[ CHAPTER 13 ]
[ THIRD PERSON POV ]
OUMIHARA KONTRA Raimon. Mecz przyjacielski, który miał być jedynie rozrywką i treningiem dla obu drużyn. Nikt nie przypuszczał, że na to wydarzenie zbierze się tyle ludzi. Wszyscy byli lekko zestresowani niespodziewanym przybyciem kibiców, jednakże nie narzekali. Radosne okrzyki obudziły w nich ducha walki. Chłopców zalała pewność siebie, a [Imię], stojąca pośrodku chaosu, ze smutkiem spoglądała na kuzyna i przyjaciela, z którymi już wkrótce miała się rozstać. Jakoś nie potrafiła czerpać radości z zaistniałej sytuacji, co nie umknęło uwadze Kidou, który jako strateg, czuwał również nad morale członków klubu.
— Coś nie tak? — spytał, podchodząc do dziewczyny. Pokręciła przecząco głową, jednak on nie dał się zwieźć. Doskonale wiedział, kiedy coś ją trapiło. Może wynikało to z jego umiejętności analizy, a może uczuć, jakimi ją darzył. Ciężko było stwierdzić. — Nie udawaj, przecież widzę.
— To nic. — Uśmiechnęła się słabo. — Chodzi o to, że wyjeżdżamy jutro rano. Będę tęsknić. Ale nie martw się, przejdzie mi. W końcu tu mam dom, więc kiedyś na pewno wrócę.
— Tak... z pewnością wrócisz — odparł. Tym razem to jego poziom entuzjazmu spadł i uderzył z hukiem o ziemię.
Każdy z adoratorów miał świadomość, że nastolatka nie jest z nimi na zawsze. Jedynie pomieszkuje u cioci, a prędzej czy później wróci tam, skąd przybyła. Starali się o tym nie myśleć, jako że na razie nigdzie się nie wybierała, ale mimo to trapiło ich, że któregoś dnia nie zobaczą jej radosnej buzi. Nie dawali po sobie poznać, że zależy im bardziej, niż mogłoby się wydawać.
Jeszcze chwila rozciągania i gwizdek. Rozpoczęli zastępcy legendarnej Jedenastki Inazumy. Kazemaru biegł z piłką wgłąb boiska, rozglądając się dookoła, aby podać ją niekrytemu zawodnikowi. Nawet się nie domyślał, że Otomura już dawno rozgryzł jego tempo i wydał rozkazy.
— Tsunami! — krzyknął kapitan Oumihary.
Jousuke szybko zakrył Afuro, do którego próbował podać Ichirouta, tym samym przejmując futbolówkę. Gracze Raimona byli zszokowani nagłym obrotem spraw. Nim się obejrzeli, surfer był na ich połowie, strzelając swoim słynnym hissatsu. Endou nie zdążył zareagować. Gola zdobyła drużyna przeciwna.
— Brawo Gakuya! — pochwaliła go [Nazwisko], zaraz potem przypominając sobie, że teraz są w osobnych zespołach i nie wypada jej dopingować.
Gra toczyła się dalej, o wiele płynniej, niż uprzednio. Wynik dwa do dwóch. Yuuto zdołał zrozumieć, na czym polega niezwykłość stratega przeciwników i sam zaczął stosować jego metodę. Zostało kilka minut do końca. Napięcie wśród kibiców rosło.
— [Nazwisko], zaczynamy! — zarządził Terumi, na co ona jedynie przytaknęła.
Do tej kombinacji przygotowywali się naprawdę długo, ale dzięki temu mieli pewność, że się uda. I rzeczywiście, God Knows wyszło bezbłędnie, podobnie jak Milky Way. Strzał był tak mocny, że nikt nie był w stanie go obronić. Piłka wpadła ze świstem do bramki, tym samym dając przewagę zespołowi Raimona, który kilka sekund później oficjalnie wygrał spotkanie.
— No, no, Mała! Jestem zszokowany! — Uśmiechnął się Tsunami, podchodząc do kuzynki. — Tak trzymaj! Będzie z ciebie niezła piłkarka. — Poczochrał jej włosy. Ona natomiast przytuliła się do niego, oplatając go z taką siłą, że niemal mogłaby połamać mu wszystkie żebra. Zwykle krzyknąłby coś w stylu ❝Uważaj, bo mnie udusisz!❞, jednak tym razem się powstrzymał. To był przyjemny, a zarazem okrutny ból, bo wiedział, że gdy ją puści, ona znowu zniknie.
¶
Po zakończonym meczu [Imię] wybrała się na plażę. Chciała ostatni raz poobserwować fale, usłyszeć szum oceanu. Zatopiła stopy w gorącym piasku, obserwując, jak słońce mozolnie chowa się za horyzont. Coś rozrywało ją od środka. Tym razem rozstanie wydawało się jeszcze trudniejsze, niż wcześniej. Kilka łez spłynęło po jej policzku. Naprawdę sobie nie radziła. Starała się nie pokazywać reszcie, jak bardzo tęskniła, jak ogromnie było jej smutno, ale zaczynało brakować jej sił. Chciała, żeby czas przyspieszył. Żeby rodzice wrócili, a ona znowu będzie grała w statki z Gakuyą, albo poserfuje z Tsunamim. Cokolwiek, ważne, że u siebie.
Przybitą dziewczynę zauważył Genda, który akurat wybrał się na jogging. Długo zastanawiał się, czy powinien do niej podejść. Po pierwsze, przez jego wyznanie wydawało się to nie na miejscu, a po drugie, był kiepskim pocieszycielem. Mimo to nie mógł jej tak zostawić. Byłby bezduszny, gdyby tak zrobił.
Powoli usiadł koło nastolatki, na co ta wzdrygnęła się, ocierając mokre powieki.
— Spokojnie, nie musisz się kryć — mruknął. — Jeśli chcesz płakać, to płacz.
Spojrzała na niego, zdziwiona. Domyślała się, że Koujirou był skrępowany, ale i tak próbował jej pomóc. Wtedy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie jest sama, niezależnie od tego, gdzie się znajduje. Zawsze są ludzie, którzy starają się poprawić jej humor. Z kolei ona nie potrafiła odpowiedzieć na ich uczucia. Postanowiła — wybierze kogoś. Musi. Będzie traktować to poważnie, tak jak oni.
— Dziękuję, Genou... — szepnęła, przytulając go.
— Hm? Z-za co? Przecież nic nie zrobiłem — dukał, nieporadnie ją obejmując.
— Jesteś i to mi wystarcza. Przepraszam, że cię o to proszę, ale czy mógłbyś przyprowadzić tu Kazemaru, Sakumę i Kidou? Chciałabym z wami porozmawiać.
— No... Niech będzie — odparł, niezbyt zadowolony.
Wystarczyła chwila, aby cała ferajna zgromadziła się przed [Imię], która usiłowała sklecić jakieś sensowne zdanie. Była cała czerwona, co bynajmniej nie było spowodowane upałem, jaki panował na zewnątrz. Wzięła głęboki oddech i zaczęła, nieco niepewnie.
— Moi drodzy, część z was wyznała mi... powiedziała... o swoich uczuciach i... chciałabym wam podziękować. To bardzo miłe, że ktoś mnie polubił, mimo tylu wad. Obiecuję wam, że przemyślę swoją decyzję bardzo dokładnie i niezależnie, kogo wybiorę, wszyscy jesteście dla mnie ważni. Wspaniali z was przyjaciele-
— Chyba o kimś zapomniałaś — odezwał się znajomy głos.
Znikąd pojawił się Terumi, dumnie unosząc głowę. Zmierzył nastolatkę przenikliwym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Adoratorzy zdali sobie sprawę, że teraz będą musieli walczyć o względy napastniczki i nie mieli zamiaru się cofnąć.
— Wlicz mnie. Tym razem nie będę krył swoich uczuć. — Blondyn ujął jej dłoń. — Podejmij mądrą decyzję, dobra? — Kiwnęła głową.
— O to nie musisz się martwić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top