12. "Gołąbki"
Poranki. Jakie to cudowne uczucie jest budzić się bez budzika. Kojarzy się to z weekendem, albo robieniem sobie wagarów w pracy, która nie jest pracą. Jest środek tygodnia, a ja dziś nigdzie nie muszą iść, bo zgodnie z grafikiem mam wolne.
Przewróciłam się na drugi bok, przez co poczułam opór nie pozwalający mi przesunąć się dalej. Momentalnie serce mi przyspieszyło i w panice zaczęłam dotykać owego obiektu. Kitsune. Cholera! Czemu nie poszła do pracy?!
Chyba wszystkie moje komórki w ciele skupiły się na wymyśleniu jakiejś wiarygodnie brzmiącej wymówki. Kitsune po chwili zaczęła się przeciągać i odwróciła w moją stroną. Wdech...
- Czemu nie poszłaś do pracy? - Zapytała ziewając i przecierając oko ręką.
- Księgowa i parę innych osób z firmy mnie namówiło, żebym wzięła sobie dzień wolnego. Bo podobno za dużo pracuję i przez to ostatnio nam obroty spadają. - Prychnęłam śmiechem udając, że dokładnie tak było.
- No i dobrze powiedzieli. - Stwierdziła wtulając się we mnie. - Kto to widział nawet w soboty pracować? - Objęłam ją delikatnie ręką. Wydech...
Przypomniały mi się początki naszego związku, gdy bałam się jej dotknąć. Jakby była z porcelany i najmniejszy dotyk sprawi, że się rozpadnie.
- A ty czemu nie poszłaś? - Zaczęłam głaskać ją po tyle głowy. W sumie mogłabym to pytanie zadać jako pierwsza, miałabym więcej czasu na zastanowienie się nad własną odpowiedzią.
- Szef mnie na przymusowe wolne wysłał. - Prychnęła śmiechem. - Bo z zeszłego roku mi zostały dni urlopu niewykorzystane. - Westchnęła wkładając twarz w mój biust.
- Znalazło się dwóch pracoholików. - Zaśmiałam się przytulając ją mocniej do siebie. Trwałyśmy tak chwilę w ciszy słuchając tylko swoich oddechów. - Kocham cię, wiesz? - Zadałam pytanie retoryczne.
- Wiem. - Odparła z uśmiechem. - A wiesz, że ja też cię bardzo kocham? - Zrobiła ten swój uroczy głosik, przez co moje serce momentalnie się rozpłynęło. Jest taka urocza...
- Wiem. - Odpowiedziałam szybko również się uśmiechając.
Jak byłam tak z 10 lat młodsza to zawsze uważałam, że takie mówienie sobie słodkich słówek, tulenie, obchodzenie walentynek i inne tego typu rzeczy są przesłodzone i beznadziejne. W sumie sama byłam wtedy tak martwa, że czarna kawa była słodka w porównaniu do mnie.
Miałam podejście pokroju jak się kochacie to powinniście o tym wiedzieć. I też myślałam, że ludzie którzy tak robią zwyczajnie chcą sami siebie oszukać. Ile jest związków w których jedna ze stron nie kocha drugiej, a związała się z nią w jakimś innym celu?
A teraz myślę, że zwyczajnie miło czasem usłyszeć takie słowa od ukochanej osoby nawet jeśli się dobrze o tym wie. Na pewno jest to w pewnym stopniu budujące i pozbawia nas myśli pokroju "czy ona mnie jeszcze kocha?". Się człowiek zakochał i się człowiekowi świat wywrócił do góry nogami.
Ale nadal mogę ponarzekać na tłumy wszędzie w walentynki.
- Ach! - Urwało mi się z gardła gdy Kitsune nagle włożyła swoje zimne ręce pod moją koszulkę i złapała mnie za biust. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, na co ja spaliłam buraka i odwróciłam wzrok.
Zawsze jak Tadashi bawi się moimi piersiami to na jej twarzy widać taką radość i zaangażowanie w tą czynność, jakby się widziało dziecko, które dostało wymarzony prezent na święta i właśnie się nim bawi.
Oczywiście nie obyło się na samym dotykaniu, bo różowowłosa musiała włożyć głowę pod moją koszulkę i wziąć jeden z sutków do ust. Mruknęłam tylko na to z aprobatą i położyłam rękę na jej głowie.
- Lubię twoje cyce. - Stwierdziła przysysając się do drugiego sutka. - Są squishy. - Dodała po chwili łapiąc pierwszą pierś w rękę.
- Twoje też. - Odparłam ze śmiechem w głosie.
Jakieś romantyczne scenki jak z filmów praktycznie nigdy nam nie wychodziły, bo zawsze któraś musiała w trakcie palnąć jakimś durnym tekstem. Ale lubiłam to w naszym związku. Praktycznie nigdy nie było sztywno i prawie zawsze się z czegoś śmiałyśmy.
- Wiem. - Wyciągnęła swoją głowę spod mojej koszulki, po czym zdeterminowana spojrzała mi prosto w oczy. Posłałam jej pytające spojrzenie. - Adoptujmy kota.
- Co?
***
- Patrz jaki ten jest uroczy! - Krzyczała zauważając kolejną puchatą kuleczkę za kratami schroniska.
Oczywiście nagłe pomysły Tadashi się albo realizuje, albo... Realizuje. Bo w przeciwnym wypadku się dostanie zapłakaną buźkę i focha na kolejny tydzień. A potem i tak wróci do tematu. Tak też pojechałyśmy do schroniska, w sumie nawet jeśli nie wrócimy do domu z nowym członkiem rodziny to jest to dość fajny sposób na spędzenie czasu.
Chodząc pomiędzy zwierzakami, które niestety zostały na ten czas zamknięte w niewielkich klatkach przypomniała mi się skrzynka z kotami, która stała niedaleko mojego domu za czasów liceum. Codziennie dokarmiałam tamte kociaki i to była jedyna radość, jaką wtedy miałam z życia.
Choć uwielbiam zwierzaki to świadomość tego, że są zamknięte w małych klatkach, nie mają domu, ani właściciela sprawiała, że łzy cisnęły mi się do oczu. Gdy wystawiało się rękę, żeby pogłaskać kotki przez otwory w klatkach, a te od razu podbiegały, miałczały, jakby chciały powiedzieć, by zabrać je do domu... Jezu jak mokro w oczy.
- Wyglądacie jak dwie krople wody. - Stwierdziła Kitsune przyglądając się jak głaszczę puchatą kuleczkę w klatce. - Płaczesz? - Spytała, gdy spojrzałam w jej kierunku.
- Nie, nie płaczę! - Stwierdziłam odwracając się i przecierając oczy rękawem.
- Chcesz tego? - Spytała kucając do klatki, w której był zwierzak, którego przed chwilą dotykałam.
- Znaczy ładny jest, ale jak ty masz upatrzonego innego to możemy innego wziąć. - Stwierdziłam pociągając nosem. Chociaż widząc maślane oczy tego kotka, który właśnie stanął na dwóch łapkach i dalej do mnie miałczał...
- Ale on sobie ciebie upatrzył. - Zaśmiała się widząc, jak bardzo zwierzak na mnie reaguje. - Ja bym go wzięła. - Spojrzała na kartkę wiszącą na ścianie obok jego klatki. - Chłopiec, ma cztery miesiące i jeszcze nie ma imienia... Będzie trzeba mu wymyślić! - Zacisnęła piąstki pokazując swoją determinację do wymyślenia imienia dla kota. Jednak widząc, że bardziej jestem zainteresowana zabawą z nim znowu się rozczuliła.
- To bierzemy tego, tak? - Spytałam patrząc po chwili w jej kierunku. Słysząc potwierdzenie moich słów od razu poszłam szukać pracownika, który pozwoli nam zabrać kociaka ze sobą.
Oczywiście w budynku, gdzie były kotki akurat nikogo nie było, więc kilka dobrych minut spędziłam szukając najbliższej osoby, która da nam papierek do podpisania. W sumie mogłyśmy wziąć chyba chłopaka od razu na ręce... Jednak człowiek głupim jest.
Chodząc tak pomiędzy różnymi budynkami nagle zobaczyłam znajomą twarz. Nie, no niemożliwe.
Podeszłam bliżej zauważając, że tą znajomą twarzą okazał się Afuro Terumi we własnej osobie. Akurat kłócił się z pracownikiem schroniska, więc podeszłam bliżej. Z jednej strony byłam ciekawa o co się kłócą, a z drugiej chciałam pogadać z pracownikiem o tym kocie.
- No naprawdę! To jest mój pies! Akurat zostawiłem jego papiery w domu, ale ja znam nawet na pamięć jego numer! - Podnosił głos na pracownika, który tylko kręcił głową z dezaprobatą.
- Ale nie mogę panu tego psa oddać jeśli pan nie ma dowodu na to, że to jest pana pies. - Odparł, na co Terumi przewrócił teatralnie oczami.
- Proszę pana, ja nawet pana kojarzę, i pan Whiskiego również musi kojarzyć. Już trzeci raz nam uciekł i znalazł się tutaj w schronisku, więc jak pan może mnie nie kojarzyć? - Marudził dalej, przez co zaczynałam współczuć temu panu.
- Nie może pan mnie kojarzyć, bo to jest mój pierwszy dzień pracy. - Zaplątał ręce na klatce piersiowej, na co Afuro momentalnie zrzedła mina.
- Aha... To w takim razie chcę rozmawiać z kierownikiem! - Zażądał, na co wolontariusz westchnął ciężko.
- Proszę bardzo. - Powiedział jednak prowadząc go do kierownika.
Kiedy w końcu podniósł wzrok nad biednego pana nasze spojrzenia się w końcu spotkały. Przez pierwszą sekundę na jego twarzy widziałam mocną dekoncentrację, która chwilę potem zmieniła się w zdziwienie. Ja tylko uśmiechnęłam się kładąc palec na ustach. Niewerbalny sygnał, który znają wszyscy pracownicy Meteory. Wykorzystuje się go w przypadku, gdy spotkamy się gdzieś poza klubem i akurat powinniśmy udawać, że się nie znamy.
Z jego rozmowy z pracownikiem wywnioskowałam tyle, że jego pies po raz kolejny uciekł i widocznie przebywa aktualnie w tym schronisku. Nie wiedziałam, że mógłby mieć psa. To w sumie dość urocze.
I dopiero jak znikli gdzieś za zakrętem zdałam sobie sprawę, że znikł również mój cel. Aż sama miałam ochotę się puknąć w głowę za swój debilizm. Wróciłam więc do poszukiwań.
Jednak po kolejnej chwili zauważyłam, że Kitsune już zdążyła znaleźć jakiegoś pracownika, lub też sama zabrała kotka z klatki, ponieważ miała naszego upragnionego kociaka na rękach zawiniętego w kocyk.
- Coś ci nie wyszło to szukanie. - Stwierdziła podchodząc do mnie.
- A tobie wyszło aż za bardzo. - Przewróciłam oczami. - Mamy iść jeszcze podpisać jakieś papiery, żeby go zgarnąć czy coś?
- Tak, musimy się przejść do recepcji i tam powypełniać papiery. - Odparła, na co przytaknęłam i udałyśmy się w wyznaczone miejsce.
Kompletnie zapomniałam o tym, że Afuro poszedł pogadać z szefem właśnie w tym kierunku. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero widząc, jak wykłóca się dalej o tego psa z recepcjonistką.
Choć poczułam, jak krew odpływa mi z głowy, to postanowiłam zachować spokój. Usiadłyśmy razem z Kitsune na ławce, która akurat tam była czekając, aż Afuro łaskawie odejdzie. A na to się nie zanosiło, bo po 10 minutach ciągle miał argumenty dlaczego powinni oddać mu tego psa.
Po tym czasie zauważyłam, że w drzwiach pojawia się jakiś mężczyzna. I to nie byle jaki mężczyzna, bo tego krwisto czerwonego garnitura nie mogłabym pomylić z niczym innym. Ishido Shuuji we własnej osobie.
Momentalnie zakręciło mi się w głowie z przerażenia. Miałam wrażenie, jakby ciągnęła się za nim ogromna, czarna poświata. A wszystkie zwierzęta, w tym nasz kociak momentalnie zdawały się być równie przerażone co ja. Podobno zwierzaki potrafią wyczuć złego człowieka.
- Wszystko w porządku? - Spytała Kitsune widząc, jak blada się zrobiłam. Jednak wtedy widziałam tylko pogardliwe spojrzenie Ishido, które mi posłał. Zaraz potem uśmiechnął się pobłażliwie i zaczął rozmawiać z Afuro.
- Tak, tak... Jakoś słabo się dzisiaj czuję. - Stwierdziłam po chwili przecierając czoło wierzchem dłoni. - Podobno jest dzisiaj jakieś niskie ciśnienie, może to przez to. - Uśmiechnęłam się ciągle spoglądając jednym okiem w stronę Ishido. Coś nie pozwalało mi oderwać od niego wzroku.
Z dialogu pomiędzy Shuujim a Afuro zrozumiałam, że Ishido właśnie przywiózł papiery, które były potrzebne, by zabrać psa ze sobą. O dziwo wyższy zachowywał się o wiele spokojniej, przez co łatwiej było mu dojść do porozumienia z recepcjonistką. Jednak jego niski głos odbijający się od ścian pomieszczenia przyprawiał mnie o ciarki na całym ciele...
Chwilę potem Afuro poszedł zabrać ich psa, podczas gdy Shuuji zaczął analizować wzrokiem wszystko, co znajdowało się w tym pomieszczeniu. Miałam ochotę posłać mu sygnał o tym, że się nie znamy, jednak dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przecież słownik Meteory został wymyślony przez pracowników, a Ishido nie może o nim wiedzieć za wszelką cenę.
Mając świadomość, że właśnie na mnie patrzy nie mogłam w spokoju głaskać kotka, którego Kitsune trzymała na rękach. Tak cholernie się bałam, że zaraz całe ręce miałam spocone.
Na szczęście Afuro wrócił dość szybko z Whiskym, jeśli dobrze zrozumiałam z jego kłótni z wolontariuszem. Okazał się to być standardowy podpalany owczarek niemiecki. Śliczny pies.
Mój strach przed Ishido opadł w momencie, gdy ten schylił się by pogłaskać psa. I co jak co, ale takich słów się z jego ust nie spodziewałam...
- No kto jest takim ślicznym pieskiem, no kto? - Zdeformował delikatnie swój głos, by brzmiał bardziej ironicznie, więc nie był już prawie w ogóle straszny. - Znowu byłem niegrzeczny i uciekłem, tak? Za mało zabawy miałem? - Pies położył się na plecach, przez co mężczyzna zaczął głaskać po brzuchu. - Tak, tak, teraz tyle zabawy dostanę, że będę spał jak zabity, no, wstawaj chłopie. - Uśmiechnął się podnosząc się na proste nogi.
Raczej się spodziewałam, że nakrzyczy na niegrzecznego psa, że znowu ucieka, a ten go pogłaskał i pochwalił, jakby się właśnie nauczył nowej sztuczki. Ale psiak bardzo grzecznie chodził na smyczy tuż przy nodze, więc widać, że jest bardzo dobrze wytresowany. Załatwili ostatnie rzeczy przy recepcji, po czym odeszli z psem, a ja ostatecznie odetchnęłam z ulgą.
- Ale seks, co? - Szturchnęła mnie Kitsune łokciem, na co posłałam jej pytające spojrzenie. - No dwóch długowłosych blondynów! - Oznajmiła. No tak. Już zapomniałam, że to jej ulubiony typ faceta. - I jeszcze tacy bliscy się wydawali... Jak myślisz, są razem? - Mówiła dalej. Jednak odkąd się znamy miała potrzebę shipowania wszystkich chłopaków, jakich tylko znalazła i dla niej każdy był gejem.
Załatwiliśmy to, co trzeba przy recepcji, po czym zabrałyśmy się razem z nowym członkiem rodziny do auta.
- No i mamy pierwszego syna... - Westchnęłam skręcając na drodze. Kitsune parsknęła na to śmiechem. - Masz jakiś pomysł na imię? - Spytałam, na co ta pomachała twierdząco głową.
- Hato. - Stwierdziła ze swoją charakterystyczną determinacją w oczach.
- Ale że Hato? - Spytałam spoglądając na moment w jej kierunku. - Czemu gołąbki? - Zaśmiałam się, na co ta spojrzała na kota, którego trzymała na kolanach.
- A wolisz Neko? - Spytała, na co pomachałam głową z dezaprobatą.
- Dobra, to już lepsze od kota będą gołąbki. - Prychnęłam śmiechem sięgając na oślep ręką do kota, by pogłaskać go po głowie. - Co ja z wami mam...
Licznik słów: 2211
Data napisania: 25.04.2021r/02.05.2021r
Taki puci puci rozdzialik uwu Ogólnie Ishido i Whisky to jest estetyka i najcudowniejsza rzecz w tej książce. A wam jak się podoba? To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top