4.

Patrzyłam przed siebie, pogrążona we własnych rozmyśleniach. Byłam kompletnie odcięta od rzeczywistości. Ostatnie zachowanie ojca nie dawało mi spokoju. Na początku zachowywał się, jak zwykle, wesoły i głupkowaty. Dopiero z czasem zaczęłam podejrzewać, że Jax coś ukrywa i nie mówi mi wszystkiego. Martwi mnie to, że to jest coś poważnego, a mimo to nie chce mi nic powiedzieć.

- Lecil! - Przerażony krzyk Kastiel'a wyrwał mnie z sideł własnego umysłu. Spojrzałam na niego, gdy ten rwał ręcznik papierowy i przyłożył mi do ręki. Dopiero teraz spostrzegłam krew na tacce i nożu, który obecnie trzymałam.

Zdarzyło mi się odlecieć podczas zajęć kulinarnych i to stąd zamieszanie wokół mojego przeciętego paluszka. Co dziwne, to że nie poczułam nic, gdy ostrze noża pomyliło mój palec z marchewką.

- Cholera jasna! Gdzie ty kroisz!? My robimy sałatkę, a nie kolacje dla szatana! - Kastiel zacisną ręcznik papierowy na mojej ranie, który powoli przesiąkał krwią. - Chodź ze mną - Pociągną mnie za sobą do wyjścia i opuściliśmy klasę.

Szliśmy korytarzem w milczeniu. Kastiel wyglądał na złego. Dlaczego? Przecież tylko się skaleczyłam?

Zaprowadził mnie pod pokój pielęgniarki. Zapukał, lecz nikt nie odpowiedział. Pociągną za klamkę i wszedł do środka, ciągnąc mnie za sobą.

- Siadaj na krześle - chrząkną. Z szafeczki wyciągną gazy, wodę utlenioną i bandaż. Podszedł do mnie, kucając obok. Rzucił mi na kolana rzeczy, które zabrał i wziął mnie za rękę. Zdjął z palca, niezbyt delikatnie ręcznik, wyrzucając go do kosza.

- O co ci chodzi? Teraz ty masz okres? Nie bulwersuj się tak, bo przeciekniesz - Nawet nie zareagował. W milczeniu polał mi po ranie wodą utlenioną. Poczułam lekkie pieczenie, które było znośne dzięki delikatnym podmuchom Kastiel'a. Owiną gazą palec, a potem bandażem. Zaważyłam, że trochę się uspokoił, kładąc głowę na moich kolanach.

- Dlaczego się złościsz? To przeze mnie? - spytałam, gładząc dłonią jego włosy.

- W cale nie złoszczę się na ciebie. Po prostu się martwię -

- To tylko zwykłe skaleczenie -

- Dość krwawe było te twoje skaleczenie -

- Krwawe, jak twoje włosy? - spytałam żartobliwie.

- Krwawe, jak satanistyczne obrzędy -

- Chyba za dużo czasu spędzasz z moim bratem - powiedziałam, spychając go z kolan. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na przerwę. Wstałam z krzesła i podążyłam do wyjścia. Muszę się wrócić do klasy po plecak, bo oczywiście w pośpiechu nie miałam czasu o tym myśleć.

- Może cię odprowadzę? - zaproponował Kas biegnąc za mną.

***

Stałam w przedpokoju razem z Kastiel'em przed ojcem, który czekał na wyjaśnienia. Nasza dwójka była cała przemoknięta i brudna od błota.

- Więc? Co się stało? - spytał Jax, opierając się o ścianę, spoglądając na Kastiel'a.

- Cóż... To było tak, że wracaliśmy razem do domu, wskakiwaliśmy w kałuże i przypadkowo oblałem Lecil. Wtedy ona się wkurzyła i mimo moich licznych przeprosin, ona pchnęła mnie prosto w kałuże, głęboką kałuże... I to z dużą łatwością -

- Ha! Ciota! - krzykną Tobio z salonu.

- Trochę droga nam się dłużyła, bo walczyliśmy o każdą kałuże po drodze by oblać przeciwnika -

- Cóż... Teraz jako odpowiedzialny ojciec powinienem wyciągnąć konsekwencje - popatrzył na nas groźnie. - Lecz odpowiedzialny nie jestem, raczej smutny bo mnie przy tym nie było, ale mówi się trudno. Teraz szorować mi pod prysznic zanim się pochorujecie. Tylko pojedynczo, TAKICH zabaw chłopaczku nie będzie -

***

Usłyszałam pukanie do mojego pokoju. Po moim pozwoleniu wszedł przez nie Kastiel. Uśmiechnęłam się do niego, gdy zobaczyłam, jak niesie kubki z herbatą.

- Mój braciszek okazał się miły i pożyczył ci ubrania? -

- Jak powiedziałem, że udzieliłem ci pierwszej pomocy, nawet nie musiałem o nie prosić - odłożył kubki na stolik nocny i usiadł obok mnie na łóżku.

- Kaaaastiellll! - Nagle Tobio rzucił się na Kastiel'a, zamykając biedaka w żelaznym uścisku. Patrzyłam spokojnie, jak mój biedny chłopak stara się wyzwolić z sideł mojego brata, ale gejuszkowa aura była zbyt potężna.

Sięgnęłam po kubek z herbatą, upijając łyk. Po jakimś czasie postanowiłam się zlitować nad Kastiel'em i zawołałam ojca, by ten zabrał Tobio.

Zamknęłam za nimi drzwi i spojrzałam na wyściskane truchło Kastiel'a, które zasługiwało na cenzurę.

- Kuźwa, Tobio zabił Kazia - powiedziałam, upijając łyk herbaty.

- Ja jeszcze żyje -

- Gadające zwłoki, sprzedam cię na aliexpres -

- Wtedy nigdy mnie nie zobaczysz - odparł. Podeszłam do łóżka, siadając obok.

- To wtedy znajdę sobie jakiegoś przystojnego i bogatego blondyna -

- Mówisz o Natanielu? -

- Sam o nim mówisz, jego akurat nie miałam na myśli -

- Jest blondynem i to w miarę bogatym -

- I spokrewniony z Amber -

- A no tak - Kastiel westchną ciężko i się zaśmiał. - O czym my w ogóle gadamy? -

- Nie mam pojęcia... Ale jak szybko zaśniemy to ojciec nie wygoni cię na kanapę - powiedziałam.

- Jest! Drugi sezon! Biedronsiu, nadchodzę! - Te krzyki należały do ojca. Ten stary piernik nadal jara się takimi rzeczami, ale mimo że zachowuje się jak dziecko, to coś ukrywa i to od wielu lat.

***************

Co mogę powiedzieć? Nie było mnie przez dłuższy czas, a teraz jestem z nowym rozdziałem. I przychodzi wam czekać na następny. Wiem, smutna prawda

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top