[ CHAPTER 10 ]

[ THIRD PERSON POV ]

OBA ZESPOŁY ZEBRAŁY SIĘ w wyznaczonym uprzednio miejscu. Choć atmosfera była nieco napięta, starano się tym nie przejmować i bawić jak najlepiej. Prowizorycznie ułożone drewno czekało na zapalenie, na małym stoliku leżały już kiełbaski, pianki i inne przekąski. [Nazwisko] była niezwykle podekscytowana. Spędzanie czasu z nową i starą drużyną było dla niej jak sen; wszyscy przyjaciele byli obok.

Gakuya zajął się rozpalaniem ogniska, podczas gdy reszta Oumihary przygotowywała patyki do pieczenia. Natsumi nieco kręciła nosem, jako że pył i niezdrowe jedzenie nie do końca były w jej stylu. Rozbawiło to Otonashi i Aki, które przez wspólne mieszkanie zbliżyły się do [Imię]. Endou z kolei usiłował jakoś przekonać Raimon, że to wspaniały sposób na spędzanie wolnego czasu. Wszystko zdawało się układać wprost idealnie.

[Nazwisko], mogłabyś pójść ze mną po resztę napoi? — spytał Sakuma, ze stresu bawiąc się palcami.

— Jasne, bez problemu — odparła entuzjastycznie, nie zwracając uwagi na jego zakłopotanie. — Myślałam, że poprosisz o pomoc Genou.

— Nie! To znaczy... pomyślałem, że w ten sposób trochę z tobą pogadam — zaśmiał się nerwowo.

Odeszli od reszty, co nie spodobało się pozostałej czwórce adoratorów dziewczyny, oraz Tsunamiemiu, który wyczuwał kłopoty. Nadal widział w kuzynce małą dziewczynkę, potrzebującą jego opieki, a chłopców jako bestie, próbujące ją skrzywdzić. Obrał sobie za cel obronić ją przed nimi. Z drugiej strony, nie chciał przesadzić. Wiedział, że to by ją tylko niepotrzebnie rozzłościło.

Tymczasem Jirou, czerwony po same uszy, szedł tuż obok nastolatki, jak najbliżej tylko mógł. Korciło go, aby chwycić tę jej drobną dłoń i najlepiej nigdy nie puścić, ale się powstrzymał. Westchnął ciężko, kopiąc stojący na drodze kamyk.

— Co jest? — zmartwiła się. — Źle się czujesz?

— N-nie, wszystko w porządku. — Uśmiechnął się słabo.

Próbował odgonić od siebie dręczące go myśli, ale nie potrafił. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby jedynie on był nią zainteresowany. Niestety, miał na karku rywali, co sprawiało, że czuł się niestabilnie. Bał się.

Dziewczyna podeszła do mini lodówki i wyjęła z niej kilka butelek napoi owocowych. Przekazała część towarzyszowi, unosząc kąciki ust. Jego serce przyspieszyło swój rytm. Miał wrażenie, że coś go zżera od środka. Nie mógł się już hamować. Chwycił jej nadgarstek i przyciągnął do siebie, drugą ręką obejmując ją w pasie. Patrzył jej w oczy, powoli zmniejszając dystans między nimi. Musnął jej usta. Zszokowana napastniczka odepchnęła go.

— S-Sakuma? — Spojrzała na niego pytająco, ukrywając różowe policzki. — Co ty właściwie...

[Imię] — zaczął stanowczo — podobasz mi się. Przemyśl sobie wszystko, poukładaj. Będę czekał. Wiem, że nie znasz mnie jeszcze zbyt dobrze, dlatego rozumiem, że potrzebujesz czasu, ale... Daj mi szansę. Nie musimy się spieszyć.

— Ja... — jąkała, zagubiona. — Ja już pójdę. — Ruszyła w stronę przyjaciół, delikatnie dotykając swoich ust.

Zmieszanie zawodniczki niemal natychmiast dostrzegł Yuuto, który obserwował ją już od dłuższego czasu. Usiadł obok niej, na początku nic nie mówiąc. Nie zwróciła na niego większej uwagi, pogrążona we własnych myślach. Dopiero, kiedy chłopak delikatnie chwycił jej dłoń, wzdrygnęła się i dostrzegła jego obecność.

— Nie najlepiej wyglądasz — skwitował. — Coś się stało?

— Nie, nic takiego — mruknęła bez przekonania.

— Coś zaszło pomiędzy tobą a Jirou? — Uniósł brew.

— Mną a...? Nie, nie, skąd! — zapewniła. — A właśnie, jak się bawisz? — zmieniła temat.

— W porządku, chociaż jest jedna rzecz, która mnie dręczy... Nie do końca ufam Otomurze.

— Naprawdę? Niepotrzebnie, to cudowna osoba, zobaczysz. Myślę, że nawet moglibyście się zaprzyjaźnić.

— Nie mogę być blisko z kimś, kto mi cię zabiera... — szepnął, a gdy zdał sobie sprawę ze swoich słów, szybko zakrył usta. — Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć. Ostatnio mam trudności ze skupieniem się. Mam wrażenie, że gadam od rzeczy. Lepiej się przejdę. — Wstał, a wtedy [Imię] zdała sobie sprawę, że przez całą rozmowę trzymał jej dłoń.

Oczywiście, nie przeszło to niezauważenie. Genda był niezadowolony z obrotu spraw. Wydawało mu się, że jest najbliżej nastolatki, a jednak teraz miał wątpliwości. Bał się jej stracić. Nie było to do niego podobne, co tylko wzmagało jego strach. ❝Czy szczerość to dobre rozwiązanie?❞, myślał. ❝Nie chcę się wygłupić❞.

Wziął kilka głębokich wdechów, po czym wbił wzrok we wciąż skołowaną [Nazwisko]. Kiedy poczuła na sobie jego spojrzenie, zerknęła w jego stronę, a on gestem dłoni poprosił, aby do niego podeszła. Zrobiła to, choć niepewnie. Cała sytuacja nie podobała jej się ani trochę. Chciała dobrze się bawić, a miała wrażenie, że wszyscy na nią napierają. Powoli się dusiła.

— Genou, potrzebujesz czegoś? — spytała, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.

— Można tak powiedzieć... — rzucił, drapiąc się po karku. — Nie wiem, jak zacząć... Em... Z-znasz to uczucie, kiedy masz coś bardzo, bardzo cennego i nie chcesz tego nikomu oddać?

— Hm... Wydaje mi się, że każdy tak ma — stwierdziła, po chwili zastanowienia. — A o co chodzi?

— Widzisz, ja też mam takie coś, tyle że to nie jest rzecz. To jest... Rany, to donikąd nie prowadzi. Serio jestem w tym beznadziejny — mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Posłuchaj, nie umiem być romantyczny, ale mogę cię zapewnić, że będę się starał...

— O czym ty mówisz? — Zrobiła kilka kroków wstecz.

— Nie chcę cię przytłaczać... Nie musisz mi odpowiadać. Chcę tylko, żebyś wiedziała. — Pocałował ją w czoło. Prędko odwrócił wzrok, ukrywając twarz w dłoniach. — Wybacz, musisz być w szoku.

— Nie chcę... — wymruczała, czując, jak łzy spływają po jej policzkach. — Chciałam tylko, żebyśmy wszyscy spędzili razem czas. Bardzo się cieszę, że komuś się podobam, ale... Tego jest za dużo. Nie wiem, co robić.

— Przepraszam. Jestem strasznym egoistą. — Pogłaskał ją po głowie.

— Nie, nie, rozumiem. Żaden z was nie chce źle. Po prostu boję się, że was zranię... Muszę sobie to wszystko poukładać. — Odeszła w przeciwnym kierunku.

— Cholera... — Uderzył pięścią w drzewo. — Pośpieszyłem się...


[ TSUNAMI POV ]

KORZYSTAJĄC Z CHWILI wolnego, postanowiłem przejść się na plażę. Ognisko powoli się rozpalało, a znając umiejętności Otomury, to potrwa to jeszcze dłużej. Martwiłem się o kuzyneczkę. Zniknęła mi z oczu, a te bestie wciąż się koło niej kręciły. Najniebezpieczniejsza była pewna piątka, którą od razu przejrzałem. Widać, że czuli do niej coś więcej, a to nie wróżyło niczego dobrego.

Kiedy tak się przechadzałem, w oddali dostrzegłem znajomą sylwetkę. [Imię] siedziała nad brzegiem, przyglądając się falą. Trochę mnie to zaniepokoiło. Zwykle tak robiła, gdy czuła się niepewnie, bądź miała jakiś problem.

— Tutaj jesteś! — krzyknąłem, siadając obok niej. — Nie możesz tak znikać bez słowa!

— Wybacz... — szepnęła.

— No dobra, dawaj. — Objąłem ją ramieniem.

— Ale co? — zdziwiła się.

 — Nie udawaj. Co cię gryzie?

— Nic takiego...

— Kłamczucha! — Zacząłem ją łaskotać.

— D-dobra, już dobra! Powiem! — śmiała się. — Chodzi o chłopców.

— Zrobili ci coś? Mam ich pobić? Jeśli któryś cię tknął to przysięgam, że...

— Nie o to chodzi głupku — zachichotała.

— Nie o to? To może... zakochałaś się w którymś?

— Nie... nie... nie wiem — westchnęła. — Co mam z nimi zrobić?

— Posłuchaj, nie jestem w stanie ci powiedzieć, co robić. To twoje serce musi wybrać. Jestem pewien, że każdemu w jakiś sposób na tobie zależy. Teraz pozostaje tylko kwestia, kto dla ciebie jest ważny. Jeśli nikt, nie szkodzi. To ty o wszystkim decydujesz. To twoje życie.

— Masz rację... Dam sobie radę! I wiesz co? Nabrałam ochoty na kiełbaski!

— Słusznie. Chodźmy! — Przytuliłem ją, po czym dołączyliśmy do reszty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top