2. Poeta na Maciuśu

- J-J-Jak to wychodzisz!? Z kim? Gdzie? Znam go?- Ojciec zmarszczył podejrzliwie brwi.

- Wychodzę z Kastiel'em na spacer- odparłam.

- Z Kastiel'em... - podrapał się po brodzie. - Czyli to randka!-

- Nazwij to jak chcesz - Przeszłam do przedpokoju i zaczęłam zakładać glany.

- Może być Maciuś?- spytał.

- Jak chcesz- Kończyłam wiązanie ostatniego buta.

- Czyli to Maciuś!- krzykną.

- A Lecil przypadkiem nie idzie z Kastiel'em?- Podszedł do nas Tobio. Chwyciłam plecak i wyszłam z domu.

Czasem tamta dwójka potrafi wykazać się czystą głupotą. Najwyraźniej mama w genach przekazała mi odporność na tą spierdoline. Pomimo, że tacy są i tak ich kocham i nie zamienię na nic innego.

***

- Maciuś, co? - zaśmiał się Kastiel. - Czyli jesteśmy na... -

- Kas, nie - Próbowałam go powstrzymać zanim to powie.

- Jesteśmy n... - Zakryłam mu usta dłonią. Niestety nie mam tyle siły co on i z łatwością zabrał moją rękę z twarzy. - ...Na Maciusiu!- wykrzyczał. Strzeliłam facepalm'a, a Kastiel rechotał się w najlepsze. Nie zwracałam uwagi na mijających nas ludzi, ale wiedziałam, że patrzą się na nas jak na idiotów.

   Pociągnęłam Kasa za kurtkę, kontynuując tym samym nasz spacer. Szliśmy w kompletnej ciszy. Nagle poczułam piekące rumieńce na policzkach, gdy Kastiel złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona. Patrzył przed siebie cały rumiany.

   Kastiel nie za często trzyma mnie za rękę, gdy gdzieś wychodzimy razem, czy też nie okazuje mi uczuć publicznie. W szkole stara się zachować ostrożność by nikt się o nas nie dowiedział, podobnie jest i na wspólnych wyjściach. Czy to też dlatego, że nie chce ujawniać swojej wrażliwszej strony i jak zawsze się uroczo rumieni, gdy dostanie całusa? Nawet przed Lysandrem się wstydzi, a przy ojcu oblatuje go strach. W kolejce by zabić Kastiela, gdy ten mnie skrzywdzi, poza ojcem, stoją także Tobio, Leo, Roza i po kryjomu Marco, choć się nie przyzna chłopak.

   Nagle zabrzęczał mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni wolną dłonią i odczytałam wiadomość.

Tobio: Jesteś z Kaziem, prawda?

Tobio: Wyglądacie razem taaak słodko~

Tobio: I te łapki złączone

Lecil: Podaj mi swoje namiary, proszę

Tobio: Dwa drzewa za wami, a co?

Lecil: To wybieraj szybko jaki chcesz kolor trumny

   Puściłam rękę Kastiel'a i cofnęłam się, podchodząc do drzewa, za którym siedział mój brat wgapiony w telefon. W tym czasie przyszła mi kolejna wiadomość, którą odczytałam.

Tobio: Jestem za młody by umierać! A tak przy okazji to czarny.

Tobio: Nie przeszkadzajcie sobie i kontynuujcie swój spacerek

- No chyba, jak sobie pójdziesz- powiedziałam grobowym głosem. Tobio pisną niczym baba, odskakując przerażony.

- L-L-Lecil! Co ty tu robisz?- zaśmiał się nerwowo.

- O to samo mogę spytać ciebie- skrzyżowałam ręce na piersi. Obok mnie stanął Kastiel.

- Przytulam drzewa - odpowiedział z powagą wymalowaną na twarzy.

- Wracaj do domu - powiedziałam. - Mieszkamy niemalże w lesie, tam poprzytulaj sobie drzewa -

- Ale mi się nie chceee - jękną. - Ojczulek wyszedł z domu, pozostawiając niczym psa i nie wiem kiedy wróci -

- Ty zostawiłeś teraz psy same w domu -

- Ale ich jest czworo, więc na samotność nie mogą narzekać - Tobio popatrzył na mnie błagalnie. - Siostrzyczko kochana....- zaczął, ale nie dane było mu skończyć.

- Nie - odpowiedziałam razem z Kastiel'em.

- Okrutni wy! Czemu mi to robicie? - spytał z żalem. - Skoro nie chcecie mojego towarzystwa, to wrócę do domu i zrobię sobie tosty - Już miał odchodzić, ale szybko go zawróciłam.

- Idziesz z nami - powiedziałam. Tobio natychmiast cały rozpromieniał, a Kastiel niezbyt był z tego zadowolony.

- Lecil, dlaczego?- spytał szeptem Kastiel.

- Wiesz, nie chcę by Tobio znów wywoływał Szatana z nowego tostera- odparłam równie cicho. Kastiel zrozumiał o co mi chodzi i pogodził się z faktem, że dzisiejszy dzień spędzi również i z moim bratem.

***

   Myślałam, że przez cały dzień będę skazana na łażenie razem z Tobio, ale przybyło wybawienia w postaci Kero. Chwilkę pogadaliśmy, aż w końcu przyjaciel odszedł zabierając przy okazji mojego brata. I mogłam być z Kastiel'em sam na sam.

   Siedzieliśmy we dwoje na ławce w parku. Otaczały nas drzewa i mogliśmy mieć pewność, że nikt nas nie zauważy. Zaczynało się powoli ściemniać, ale nie śpieszno nam było do domu.

   Ostatnie kilka godzin spędziliśmy na łażeniu po mieście i wspólnej rozmowie, a teraz przesiadujemy w parku, wpatrzeni we własne odbicia w naszych oczach. Kastiel uśmiechną się do mnie, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho.

- Jesteś piękna- powiedział. Zarumieniłam się lekko z uśmiechem.

- Piękne słówka, znasz jeszcze jakieś?- spytałam.

- Daj mi chwilę- potarł się po brodzie, przetrawiając własne myśli. Po chwili spojrzenie jego szarych oczu przeniosło się na mnie. Przybliżył się do mnie bardziej, wpatrując się w moje oczy. - Twój uśmiech leczy rany na mej duszy, albowiem każda rozłąka z tobą rani ją na nowo. Niech dzisiejszy wieczór trwa wiecznie i proszę, by promienie pnącego się ku górze słońca nie przerwały tej pięknej chwili. Pragnę tonąć w twym spojrzeniu, a a dech zaczerpując z każdym muśnięciem twych ust. I choć słowa te piękne, nawet podobnych milion nie wyrazi tego co czuje, jak proste "Kocham Ciebie"-

   Wpatrywałam się zaskoczona w Kastiel'a. Odebrało mi mowę przez jego słowa. Nie sądziłam, że coś takiego potrafi. Widać bardzo dużo czasu spędza z Lusandrem.

- I co powiesz?- spytał.

- W-Wiesz... Trochę mnie zaskoczyłeś. Ten wiersz... Skąd go znasz?-

- Hm? Wymyślałem na bieżąco. Lys powiedział, że najlepsze wiersze powstają z głębi serca. Bo... - Ujął dłonią mój policzek. - To szept mego serca, kochana, bijącego tylko dla ciebie- Złożył krótki, lecz czuły pocałunek na moich ustach. Zachichotałam. - Co cię tak śmieszy?-

- Lepiej zapisuj takie rzeczy, chętnie poczytam- powiedziałam i znów zaczerpnęłam jego ust, tym razem na dłużej.

***

[ Jax ]

   Czerń nocnego nieba rozciągnięta nad miastem była dziś naprawdę piękna. Często w podobne dni przesiadywałem pod oknem całą noc, obserwując ten mrok i myśląc o pewnej osobie.

   Wracałem właśnie ze sklepu z siatką pełną zakupów. Miałem co prawda wyjść tylko po moje ukochane ciasteczka, ale moje dwa słodziaki zleciały się mówiąc mi swoje zachcianki. Nawet żadne nie raczyło pójść ze swoim staruszkiem. Naukę Lecil zrozumiem, a Tobio tłumaczył się, że musi obejrzeć Miraculum. Normalnie przywlókłbym tu tego smarka ze sobą, gdyby nie to, że sam byłem ciekaw co działo się w dzisiejszym odcinku i po moim powrocie syn miał mi nagrać odcinek.

   Mój cudny spacerek i rozmyślenia o Biedrońsi przerwał zakapturzony mężczyzna, który wyszedł z zaciemnionej uliczki. Stanąłem, jak wryty, gdy tylko zdjął kaptur, ukazując blond-białe, długie włosy i bujny zarost tego samego odcieniu. Trzy blizny przeszywające lewe oko były znajome, a samego osobnika znałem o wiele lepiej.

- C-Co ty tu robisz?- spytałem.

- Dawno się nie widzieliśmy, mój synu-

*************************

I BUM! MICZSZ PRZERYWANIA NAJLEPSZYCH MOMENTÓW!

To tyle, jak na razie. Następny rozdział... Eee... No kiedyś tam będzie :D

Tak, jak w poprzednim rozdziale dodam tu zdjąko mamy Lecil

Jak podobał wam się rozdział to piszcie i pytania, jeżeli owe macie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top