Ishido na samo dno emocjonalne, by sam zamknął Meteorę i właśnie po to to wszystko? - Próbowałam zgadnąć.

- Tak, dokładnie - zgodził się. - Wiedziałem, że Ishido, a konkretniej Alejandro kontroluje praktycznie całą Osakę, więc musiałem wyjechać na tych kilka dni do Tokio. - Opadł bezwładnie na łóżko.

- Miałeś co jeść? Gdzie spać? - zapytałam z troską, a ten spojrzał na mnie jak na idiotkę.

- Dziewczynko, ja jestem dziwką. - Zmienił nagle ton. - Przeżyłem na ulicy wiele lat swojego życia i dobrze wiem, jak sobie tam poradzić. - Przełknęłam ślinę zdając sobie sprawę, że pewnie musiał wrócić do sprzedawania swojego ciała, by móc się utrzymać. Jednocześnie zdałam sobie sprawę jak mnie nazwał, jednak machnęłam na to ręką usprawiedliwiając jego słowa po pijaku.

- Więc co teraz? Już po wszystkim? - zapytałam po chwili ciszy, na co wsparł się na łokciach i spojrzał na mnie.

- Jeszcze nie, musimy zrobić ostatnią, najbardziej satysfakcjonującą rzecz.

- Jaką? - Posłał mi zawadiacki, pewny siebie uśmiech.

- Pojechać do Ishido i przekazać mu, że przegrał

***

- Wyobraź sobie, że jak tylko wysiadł z pociągu to jak ta królewna na ziarnku grochu zadzwonił po mnie, że mam po niego przyjechać! - marudził Shuuhei, gdy ze standardową dla niego prędkością pędziliśmy przez miasto.

- Nie musiałeś przecież przyjeżdżać. Ishido dał ci przymusowy urlop, a on nawet nie jest już pracownikiem Meteory. - Wskazałam na Afuro szczególnie zwracając uwagę na bliznę po obroży na jego szyi. Shuuhei tylko warknął coś pod nosem i pozostawił to bez komentarza.

- Jesteśmy, jak usłyszę strzał to tam wejdę - ostrzegł stając pod domem Ishido.

- I co zrobisz? Popłaczesz się na wejściu? - zakpił Terumi wysiadając z auta. Zanim Tsuyuki zdążył się mu odgryźć, ten już zatrzasnął drzwi od czerwonego lamborghini.

Przed domem Ishido było jakoś inaczej. Trawa jakaś zbyt długa, krzaki przerośnięte, ścieżka brudna... Czyżby służba też dostała przymusowe wolne ze względu na stan swojego szefa? Nie było to głupie, bo i tak jej teraz nie potrzebował, a na pewno musiał oszczędzać.

- Teraz po prostu obserwuj - powiedział Afuo wsuwając swoje złote okulary przeciwsłoneczne na nos. Przełknęłam ślinę, gdy weszliśmy na ganek, a następnie otworzyliśmy drzwi. O dziwo były otwarte, tak samo jak bramka. Dokładnie, jakby czekał na...

- Kto tam?! - Z piętra rozległ się głos Akiry. Weszliśmy przez próg i słysząc kroki na górze czekaliśmy na rozwój akcji. Z racji braku odpowiedzi po chwili wynurzyła się główna dwójka antagonistów tego zdarzenia.

Akira wyglądała kompletnie inaczej, niż ją zapamiętałam. Miała na sobie zwykłe trampki, ciemne jeansy i bluzę. Do tego brak makijażu i wyglądała całkiem normalnie, nie licząc jej charakterystycznego wysokiego kucyka. Jej wygląd kompletnie odbiegał od krótkich, obcisłych sukienek i wysokich szpilek, które nosiła w Meteorze.

Na niej zawiesiłam wzrok tylko na kilka sekund, bo zaraz przeniosłam go na Ishido. Wyglądał dosłownie jak wrak człowieka.

Zdawało się, że odkąd ucieczka Terumiego wyszła na jaw nie miał nawet sił, by przebrać się ze swojego czerwonego garnituru. Brakowało tylko krawatu, który zrzucił pewnie w przypływie złości, koszula była pomięta, poplamiona i rozpięta u góry. Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, którego ani razu do tej pory nie byłam w stanie dostrzec. Na policzkach widać było błyszczące ślady, być może od łez, które nawet nie zdążyły wyschnąć. Włosy również nie były pierwszej świeżości i zostały spięte w luźny kucyk z tyłu głowy.

- Afuro... - wydukał, gdy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Momentalnie otworzył szerzej oczy i z daleka zobaczyłam w jego oczach iskry nadziei. Bez zastanowienia zaczął zbiegać po schodach, prawie potykając się o własne nogi.

- Raczej powinieneś zwrócić się do mnie per Tenshi, Gouenji - zakpił z niego, przez co Ishido stanął w miejscu. Poczułam, jak po karku przebiega mnie dreszcz przez to, że nazwał go prawdziwym imieniem. Jednak teraz nic mu za to nie groziło. - Po co było ci to wszystko? Naprawdę myślałeś, że nie ucieknę? Że masz mnie w garści i na zawsze zostanę twoją zabaweczką, na której będziesz mógł zaspokajać swoje sadystyczne potrzeby? - wymieniał trzymając jedną rękę dumne na biodrze, a drugą gestykulując. Zdjął okulary i obejrzał go od góry do dołu. Ishido nie był w stanie wydukać z siebie ani słowa, zastygł niczym posąg.

- Ja... - udało mu się powiedzieć zachrypłym głosem.

- Myślałeś, że masz mnie w garści bo to ty pokazałeś mi miłość. To ty pokazałeś mi czym jest bezpieczeństwo i stabilność. Ale wiesz, Gou... To zakończenie wywołuje najgorszy niesmak, nie ważne jak dobry jest początek. - Raz jeszcze wbił w niego wzrok i ruszył krok do przodu. - Wystarczyło zniknąć i zobacz, co się z tobą stało - Położył palec wskazujący na jego sercu. - Beze mnie jesteś nikim - ściszył głos.

- Nie pozwalaj sobie. - Akira zaczęła schodzić w dół po schodach chcąc powstrzymać Terumiego.

- Nie przerywaj mi, albo go zabiję - zagroził. - Mam przy sobie broń, jedna kulka i po nim, wtedy również ty, Hirano, upadniesz na samo dno. - Spojrzał na nią nienawistnym spojrzeniem, a ta zacisnęła zęby i stanęła w miejscu.

- Przepraszam... - bardzo cicho, prawie niesłyszalnie wydobyło się z ust Ishido. Afuro przekręcił głowę i zmarszczył brwi.

- Słucham?

- Przepraszam... - wypowiedział już nieco głośniej, ale wciąż cicho.

- Głośniej, bo nie słyszę! - zamówił udając, że rzeczywiście nie słyszy. Na jego twarzy jednak malował się uśmiech sugerujący, że po prostu chce, by Ishido się przed nim płaszczył.

- PRZEPRASZAM! - Wydarł się na całe gardło i padł na kolana. Zdezorientowana wycofałam się o krok do tyłu. W oczach Afuro skrzyła niezwykła satysfakcja. Ishido położył dłonie na podłodze i schylił czoło do samego dołu nim również dotykając posadzki.

- Za co przepraszasz, Gouenji Shuuya? - Uniósł podbródek wyżej chcąc patrzeć na niego jak najbardziej z góry. Specjalnie wypowiadał jego pełne imię i nazwisko, by pokazać jak nad nim góruje.

- Przepraszam za to, że trzymałem cię na uwięzi - powiedział po chwili skruszonym głosem. W pokoju panowała niezwykła cisza, jak makiem zasiał, przez co ich głosy praktycznie odbijały się od ścian tworząc echo.

- Tylko tyle? - prychnął. Nagle podniósł swoją nogę i podeszwą ciężkiego buta przycisnął głowę Ishido do podłogi jeszcze bardziej. Czułam, jak serce mi przyspiesza jeszcze bardziej na widok tej sceny. - A za to, że codziennie zaspokajałeś się seksualnie moim kosztem? - Podniósł nogę i uderzył w jego głowę.

- Przepraszam za to, że codziennie zaspokajałem się seksualnie twoim kosztem - odpowiedział na życzenie błyskawicznie.

- A za to, że ciągle mnie okłamywałeś i wmawiałeś, że tak powinna wyglądać zdrowa relacja? - Znów uderzył butem w jego głowę. Podeszwy były brudne i ubłocone, jakby spodziewał się tego tego obrotu spraw i specjalnie wcześniej chodził po błocie.

- Przepraszam za to, że cię okłamywałem i wmawiałem, że tak powinna wyglądać zdrowa relacja - znów odpowiedział bez zastanowienia.

- Przeproś za to, że zabijałeś moich niewinnych przyjaciół.

- Przepraszam za to, że zabijałem twoich niewinnych przyjaciół.

- Przeproś za to, że odbierałeś im wolność i człowieczeństwo.

- Przepraszam za to, że odbierałem im wolność i człowieczeństwo.

- Przeproś za to, że zabiłeś Ryoko.

- Przepraszam za to, że zabiłem Ryoko.

Obserwowałam, jak przez kilka minut Afuro wymienia kolejne rzeczy, za które Ishido powinien przeprosić. Choć ciężko było mi na to wszystko patrzeć jakiś głos z tyłu głowy krzyczał, że właśnie tak powinno być. Ishido jak najbardziej na to zasłużył, nie ważne, jak wielkie przywiązanie do niego czułam.

Lista przeprosin tylko się wydłużała, a każde kolejne były jak najbardziej słuszne. Zarówno ja, jak i Akira nie miałyśmy zamiaru wtrącać się w tę scenę. Czy to ze strachu, czy też poczucia, że właśnie tak to powinno się skończyć.

- Przeproś za to, że stworzyłeś Meteorę.

- Przepraszam za to, że stworzyłem Meteorę. - Słowa wydawały się pasować do sytuacji, jednak chęć usprawiedliwienia zła krzyczała, że przecież nie wiedział, jak to wszystko się potoczy. Chciał tylko wygrać zakład z Akirą. Widziałam, jak łzy zbierały się w jej oczach, czuła się współwinna całej tej tragedii.

- Przeproś za to, że żyjesz, Gouenji. - Z ust Afuro praktycznie tryskał jad.

- Przepraszam za to, że żyję, Tenshi. - Zwrócił się do niego po pseudonimie. Tak jakby teraz chcieli przedstawić, ze rolę się zamieniły i kto miał nad kim władzę.

Afuro w końcu zdjął buta z jego głowy, jednak ten nie powstał. Wciąż trzęsąc się chylił przed nim czoła, jakby bał się mu spojrzeć w oczy. Już miałam wkroczyć do akcji, gdy Ishido sam popchnął ją do przodu:

- Po tym wszystkim wiem, że... że nie zasługuje na nic więcej. Że jestem wrakiem człowieka i nie powinienem oczekiwać od ciebie wszystkiego. - Jego głos był tak okropnie skruszony, że aż go nie poznawałam. Łzy spływały mu po policzkach mocząc posadzkę, błoto z butów Afuro rozsypywało się na jego włosach, a całe ciało trzęsło się ze strachu i poczucia winy. - Zrobię wszystko, po prostu błagam, wróć do mnie. - Nie podniósł nawet głowy. Nie ruszył rękami, które stale były płasko położone na ziemi. Afuro skrzywił głowę patrząc na niego z góry.

- Terumi nie - zaczęłam, podchodząc pewnym krokiem.

- Cisza. - Zatrzymał mnie, gdy zdołałam zbliżyć się co najwyżej półtora metra.

Jakie tak naprawdę było dobre wyjście z tej sytuacji? Oczywiście zostawienie Ishido, odejście i nawet nie zastanawianie się nad tym, jak umiera w samotności, bez Akiry która prędzej czy później go zostawi.

Cechą, której zawsze najbardziej w sobie nienawidziłam odkąd skończyłam psychoterapię było współczucie. W liceum nienawidziłam ludzi z całego serca i uważałam, że wszystkim należy się potępienie. Ale później nawet w najgorszych zwyrodnialcach widziałam małe dzieci, którzy nie byli winni przemocy w rodzinie, która ukształtowała u nich właśnie taki charakter.

I tak było teraz, z Ishido. W tym płaszczącym się wraku człowieka widziałam małego chłopca. Tego samego, który w liceum pomimo miłości do mnie popchnął mnie w stronę szczęścia. Tego samego, który nie potrafił sprostać wymaganiom ojca. Tego samego, który zawsze był niewystarczający.

Widziałam Gouenjiego, a nie Ishido.

Afuro zamknął oczy i głęboko odetchnął, nim zaczął mówić.

- Wrócę, pod dwoma warunkami - zaczął. - Dobra, pod trzema - poprawił się. - Po pierwsze, podnieś głowę i patrz mi w oczy jak do ciebie mówię. - Syknął, jednak z lekką ironią i rozbawieniem w głosie. Ishido bardzo powoli wycofał ręce i wyprostował się ciągle nie schodząc z kolan. Nawet nie otarł łez z policzków, jakby nie chcąc urazić Afuro swoją niesubordynacją. - Po drugie - przełknął ślinę. - Zniszczysz cały system obróżek i kar dla pracowników. Każdy pracownik będzie pracował, dopóki nie spłaci swojego długu, a następnie zostanie uwolniony. Gdy pozbędziesz się wszystkich, Meteora zostanie zamknięta - wyrecytował na jednym wdechu, jakby już wcześniej to przygotował. W oczach Ishido widziałam strach, ale też zrozumienie, że było to oczywiste. - I po trzecie, oddaj się w ręce policji.

Niespokojnie również dostarczyłam sobie sporej dawki powietrza do organizmu. Tak, było to jakieś wyjście z sytuacji. Nie wiem, czy choć w jednym stopniu dobre, bo wszyscy dobrze wiedzieliśmy, jaki jest Ishido. Nieobliczalny. Gdyby chciał, mógłby teraz uśpić Afuro za pomocą chloroformu i zacząć całą zabawę jeszcze raz.

Jednak patrzenie na jego stan udowadniało mi, że nie byłby w stanie. Nawet przez myśl by mu to nie przeszło. Był wyniszczony psychicznie, jak i fizycznie. Jego uzależnienie od Afuro było tak silne, że nie poradziłby sobie bez niego, więc musiał się zgodzić. Miał do wyboru albo to, albo wieczne życie bez niego i próby odnalezienia się w tym świecie.

Odbierałam to wszystko dość osobiście, bo gdy tłumaczyłam się Kitsune ze wszystkiego związanego z Meteorą również praktycznie przed nią klęczałam błagając o wybaczenie i bojąc się, że mnie zostawi. Ciężar na moich barkach nie był tak ogromny, ale też Kitsune nie była po takich przejściach jak Afuro.

- W porządku - zgodził się w końcu.

- Wstań - rozkazał Terumi.

Naprawdę nie wiedziałam, po której stronie konfliktu powinnam stanąć. Chciałam patrzeć obiektywnie, ale żadna strona nie była wystarczająco obojętna na krzywdy tej drugiej.

Ishido posłusznie wstał i mimo wszystko spojrzał z góry na Afuro. Był nieco wyższy, jednak chyba specjalnie się zgarbił, by ta różnica nie była tak zauważalna. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, aż nagle Afuro rzucił się w jego ramiona.

Czas jakby zwolnił, gdy na twarzy Shuujiego wymalowało się zaskoczenie, aż niepewnie objął blondyna przyciągając go bliżej siebie. Schował twarz w zagłębieniu jego szyi i jedną z rąk wplótł w jego długie włosy.

- Kocham cię, kocham, kocham kocham! - krzyczał Terumi złamanym głosem. Mrugałam bardzo szybko nie wierząc w to, co widzę. jak szybko ta sytuacja zmieniła się z ogromnej nienawiści do miłości. - Tak bardzo nie chciałem odchodzić, tak bardzo się bałem, że nie zgodzisz się zamknąć Meteory... - chlipał zaciskając ręce na jego plecach. Ishido nic nie odpowiadał, jakby również był zaskoczony nagłą reakcją ze strony blondyna.

Po chwili dotarło do mnie, skąd ona się wzięła. Afuro chcąc, czy nie chcąc musiał cierpieć na choć część syndromu sztokholmskiego. Był w niewolni przez bardzo długi czas i uwalniał się z niej dość niechętnie. Najpewniej dlatego, że jakieś ostatki jego głosu rozsądku były w stanie objąć ster.

Kochał Ishido. Byłam pewna tylko tego, ale czy jako ofiara, czy jako chłopak, nie dało się stwierdzić. Jeśli wszystko się uda dopiero niedługo się zweryfikuje czy ta dwójka będzie w stanie żyć jak normalna para. Tak, jakby nigdy nie byli w tak chorej relacji.

- Okej, już mi przeszło - powiedział nagle odpychając od siebie Ishido. - A teraz zero seksu i czułości, dopóki nie oddasz się policji i nie zamkniesz Meteory. - Odwrócił się do niego plecami i kręcąc biodrami pokazał mu środkowy palec. - Aha. - Odwrócił głowę i zlustrował jego sylwetkę. - I dopóki się nie ogolisz.

Licznik słów: 3453

Data napisania:

Okej mam nadzieję, że już emocje opadły XD Tak, ten rozdział był BARDZO juicy i chyba jest moim ulubionym. Liczę, że też tak mocno go przeżywacie. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top