[ CHAPTER 7 ]

[ KAZEMARU POV ]

WIDOK [Nazwisko] W NIEBIESKIEJ pelerynie zadziwił cały nasz zespół. Część chłopaków usilnie próbowała powstrzymać się od śmiechu, a część, w tym również ja, patrzyła podejrzliwie na powiewający kawałek materiału. W końcu wszyscy wiedzieliśmy, kto lubił nosić takie rzeczy.

W tej samej sekundzie linię boiska przekroczył Yuuto. Bez trudu dało się zauważyć, że już nie wyglądał tak, jak zwykle. Wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia z Sakumą i Gendą. Zmarszczyłem czoło, wodząc wzrokiem za strategiem, który jak gdyby nigdy nic przywitał się z kapitanem, głupkowato się uśmiechając.

— Kidou! — krzyknęła [Imię], podbiegając do niego. — Twoja peleryna. — Zaczęła rozwiązywać sznurek, dość nieudolnie. To wyglądało naprawdę uroczo; do czasu.

— Daj, pomogę ci — mruknął, delikatnie odsuwając jej dłonie.

— Skąd ona w ogóle ją ma? — spytał Koujirou. Myślał dokładnie o tym samym, co ja.

— Pożyczyłem jej — odparł, zakładając materiał na siebie. — Zresztą, co cię to obchodzi?

— Nic a nic. Po prostu myślałem, że może zamieniliście się rolami — burknął Genou, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Dobra chłopaki, słuchajcie uważnie! — Endou stanął na jednej z ławek. — Jak już wcześniej wspominałem, Natsumi załatwiała nam mecz towarzyski, ale to nie wszystko. — Spojrzał na [Nazwisko] z szerokim uśmiechem. — Za tydzień wylatujemy na kilka dni na Okinawę! Będziemy tam trenować! 

Dziewczyna stanęła jak wryta, a zaraz potem zaczęła skakać ze szczęścia. Z jej policzków skapywały łzy, choć twarz była roześmiana. Nic dziwnego, wreszcie spotka starych przyjaciół i swojego kuzyna. Podszedłem do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu.

— Kazemaru, tak się cieszę! — Rzuciła mi się na szyję, a ja złapałem ją w pasie i zacząłem kręcić się z nią dookoła. Śmialiśmy się przez chwilę, ignorując zazdrosne spojrzenia reszty.

— Kapitanie, co to ma wspólnego z meczem? — Kurimatsu uniósł pytająco brew.

— Zagramy z... Oumiharą!

[ READER POV ]

— Jousuke... — szepnęłam. — Będziemy w przeciwnych drużynach...

— Wszystko w porządku? — Ichirouta spojrzał mi w oczy, uśmiechając się łagodnie.

— T-tak. Chodzi o to, że to mój były zespół. Trochę się stresuję — przyznałam.

— Nie martw się, będzie dobrze. Na pewno się ucieszą, że cię widzą. To, czy grasz z nimi, czy przeciw nim, nie ma żadnego znaczenia. Piłka łączy ludzi.

— Masz rację... Dam z siebie wszystko, żebyśmy wygrali! — krzyknęłam.

— I to jest duch walki! — zawtórował mi Endou. — Chłopaki, bierzcie z niej przykład i starajcie się! To bardzo ważne dla [Nazwisko]!

Słowa kapitana niezwykle nas zmotywowały. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszyscy dawali z siebie sto procent. Wreszcie graliśmy jak na Raimona przystało. Po treningu byliśmy ogromnie zmęczeni, ale szczęśliwi. W końcu widzieliśmy postępy.

Podeszłam do menadżerek, ponieważ zostawiłam obok nich swoją torbę. Wyjęłam z niej butelkę wody i napiłam się, kątem oka zauważając Otonashi, biegnącą w stronę Kidou. Chłopak zamknął ją w uścisku, a ona zaczęła płakać. ❝Wiedziałam, że się pogodzą — przeszło mi przez myśl.

— Cześć! — Usłyszałam za plecami głos Sakumy. — Gotowa na powrót do korzeni?

— Oczywiście! Tam jest pięknie, sam zobaczysz — zapewniłam.

— Może, kiedy już tam będziemy, pokażesz mi jakieś ciekawe miejsca? — spytał, rumieniąc się.

— Z chęcią.

Porozmawiałam jeszcze chwilę z Jirou, po czym przypomniałam sobie, że Genda czeka na mnie pod bramą. Uderzyłam się w czoło, prędko pożegnałam chłopaka i ruszyłam w kierunku wyjścia. 

— Genou! — wysapałam. — Przepraszam za spóźnienie!

— W porządku. — Rozejrzał się kilka razy dookoła, jakby upewniając się, że nikt nas nie widzi. — Idziemy?

— Uhm. — Kiwnęłam głową. — Ale... Dokąd?

— Em... Jest takie jedno miejsce... — Podrapał się po karku. — Na razie nic ci nie powiem. Będziesz miała niespodziankę.

— No... Dobrze. W takim razie prowadź!

Koujirou stwierdził, że powinnam mieć zamknięte oczy i to już od początku drogi. Tłumaczyłam mu, że to nie ma prawa się udać. Próbowałam się sprzeciwić, ponieważ znając moje szczęście, potknęłabym się o jakąś wystającą płytkę i runęła na ziemię. Niestety, uparł się, więc musiałam zrobić to, o co poprosił.

— Czekaj. — Złapał mnie za rękę. — Muszę cię poprowadzić, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy.

— Byłoby łatwiej, gdybyś pozwolił mi iść z otwartymi oczami — zaśmiałam się.

— Nie ma mowy. Trasa też jest tajna.

Z perspektywy osoby trzeciej ta sytuacja musiała wyglądać przezabawnie. Czułam się dziwnie, nie widząc drogi i trzymając dłoń Genou. Jego uścisk był mocny, jakby bał się mnie puścić. Nie mówiliśmy zbyt wiele, ale nie było ani trochę niezręcznie. 

— Jesteśmy. — Otworzyłam oczy.

Znajdowaliśmy się pod Inazuma Tower. Widywałam ją z daleka, ale nigdy przy niej nie byłam. Właściwie, to w ogóle nie znałam miasta, jedynie parę miejsc. Zastanawiałam się, dlaczego zaprosił mnie akurat tutaj. Spojrzałam ze zdziwieniem na Koujirou, który opierał się o barierkę. Posłał mi nieśmiały uśmiech, a gestem dłoni wskazał, abym podeszła. Stanęłam obok niego i spojrzałam w dół. 

— Stąd widać całe miasto! — stwierdziłam, zachwycona.  

— Pomyślałem, że mogę ci pokazać kilka ciekawych rzeczy — odparł, odwracając wzrok.

— To miłe. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, kiedy do mnie napisałeś. Nie spodziewałam się tego.

— Wygłupiłem się?— spytał.

— Nic z tych rzeczy. Cieszę się, że mogę spędzić z tobą trochę czasu. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

— T-tak? To znaczy, jasne. — Wydawało mi się, że go to ucieszyło.   

[ GENDA POV ]

ŻADEN Z CHŁOPAKÓW nie zdołał się do niej zbliżyć tak, jak ja, co oznaczało, że byłem na prowadzeniu. Kazemaru i Kidou ewidentnie żywili do niej jakieś specjalne uczucie. Obawiałem się tylko, że Sakuma również należał do grona zainteresowanych. To mój najlepszy przyjaciel, nie chciałem go skrzywdzić.

Zerknąłem na [Imię]. Wiatr delikatnie rozwiewał jej [kolor] włosy, a to w połączeniu z jej rozkosznym uśmiechem, było po prostu bezcenne. Całe moje poczucie winy zniknęło. ❝Wybacz, Jirou❞. Czułem, że robię się cały czerwony. Zasłoniłem twarz dłonią, wbijając wzrok w ziemię. ❝Rany, to wszystko jest takie bezsensu...❞, myślałem.

— Genou, wszystko dobrze?— zapytała.

— Hm? A, tak. Trochę się zamyśliłem. — Założyłem ręce za głowę.  Udawanie niewzruszonego w tej sytuacji było niesamowicie trudne.

— Nad czym tak rozmyślasz?

— Nad czym? Em...— W tym samym momencie, za rogiem, dojrzałem dobrze mi znaną blond czuprynę. — Cholera.

— Co się stało?

— No, no, no, kogo my tu mamy? — Dobrze znałem ten głos. Należał on do byłego kapitana drużyny Zeusa i naszego obecnego napastnika — Afuro.    

— Aphrodi? — Widać [Imię] rozpoznawała już większość zawodników.

— O, pamiętasz?— Uśmiechnął się zawadiacko.— Randka?

— Nie — odpowiedzieliśmy równocześnie.  

—To dobrze. Gdybyście się spotykali, w zespole niezłe by zawrzało — zaśmiał się, zarzucając włosy za ramię.  

— Zawrzało? Dlaczego? — [Nazwisko] naprawdę niczego nie widziała, czy tylko udawała? 

— Cóż, skoro to nie jest randka, to mogę zając chwilkę, prawda? Muszę o czymś pogadać z moją koleżanką. Na osobności.

[ READER POV ]

NIE WIEDZIAŁAM, CZEGO spodziewać się po Afuro. Nie znałam go zbyt dobrze. Na ogół był miły, ale słyszałam, że potrafił być lekko arogancki i narcystyczny. Na pewno nie narzekał na brak pewności siebie. Postanowiłam z nim porozmawiać.

— Mam dla ciebie propozycję, ale wolałbym, żeby Genda i reszta o tym nie wiedzieli, przynajmniej na razie. To będzie taki nasz mały sekret, dobrze? — szepnął Terumi.

— Chyba tak, o ile to nie będzie nic niebezpiecznego, albo... No wiesz...  

— Zabawna jesteś. Nic z tych rzeczy. Chodzi o kombinację naszych technik hissatsu. Twojej Milky Way i...

 — Twojego God Knows? — dokończyłam za niego.

 — Dokładnie. Oumihara to wbrew pozorom bardzo dobry zespół. Potrzebujemy czegoś nowego, żeby wygrać.

— Zgadzam się. — Przytaknęłam. — Kiedy chcesz się tym zająć?

— Będziemy się spotykać wieczorami, na boisku nad rzeką. Tym sposobem powinniśmy zdążyć to opanować.

— W porządku. Świetny pomysł, Aphrodi! — pochwaliłam go. Zaczął mi się przyglądać. — Mam coś na twarzy?

— Nie. Ale chyba powoli rozumiem.

— Rozumiesz co?

— Do zobaczenia jutro! — Puścił mi oczko, po czym udał się w przeciwnym kierunku. 

Genou był niezadowolony. Dopytywał, o czym rozmawialiśmy, a ja zręcznie próbowałam zmienić temat. Nim się obejrzeliśmy, zaczęło robić się ciemno. Odprowadził mnie tylko kawałek, bo bardzo mu się spieszyło.

— Więc widzimy się jutro na treningu, tak? — upewnił się.

— Uhm. Dziękuję. Miło spędziłam czas.

Pogłaskał mnie po głowie, uśmiechając się. Zaraz potem mina mu zrzedła. Chwycił mnie za ramiona, przez co lekko się wystraszyłam. Chyba usiłował coś powiedzieć, ale rozmyślił się. 

— Wybacz. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje — zaśmiał się nerwowo, puszczając mnie. — Do zobaczenia... [Imię]. — Czy on własnie odezwał się do mnie po imieniu?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top