29.

Obracam się, chcąc zobaczyć mężczyznę. Powoli unoszę głowę w górę, by ujrzeć jego twarz. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, jedyne czego chcę, to uciec i schować się. Pamiętam te oczy. Zaatakowałam go wtedy na polu bitwy, chciałam zabić... W moim gardle pojawia się gula, która nie pozwala mi na wypowiedzenie ani jednego słowa. Wpatruję się w niego, bojąc się, że będzie chcieć rewanżu, jednak jego spojrzenie nie wskazuje na to. Zauważam w jego niebieskich tęczówkach ulgę. Nie rozumiem tego. Nagle czuję na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

- Wszystko w porządku? - obracam się i zauważam zatroskaną twarz Peter'a. Rozglądam się i wtedy orientuję się, że wszyscy wpatrują się we mnie.

- Ja... Jest okey. - siadam wygodnie, zostawiając stojącego za mną Bucky'ego w spokoju. - O czym rozmawiamy? - już ktoś chce odpowiedzieć, gdy podchodzi do nas Wanda.

- Widział ktoś z was Vision'a? - wszyscy kręcą głowami. - Miał tu być, a spóźnia się już piętnaście minut.

- Wrzuć na luz Maximoff, pewnie zaraz się zjawi. - Peter popija coś czerwonego ze swojej szklanki. - O patrz, już jest. - wskazuje ręką z naczyniem na drzwi. Wszyscy się obracamy w tamtą stronę. Gdy spoglądam na niego, czuję ukłucie w okolicy skroni i chęć podejścia do niego. Wstaję jak zahipnotyzowana i powoli stąpam w jego kierunku. Moje stopy z każdym kolejnym krokiem są coraz cięższe, a głowę zaczyna przeszywać ból, jakiego doznaję, gdy zaczyna wracać mi pamięć. Zaczynam widzieć przed sobą obrazy, więc zatrzymuję się i rozglądam się na około. Nie jestem już w swoim salonie, a gdzieś zupełnie indziej, nie rozpoznaję tego miejsca. Jestem sama. Chcę się ruszyć, ale nie mogę, wszystko zaczyna się zmieniać, a moja głowa zaczyna niemiłosiernie boleć, jak jeszcze nigdy wcześniej. Zaczynam obniżać się coraz bliżej na podłogę, by móc się na niej położyć i przeczekać, jednak gdy tylko moje kolano dotyka paneli, upadam, tracąc kontakt z rzeczywistością.

*jakiś czas później*

Otwieram oczy i podnoszę się gwałtownie. Rozglądam się po pokoju, a gdy orientuję się, że to ten należący do mnie, wydycham powietrze z ulgą. Przyciągam do siebie nogi i łapię się za głowę. Przypomniałam sobie swoją przeszłość. Pamiętam każde najdrobniejsze wydarzenie ze swojego życia, jak gdyby wszystko miało miejsce dosłownie chwilę temu, a przecież minęło już tyle czasu. Do moich uszu dobiegają odgłosy rozmów z salonu. Coś mi mówi, żebym wyszła tam. Powoli zsuwam nogi z łóżka i staję. Przez pierwsze kilka sekund chwieję się, jednak każdy kolejny krok staje się już pewniejszy. Spoglądam w lewo. W lustrze dostrzegam swoje odbicie. Podchodzę bliżej, by przyjrzeć się sobie dokładniej. Worki pod oczami, rozczochrane włosy i blada cera. Jeśli zombie istnieją, to ja muszę być jednym z nich. Ostatnie wydarzenia wyciągają ze mnie dużo energii. Moje całe życie to chaos. Wszystko zaczęło się, gdy Tony przejął firmę i został porwany. Gdyby nie fakt, że tamte wydarzenia miały miejsce, nigdy nie wydarzyło by się to co miało miejsce, a ja najpewniej nie stałbym w tym miejscu, gdzie teraz jestem. Dotykam lustra opuszkami palców, mając nadzieję, że gdy go dotknę, obraz się zmieni, a ja zobaczę siebie sprzed kilku lat, tak jak gdyby to wszystko było tylko głupim snem... Niestety, ale to nie sen. To moje życie i muszę stawić mu czoła. Oddalam się od mebla, by udać się wreszcie do miejsca skąd dochodzą do mnie odgłosy rozmów. Po drodze łapię z pufy bluzę i nakładam ją na siebie. Wychodzę ze swojej sypialni, ciągnąc nogę za nogą. Nie posiadam w sobie chęci na nic, najchętniej zapadłabym się pod ziemie i została tam już na zawsze. Krzywdziłam przyjaciół, nawet nie pamiętając, że oni nimi są. Nie zapomnę sobie żadnego złego słowa, które wypowiedziałam w ich stronę, ani krzywdy jaką chciałam im zrobić. Nie będzie jednak ciągnęło mnie to w dół, a wzmocni. Wiem, że mam w okół siebie ludzi, którym na mnie zależy, nie ważne jak zła będę. Zatrzymuję się, gdy moje nogi spotykają się z oparciem kanapy w salonie. Powoli unoszę spojrzenie na wszystkich w pomieszczeniu. Są cicho... Nerwowo skaczę wzrokiem po każdym w pomieszczeniu, jak gdyby ta czynność miała mnie jakoś uratować.

- Coś się stało? - Tony wstaje. W jego oczach widzę troskę i gotowość do pomocy, coś czego nigdy nie powie wprost. To przecież nie w jego stylu.

- Nie... - biorę głęboki wdech i siadam obok Bucky'ego. - Po prostu miło was wszystkich znowu zobaczyć.

- Widziałaś nas...

- Banner, błagam. - wywracam oczami, jak zwykle mam w swoim zwyczaju. - O czym rozmawiamy? - i w tym momencie zapada ciszy, a wzrok wszystkich kieruje się na mojego starszego brata. - Tony? - prostuję się i nerwowo zaciskam rękawki od bluzy. - Masz mi coś do powiedzenia?

- Nie okłamujmy się, sama się pewnie domyślasz o co chodzi, skoro, jak widać, wróciła ci pamięć. - jego wyraz twarzy zmienia się gwałtownie. Wcześniej przyjazny, teraz sprawia wrażenie wrogo nastawionego. - Rząd uważa ciebie i Pietra za zagrożenie. Gdyby nie fakt, że zawrzeliśmy umowę, nie opuścilibyście więzienia.

- O jakiej umowie mówisz? - wewnątrz mnie zaczynają wrzeć powoli emocje. Czuję się winna, bo wiem, że to wszystko moja wina, ale jednocześnie jestem wściekła, bo Tony próbuje kierować moim życiem, jak gdybym była jego kukiełką.

- Mam was przekonać do podpisania...

- No jasne. Robisz to samo co z Avengers. Wtedy zrobiłeś to, bo kobieta obwiniła cię o śmierć syna. - biorę głęboki wdech, by nie pozwolić sobie na wybuch. - Co jest powodem tym razem?

- Ja... - zacina się na chwilę. Gdy spoglądam w jego oczy, chce mi się śmiać...

- Błagam. Nie żartuj sobie ze mnie. Może i kilka minut temu bym ci w to uwierzyła, ale nie teraz. Ty nie uznajesz czegoś takiego jak troska... Sama się dziwie, że Pepper...

- Scarlett, nie mieszaj jej w to. - Tony wstaje, więc i ja to robię. Stoimy na przeciwko siebie, patrząc na siebie, jak najgorsi wrogowie. Nikt nie śmie nam przerwać, co powoduje dłuższą ciszę. Z całego serca pragnę powiedzieć mu wszystko co myślę. O tym, że jest idiotą, zgadzając się na umowę z rządem i tym, że jest beznadziejny, a co najważniejsze, że zawiódł jako brat. Czuję, jak od nagromadzonych emocji w moich oczach zaczynają się zbierać łzy, więc odwracam się i bez słowa wracam do swojego pokoju. Używając telekinezy, trzaskam drzwiami i z bezsilności opadam na łóżko. Rękoma przyciągam do siebie poduszkę i kładę na nią głowę, chcąc wrócić do świata marzeń, jedynego miejsca, gdzie wszystko jest takie jak ja chcę. Nagle, słyszę pukanie do drzwi.

- Idźcie stąd, nie przyjmuję dzisiaj gości. - gdy słyszę otwieranie się drzwi, rzucam w tamtą stronę przedmiotem, który jest najbliżej mnie, czyli poduszką.

- Ooo... Dziękuję, że dałaś mi tą miękką poduszkę. Jesteś taka hojna. - siadam, słysząc głos przyszłego władcy Asgardu.

- Thor?

- Nie kto inny, moja droga. - podchodzi do mnie. - Sądzę, że chcesz to odzyskać. - podaje mi poduchę, którą zabieram. Blondyn siada obok mnie, co oznacza, że nie przyszedł tu bez powodu.

- Co chcesz?

- Mój ojciec chce cię zobaczyć i porozmawiać.

- W takim razie przekaż mu, że nie jestem tym zainteresowana.

- Scarlett, proszę. - spoglądam na niego, udając zastanowienie.

- Nope. Podziękuję, ale zostanę tu gdzie jestem. - zakładam na siebie ręce, pokazując tym samym, że nie mam zamiaru się stąd ruszyć. Thor chwilę się mi przegląda, po czym na jego twarz wkrada się mały uśmiech.

- Czyli to, że cię prosi o to, nic nie zmieni? - unosi brew znacząco. Ma świadomość, że wiem, iż to zasadzka, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że takie rzeczy na mnie działają. Znamy się za długo...

- Powiedzmy, że się zgodzę. - udaję, zainteresowaną jego propozycją, jednak muszę mieć coś z tego, że tam pójdę. - Musisz jednak coś dla mnie zrobić.

- Hm?

- Chciałabym wreszcie nie wyglądać tam jak kosmita, więc jedyne czego chce to jakiś tamtejszy ciuch, by nie wyróżniać się tak bardzo z tłumu. - wyciągam w jego stronę dłoń i czekam na potwierdzenie.

- Okey. - ściska moją dłoń. W tym samym momencie drzwi od mojego pokoju ponownie się otwierają, tym razem z powodu Loki'ego.

- Chciałem tylko zapytać, czy wszystko w porządku, ale widzę, że jesteś zajęta. - ciemnowłosy spogląda na Thor'a, a następnie na mnie. Nie jest zadowolony jego obecnością, jednak nie okaże tego, jak gdyby należące do niego uczucia, były jego piętą Achillesową.

- Idę... Lecę... Może powiedzmy to inaczej, udaję się Asgardu na spotkanie z Odyn'em.

- W jakim celu? - Loki spogląda na mnie zdziwiony. - Z tego co pamiętam, nie chciałaś się tam już nigdy zjawiać.

- To prawda, ale czasami pewne rzeczy się zmieniają. - wstaję i podchodzę do młodszego z braci. - Zaufaj mi, mam powód, by się tam udać. - szepczę, poprawiając delikatnie jego marynarkę i puszczając mu oczko.

- W takim razie, będę cię wyczekiwał tam gdzie zawszę.

- Przyjdę, jak tylko znowu wrócę na Ziemię. - odwracam się w stronę Thor'a. - To co? Spadamy? - blondyn kiwa głową w moją stronę, więc przenoszę nas do Asgardu. Nie pomyślałam jednak ani przez chwilę, że mój mózg uzna spadanie, jako coś czego chcę doświadczyć. Na szczęścia z opresji ratuje nas Asgardczyk, który zabiera nas błyskawicznie, za pomocą Mjolnir'a, na zamek. Zatrzymujemy się w ogrodzie, gdzie nasze przybycie rozpoczyna wielkie poruszenie, jak gdyby król przybył do zamku... Ah, zapomniałam. Thor jest tym niedoszłym królem. Mężczyzna łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę korytarzy. - Zostawię cię w pokoju i pójdę coś dla ciebie znaleźć, a później zrobimy to, po co tutaj przybyłaś.

- Taki plan mi pasuje. - uśmiecham się, po czym puszczam jego dłoń. Idę obok niego, rozglądając się, jak gdyby to miejsce mogło się zmienić od mojej ostatniej wizyty tutaj. Nagle wpadam na plecy blondyna, co chyba oznacza, że jesteśmy już na miejscu.

- Wejdź proszę do środka. Zaraz do ciebie wrócę. - kiwam głową, a następnie popycham wielkie drzwi i wkraczam do pomieszczenia. Mój wzrok od razu przykuwa wielkie łóżko na przeciw drzwi. Posiada baldachim, ale nie widzę by był używany, bo zauważam kurz w niektórych zagłębieniach materiału. Oprócz wielkiego łoża, w pokoju jest jeszcze szafa, stół z krzesłem i skóra z jakiegoś zwierzęcia leżąca na podłodze, niczym ziemski dywan. Podchodzę do łóżka i dotykam go ręką, co powoduje, że wszystko zaczyna się pode mną uginać. Powoli siadam na nie, ale szybko jednak kładę się, dalej mając zgięte nogi w kolanach, tak, że moje stopy dalej stoją na posadzce. Czuję się, jak gdybym unosiła się na chmurze. Na chwilę zapominam o tym, co miało dzisiaj miejsce, pozwalając zagłębiać się swojemu ciału w łóżko. Kostniejące z zimna nogi przywracają mnie jednak do gorzkiej rzeczywistości. Siadam i zaczynam pocierać sobie łydki, chcąc je choć trochę ocieplić. Gdy to robię, zauważam na jednej ze ścian wgłębienie. Zdziwiona wstaję i kieruję się do niego. Kucam i dotykam wgniecionych części, przyglądając się im dokładnie.

- Pamiętam dzień, gdy je zrobiłem, jak gdyby to było wczoraj. - odwracam się zdziwiona. Nawet nie zauważyłam, że Thor wszedł do pomieszczenia. Z wrażenia siadam na podłodze. - Przyniosłem ci suknię. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Pójdę coś zjeść, a ty w tym czasie możesz się przebrać. Oczywiście ja cię do niczego nie zmuszam.

- Dziękuję. - wstaję, a mężczyzna opuszcza pomieszczenie, zostawiając ubranie położone na łóżku. Niepewnie podchodzę, przyglądając się jej. Jest ciemnozielona i długa, a do tyłu ma doczepioną część ala peleryna, coś jak u Thor'a, ale bardziej elegancką wersję. Podnoszę ją delikatnie, przystawiam do siebie, a następnie się obracam. Jest delikatna jak jedwab, mimo, że na taką nie wygląda. Odkładam ją na pościel, po czym pośpiesznie rozbieram się do bielizny i zakładam ją na siebie. Zapięcie z tyłu sprawia, że nałożenie jej zajmuje mi trochę czasu. Dopięcie guzików jest bardzo ciężkie, gdy się ich nie widzi. Gotowa, gładzę ręką materiał i uśmiecham się. - Kto by pomyślał, że kiedykolwiek spodoba mi się jakakolwiek sukienka.

- To dlatego, że jest wyjątkowa. - drugi raz tego dnia Thor mnie zaskakuje. Coś mi się wydaje, że oprócz bycia bogiem piorunów, jest też bogiem podkradania, chyba, że staję się coraz bardziej rozkojarzona.

- Nie rozumiem.

- Należała do mojej matki. - na chwilę zatraca się we wspomnieniach, widać to po jego zamyślonym spojrzeniu.

- W takim razie jest bardzo wyjątkowa. - dotykam jego ramienia i uśmiecham się do niego. - Chodźmy, już czas porozmawiać z Twoim ojcem.


Witam wszystkich. Jak pewnie wiecie w poniedziałek (12.11.2018) rano odeszła od nas legenda i największy superbohater. W wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat odszedł od nas Stan Lee. Jego osoba będzie wieczna w pamięci wszystkich fanów i nie tylko. Uczcijmy pamięć o nim chwilą ciszy.

[*]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top