27.
- Pietro, wyłącz budzik. - przewracam głowę na bok, jednak mimo upływu czasu, dźwięk nie znika. - Powiedziałam wyłącz ten przeklęty budzik. - podnoszę się do pozycji siedzącej. Rozglądam się zdziwiona tym, że to nie sypialnia. Jestem w pomieszczeniu, które jest dosyć małe i na przeciw mnie znajduje się szklane wyjście. Chcę poruszyć ręką, by łatwiej było mi się ruszyć, jednak jest to nie możliwe. Z jeszcze większym zdziwieniem, spoglądam na siebie. Mam na sobie dosyć dziwne wdzianko, które trzyma mnie mocno i świeci się na czerwono. Na mojej szyi za to znajduje się pikająca obroża. Po chwili dociera do mnie to, co się dzieje. Moje serce zaczyna bić szybciej, gdy zaczynam myśleć o swoim białowłosym przyjacielu. - Pietro! - próbuję się poderwać z ziemi. Muszę go znaleźć, na pewno coś mu zrobili.
- Marry? Jesteś? - do moich uszu dobiega zagłuszany dźwięk, jak gdyby chłopak znajdował się za ścianą, która ucisza dźwięki. Przysuwam się bliżej w stronę z której dobiega jego głos.
- Gdzie my jesteśmy? - przysuwam się mocniej, prawie wtulając się w ścianę. Nie chcę tu być. Nie czuję się tu bezpiecznie. Gdy mija chwila, a Pietro się nie odzywa, do mojej głowy wpada tylko jedna myśl, która sprawia, że moje serce zaczyna od nowa szybciej bić. - Błagam, tylko nie HYDRA. - opieram głowę za siebie, zamykając oczy.
- Nie. To nie HYDRA. - słyszę krzyk chłopaka. Jego słowa mnie dziwią. Jeśli to nie są oni, to kto? Ponownie rozglądam się po małym pomieszczeniu. Na przeciw mnie leży mała prycza, przyczepiona do podłogi za pomocą dość dużych śrub. Po za tym jednym meblem, nie ma tutaj nic więcej... Spoglądam nad siebie. Na chwilę przymrużam oczy, gdyż małe światełka przy suficie rażą jasnymi promieniami. Gdy mój wzrok przyzwyczaja się do mocnego oświetlenia, dostrzegam kamerę. Od razu zaczynają buzować we mnie emocje. Podnoszę się z ziemi, opierając plecami o ścianę. Staję w pionie i spoglądam w sam środek obserwującej mnie soczewki.
- Chcę wyjaśnień! - czuję, jak buduje się we mnie napięcie. Można wyczuć buzującą we mnie energię. - Kim jesteś i dlaczego nas uwięziłeś?! - nikt nie przychodzi, a ja nie będę czekać. Chcę wyjaśnień. Choćbym miała sama je od nich wyciągnąć. - Jak wolisz. - w tej chwili odwracam się do kamery plecami i zamykam oczy. Kiedy je otwieram, chcę użyć swoich mocy, ale gdy tylko próbuje tego zrobić od razu żałuję. Moje ciało obejmuje przeszywający ból, jak gdyby ktoś w ułamku sekundy wbił we mnie wszystkie szpilki świata. Kładę się na ziemi, zwijając z bólu.
- Marry, zapomniałem ci coś powiedzieć. Gdy spróbujesz użyć mocy, zaboli...
- Wielkie dzięki za informację. - otwieram oczy, czując, że już jest lepiej. Nagle słyszę, jak otwierają się jakieś automatyczne drzwi. Siadam zdezorientowana i spoglądam za szklaną część pokoju. Gdy widzę jego twarz, mam mieszane uczucia. - To ty...
- Scar. - patrzy w moje oczy. Jego spojrzenie jest pełne troski i zmęczenia życiem, jak gdybym była czymś więcej... - Nic ci nie jest? - przygląda mi się, ani na chwilę nie zmieniając wyrazu swojej twarzy.
- Może za nim powiem ci jak jest u mnie, powiesz mi kim jesteś. - gdy on chce już zacząć, dodaję. - Ale tak na prawdę...
- Tony. Jestem Anthony Edward Stark. - wzdycha, spoglądając na chwilę w sufit. - A ty jesteś moją młodszą siostrą.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - po głębszym zastanowieniu przysuwam się bliżej szyby. - Dlaczego pozwalasz, by trzymali twoją siostrę w takich warunkach?
- Mam zgodę na zabranie cię stąd do domu, pod warunkiem, że psychiatra uzna to za bezpieczne dla ciebie i reszty świata. - patrzę na niego zdezorientowana. Przecież nie jestem ześwirowaną psycholką...
- A on? - kiwam głową w lewo. Nie zostawię Pietra samego. Jest dla mnie jak brat. Jak część mnie, której nie może zabraknąć, bo nie będę umieć funkcjonować. Mężczyzna się nie odzywa, więc przeszywam go wzrokiem. - Bez niego nawet się nie ruszę.
- Zobaczę co da się zrobić. - po jego słowach, tylna ściana mojego pokoju znika i pojawia się uzbrojony mężczyzna. - Pójdź z nim, a ja załatwię wyjście Pietra, dobrze? - kiwam głową. Brunet odchodzi, a żołnierz łapie tył mojego kaftana i pomaga mi wstać. Dalej ubrana, jak psychopata idę dziwnym korytarzem z milionem kamer. Dochodzimy do drzwi, przez które przechodzę tylko ja. Wchodzę do pomieszczenia w którym znajduje się stolik i dwa krzesła. Jedno z nich jest już zajęte.
- Witaj Scarlett. - postać odwraca się w moją stronę. Jest nią mężczyzna, na oko czterdziestoletni. Ma na sobie sweterkową kamizelkę, a pod nią jasną koszulę. Wygląda na przyjazną osobę, ale z doświadczenia wiem, że tacy są najniebezpieczniejsi. Widzę jak nerwowo połyka ślinę. Stresuje się, jak gdybym mogła wyrządzić mu krzywdę... - Usiądź, proszę. - wstaje i pokazuje mi ręką wolne miejsce na przeciw niego. Nie zadowolona tym co się dzieje, podchodzę do siedzenia i sadowię się. - Jestem Arthur Weasley. - spogląda w teczkę przed sobą, wodząc wzrokiem po znajdujących się w niej kartkach. - Może zaczniemy od tego jak się aktualnie czujesz?
- Normalnie. - wypalam po chwili zastanowienia. Nie czuję nic, wypełniała mnie nicość. Zero emocji, czy uczuć, jak gdyby ktoś mi to wszystko zabrał.
- Normalnie... Hmmm, to zastanawiające, jak na to co ci się przydarzyło. - odrywa wzrok od kartek i spogląda na mnie. - Wiesz o tym, że zostałaś porwana, prawda? - po jego głupim pytaniu mam ochotę powiedzieć coś jeszcze głupszego, ale w porę gryzę się w język. Od tego co powiem zależą moje dalsze losy.
- Zdaję sobie z tego w pełni sprawę. - rozglądam się i dopiero teraz dostrzegam weneckie lustro na ścianie za mną i kamerę na przeciw mnie. Spryciarze, podglądają nas. Muszę zachować ostrożność, bo każdy mój ruch, może mnie zdradzić.
- Wiesz jaki mamy dziś dzień? - chwilę się zastanawiam, ale nie wiem. Na prawdę nie umiem odpowiedzieć co dzisiaj mamy... - Jest środa, osiemnasty marca. - spoglądam na niego zdezorientowana. Co ma dzisiejsza data, do mojego porwania? - Zostałaś porwana w sierpniu ubiegłego roku.
- Nie, to nie możliwe. Obudziłam się kilka tygodni temu.
- Zostałaś porwana prawie siedem miesięcy temu. - spuszczam wzrok na swoje uda. Czyli oni już kiedyś to zrobili. Zresetowali nas. Nawet nie wiem kiedy dokładnie poznałam Pietra, albo to, ile razy byłam przenoszona z bazy do bazy. Mam tak wiele pytań.
- Kim ja tak na prawdę jestem? - podnoszę wzrok na mężczyznę.
- Zacznijmy więc od początku...
*godzinę później*
Spotkanie z psychologiem zajęło dużo czasu. Dowiedziałam się podstawowych rzeczy o sobie, ale więcej nie chcieli mi powiedzieć, bo uznali, że i tak przypomnę sobie swoją przeszłość. Przecież to tylko kwestia czasu. Siedzę na krześle, po drugiej stronie lustra weneckiego. Uznano, że mogę tam być. Nie mam już na sobie żadnych krępujących rzeczy, a normalne ubrania. Aktualnie trwa rozmowa z białowłosym. Boi się i nerwowo poprawia włosy, machając lekko głową. Koncentruję na nim całą swoją uwagę, nie wiedząc, czy czasem nie sprawię mu tym bólu. Skupiam się i przekazuję mu jedną wiadomość, a mianowicie, że go widzę i jestem obok. Automatycznie po otrzymaniu ode mnie tych słów, staje się na powrót pewny siebie. Dzięki mojej mocy, spotkanie dwójki chłopaków za ścianą zajęło o wiele mniej czasu, niż moje. Wychodzę z Tony'm z pokoju obserwacji i kierujemy się w stronę z której wcześniej wyszłam ja. Zatrzymujemy się kilka metrów przed automatycznymi drzwiami. Skupiam swój wzrok na drzwiach, czekając na swojego przyjaciela. Nie miałam z nim kontaktu od wielu godzin. Nagle wrota się przesuwają i wychodzi z za nich Pietro, poruszając się niepewnie. Gdy tylko mnie zauważa, w mgnieniu oka się do mnie przybliża, całuje w głowę i mocno przytula.
- Czułem, że tu jesteś. - unoszę ręce, obejmując go nimi. Jego spięte mięśnie rozluźniają się, a na twarzy znowu gości szeroki uśmiech. - Co teraz? - spogląda na mnie niepewnie.
- Nie wiem. - wzruszam ramionami, a następnie obracam się w stronę Tony'ego.
- Zabiorę was. Polecimy do domu. - gdy tylko te słowa dochodzą do towarzyszącego mi Pietra, wyczuwam ekscytację. Słowo dom, brzmi bezpiecznie, a tego nam aktualnie potrzeba. - Chodźmy. - mężczyzna obraca się i zaczyna iść w nieznanym kierunku, więc ruszamy za nim.
*kilkadziesiąt minut później*
Gdy tylko wylecieliśmy z tamtego miejsca, ogarnęło mnie zdziwienie. Cały ten czas byliśmy gdzieś na wodzie. Najbardziej strzeżone miejsce, bez możliwości ucieczki... Chyba tak można by to nazwać. Lot był w miarę przyjemny, gdy nie wliczymy w to niezręcznej ciszy, która towarzyszyła nam przez cały jego czas. Spoglądam poza helikopter. Lecimy w kierunku dużej willi z basenem. Przyglądam się jej, zastanawiając do kogo należy. Tak piękny obiekt na pewno należy do milionera. Kiedy zaczynamy lądować już jestem pewna... To moje włości. Gdy tylko wylądowaliśmy na małym, okrągłym miejscu do tego przeznaczonym, wyskakuję z maszyny i spoglądam przed siebie. Tu jest tak pięknie. Moje serce w ułamku sekundy zagarnia przepiękny widok, który zapiera dech w piersi. Ktoś klepie mnie w ramię, więc obracam się. Mój brat pokazuje, że czas byśmy weszli. Podbiega do mnie Pietro, więc wskakuję mu w ręce, a ten w mgnieniu oka wnosi nas do środka. Zatrzymujemy się w salonie. Moje serce na chwilę zamiera.
- Ja chyba śnię. - rozglądam się nie dowierzając w to co widzę.
- W takim razie, ja chyba też. - spoglądamy na siebie. Chłopak uśmiecha się zadziornie, co mnie rozśmiesza.
- Scarlett, wróciłaś! - z za rogu wybiega rozczochrany brunet w czerwonej bluzie jakiejś szkoły. Nie za bardzo wiedząc kim jest i bojąc się o życie ludzi, unoszę go za pomocą telekinezy ponad ziemię.
- Chyba ktoś się wam do domu włamał. - obracam się w stronę Tony'ego, dalej trzymając chłopaka w powietrzu. Spogląda na nas i o mało nie pęka ze śmiechu. Podchodzi powoli do mnie, obejmuje mnie ramieniem i obraca w stronę dziwnego bruneta.
- Osoba, którą trzymasz przy suficie to twój przyjaciel Peter. - spoglądam na niego zdziwiona, jednocześnie opuszczając gwałtownie bruneta na podłogę. - Też się dziwię, że się przyjaźnicie.
- Tony. Co z nią? - Peter wstaje z podłogi i zaczyna iść w naszą stronę. - Dlaczego ona mnie nie pamięta?
- Ona nic nie pamięta! - unosi nerwowo głos, po czym robi krótką przerwę na oddech. W międzyczasie ściska nerwowo dłonie w pięści, jak gdyby to pomagało. Wiem, że nie, bo sama tak robię. - Jest po resecie umysłu. Minie dużo czasu za nim cokolwiek sobie przypomni. - w tej chwili chętnie bym coś powiedziała, ale chyba lepiej jeśli zachowam dla siebie to, że przypominam sobie pewnie części dawnego życia. Nie chcę mieszać do puki nie przypomnę sobie wszystkiego, nie potrzebuję zbędnych pytań.
- Em, to ja pójdę do swojego pokoju. - kieruję się do pierwszych z brzegu drzwi. Łapię za gałkę i otwieram drzwi.
- To schowek. - Tony uśmiecha się, wyciągając komórkę. - Twój pokój to ten z dziwnymi kreskami na drzwiach. Kiedy mówiłaś mi co one oznaczają, ale nie pamiętam. - spogląda w telefon i wybiera jakiś numer. - A teraz przepraszam, ale czeka mnie ważna rozmowa odnośnie waszej przyszłości.
- Okey, powo... - nim zdążam dokończyć, Tony znika. Może on ma moce jak Pietro? Nie wiem za wiele o nim, o nas. Łapię białowłosego za dłoń i zabieram do pokoju o którym wspominał mój starszy brat. Otwieram drzwi i staję jak wryta. To pomieszczenie jest kilka razy większe, niż z bazy. Na przeciw siebie mam dwa duże okna, sięgające po sam sufit. Między nimi znajduje się mała ściana, przed którą stoi duże łóżko. Na środku pokoju znajduje się duży dywan z grubym i długim włosiem. Na lewej ścianie wiszą półki z holograficznymi zdjęciami, więc od razu się obok nie teleportuję, nie interesując się widokiem reszty pokoju. Łapię jeden z patyków holograficznych i przyglądam się fotografii. Mam na nim kilkanaście lat i siedzę na słoniu z jakimś mężczyzną. Chwilę majstruję w zdjęciu, po czym znajduję ukryty opis zdjęcia.
Najlepsze wakacje w życiu. Banner wie, co kręci naukowców. - Indie 2010
Odkładam zdjęcie na miejsce na półce i przyglądam się innym. Nagle drzwi do pomieszczenia się otwierają i wchodzi brunetka, który gdy tylko zauważa Pietra, rzuca się na niego, mocno ściskając. Białowłosy spogląda na mnie przerażony, nie wiedząc co ma zrobić. Nieznajoma dziewczyna się na niego rzuciła... Ona go zna, niestety on jej nie. Wchodzę w jej umysł, próbując wyczytać z niego pomocne w tej sytuacji wiadomości. Zauważam tylko jedno, które sprawia, że sama na chwilę zamieram. Potrzebuję chwili, by wrócić do normalności.
- Hej. - stawiając powoli kroki, podchodzę do nich. - Musisz dać mu spokój i puścić go. On cię nie pamięta. W tej chwili tylko go straszysz. - zatrzymuję się tuż przed nimi i uśmiecham się do niej.
- Ale...
- Wiem. To cię boli, ale musisz zrozumieć. - Wanda go puszcza, powoli odchodząc, jak gdyby myślała, czy puszczenie go to najlepsza rzecz, którą teraz zrobiła. Dziewczyna boi się, że może go znowu stracić. - Pamiętaj. Nigdy nie zapominamy osób które kochamy. - po tych słowach ona wychodzi, a chłopak patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Nie mów mi, że to moja dziewczyna...
- Nie powiem, bo to twoja siostra.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top