28.
Cały dzisiejszy dzień, Tony próbuje wymyślić sposób by szybciej wróciła mi pamięć. Zaczynał od na prawdę dziwnych rzeczy, a kończył na tym, że pozwoli, jakiemuś Banner'owi, naukowo to sprawić. Żadna z tych decyzji nie wchodzi w grę. Siedzi teraz na fotelu w salonie i głęboko się zastanawia, co chwilę pocierając sobie brodę. Nagle gwałtownie się podnosi, unosząc rękę w powietrze.
- Mam pomysł! - uradowany klaszcze w dłonie, spoglądając na mnie. Niestety nie potrafię podzielić jego entuzjazmu. Po pierwsze, prawie zawału dostałam przez ten gwałtowny ruch z jego strony, a po drugie, kolejny pomysł, który nie ma prawa bytu. Wzdycham, spoglądając na niego. - Zrobimy imprezę. - rozkłada ręce i uśmiecha się od ucha do ucha. - Nie słyszałem jeszcze, by małe przyjęcie komuś zaszkodziło.
- I to ma mi pomóc? - wstaję zaskoczona.
- Imprezy są dobre na wszystko. - zaczynamy kierować się w stronę okien na zewnątrz. - Poza tym nie zaproszę dużo osób. Tylko ludzie, których znasz. - gdy słyszę te słowa, do głowy wpada mi bardzo mała ilość osób. Przecież nie mogę znać setek. - Małe grono...
- Nie lubię imprez...
- Scarlett, zgódź się. Próbuję ci pomóc. - wzdycham wywracając oczami. Dlaczego ten facet nie da mi nigdy dokończyć zdania? - Chyba chciałaś coś powiedzieć.
- Tak chciałam, ale mi przerwałeś. - wzrusza ramionami. Nie oczekuję od niego za wiele. Może znam go nie długo, ale mam co do niego przeczucie. A dokładniej pamiętam nasze dzieciństwo, przecież nie mógł aż tak się nie zmienić, poza tym dalej się rządzi. Chyba to prawda, że starsze rodzeństwo ciągle pomiata młodszym. My jesteśmy tego idealnym przykładem. - Wracając. - spoglądam mu w oczy, już wie, że wygrał, ale chce to usłyszeć z moich ust, musi mieć pewność. - Mimo, że za nimi nie przepadam, mogę się zgodzić na jedną, ale w małym gronie osób.
- Możesz to jeszcze raz powiedzieć? Nie zdążyłem tego nagrać. - po tych słowach wyciąga komórkę, co wywołuje u mnie uśmiech. - Na prawdę nigdy nie zgodziłaś się na żadną imprezę z własnej woli. Dla mnie to duża nowość.
- Jasne, rozumiem. - uśmiecham się w jego stronę, a w mojej głowie pojawia się pytanie. - Mogę jeszcze zapytać, o jakiej ilości osób mówimy?
- Em... - zaczyna powoli wycofywać się z pomieszczenia, więc gromię go wzrokiem. - Kilkadziesiąt, ale licz od pięćdziesięciu wzwyż. - robię wielkie oczy, a on korzystając z chwili ucieka z salonu. Nie myślałam, że mówimy o takiej liczbie. Nie wiem nawet, jak tyle osób ma się tutaj zmieścić, przecież to chmara ludzi! Nie chcąc myśleć o tym na co się skazałam, rzucam się na sofę. Muszę odpocząć przed dzisiejszym wieczorem. Nikogo nie znam, nie wiem jak się tam odnajdę. Już wyobrażam sobie te wszystkie żenujące sytuacje, które mogą się wydarzyć. A co jeśli ktoś zapomni o mojej amnezji i zacznie rozmawiać o czymś związanym z przed porwania? No i najważniejsze pytanie, co ja na siebie nałożę? A jeśli mam całą szafę pełną czarnych ubrań, albo co gorsza różowych? Nie chcę być jednorożcem! Moje myślenie, przerywa mi wibrujący przez chwilę telefon leżący na stole. Używając swoich mocy, sprawiam, że w sekundę zjawia się w mojej ręce. Przyszła wiadomość, ale wszystko jest ukryte, jak gdyby ktoś chował zawartą w nim treść przed resztą świata. Potrzeba wpisać pin, którego nie znam... Chwilę się zastanawiam, wpatrując w wyświetlacz. Tapetą jest czarny ekran z cytatem, chyba po francusku. La barricade ferme la rue mais ouvre la voie. Piękny cytat. Nie wiem dla czego , ale podoba mi się. Wydaje się, jak gdyby przemawiał do wnętrza mnie, do tej ukrytej pamięci, która wie co to oznacza. Chciałabym nią być, jednak jak widać, to jeszcze nie mój czas. Wklepuję pierwsze cyfry które wpadają mi do głowy. O dziwo trafiam za pierwszym razem, jak gdyby odzywało się moje ja, to z przed wypadku. Czuję, że to już nie długo... Wystarczy tylko cierpliwie poczekać. Spoglądam we wszystko. Zaczynam od galerii w której nie ma nic poza dziwnymi zdjęciami przedmiotów i ludzie, którzy chyba nie za bardzo spodziewali się fotografa. Przechodzę przez muzykę, ale nic nie kojarzę, choć większość utworów wpada w ucho. Tak, po kolei, przeglądam wszystko, od A do Z. Na koniec zaglądam do wiadomości. Jest jedna nowa, od niejakiego Cap'a.
Do zobaczenia wieczorem.
Chyba Tony zaczął rozsyłać zaproszenia... Nie ominę tego przyjęcia, nie mogę, sama się na nie zgodziłam. Już chcę wyjść z aplikacji, gdy zauważam inne wiadomości, a że ciekawość to jedna z cech ludzi, to zaglądam do pierwszej lepszej. To rozmowa z jakimś dziwnym języku z niejakim Nick'iem. Chyba moja przeszłość jest o wiele bardziej zagmatwana, niż mi się na początku wydawało. Brat milioner? Nic mnie już bardziej nie zaskoczy, ale zawsze można zobaczyć co przyniesie życie. Nagle słyszę krzyk. Jest przepełniony bólem i należy do tej jedynej osoby na świecie. Szybko przenoszę się do jego pokoju.
- Pietro? Co się stało? - nerwowo rozglądam się po pokoju, szukając niebezpieczeństwa. Nic nie ma. Krew się nie leje, a on siedzi w kącie pokoju, ściskając rękoma głowę. - Co się stało? - białowłosy podnosi na mnie swoje spojrzenie. Jego oczy są zaczerwienione i przepełnione łzami. - Oh, Pietro. - teleportuję się przed niego, kucając. Przytulam go mocno. Chłopak kładzie głowę na moim ramieniu. Unoszę prawą dłoń i zaczynam nią gładzić jego rozczochrane włosy. Nie musiał mówić, bym zorientowała się o co chodzi. Gdybym mogła, zabrała bym od niego te złe uczucia, jednak moje moce na tym nie polegają. Chyba nikt na tej planecie nie ma takich umiejętności. Jest mi go tak bardzo szkoda. Zawsze roześmiany, teraz wygląda jak wrak człowieka. Jak gdyby ktoś odebrał mu jego promyk szczęścia. Wykorzystując swoje moce, przenoszę nas na łóżko leżące po drugiej stronie pokoju. Na materacu jest o wiele lepiej, niż na podłodze. Dalej głaszcząc go po czuprynie, wpatruję się w biały sufit. Do mojej głowy wpada wiele myśli i pytań. Wśród nich jest jedno, to najważniejsze... Czy ja też zareaguje tak na swoje wspomnienia? Czy gdy przebije mury pamięci, załamię się i jedyne co będę robić, to leżeć i płakać? Na samą myśl, że to też może przydarzyć się mi, przechodzą mnie ciarki. Czując przy sobie ciepło bijące od chłopaka, spoglądam w jego stronę. Zasnął... Może tak lepiej. Choć nie jestem pewna. W końcu od koszmaru się nie ucieknie, nawet jeśli zanurzy się w krainie snów i marzeń. Mam jednak nadzieję, że śnią mu się najlepsze sny. Takie, które każdy z nas chciałby przeżyć. Gdy śpi, wygląda, jak gdyby całe zło z jego głowy zniknęło gdzieś daleko. Jest spokojny, a oddech równomierny, tylko mokre policzki zdradzają, że coś było nie tak. Uśmiecham się, ale po chwili przestaję... Jak ja teraz wyjdę? Chłopak trzyma się mnie mocno. Nie chcę go obudzić, ale też nie mogę zostać w tym pokoju, aż do momentu, gdy ten się obudzi. Zaczynam obmyślać plan. Nie przeteleportuję się, bo ten się obudzi, gdy jego aktualnie leżące na mnie części, upadną na łóżko. Jedyne co mi zostaje, to spróbować jakoś się wyswobodzić. Unoszę jego rękę w powietrze i powoli się przesuwam, uważając na wszystko inne. Gdy moje górne partie ciała są już wolne, odkładam rękę na łóżko. To samo robię z jego nogami. Wolna, wstaję z łóżka i ostatni raz spoglądam na białowłosego, a następnie opuszczam pomieszczenie za pomocą teleportacji. Zjawiam się w salonie, a dokładniej na kanapie. Dotykając pilota wbudowanego w sofie, włączam TV. Naciskając różne przyciski, zaczynam skakać po kanałach, szukając czegoś interesującego. Moją uwagę przykuwają najnowsze wiadomości...
- Siostra znanego nam wszystkim Tony'ego Stark'a została wypuszczona ze stanowego więzienia. Ona oraz niejaki Pietro Maximoff, czekają na proces, który ustali ich dalsze losy. - kobieta wygląda, jak gdyby patrzyła się mi prosto w oczy, gdy wypowiada te słowa. Mówi to z takim przekonaniem, że gdybym stała, ugięły by się pode mną nogi. - Znani są nam z ostatniego starcia Avengers'ów, które nagrał pewien świadek i wrzucił do internetu. Czyżby nasza nowa bohaterka, okazała się naszym wrogiem? Więcej... - nim brunetka dokańcza swoją wypowiedź, telewizor się wyłącza.
- Nie powinnaś przygotowywać się do przyjęcia? - odzywa się głos za mną. Obracam się zdezorientowana i spoglądam na Tony'ego.
- Co to miało być? - wstaję z kanapy i zbliżam się do mężczyzny. - Dlaczego o niczym mi nie mówisz? Dlaczego ukrywasz coś przede mną?
- Scarlett, nie powinniśmy teraz o tym rozmawiać.
- Bo co? Bo nic nie pamiętam? To nie odpowiedź na moje pytanie. - patrzę mu prosto w oczy, tym samym wymuszając na nim rozmowę.
- Robię to by cię chronić.
- Chronić? Przed czym? - pochylam się lekko w jego stronę i spoglądam mu w oczy. - Nie rozśmieszaj mnie, na pewno masz w tym jakiś interes, inaczej już dawno byś mi powiedział. Może i nie pamiętam wszystkiego ze swojego życia, ale mam nosa do ludzi. - brunet nie odzywa się, tylko spogląda na mnie. Nie dam pomiatać ani sobą, ani przyjacielem.
- Idź do pokoju i weź kąpiel. - mężczyzna podchodzi do mnie i łapie moją dłoń. - W tym momencie targają tobą sprzeczne emocje. - zaczyna pocierać kciukiem moją dłoń, uśmiechając się lekko. - Wszystko się ułoży, obiecuję. Nie dam cię znowu skrzywdzić. - po tych słowach mnie przytula, a mnie opuszczają wszystkie emocje, jakie do tej pory we mnie siedziały. Ten uścisk jest okazem miłości, ale i przysięgą... Jego wobec mnie. - Zobaczymy się na przyjęciu Scarlett. - unosi kącik ust, a następnie wychodzi z domu. Stoję chwilę wpatrując się w drzwi, którymi wyszedł mój brat. Gdy mija minuta, może dwie, odwracam się i idę do pokoju. Muszę się przygotować, zbliża się czas przyjęcia, a ja nie mogę pójść w takim stanie.
*jakiś czas później*
Spoglądam w lustro, próbując zmotywować się do wyjścia z łazienki. Spoglądam w lewo, na swoje ubrania. Czekają, aż je nałożę, ale jakoś nie jestem pewna, czy chcę. Gdy byłam pod prysznicem, wróciło więcej wspomnień. Za każdym razem, gdy wraca do mnie przeszłość, czuję się tak, jak gdyby ktoś bił mnie pałką bejsbolową po głowie, a strzałą przebijał duszę. Przez to zdarzenie, nie czuję się na siłach, by wyjść do ludzi. Jednak część mnie wie, że musi to zrobić. W końcu obiecałam to Tony'emu, a ja dotrzymuję słowa. Nagle drzwi od pomieszczenia się otwierają. Odwracam się do nich plecami i szybko wycieram łzy, by ktokolwiek to był, nie zobaczył tego, że płakałam. Nie mogę pokazać, że coś jest nie tak. Każdy ma swoje tajemnice, ja też.
- Marry? - zaniepokojony głos Pietra sprawia, że obracam się z uśmiechem na twarzy.
- Scar. Nazywam się Scarlett. - chłopak nerwowo pociera ręką kark. Chyba nie za szybko zacznie stosować moje nowe imię, gdy dotychczas ciągle wołał na mnie Marry. Przyglądam mu się. Wygląda zabójczo. Nie widać po nim, że niedawno przeszedł załamanie. Podchodzę do niego i kładę rękę na ramieniu. - Zaraz do was wszystkich dołączę, jednak muszę się ubrać. W bieliźnie przecież nie wyjdę.
- Jak dla mnie to nie ma różnicy.
- Pietro, proszę. - białowłosy kiwa głową i zostawia mnie samą. Wiedząc, że nie mam czasu na rozczulanie się nad sobą, nakładam na siebie ubrania i wychodzę do ludzi. Gdy tylko opuszczam swój pokój, zamieram. Rozglądam się, szukając znajomej mi twarzy. Powoli wodzę wzrokiem po ludziach, ale nie potrafię nikogo dostrzec. Po chwili zauważam blondyna na końcu salonu. Stoi oparty o okno i sączy jakiś trunek wpatrując się w widok za szkłem. Kojarzę jego, a bynajmniej tak mi się wydaje. Zaczynam przepychać się wśród ludzi, próbując do niego dostrzec. Po drodze wymyślam wiele pomysłów, dlaczego nie powinnam do niego podchodzić. Ale jak to się mówi, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
- Hej. - dukam w jego stronę, nerwowo ściskając swoje ramię. Wzrok blondyna odwraca się i kieruje na mnie. Nie potrafię wywnioskować co mężczyzna w tej chwili myśli, jestem za bardzo zestresowana. Już chcę go przeprosić za najście i odejść, ale ten zabiera głosu.
- Miło cię znowu zobaczyć Scar. - przytula mnie, co wprowadza moją osobę w zakłopotanie. On chyba to zauważa, bo zaprzestaje uścisku. - Steve... Jesteśmy przyjaciółmi...
- Nie, nic mi to nie przypomina. - kręcą głową, bo żadna z podanych informacji nic mi nie mówi.
- Przypomnisz sobie, a jak na razie, może pokażę ci resztę? - kiwam głową. Steve łapie mnie pod ramię i zaczyna prowadzić w kierunku sof na których siedzi gromada ludzi, a wśród nich Pietro. Zatrzymujemy się obok nich i zapada niezręczna cisza. Wszyscy patrzą na mnie, ale nikomu nie spieszy się by powiedzieć cokolwiek.
- Pamiętam cię. - wskazuję na mężczyznę, którego pamiętam z bitwy. - Strzeliłeś do mnie.
- I tak długo się zastanawiałem, ale w końcu musiałem uratować Barnes'a przed twoim ostrzem.
- A kim jest Barnes? - patrzę na wszystkich pytająco, siadając obok białowłosego. Nagle wszyscy spoglądają nade mnie. - On stoi za mną, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top