[ CHAPTER 8 ]

[ READER POV ]

WYJAZD NA OKINAWĘ zbliżał się wielkimi krokami. Został tylko tydzień do meczu towarzyskiego. Wszyscy byliśmy podekscytowani, a zarazem zestresowani. Cieszyłam się, że zobaczę przyjaciół i kuzyna, stęskniłam się za nimi. Doskonale wiedziałam, czego się spodziewać po Oumiharze; w końcu to była moja stara drużyna. Chłopcy liczyli, że wykorzystają ten fakt i dowiedzą się kilku ciekawych rzeczy, jednak ja milczałam jak grób. To byłaby zdrada.

Do domku klubowego wpadła zadowolona Otonashi. W ręce trzymała swój brulion, w którym to zwykle zapisywała informacje o naszych przeciwnikach. Zawodnicy spojrzeli na nią z nadzieją. Domyśliłam się, że zdołała dowiedzieć się czegoś o „zespole z oceanu" (fun fact: nazwa Oumihara zapewne została utworzona od japońskiego słowa Umihara, co oznacza ocean).

— Kochani, mam dla was dobre wieści! — krzyknęła. — Oglądałam poprzednie mecze naszych przeciwników i zagłębiłam się trochę w ich historię.

— Odkryłaś coś ciekawego? — spytał Endou, pełen entuzjazmu.

— Oczywiście! Zacznę od tego, że wbrew pozorom są naprawdę dobrzy. Wystąpiliby w Football Frontier, gdyby nie pewien incydent, który spowodował ich trener. Nie mam jednak pewności, co się wydarzyło. — Ja z kolei doskonale to pamiętałam. — Ich kapitan odgrywa istotną rolę. Nazywa się Otomura Gakuya i jest również strategiem. Gra na pozycji środkowego. Słyszałam, że na boisku zawsze stoi w słuchawkach...

— Co takiego? — zdziwił się Kazemaru. — To trochę bezsensu, nie uważacie? Powinien skupić się na piłce, a nie słuchać muzyki.

— To nie tak — odezwałam się. — Gakuya swoją inteligencją dorównuje nawet Kidou. Ma własną taktykę, która jest niezawodna. Zrozumiecie, gdy go zobaczycie.

Część chłopców spojrzała na mnie krzywo. Chyba nie spodobało im się to, że zachwalam Otomurę. Cóż, nie mogłam na to nic poradzić. To był naprawdę świetny zawodnik i przyjaciel. Nie mogłam się doczekać, aż go zobaczę!

[ SAKUMA POV ]

PODCZAS GDY HARUNA kontynuowała swoją wypowiedź, ja zacząłem rozmyślać nad wcześniej wspomnianym strategiem. Kim był dla [Nazwisko]? Skoro mówiła do niego po imieniu, to musieli być ze sobą blisko. Są parą? Niemożliwe. Powiedziałaby mi... prawda?

Zerknąłem na Ichiroutę. On również był myślami gdzieś daleko. Pewnie zastanawiał się nad tym samym, co ja. Uznałem, że muszę się dowiedzieć, co łączy tego całego Gakuyę i [Imię]. Jeśli okaże się, że to nic takiego, zacznę działać. Żarty się skończyły.

[ READER POV ]

WIECZOREM POSZŁAM NA boisko nad rzeką. Tak jak ustaliliśmy z Afuro, mieliśmy ćwiczyć kombinację naszych strzałów. Gdy tylko przekroczyłam linię, zobaczyłam znajomą blond czuprynę. Wyglądało na to, że chłopak już zaczął się rozciągać. W jego oczach malowało się skupienie. Podsunęło mi to pewien pomysł.

— APHRODI! — krzyknęłam tuż za nim, próbując go przestraszyć.

— Prawie ci się udało. Prawie. — Uśmiechnął się dumnie. — Zamiast bawić się jak dziecko, może też się rozgrzejesz i przejdziemy do poważniejszych spraw?

— Hej, nie jestem dziecinna! — Wystawiłam język.

— Nie, wcale. — Przewrócił oczami, unosząc kąciki ust. — Dalej, dalej! Nie mamy całej nocy. No, chyba, że będziesz chciała... — Sugestywnie poruszył brwiami.

— Udam, że tego nie zauważyłam.

Zaczęłam biegać dookoła, przy okazji wykonując różne ćwiczenia. Po kilku minutach zatrzymałam się, gotowa do gry. Terumi zaśmiał się cicho, widząc, jak bardzo byłam zdeterminowana. Chciałam pokazać Jousuke, że ja też się rozwijałam. Chciałam, żeby był dumny...

— Gotowa? — spytał, na co jedynie mu przytaknęłam. Ruszyłam przed siebie, a Afuro zaczął wykonywać swoją technikę. Nim się obejrzałam, z jego pleców wystawały piękne, białe skrzydła. — Gods... — Kopnął piłkę w moją stronę.

 — ...Way! — Użyłam swojego hissatsu.

Futbolówka leciała w kierunku bramki z zawrotną prędkością, jednakże w połowie drogi całkiem straciła swoją moc. Wylądowaliśmy na murawie, patrząc na nią zawiedzionym wzrokiem. Chłopak skrzywił się lekko, po czym gestem dłoni dał mi znać, że kontynuujemy zabawę.

Minęła dobra godzina, a my dalej nie byliśmy w stanie niczego wymyślić. Za każdym razem kombinacja się nie udawała. Obydwoje byliśmy wykończeni, ale nie chcieliśmy się poddawać. Kiedy po raz kolejny piłka odmówiła nam posłuszeństwa, źle wylądowałam. Potknęłam się i zdarłam sobie kolano.

— Kurcze... —  syknęłam, trzymając obolałe miejsce.

— Fajtłapa — zaśmiał się, ale zaraz potem spoważniał. — Pokaż to.

Delikatnie chwycił moją nogę i przyjrzał się ranie. Wyjął z torby jakieś gaziki, wodę utlenioną i plastry. Starannie oczyścił skaleczenie. Nie wiedziałam, że Terumi potrafił być taki opiekuńczy.

— Zawsze nosisz ze sobą te wszystkie rzeczy? — spytałam.

— Oczywiście. W razie, gdyby komuś coś się stało podczas treningu — odparł, przylepiając przylepiec na moje kolano. — Gotowe.

— Dziękuję. To wracamy do roboty!

— To kiepski pomysł — stwierdził, patrząc na opatrunek. — Na dzisiaj lepiej dać sobie spokój. Muszę przeanalizować, co robimy nie tak.

— Co? Nie ma mowy! Zostańmy jeszcze trochę, na pewno nam wyjdzie! — zapewniłam.

— Twoja determinacja musi być jednym z powodów...— mruknął, bardziej do siebie niż do mnie.

— Powodem czego?— Uniosłam brew. — Chyba nie rozumiem.

— Jeszcze nie zauważyłaś?  — zdziwił się. — Odkąd dołączyłaś do Raimona, kilku chłopaków kompletnie straciło głowę. Nie sądzisz, że to podejrzane?

— Nie, dlaczego? Sugerujesz, że to moja wina? Powinnam odejść z drużyny?

— O rany, nie jesteś zbyt błyskotliwa — westchnął. — To może inaczej. Niektórzy nie są dla ciebie... dziwni?

— Skąd! Wszyscy jesteście dla mnie bardzo mili.

— A czy nie są czasem szczególnie mili? — dopytywał.

— No nie wiem, raczej są normalni. — Wzruszyłam ramionami. — Do czego zmierzasz?

[ AFURO POV ]

— Eh, już nieważne. — Pokręciłem głową.

Nie sądziłem, że to możliwe, ale ona naprawdę nie zdawała sobie z niczego sprawy. Przez chwilę obawiałem się, że jest łamaczką serc i rozbije nasz zespół. Teraz jednak zmieniłem zdanie. To kompletnie niegroźna, niewinna dziewczynka.

— Aphrodi, wszystko gra? — spytała, przekręcając głowę.

— Tak, tak. Zamyśliłem się.

— Cieszę się, że chcesz zrobić kombinację akurat ze mną.

 — Hm? Dlaczego?

 — Zawsze uważałam, że twoje God Knows jest niesamowite!

— To miłe, ale wcale nie jest tak genialna, jak ci się wydaje. Zostało splamione Boską Wodą. Cały czas przypomina mi o tym beznadziejnym okresie mojego życia — rzuciłem.

— Gdybym była na twoim miejscu, to też bym jej użyła — stwierdziła.

— Nie zrobiłabyś tego — odparłem. — Jesteś silna, więc nie musisz posuwać się do takich rzeczy.

— Ale ty też jesteś!

— Chodziło mi raczej o siłę psychiczną. Nigdy w siebie nie wątpisz.

— Skąd ta pewność? Każdy się czegoś boi, nawet ja. Ta cała sytuacja z drużyną Zeusa nie ma znaczenia. Zmieniłeś się i żałujesz, a to jest najważniejsze. Teraz świetnie sobie radzisz bez jakiejkolwiek pomocy i znalazłeś prawdziwych przyjaciół. Stałeś się troskliwy, waleczny. Może ta chwila słabości była ci potrzebna? — Otworzyłem szerzej oczy. — Aphrodi, naprawdę cię podziwiam. 

— Jesteś głupiutka — mruknąłem, zasłaniając twarz dłonią.

— Rany, mam wrażenie, że cały czas mi dogryzasz. — Nadymała policzki.

— Spokojnie. Już wkrótce sprawię, że moje intencje nie będą ani trochę mylące. — Uśmiechnąłem się łobuzersko. — Nabrałem ochoty na trening. Może faktycznie powinniśmy spróbować jeszcze raz.

Teraz już nigdy nie będę się poddawał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top