1. Te dni...

   I pomyśleć, że wakacje tak szybko minęły. Chociaż spędziłam je w miłym towarzystwie, pomimo, że na początku było kilka problemów. Tamten wyjazd mi naprawdę pomógł. Jakoś się z tym uporałam i w końcu jestem z Kastiel'em. Poza osobami będącymi na wyjeździe nikt o nas nie wie ze szkoły, ale coś czuję, że plotki szybko się rozniosą i nie będę miała spokoju od Amber.

   Krzątałam się po kuchni robiąc sobie kanapki na śniadanie. Zalałam herbatę gorącą wodą i przy okazji zalewając bratu i ojcu. To tylko kwestia czasu aż zaczną mi się tu zlatywać. Jeżeli nie chcę mendzenia z rana ze strony tych dwóch "dorosłych" muszę szybko zjeść i się ulotnić z obiektu zwanego domem. 

- Leeeciiiilll- Przylazła jedna przybłęda. Kuźwa. - Ooo, kochana siostrzyczka zrobiła mi herbatkę? Jak miło... Widać, że związek z Kaziem roztapia stopniowo twoje lodowate serduszko- uśmiechną się. Pieprzyć to. 

   Zaczęłam owijać kanapki w folię i schowałam je do plecaka. Zjem śniadanie w szkole.

- Hm? Lecil, gdzie się wybierasz?- spytał Tobio. 

- Do szkoły- odparłam. Kończyłam wiązać glany. Zarzuciłam plecak na plecy i chwyciłam za klamkę.

- Ale masz jeszcze sporo czasu. Czemu... - Nie usłyszałam do końca bo zamknęłam za sobą drzwi i pokierowałam się do szkoły.

***

   Otworzyłam drzwiczki mojej szafki i zaczęłam chować do niej niepotrzebne książki. Teraz powinnam chyba mieć... Właśnie, co? To pierwszy dzień szkoły po wakacjach i niezbyt najlepszy. Ten dzień możliwe, że spędzę w prawdziwym cierpieniu.

- Ołtarzyk w szafce sobie zrobiłaś, że teraz tak przed nią stoisz?- Spojrzałam ponuro na osobę, którą okazał się Leo. Ten widząc moją twarz od razu zbladł. - L-Lecil, dobrze się czujesz? Nic cie nie boli?-

- Boli jak cholera- warknęłam. 

- Czaję- zaczął się powoli odsuwać. - Ja, ten tego... M-Muszę coś załatwić... - zaśmiał się nerwowo i zwiał. 

   Zamknęłam szafkę. Muszę się opanować, inaczej swoim zachowaniem wystraszę całą szkołę. Zobaczę na tablicy jaki mam plan lekcji i pójdę do odpowiedniej klasy.

[ Kastiel ]

   Krążyłem po szkolnych korytarzach w poszukiwaniu Lecil. Jeszcze dzisiaj jej nie widziałem. Czyżby nie przyszła do szkoły? Stało jej się coś?

   Niedaleko zobaczyłem Leo opierającego się o ścianę. Wyglądał jak chodzący trup. Podszedłem do niego, może wie czy Lecil jest w szkole.

- Leo, widziałeś Lecil?- spytałem. Wydawało mi się, że słysząc jej imię lekko się wzdrygną.

- L-Lecil? Taa, jest w szkole i... Błagam, uważaj na siebie i je prowokuj pod żadnym pozorem-

- Że co?-

- Są czasem takie dni, to rzadkość, ale są, gdy Lecil naprawdę przypomina demona-

- Stary, kupiłeś sobie jakieś tajemnicze kadzidła do pokoju?-

- Ostrzegam cię- powiedział i znikną za rogiem. Chyba nigdy nie zrozumiem znajomych Lecil. I właściwie o co mu chodziło?

   Wszedłem do klasy i zobaczyłem ją. Siedziała w ostatniej ławce przy oknie i patrzyła w niebo. Z daleka zauważyłem, że coś jest nie tak. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest w porządku, ale po chwili można dostrzec, że jest poddenerwowana. Stało jej się coś?

   Podszedłem do niej i położyłem jej rękę na ramieniu, na co się spięła.

- Hej - powiedziałem. Spojrzała na mnie, ale po chwili wbiła wzrok w ławkę.

- Hej... - odparła cicho. Na pewno coś jest nie tak.

- Co ci jest?- 

- N-Nic- W jej oczach stopniowo rosła panika. Denerwowało mnie, że nie chcę mi nic powiedzieć. Martwię się o nią, nie widzi tego?

- Chodź ze mną- złapałem ją za rękę.

- Nie chcę- szepnęła. Zignorowałem jej odpowiedź i pociągnąłem na sobą wychodząc z klasy. - Kastiel, zaczekaj- 

   Schowaliśmy się w składziku. Zapaliłem światło. Widziałem jak Lecil podchodzi do drzwi. Zagrodziłem jej drogę i przyparłem do ściany.

- A teraz powiesz mi o co chodzi- powiedziałem stanowczo.

- Nie chcę - zarumieniła się.

- Musisz-

- Niby czemu mam z tobą o tym rozmawiać!?- Jej policzki przybrały jeszcze bardziej intensywny kolor. 

- Albo mi powiesz... -

- Albo co?- warknęła, marszcząc brwi. - Jak mówię, że nie to nie i się z tym pogódź!- 

- Ale o co się wściekasz!? Co ty, okres masz!?- I nagle, jakby cała złość z niej uleciała. Zarumieniła się, wbijając wzrok w podłogę.

- Mhmfwbmh... - bełkotała coś pod nosem. I chyba zrozumiałem o co chodzi. Podrapałem się po karku, wzdychając lekko. O to chodziło wtedy Leo, prawda?

- Lecil... - zacząłem, ale niedane było mi dokończyć. Szarpnęła mnie za kołnierz przyciągając tak, że nasze twarze były teraz na równi. 

- Mam i co ci do tego!? Uhuuu... - bąknęła pod nosem. Puściła mój kołnierz, opierając się czołem o moją klatkę. - Dlaczego to tak cholernie boli? I jeszcze... -

- I jeszcze co?-

- Z-Zapomniałam zab... rać podpaski- Skryła bardziej twarz w mojej kurtce. 

   Sięgnąłem do plecaka wyciągając z niego to czego potrzebowała teraz moja dziewczyna. Poklepałem po jej głowie małym folijkowym opakowaniem, a ta uniosła na mnie wzrok, wciąż wtulając się w moją klatkę.

- Masz, załatw to co masz załatwić i z powrotem na lekcje- Zabrała ode mnie podpaskę.

- Co robiła w twoim plecaku?- spytała.

- Na wszelki wypadek, jakbyś ich potrzebowała- Zachichotała w odpowiedzi.

- Dziękuję- uśmiechnęła się. Odwróciłem zarumieniony wzrok, zachowując nadal poważną minę. Po chwili poczułem na swoim policzku ciepłe i delikatne usta, po czym usłyszałem trzask drzwi od składzika. Poszła sobie i zostałem tylko ja i moje dudniące serce. Jest co coś co potrafi spowodować tylko ona. Sprawić, że kocham ją z każdym minionym dniem. Jej uśmiech, charakter, cudowne oczy, jej najmniejszą wadę, po prostu ją kocham i nawet "te dni" mnie od niej nie odstraszą. To w końcu moja Lecil.

***

BONUSIK!

   Było to jak miałam dziesięć lat. Ojciec siedział na kanapie w salonie i pisał nową piosenkę. Nie chciałam mu przeszkadzać, ale czułam że muszę to zrobić. 

- Tato... - powiedziałam, stając obok niego. Spojrzał na mnie z uśmiechem, odkładając gitarę na bok.

- Co się stało?-

- Krew mi leci- rzuciłam. Ojciec spojrzał na mnie przerażony.

- Co jest!? Gdzie się skaleczyłaś!? Czy to poważne!?- Trząsł mną za ramiona, nie przestając wypytywać o mój stan zdrowia. Nagle zatrzymał się patrząc na moje spodnie. Natychmiastowo zbladł.

- Aha. Już czaję - powiedział pusto. 

- Co to jest?- spytałam. W ojcu najwyraźniej rosła panika. 

- Eee... Wiesz córeczko. Jest tak, że dziewczynki w pewnym momencie... eee... - zaśmiał się nerwowo. Przyglądałam mu się z pełnym skupieniem, czekając na wyjaśnienia. 

- Jax, możesz mi... Co tak zbladłeś?- spytał długowłosy szatyn. Nastolatek przyglądał nam się chwilę. - Jax, co się to... -

- Wyjdź, właśnie próbuje wytłumaczyć córce czym jest dojrzewanie!- Marco spojrzał na mnie i popatrzył na ojca jak na skończonego idiotę. 

- Lecil, chodź ze mną na chwilę. Twój tata ma teraz dużo pracy- złapał mnie za rękę i zaprowadził do łazienki. Po dość długim wykładzie i uporaniu się z moim problemem w końcu wiedziałam co i jak. 

   Jak przypomnę sobie te wspomnienia chce mi się śmiać. Bezradność ojca była komiczna i to Marco wykazał się dojrzałością, której mój ojciec w pełni nie posiada. Bez mamy miał naprawdę ciężko ze mną i Tobio. Ale teraz, gdy jesteśmy już starsi zrzuciliśmy trochę ciężaru z jego barków.

*************************

Kto się cieszy z drugiej części książki niech da znać! 

Możliwe, że w następnym rozdziale dodam zdjęcie mamy Lecil

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top