019

Jax nasypał ziaren kawy do młynka, po czym zmielił je i przesypał do kawiarki. Od świtu jest bardziej nieobecny niż zazwyczaj. Przytłacza go myśl, że jego dzieci odwiedziły strych. Dawniej powiedział im, że zamknął drzwi, a klucz wyrzucił, by wspomnienia na strychu pozostały ukryte. Lecz naprawdę ten klucz zawsze miał przy sobie i co jakiś czas odwiedzał strych w tajemnicy przed dziećmi.

A ostatnio odkrył, że strych odwiedził ktoś jeszcze. Możliwe, że ostatnim razem zapomniał zamknąc drzwi lub dzieci same otworzyły zamek. Jak na razie nic im nie powiedział, że wie. Także i oni milczą na ten temat. Nie mają żadnych pytań. A Jax sam nie wie jaki im o tym powiedzieć. Wspomnienia nadal są zbyt bolesne by mógł o nich swobodnie mówić.

– Hej tato – przywitała się Lecil, zabierając wcześniej przygotowaną przez Jaxa kanapkę.

– To moje – oburzył się. Już przygotował się do odebrania kanapki.

– Córka ciasta ci piecze, a skąpisz jej kanapki. Nie ładnie. – Pokręciła głową.

Jax westchnął, sięgając po bułkę by zrobić sobie kolejną kanapkę.

– Zawieźć cię dziś do szkoły?

– Nie, Tobio to zrobi. A właśnie, po szkole przyjdą do mnie znajomi. Nie masz nic przeciwko większemu gronu?

– Oczywiście, że nie. I miło, że w końcu mówisz mi, że sprowadzisz tu gości. Nie to co ten rudzielec, co prawie co dzień z tobą wraca.

– Tato...

– No co, może powiesz, że się "uczycie" w twoim pokoju.

– Co ty się tak uczepiłeś tego tematu?

– Chcę po prostu wiedzieć czy postępujesz odpowiedzialnie.

– O matko!

– Słuchaj, rozumiem, że jesteś już w takim wieku i chcesz postępować dorośle.

– O dorosłości mówi facet co ogląda miraculum.

– Ja sam byłem młody...

– Dobra, na mnie pora. Tobio, rusz dupe, wychodzimy!

Tobio przyszedł do kuchni.

– Gotowa? – zapytał. Zerknął na talerz. – O, śniadanie.

Nim Jax zareagował, jego kanapka już była pożerana przez syna. Zmrużył gniewnie oczy. Gdyby Tobio nie był jego potomstwem już dawno leżałby z rozszarpanym gardłem. Jedzenia Jaxowi się nie podkrada. Taki uraz z dzieciństwa wyhodowany przez ojca.

– Przy was śniadania spokojnie nie można zjeść. Wynocha jedno z drugim, bo w dupy z glana nakopię, aż wam się ciemiączka odkleją. A kysz mi z domu!

***

– Macie jakieś plany na święta? – Rozalia przysiadła się do stolika, odkładając tacę z jedzeniem.

– Siedzę z rodziną– odparł Alexy.

– Ja w domu – dodał Kastiel.

– A ty Lecil?

– Przyjeżdża do nas babcia i święta pewnie spędzimy w większym gronie. Chcesz przyjść? – zerknęła na Kastiela.

– A przyjdzie Mikołaj? – zapytał z nadzieją.

– Nie, Krampus.

– To dziadek czy Jax?

– Dziadek nie żyje, mówię o babci. Starowinka jest złem wcielonym, ale cudownie gotuje. Musisz przyjść.

– Tak chciałbym święta spędzić z wami – jęknął Alexy.

– Znając Tobio, nawet bez proszenia go, porwie cię i skitra w naszym domu.

Alexy popatrzył na Rozalię, której zrzedła mina. Jej przypadł wyjazd z rodziną do dziadków i nie będzie jej w mieście przez najbliższy tydzień.

– Tobio może porwać także ciebie, kochana – Alexy poklepał ją po ramieniu.

– Wątpię, że przekonam rodziców. Co roku jeździmy do dziadków i nie pozwolą mi zostać samej.

– A jak nie bedziesz sama? – spytała Lecil. – Zatrzymaj się u mnie, ty też. – Wskazała na Kastiela. – Skoro co roku jeździcie, to dlaczego nie zrobić wyjątku w tym roku?

− Poprosić zawsze mogę, ale wątpię, że się zgodzą.

***

Lecil chowała książki do szafki, a Kastiel bacznie się temu przyglądał. A dokładnie temu niziołkowi, lekko zaróżowionym policzkom od chłodu, czarnym cieniem na powiekach, które lekko rozmazała gdy tarła oczy. Laski, które przyszło mu poznać już od razu wzięłyby lusterko i kosmetyczkę by tylko poprawić makijaż. Lecil nie przykładała szczególnej uwagi by mieć idealny makijaż, zawsze miało być szybko, ładnie, a potem co z tym makijażem się stanie w ciągu dnia to wyjebka.

Kastiel czasem nie może uwierzyć jak wyjątkowa dziewczyna mu się trafiła. Ceni w niej bardzo, że nie pędzi na ślepo za sztucznie wykreowanymi standardami urody, poczucie humoru, szczególnie to czarne, że ma własne zdanie i uparcie się go trzyma, a także zainteresowania i pasje, które pielęgnuje i skupia się na nich i związek nie jest jej jedynym celem w życiu. Co prawda Kastiela czasem boli, że nie odpisuje do niego przez kilka godzin, bo akurat czyta, pisze lub piłuje gitarę nowym utworem. Ale zawsze potem napisze lub zadzwoni i będą gadać przez wiele godzin lub aż jedno z nich nie zaśnie.

Musi wybudować Rozalii pomnik, bo to jej zasługa, że się poznali. I pomyśleć, że wcześniej był niechętny przed poznaniem Lecil.

− Na co się gapisz? − Odwróciła się do niego, zamykając szafkę.

− Na twoją bladą mordę.

− O ty zrogowaciały fallusie. − Już się szykowała do kopa z glana. Powstrzymał ją tylko głośny pisk, który nie należał do Kastiela, aż ktoś nagle rzucił się jej na szyję. Gdy wypluwała białe włosy z ust, wiedziała, że to Roza.

− Zgodzili się − pisnęła przyjaciółka.

− To wspaniale.

− W łóżku będę Jezusem pomiędzy tobą a Kastielem by pilnować twojej cnoty.

− Prędzej częścią trójkąta − Odparła Lecil.

− Racja...

− Nie mów tego żartu Jaxowi bo i ciebie zgoni na kanapę − powiedział Kastiel.

− Wiesz, że widziałam więcej soft nudesów Lecil od ciebie?

− Co? − Spoważniał patrząc na Lecil.

− Myślisz, że jakiekolwiek zdjęcie przyszłoby do ciebie bez siostrzanej kontroli? W tym związku zaszłam dalej od ciebie i Jax nie ma żadnych podejrzeń.

− Nie będę zły pod warunkiem, że nauczysz mnie jak nie wzbudzać podejrzeń jej ojca.

− To na nic kochanie, jesteś szczególnie nadzorowany przez mojego ojczulka. Już i tak ledwo pozwala ci mnie całować.

− Lepiej bądź tym Jezusem między nami, chcę się wyspać w jej łóżku. Spanie w salonie trochę mnie przeraża. Nieopodal Jax ma swoją sypialnię i w nocy nie wiem czy warczy na mnie, chcąc żywcem pożreć, czy po prostu tak głośno chrapie.

*******************

Trochę mnie nie było, ale wracam z nowym rozdziałem :)

A tak w ogóle jeżeli ktoś tutaj lubi bnha to na moim profilu jest ff o tym i jest tam już ponad dziesięć rozdziałów, więc zapraszam.

Mój insta z rysunkami ->  _kazikx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top