30.

- Ojcze, jesteśmy. - Thor klęka na kolano i uniża głowę, po czym wstaje i łapie mnie pod ramię. - Przyprowadziłem ją, tak jak chciałeś.

- Dziękuję Ci. - odwraca się w naszą stronę. Kieruje swój wzrok na chwilę na mnie, ale szybko zawraca go na swojego syna. - Zostaw nas Thor'ze. To sprawa między mną, a nią.

- Ale...

- Wyjdź Synu. - gromi go wzrokiem, zmuszając tym samym do pozostawienia nas samych. Blondyn spogląda mi ostatni raz w oczy, a następnie puszcza mnie i wychodzi. Wszechojciec w czasie, gdy Thor wychodził z wielkiej sali, schodził powoli po schodach. W momencie w którym wielkie drzwi wyjściowe wydały z siebie dźwięk mówiący o tym, że zostaliśmy tu tylko we dwoje, starszy mężczyzna zabiera głosu. - Witaj Scarlett.

- Witam.

- Pewnie zastanawiasz się w jakim celu zostałaś tutaj ściągnięta. - jego niebieskie oko spotyka się z moimi, co sprawia, że nie mogę wydobyć z siebie żadnego słowa, więc tylko kiwam twierdząco głową. - Przejdźmy się może. - wskazuje ręką bym ruszyła pierwsza, co robię. Siwowłosy dołącza do mnie i prowadzi do wyjścia, ale nie tego samego, którym wyszedł Thor. Wkraczamy do korytarzy i dopiero tam, król Asgardu zaczyna swój wywód. - Zostając władcą tego wspaniałego królestwa nie odziedziczyłem tylko korony, ale także księgę, którą przekazują sobie od pokoleń wszyscy, który obejmują tutaj tron. Kiedy byłem młodszy uważałem, że to tylko bajki, jak te które opowiadają nam matki przed snem. W raz z czasem, zacząłem pojmować czym są opisane tam historie. To przyszłość... Przyszłość moja i twoja, a także wszystkich innych w naszym ogromnym wszechświecie. - wchodzimy do wielkiego pomieszczenia. Chyba można nazwać je biblioteką ze względu na wielkie ilości znajdujących się tutaj książek. - Kiedy cię poznałem, zobaczyłem w tobie to, co zobaczyłem, gdy pierwszy raz otwarłem tą księgę. Słowa mojego syna na twój temat tylko mnie w tym upewniły.

- Nie za bardzo rozumiem. Jakie powiązanie mam ja i ta książka? - podchodzimy do układającego przedmioty młodego chłopaka. Władca kiwa znacząco w jego stronę głową, po czym wraca do mnie.

- Zrozumiesz. - lekko unosi kącik ust, jednak szybko wraca do swojej władczej miny. - Przyprowadziłem cię tutaj, byś mogła poznać to co jest w niej ukryte. Musisz się o tym dowiedzieć, nim nadejdzie czas. - jego słowa sprawiają, że zaczynam się bać. To wszystko brzmi tak, jak gdybym miała zbawić świat i uratować wszystkich przed czymś co nadciąga... Ale co jeśli ja nie chcę? Co, gdy mi się nie uda? Moje rozmyślanie przerywa powrót bruneta z dużą, starą księgą, którą daje swojemu władcy. - Zanim ci ją podaruję, musisz mi obiecać, że nikomu nie opowiesz o tym co w niej zobaczysz.

- Obiecuję. - mężczyzna podaje mi ją. Okazuje się znacznie cięższa, niż się wydawało. Wysilam się na tyle, by udało mi się ją donieść do najbliższego stołu. Próbuję położyć książkę jak najciszej, jednak nie wychodzi mi to, jest zbyt ciężka i wyślizguje mi się z rąk. Rozglądam się, ale nikogo prawie nie. Nie to co w nowojorskich bibliotekach. Tam to się roi od czytelników. Nawet głośniejsze szurnięcie krzesłem sprawiło by, że wszyscy nagle spojrzeli by na mnie. Dlatego zawsze proszę Happy'ego, by jeździł mi wypożyczać książki. Odsuwam sobie wielkie drewniane siedzenie i kładę swój ziemski tyłek na nim. Chłód krzesła przeszywa mnie, sprawiając, że przechodzą mnie ciarki. Zakładam kosmyk włosów za ucho i obracam księgę tak, by leżała na wprost mnie. Gładzę ręką okładkę. To stara skóra, ale nie poznaję jej struktury, nie pochodzi od żadnego znanego mi zwierzęcia. Powoli otwieram książkę odsłaniając pierwsze strony. Pierwsze co zauważam to dziwne znaki. Przeglądam kilka innych kartek, po czym orientuję się, że cała zawiera tekst zapisany nieznanym mi pismem. Trzaskam woluminem i zdezorientowana opieram się o oparcie, kierując swój wzrok ku sufitowi. Jak ja mam to przeczytać? Przecież nie rozumiem ani jednego z napisanych w nim słów. Najpewniej to jakiś staroasgardzki. Niestety, ale nie uczą go w ziemskich szkołach. Gdyby to było napisane chociaż po włosku, grecku, a najlepiej to po angielsku mogło by być. Nagle, stół zaczyna wibrować, a księga lekko lśni białym światłem. O dziwo, zamiast się odsunąć, jak zrobiła by większość, ja przysuwam się bliżej. Gdy wszystko wraca do normalności, otwieram księgą, chcąc zobaczyć, co spowodowało powstanie tego zjawiska. Jak wielkie jest moje zdziwieni jest, gdy zauważam, że tekst jest angielski. Jak to było? Świat bogów? W takim razie, to muszą być normalne zjawiska tutaj. Otwieram ponownie na pierwszej stronie i zaczynam od jakże pięknych słów.

- Przyszłości, któraś piękna jak wschód słońca...

*jakiś czas później*

Po moim policzku spływa kolejna łza i w ciszy upada na jedną ze stron. Pustym wzrokiem patrzę w środek, gdzie kartki z lewej łączą się z tymi z prawej. Nie przeczytałam wszystkiego, ale to co do tej pory wystarczyło, by doprowadzić mnie do płaczu. Wewnątrz mnie kłębi się wiele negatywnych emocji, ale jedna z nich przeważa nad innymi, a jest nią strach. Zamykam księgę, w chwili gdy słyszę, że wielkie drzwi od biblioteki się otwierają, a do środka wkracza Thor. Jego specyficzny chód, rozpoznam na końcu świata. Jest taki królewski, ale i za razem energiczny. Jak gdyby jego moc rozsadzała go od środka. Szybko wycieram mokre policzki i za pomocą swoich mocy sprawiam, ze księga zjawia się w rękach młodzieńca, który przyniósł ją wcześniej Odyn'owi. Zdziwiony spogląda w moją stronę. Kiwam głową i znacząco na niego spoglądam, po czym przybieram uśmiechnięty wyraz twarzy i odwracam się do przyjaciela.

- Miło znowu cię zobaczyć. - wstaję z krzesła i podchodzę do niego.

- Mnie też. - zdziwiony rozgląda się. - Co tutaj robiłaś? Nie miałaś rozmawiać z moim ojcem?

- Rozmawiałam... - i w tym momencie okazuje się, że muszę zacząć kłamać. Muszę otoczyć swoje życie powieką złudzeń, by, tak jak obiecałam, nikt nie dowiedział się prawdy. Biorę głęboki wdech. - Kiedy skończyliśmy i nie mogłam cię znaleźć, poszłam do biblioteki. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat Asgardu.

- Scar... - uśmiecha się i łapie mnie pod ramię, a następnie prowadzi na korytarz. - Mogłaś o to poprosić mnie.

- Jak mówiłam, nie mogłam cię znaleźć.

- Następnym razem zapytaj się kogoś. Na pewno znajdzie się ktoś, kto powie ci, gdzie jestem.

- Tak zrobię, obiecuję. - spoglądam mu w oczy, uśmiechając się na chwilę, po czym spoglądam się przed siebie. - Dokąd idziemy? Wracamy już?

- Nie. Jest już późno. Zostaniemy na noc i wrócimy na Ziemię jutro, tuż po obiedzie. - zatrzymujemy się przed drzwiami z jasnego drewna. - To będzie twój pokój na czas pobytu tutaj. Mam nadzieję, że ci się spodoba.

- Dziękuję. - już chcę wejść do środka, jednak odwracam się do Asgardczyka, który już odchodził. - Dobranoc Thor.

- Dobranoc. - odwraca się na chwilę, po czym znowu zaczyna iść przed siebie. Wchodzę do środka. Pokój jest duży. Przy jednej ze ścian stoi wielkie łóżko z czarnego drewna, białą jak śnieg pościelą i baldachimem z prawie całkowicie przezroczystego materiału. Oprócz tego mam też zrobione z tego samego materiału szafę i stolik z krzesłem. Obok szafki stoi duże lustro. Rama ma wyrzeźbione na sobie ornamenty roślinne. Przy okiennej wnęce znajduje się coś ala wbudowana zamiast parapetu sofa, na której mogę usiąść, by popatrzeć na królestwo. Pokój jest o wiele bardziej kobiecy, niż ten w którym byłam wcześniej, by się przebrać. Otwieram garderobę i spoglądam do środka. Na drewnianych wieszakach wiszą moje ziemskie ubrania, a obok nich kilka innych sukien, za pewne należących niegdyś do byłej królowej. Nie znajduję niczego, co może choć w najmniejszym stopniu przypominać piżamę, więc postanawiam spędzić dzisiejszą noc w bieliźnie. Zaczynam rozpinać guziki z tyłu sukni. Jeden po drugim uwalniam z małych szparek, a gdy rozpinam ostatni, ubranie zsuwa się ze mnie pod swoim ciężarem. Składam je najładniej jak potrafię i odkładam ją na pufę, którą odnajduję schowaną po lewej stronie łóżka. Powoli wchodzę na łóżko, skrywając swoje półnagie ciało pod delikatną kołdrą. Moja osoba zatapia się w materacu, wpatrując się w sufit, który przypomina mi nocne niebo. Jest ciemne i posiada wiele drobnych jasnych punktów. Skupiając się na nich, szukam wśród gwiazd konstelacji, jednak nie potrafię znaleźć żadnej, która należała by do tych ziemskich. Po chwili przypominam sobie, że przecież wszystko zależy od punktu patrzenia. Z Asgardu nie patrzymy na gwiazdy z tego samego kąta co z Ziemie. Mam na dla siebie nowe zadanie, pouczyć się co nieco na temat tego miejsca i wszystkiego, co może okazać się pomocne w przyszłości. Ziewam i przeciągam się. Chyba już na mnie czas. Muszę odpocząć, by być gotowa na jutro. Obracam się na bok. Za pomocą telekinezy rozkładam baldachim na około łóżka. Gdy wszystko jest na swoim miejscu, pozwalam sobie zasnąć.

*rano*

Budzą mnie jasne promienie, skierowane wprost na moją twarz. Obracam się na drugą stronę. Do mojego nosa dobiega zapach jajecznicy. Siadam i rozciągam się, ziewając przy tym. Używając swoich mocy składam baldachim. Przysuwam się bliżej śniadania. Łapię talerz i widelec, następnie zabierając się za jedzenie posiłku. Jest bardzo dobre, w smaku podobne do ziemskiej jajecznicy. Kiedy biorę ostatni kawałek swojego posiłku do buzi, do mojego pokoju wchodzi Thor.

- Dzień dobry i smacznego. - uśmiecha się, zamykając drzwi i następnie zbliżając się, by usiąść na łóżku.

- Dobry. I dziękuję. - trzymam w rękach naczynie, nie za bardzo wiedząc do z nim począć

- Nie ma za co. Zabiorę talerz, jeśli pozwolisz. - wystawia w moją stronę rękę, więc mu go podaję. - Do obiadu masz jeszcze trochę czasu, więc możesz pozwiedzać zamek. Oczywiście jeśli chcesz.

- Z chęcią skorzystam z tego.

- W takim razie, do zobaczenie później. - wstaje i opuszcza pomieszczenie, zostawiając mnie samą. Chwilę jeszcze siedzę na łóżku. Im szybciej stąd wyjdę, tym więcej czasu będę miała na zwiedzanie tego miejsca. Stąpając powoli, podchodzę do szafy, by wyciągnąć swoje normalne ubrania. W końcu mam dzisiaj wrócić do siebie, więc by nie musieć później marnować czasu na przebieranie, wolę tę opcję. Na nogi naciągam swoje jeansy, a na górę zakładam koszulkę i bluzę. Na stopach lądują trampki. Gotowa opuszczam pokój, w głębi serca chcąc kiedyś do niego wrócić. Ląduję na korytarzu. Rozglądam się, nie za bardzo wiedząc w którą stronę mam się udać. Dochodzę do wniosku, że jako, iż wczoraj przyszłam tutaj z prawej strony, to coś nowego może mi przynieść część na lewo, także skręcam w tym kierunku. Chadzając powoli, rozglądam się, podziwiając tutejszą architekturę. Co kilka metrów znajduje się wielkie okno. W jednym z nich dostrzegam ogród. Przybliżam się, by przyjrzeć się mu dokładnie. Opieram się i rozglądam zaciekawiona. Dostrzegam swojego przyjaciela rozmawiającego z jakąś kobietą i dwoma mężczyznami. Blondyn dostrzega mnie i na znak tego unosi w górę dłoń. Robię to samo, nieśmiało się przy tym uśmiechając. Czas na poznanie tutejszych ludzi jeszcze nadejdzie, na razie jest owy na zwiedzanie. Odrywam się od okna i pozwalam sobie zagłębić się bardziej w zamku. Kątem oka dostrzegam schody prowadzące gdzieś na dół. Mimo, że wiem, iż pewnie powinnam poruszać się tylko po tym piętrze, by nie pogubić się za bardzo, coś mi mówi, że powinnam tam pójść. Nie wiele myśląc, kieruję tam swoje kroki. Schodzę powoli, stawiając pewnie stopę na każdym stopniu. Do ścian przyczepione są pochodnie, które oświetlają moją drogę na dół. Czuję się trochę, jak w średniowiecznym zamku. Dojście na piętro niżej, zajmuje mi może minutę, jednak gdy tylko jestem na miejscu, rozczarowuję się. Zejście prowadziło do jednego, nie za dużego pomieszczenia. Jest puste. Stojąc na jego środku, obracam się o trzysta osiemdziesiąt stopni. Nie rozumiem. Po co jest to pomieszczenie? Próbuję coś wykombinować, ale nie przychodzi mi nic do głowy. Poza starymi filmami...

- Sezamie otwórz się. - macham rękoma, mimo, że wiem, iż najpewniej to nic nie da. Tak jak mi się wydawało, pokój stoi jak stał, a żadne tajemne drzwi się nie otworzyły. Nie ma tutaj pochodni, które mogłabym pociągnąć, by otworzyć ukryte wejście do innego pokoju. Zostaje mi tylko jedno... Wciskanie po kolei każdego kamienia. Podchodzę do ściany i już mam nacisnąć odstającą skałę, gdy słyszę czyjeś rozmowy. To Wszechojciec rozmawia z Thor'em. Przybliżam się plecami do ściany, jak gdybym mogła tak uciec stąd. Nagle owa ściana za mną znika, a ja o mało się nie wywracam.

- Kto tam jest? - słyszę głos władcy Asgardu. Nie wiele myśląc wchodzę do pomieszczenia i chowam za ścianą. Wydycham powietrze i rozglądam się, chcąc zorientować się, gdzie jestem. Dostrzegam dziwne urządzenie na kamiennej podstawie, a w nim niebieski sześcian... To ten sam, który widziałam w czasie dziwnych wizji. Nie panuje nad sobą. Z jednej strony chcę się schować, jednak przyćmiewa to chęć wzięcia do rąk Tesseract'u. Przybliżam się do tego i wpatruję jak oczarowana, gdy owa niebieska kostka przenika przez przezroczystą część urządzenia, by zacząć unosić się przede mną. Przestaje mieć kontakt z otaczającym mnie światem, skupiając się całkowicie na przedmiocie przede mną. Wyciągam rękę, by złapać go w dłoń. W chwili, gdy moje palce stykają się z tym, przepełnia mnie fala mocy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top