50. "Dług"
Afuro pov.
Ma dimmi le tue verità
Gdy tylko piosenka zaczęła rozbrzmiewać w mojej głowie poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy.
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Nogi nagle zrobiły się jak z waty, przez co musiałem chwycić się szafki, by nie upaść. Pozostała dwójka ciągle przeglądała kolejne szuflady, gdy ja pustym wzrokiem wpatrywałem się w nicość.
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Chwiejąc się na nogach wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, że już zaraz nie dam rady dłużej utrzymać wyprostowanej pozycji, a nie mogłem pokazywać przy nich tej słabości.
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Odszedłem kilka kroków dalej, gdzie stała ona.
Podoba mi się ten tekst
Opierała się o ścianę, dzielącą przedpokój od salonu. W rękach trzymała notes, dokładnie ten sam, w którym spisaliśmy resztę piosenki. Nagle go zamknęła i obróciła w nicość.
Coraline, Coraline...
Mimo ogromnego bólu, jaki sprawiała niewidzialna ręka ściskająca moje serce, nie odrywałem od niej wzroku. Choć pragnąłem teraz uciekać od niej jak najdalej, by już nigdy mnie nie dopadła wiedziałem, że nie tędy droga.
Coraline bella come il sole
Weszła do salonu, gdzie w rogu stało czarne pianino. Oparła swoje dłonie na górze instrumentu i spojrzała w dół na biało-czarne klawisze.
Guerriera dal cuore zelante
Ruszyła dłońmi i zaczęła wciskać kolejne nuty, tworząc melodię. Ręka na sercu zacisnęła się jeszcze mocniej, przez co mimowolnie położyłem dłoń na klatce piersiowej.
Capelli come rose rosse
Melodia, którą grała idealnie pasowała do piosenki. Również była dla mnie znajoma, choć nigdy jej nie słyszałem. Miałem ochotę opierać się psychice, która płatała mi figle i wytykać jej bzdury. Ryoko grała na skrzypcach, a gdy za życia dorwała się do naszego pianina potrafiła zagrać co najwyżej kilka prostych melodii.
- Nie potrafisz grać na pianinie - wytknąłem jej, na co ta podniosła się z miejsca i spojrzała na mnie. Choć nie stukała już w klawisze, dźwięk instrumentu wciąż był dobrze słyszalny.
Masz rację
W jej rękach pojawiły się skrzypce ze smyczkiem i znów rozpoczęła grę. Chwyciłem się za głowę padając na kolana. Miałem wrażenie, że każda z najgorszych dolegliwości nagle się nasiliły, a jednocześnie jakbym nie czuł nic. Oczy zaszły mgłą, gdy pojawiły się pierwsze łzy bólu.
Preziosi quei fili di rame amore portali da me
Z jej ust wciąż płynęły dźwięczne słowa w akompaniamencie gry obu instrumentów. Choć widok, jak i dźwięk zdecydowanie były niesamowite, wręcz nie dało się od nich oderwać, uczucie kompletnego zniszczenia psychicznego górowało nad radością płynącą z muzyki.
- Przestań - Wydusiłem z siebie nagle czując silny ucisk na gardle, który próbowałem wykaszleć. Spomiędzy mokrych rzęs dostrzegłem czerwoną barwę krwi. Panika zaczynała narastać, gdy krew zaczęła zamieniać się w czerwone kwiaty. Najpierw pojawiła się jedna, mała roślina, a zaraz wielki dywan z kwiatów rozszerzył się aż do jej nóg.
Se senti campane cantare
Próbowałem się wycofać, ale ściana tuż za mną zbliżała się do dziewczyny. Miała zamknięte oczy, skupiona na grze i śpiewaniu. Wśród kwiatów z ogromnym pianinem z tyłu wyglądała pięknie, jak nigdy dotąd. Niczym duch - przeszło mi przez myśl.
Coraline, wiesz, że możesz odejść. Ale ty bierzesz ból innych i zamieniasz go na swój własny.
Otworzyła oczy i spojrzała wprost na mnie. Odłożyła skrzypce, ale melodia nie ustawała. Gdzieś z tyłu głowy dobrze słyszałem jej ciągły, śpiewający głos. Dopiero po chwili przypomniałem sobie tłumaczenie tekstu i zdałem sobie sprawę, że właśnie je cytuje.
Lękasz się, boisz. Chcesz odejść, ale boisz się zostawić wszystkich. Wiesz, że bez ciebie nie dadzą rady.
Mimo woli mój wzrok powędrował w stronę Kokoro i Shuuheia. Intensywnie nad czymś debatowali z wyraźnym skupieniem na twarzy. To o nich mówiła.
Niech ta melodia spotka się z innymi.
Nagle wszystko zniknęło. Kwiaty spod jej nóg, skrzypce z rąk, notes leżący gdzieś w kącie, klawisze fortepianu przestały się ruszać. Muzyka ucichła pozwalając mi na otarcie łez.
Spojrzałem na swoje dłonie, były suche. Przetarłem krew z ust, jednak na dłoni nie dostrzegłem czerwonej barwy. Spojrzałem na dziewczynę. Uśmiechała się. Dokładnie tak, jak zawsze.
Niech wszyscy usłyszą ją pierwszy i ostatni raz. Niech wiedzą, kim byłeś, by dobrze cię zapamiętali. Odejdź. Zniknij.
Już byłem pewny, że jest częścią mojej psychiki. Wiedziała o wszystkim, więc mogła idealnie atakować w czułe punkty. Prawdziwa Ryoko by tego nie zrobiła.
Spakuj swoje rzeczy i odejdź, Coraline.
Podeszła do mnie i pochylając się nade mną, wyciągnęła swoją dłoń. Spoglądałem przez moment na nią nie wiedząc, co zrobić. Chciała, bym ją chwycił. Co się wtedy stanie? To może być zarówno podpisanie paktu z diabłem, jak i uwolnienie od okropnej klątwy, która nawiedzała mnie od czasów jej śmierci.
Dostrzegłem, że jej nogi zaczynają zmieniać się w te same czerwone kwiaty i powoli odlatywać. Znikała. Powoli znikała, jednak mimo to, wiedząc, że są to jej ostatnie chwile cierpliwie czekała na moją decyzję.
Jakiś głos, ostatki nadziei, że jeszcze ją odzyskam nagle zawładnęły moim ciałem. Przełykając ślinę chwyciłem za jej dłoń, jednak nagle rozpłynęła się i w postaci kwiatów zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
Na jej twarzy uśmiech rozkwitł jeszcze bardziej. Znikała już bardzo szybko, jednak odchodziła z uśmiechem. Tak jakbym widział ją taką samą, jak ten ostatni raz. Wtedy też tak wyglądała. Jeszcze dzień przed swoją śmiercią była szczęśliwa, razem braliśmy, śmialiśmy się, snuliśmy plany na przyszłość.
A ona już wiedziała, że niedługo umrze.
W ostatniej chwili, gdy jej twarz zaczęła zmieniać się w kwiaty dostrzegłem łzy w jej oczach. Odbijały czerwoną barwę płatków świecąc w sztucznym świetle lamp. Nawet nie wiedziałem, czy były to łzy szczęścia, czy radości. Tak samo nie wiedziałem ostatniego dnia, gdy się widzieliśmy.
Spełnij obietnicę, Afuro.
Po uszach obił mi się jej głos. Po raz pierwszy tego wieczoru zwróciła się do mnie po imieniu, tak samo po raz pierwszy jej głos nie wywoływał bólu. Wręcz wywołał nieśmiały uśmiech na mojej twarzy. Spojrzałem w stronę pianina już wiedząc, co muszę zrobić. Wszystkie odpowiedzi nagle stanęły przede mną.
***
Kokoro pov.
- Afuro? - Spojrzałam na niego, gdy od kilku chwil wpatrywał się pustym wzrokiem przed siebie. Nagle zamrugał kilkakrotnie oczami i spojrzał na mnie.
- Ucieknijmy. Razem. - W jego oczach nagle zaiskrzyła determinacja, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jednocześnie wyglądał na lekko otumanionego, gdyż wzrok miał zamglony. Pokiwałam niepewnie głową nie wiedząc, jak mam na to reagować. Miewał nie raz przy mnie dziwne zacięcia i wahania nastroju, jednak wtedy jego oczy skrzyły krwistą czerwienią. Teraz bordowy odcień jego tęczówek wydawał się wręcz szary.
Nagle do moich uszu dotarł jakiś przytłumiony dźwięk z innej strony domu. Gdy wszyscy zdali sobie sprawę z tego odgłosu, w pokoju zapanowała głucha cisza i przez kilka uderzeń serca uważnie nasłuchiwaliśmy.
- To z garażu. Ishido wrócił - wydukał Shuuhei tymi słowami wstrzykując adrenalinę do naszych żył. Już miałam zrywać się do ucieczki, jednak nagle czarnowłosy chwycił mnie za rękę uniemożliwiając uniknięcie konfrontacji z naszym wrogiem. Posłałam mu ostre spojrzenie, które wytrzymał nie odwracając ode mnie wzroku. - Musimy usunąć nagrania z kamer - oznajmił sucho. Afuro skinął na nas głową, po czym uciekł w stronę odgłosu. domyśliłam się, że ma zamiar kupić nam trochę czasu.
- Jak? Nie mamy przecież hasła. - Tsuyuki podniósł dłoń do swoich ust i zaczął obgryzać paznokieć u kciuka. Po chwili jakby coś go oświeciło rzucił się do komputera na środku i przeszukiwał panel sterowania wzdłuż i wszerz.
- Poszukaj jakiejś pustej płyty - rozkazał, przejeżdżając rękami po przyciskach. Klikał wszystkie na oślep intensywnie wgryzając się w swoją dolną wargę.
Starając się zachować spokój znów otwierałam kolejne szuflady, niedbale rozsuwając pudełka w poszukiwaniu niezwykle potrzebnego nam teraz przedmiotu. Przez myśl mi przebiegło, by pobiec do jego biura, bo tam na pewno coś by się znalazło. Jednak była spora szansa, że właśnie chodzili gdzieś po korytarzu i mogliby mnie zobaczyć, gdybym tylko wychyliła głowę z pokoiku.
Starałam się nie robić żadnego hałasu swoimi poszukiwaniami, by dobrze słyszeć każdy szmer i krok poza pokojem. Nie da mi to za wiele, bo przyłapując nas w tym miejscu, nie ważne czego byśmy nie robili, automatycznie byliśmy skończeni.
Szuflady z pudełkami nie dały żadnych rezultatów, dlatego sięgnęłam do regału obok, na którym tak jak w jego biurze stało wiele dokumentów i innych potrzebnych rzeczy. Gdy w końcu w moje oczy wpadł pliczek nieużytych płyt w mojej głowie pojawił się obraz.
Obraz wyrwanego alarmu w przedpokoju, który bardzo rzuca się w oczy, gdy tylko przejdzie się tamtędy. Przełknęłam ślinę mając nadzieję, że Afuro dobrze przytrzymał Ishido na miejscu i zaraz nam nie przeszkodzą.
- Jest! - urwało się Shuuheiowi, gdy któraś z kolei kombinacja przycisków otworzyła napęd. W środku kręciła się inna płyta, którą szybko zabraliśmy i podmieniliśmy na nową, nieużywaną. W duchu pomodliłam się wspominając słowa Terumiego o tym, że Shuuji rzadko przegląda te nagrania. Tylko wtedy, gdy ma potrzebę...
Nie mieliśmy zamiaru rozpatrywać się za potencjalnym zagrożeniem, gdy wyszliśmy z naszego bezpiecznego azylu. Cicho, ale mimo wszystko szybko stawiając kolejne kroki przeszliśmy przez środkowy korytarz dochodząc do alarmu. Tsuyuki znalazł śrubokręt i kombinerki leżące na ziemi i zaczął na nowo montować mechanizm zabezpieczający.
- Nie naprawię go w całości - powiedział cicho, przykręcając śrubkę. - Nadal będzie można wejść bez obroży, dlatego musimy pospieszyć się z ucieczką. Jeśli skapnie się, że ktoś to zepsuł zanim uciekniecie, będzie źle. - Skinęłam głową stojąc przy brzegu ściany i nasłuchując potencjalnego zagrożenia.
Gdy wkręcał ostatnią śrubkę usłyszałam przytłumione głosy z końca korytarza, przez które wstrzymałam oddech. Przez chwilę mogłam jedynie poznać, kto to mówi, dopiero później dotarły do mnie słowa.
- Akira nie byłaby do tego zdolna - powiedział Afuro. Słyszałam, że mówił głośniej, niż zazwyczaj, jakby chciał, żebyśmy usłyszeli, że nadchodzą. Nie mógł trzymać Ishido w miejscu w nieskończoność, a i tak na pewno przytrzymał go dłużej, niż gdyby w ogóle nie zareagował.
- Byłaby. Nie znasz jej jeszcze tak dobrze. - Kroki dwóch mężczyzn były coraz głośniejsze. Odwróciłam gwałtownie głowę i wpatrzyłam się w Shuuheia, któremu ręce wyraźnie spociły się ze stresu. Trząsł się, przez co najwidoczniej wkręcił śrubę krzywo i musiał to poprawić. Widząc, że już kończy cicho chwyciłam za klamkę i jeszcze ciszej otworzyłam drzwi wejściowe. Byli już zaraz za zakrętem.
- Nie znam? Znam ją równie długo, co ty. - Afuro prychnął. - Zakładam, że uciekłaby wręcz prowadząc tłum cywili. - Wyraźnie zaakcentował słowo "uciekłaby", jakby chciał nas poinformować, że to my powinniśmy uciekać.
- No to zobaczymy - w jego głosie słychać było wyższość, ale też spokój. W rozmowie ze mną nigdy nie mówił tak spokojnie, zawsze był zdecydowanie zrównoważony i czujny. Może to tylko moje odczucie, ale przy Terumim znów przypominał mi tego Gouenjiego z czasów liceum.
Gdy Shuuhei w końcu dokończył robotę bez pytania pociągnęłam go za rękę i wyciągnęłam za drzwi, zatykając mu usta drugą ręką. Zamknęłam drzwi w ostatniej sekundzie, bo zaraz przez szybę dostrzegłam, że wyłaniają się zza rogu. Oparliśmy się o ścianę i milczeliśmy.
Gdy odetchnęłam z ulgą dotarło do mnie, że w pośpiechu trzasnęłam delikatnie drzwiami. Zaraz po zamknięciu się drogi ucieczki usłyszałam, jak Afuro zaczyna intensywnie kaszleć. Usłyszał mój błąd i próbował go zamaskować kaszlem. Przełknęłam ślinę mając nadzieję, że Ishido nie zauważy żadnego podstępu.
- Wiesz, czego nie przemyśleliśmy? - zaczął cicho Shuuhei, gdy braliśmy głębokie wdechy od dawna potrzebnego nam powietrza. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem sugerując, by odpowiedział na zadane pytanie. - Tu też są kamery. - Wskazał ręką na dwa, czarne, okrągłe szkła tuż pod dachem ganku. Były niczym oczy patrzące wprost na nas.
- Więc zdecydowanie musimy pospieszyć się z tą ucieczką. - Ignorując patrzące na nas czarne ślepia ruszyłam w stronę bramki z rękami w kieszeniach. Po ogromnej dawce stresu, jaką wywołało we mnie to nagłe wydarzenie nie miałam już zamiaru przejmować się tą małą rzeczą. Zdecydowanie będzie to podejrzane dla Shuujiego, gdy odtworzy płytę, a na samym jej początku zobaczy naszą dwójkę grzebiącą przy alarmie, a następnie cicho wychodzącą z domu.
Jednak już nie miałam siły przejmować się kolejnym szczegółem.
***
Ucieczka z Meteory zbliżała się wielkimi krokami. Z każdym kolejnym iksem, który stawiałam rano na kalendarzu zbliżałam się do soboty, zaznaczonej dużym, czerwonym kółkiem. To dawało nadzieję, że nie snujemy tylko marzeń i planów, które nigdy się nie spełnią. Dawało mi to nadzieję, że naprawdę uciekniemy. Już za kilka dni.
Snułam codziennie plany na to, co stanie się potem. Będziemy musiały opuścić to miasto? Wrócić do Tokio? A może wyjechać jeszcze gdzieś indziej? A może uda nam się zostać tutaj? W końcu Yui, osoba, której byłam dłużna pieniądze, nie żyje. Dlatego mój dług już nie istnieje.
Gdzieś z tyłu głowy zaświtała myśl, że mogę też zgłosić to na policję, że Ishido nie wywiązuje się z podpisanej umowy. Westchnęłam nie czując żadnej radości, ani podekscytowania tym faktem. Wszystko przesłaniała mi teraz wizja ucieczki, która zaplanowana w każdym calu musiała się udać.
Zastanawiałam się, co stanie się z innymi, jeśli nam się uda. Ja i Afuro nie mamy długu, więc odejdziemy wolno. Ale ci, którzy go mają... Nie wiemy, czy Shuuji naprawdę przekazywał pieniądze na jego spłatę, czy może brał je dla siebie. To wszystko okaże się dopiero po fakcie.
Na pewno znajdzie się kilka osób, które będą złe na to, że zniszczyliśmy Meteorę od środka. Dla wielu była to ostatnia deska ratunku i światełko w tunelu w obliczu ogromnego długu, który pchał ich do samobójstwa. Nie wszyscy przecież spiskowali przeciwko naszemu pracodawcy, niektórzy wręcz przeciwnie bez złego słowa dopełniali swoich obowiązków i nawet nie musieli się zastanawiać nad istnieniem piwnicy.
Z tego, co udało mi się usłyszeć i połączyć fakty, chociażby Miki był ofiarą handlu ludźmi. Nie wiadomo o nim nic, oprócz tego, że pracował gdzieś w podziemiach, będąc traktowanym gorzej niż pies. Podobno uciekł stamtąd i obiecał wykupić swoich przyjaciół i matkę z tamtego miejsca. Meteora daje mu tę nadzieję, jednak równie dobrze może się okazać, że całe pieniądze, jakie przez ten czas "odłożył" zostały dawno roztrwonione.
Nie dało się patrzeć na całą sytuację z obiektywnej strony. Każdy z nas miał inne podejście, dlatego nie mogliśmy znaleźć rozwiązania dobrego dla wszystkich. Uratujemy przynajmniej część ludzi. Za niedługo mogą popełnić samobójstwo lub wylądować w jeszcze gorszym miejscu, niż Meteora. Tę myśl na pewno każdemu z rebelii było ciężko strawić, jednak musieliśmy się z nią liczyć.
Ale jeśli przegramy, nie wiadomo jak wielu z nas przetrwa. Może wziąć do piwnicy tylko rebelię, a może wszystkich pracowników. Niewinnych, którzy będą musieli przez nas cierpieć, choć być może nawet nie chcieli uciekać.
Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić tę myśl z umysłu. Była przerażająca, ale prawdziwa. Jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, może się tak stać. Chciałam myśleć tylko o pozytywnych scenariuszach, w których bez problemu niszczymy Meteorę i razem świętujemy, jednak nie dało się nie zauważać tych równie prawdopodobnych, w których przegrywamy.
Mimo tego widma nie mogliśmy siedzieć tak z założonymi rękami. To miejsce może nigdy nas nie wypuścić, jeśli osobiście z niego nie uciekniemy. Podejmujemy ogromne ryzyko, jednak lepsze to niż tknięcie w tym więzieniu na wieczność.
***
- Zorganizuj broń palną, jest. Znajdź klucze do tylnego wyjścia Meteory, jest. Zniszcz oryginalne kontrakty, jest. Zaplanuj plan b... - Eve spojrzała na mnie - jest. To wszystko. - Kliknęła w przycisk na długopisie sprawiając, że rysik schował się do środka. - Jesteśmy gotowi. Możemy uciekać. - Przez kilka ostatnich minut odhaczała na liście planów do ucieczki wszystkie rzeczy, które już zrobiliśmy, by upewnić się, że nam się uda.
W pomieszczeniu jak na ironię panowała głucha cisza. Wszyscy byliśmy pogrążeni w obawach, planach i nadziejach. Terumi intensywnie obgryzał paznokcie, Ichiro wpatrywał się tępo w podłogę, Hana przelatywała wzrokiem po linijkach tekstu, Shuuhei niedawno przesłał wiadomość, że już boi się o własne życie, a ja patrzyłam na to wszystko tonąc w strachu przed tym, co będzie jutro.
- Tym razem uciekniemy - mówił Ringo zza ręki, którą w zamyśleniu zakrywał swoje usta. - Nie zwiedziemy wszystkich po raz drugi i uciekniemy. - Jedna z jego nóg intensywnie się trzęsła. Nawet on, wiecznie opanowany ochroniarz Meteory stresował się jutrzejszym dniem.
- Zdejmę ją w końcu... - cicho westchnął Afuro, chwytając za obróżkę na swojej szyi. Jako jedyny żyjący obecnie pracownik Meteory miał obowiązek nosić ją dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nie wiem, kiedy dostał ten nakaz, jednak na pewno nosił ją tak minimum od roku.
- Tylko co potem? - Eve spojrzała na sufit smutno podnosząc kąciki ust w górę.
- Wszyscy pójdziemy w swoją stronę - odparłam zgodnie z prawdą. Była to jedyna pewna odpowiedź, ponieważ łączyła nas jedynie praca w Meteorze. Dlatego ze sobą rozmawialiśmy i się przyjaźniliśmy. Teraz, gdy się to skończy powoli wrócimy do normalnego życia. Po naszym epizodzie pracy w tym klubie z czasem nie zostanie nic.
- Przyjdą listy polecone z wezwaniem do zapłaty - zażartował Ringo, na co ta skarciła go wzrokiem. Mimo żartobliwego tonu jego głosu i spokojnego wyrazu twarzy, nieustannie podskakująca noga ilustrowała poziom jego stresu.
- Zatrudnię się jako barmanka na ibizie... Z czasem to spłacę. - Starała się robić dobrą minę do złej gry.
- Ty możesz sobie wyjechać na Ibizę, nie to co ja. Z rodziną i dziećmi muszę kombinować na miejscu... może dołączę do Yakuzy - zastanowił się.
- I znowu wylądujesz w pace? - Uniosła jedną brew drwiąc sobie z niego.
Wymieniliśmy krótkie spojrzenia z Afuro, wracając do obserwowania rozmowy tej dwójki. Pewnym było, że zazdrościli nam braku długu, jednak widocznie nie chcieli tego okazywać. Nie rozglądali się dookoła, patrzyli na samych siebie wiedząc, co ich czeka. Użalanie się nad sobą w tej sytuacji nic nie da.
Choć nadal nie wiem co mam myśleć o sytuacji z Yui, raczej nie żałuję tego, co zrobiłam. Wyszło mi to na dobre, to pewne. Muszę mieć tylko nadzieję, że pozostanie to na zawsze w przyszłości. a Kitsune o niczym się nie dowie.
Obiecałyśmy, że nie będziemy miały przed sobą żadnych tajemnic - przeszło mi przez myśl, jednak odpuściłam sobie ten tok. To będzie jedna, jedyna, ostatnia tajemnica. Coś, co przestanie mieć wagę, bo pozostanie w przeszłości. Zapomniane, porzucone. Jak dziecko, które matka zostawiła w oknie życia. Byleby tylko nie zachciało szukać swojej rodzicielki, gdy dorośnie.
Licznik słów: 2880
Data napisania:
Tak, ten rozdział również mi wattpad zduplikował a jak usunęłam duplikat to mi go zjadł. Kocham cię wattpad. To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top